Opera dla Soni

Kiedy zobaczyłam, że w Catone in Utica będzie śpiewać Sonia Prina, wiedziałam już, że co najmniej ten jeden punkt będzie bez pudła. To się nie tylko sprawdziło, ale na dodatek Sonia, ze swoją wspaniałą siłą dramatyczną i wirtuozerią, okazała się królową wieczoru. Zaśpiewała też arię na bis, co zresztą chyba po raz pierwszy wydarzyło się w ramach Opera Rara. Zwykle te opery są tak długie, że choć kończą się aplauzem, nikt nie ma już siły ani na wykonywanie, ani na słuchanie bisów.

Dlaczego tym razem było krócej? Ponieważ nie zachował się I akt tej jednej z późniejszych oper Vivaldiego. Biondi zapewne coś by skombinował i zrekonstruował; Federico Maria Sardelli, również wielki znawca twórczości Vivaldiego, jest takim działaniom przeciwny. I słusznie, ponieważ to, co się zachowało, jest jednorodne stylistycznie i jak na Vivaldiego naprawdę momentami bardzo ciekawe. I nie było to żadne pasticcio, wszystko uczciwie napisane do libretta Pietra Metastasia.

Libretto nawiązuje do prawdy historycznej, ale niewiele ma z nią wspólnego. Opowiada o oporze Katona, zwolennika demokracji, przeciwko Cezarowi, którego uważa za dyktatora. Katon jest tu zawziętym tenorem – Magnus Staveland prężył się i robił piękne groźne miny – a Cezar sopranem, czasem bardzo lirycznym, co też średnio pasuje do postaci; tu Paolo Lopez również postawił na dramatyzm, ponieważ rejestry jego głosu są bardzo zróżnicowane, więc inteligentnie próbował zmieniać mankamenty na efekty dramatyczne, choć w ornamentach nie zawsze się wyrabiał. Drugi kontratenor, młody Antonio Giovannini w roli Fulvia, był może nawet ciekawszy, ale rolę miał niewielką. Były też dwa damskie soprany bardzo różnych jakości: urodziwa, ale niezbyt sprawna wokalnie Loriana Castellano (groźna Emilia, wdowa po Pompejuszu, która chce pomścić śmierć męża) oraz obdarzona zbyt łagodną urodą jak na męskie role, ale za to ładnym głosem Nicki Kennedy (Arbace, stronnik Katona).

Ale królowała Sonia w roli Marcji, córki Katona, zakochanej z wzajemnością w Cezarze. Ta miłość w jej wykonaniu, a właściwie w interpretacji kompozytora, jest też bardziej dramatyczna niż liryczna. Co zresztą wspaniale tej śpiewaczce odpowiada.

Trzeba też dodać, że Modo Antiquo to zespół znakomity – niewielki, precyzyjny jak maszyna, idealny więc do wykonywania Vivaldiego. Sardelli ze swoim zespołem na pewno nie wystąpił tu ostatni raz.

Następna Opera Rara po raz pierwszy polska: w wykonaniu Capelli Cracoviensis. Też z czołówką włoskich głównie solistów. A związana z Capellą sopranistka, Jolanta Kowalska, zaniedługo jedzie do Minkowskiego, żeby wystąpić w Pasji Mateuszowej pod jego batutą. Także w Krakowie, na Misteriach Paschaliach.