Teatr Mischy
Mischa Maisky to swoisty fenomen. Zarówno jego aparycja, jak i styl zachowania na estradzie, łącznie z przebierankami w trakcie koncertu (stroje projektuje specjalnie dla niego firma Issey Miyake; dziś w pierwszej części miał bluzę srebrną, harmonizującą z siwą czupryną, a w drugiej – koloru pawiej szyi), wytwarzają szczególną atmosferę – moja siostra właśnie stwierdziła, że tu są feromony w użyciu… Jego gesty są na swój sposób teatralne, zwłaszcza, gdy – jak dziś – jednocześnie kierował orkiestrą i po prostu niemal tańczył przy tym, a do tego dochodzi temperament, z którym gra – niemal odnosi się wrażenie, jakby iskry leciały spod smyczka.
Całe to opakowanie z jednej strony (znamienne, że najpierw napisało mi się o ciuchach, jakby to było ważniejsze!), a z drugiej – jednak, mimo wszystko – szczerość jego wykonawstwa sprawiają, że wybacza mu się naprawdę wiele. Poczynając od nieczystości intonacyjnych, które mu się od czasu do czasu przydarzają, po fakt, że gra ewidentnie niestylowo. No i co z tego – można powiedzieć – po prostu jest sobą, Mischą nie do podrobienia. Poza tym zna się to już i obserwuje z dozą sympatii. Bo widać, że wiolonczelista naprawdę chce nas oczarować na wszelkie sposoby.
Mimo wspomnianych nieprecyzyjności, których chyba jest obecnie trochę więcej, wciąż robi wrażenie. Kiedy nie rzuca się i nie ciska, ma przepiękny dźwięk i nie jest to tylko kwestia znakomitego włoskiego instrumentu – po prostu on umie na tym instrumencie śpiewać. Pokazał to właściwie nie w dwóch wykonanych koncertach, Boccheriniego i Haydna, ale w bisie, zagranym również z orkiestrą Nokturnie Czajkowskiego. Publiczność szalała, dały się słyszeć krzyki i piski zwłaszcza żeńskiej części widowni, była też owacja na stojąco.
Orkiestra, która mu towarzyszyła, Kremerata Baltica, wytresowana przez swego twórcę Gidona Kremera, ma naprawdę piękne brzmienie i zarówno muzykalnie towarzyszyła Maisky’emu, jak wdzięcznie wykonała na początek transkrypcję Kwartetu smyczkowego Verdiego na orkiestrę smyczkową (wolę co prawda wersję oryginalną, bardziej do tej muzyki pasuje selektywne brzmienie pojedynczych instrumentów). Na koniec jednak z jej strony pojawił się pewien… z mojego punktu widzenia zgrzyt. W programie widniała Serenada notturna Mozarta. Szybko jednak okazało się, że nie całkiem jest to ten utwór: muzycy zaczęli się wygłupiać i ostatecznie z Mozarta zrobili MoCarta. Ten bardzo podpubliczkowy chwyt, służący zapewne „przebiciu” efektu Mischy, okazał się skuteczny dla dużej części publiczności, która wyklaskała bis: Eine kleine w przeróbce w połączeniu z piosenkami irlandzkimi. Cóż, jakbym chciała się wybrać na koncert Grupy MoCarta, to bym się wybrała. Nie lubię, jak każą mi się śmiać na siłę z dowcipów, które, kiedyś usłyszane, drugi raz nie bawią.
Komentarze
Ponieważ o wpis pytałam, czekałam, z wypiekami wyczekałam, jednym tchem przeczytałam, to tylko skromnie dodam, że urzekł mnie bardzo ten Czajkowski i pokazał, że Mischa to prawdziwa osobowość: po tym szale publiczności (niczym na koncercie gwiazdy rocka) zmusił wszystkich do skupienia w Nokturnie.
PS No i wielki zaszczyt było siedzieć obok 🙂 Pozdrawiam z drugiej strony ekranu
A dla mnie to była wielka przyjemność 🙂
Z blogowiczów widziałam się jeszcze przez chwilę z lesiem i mignęła mi mt7, ale byłam dziś w towarzystwie rodziny.
Kremerata Baltica w Tubie gra tę Serenadę Mozarta z identycznymi żartami, a rzecz jest z 2002 roku:
http://www.youtube.com/watch?v=qHQdhakJExU&feature=related
Też byłam niezbyt miło zaskoczona i po reakcji publiczności myślałam, że brakuje mi poczucia humoru.
A na występy Miszy M. przychodzi się po to wszystko, bo wzburzoną, białą czuprynę, kolorowe stroje, grę, całe to dekorum.
Określenie ‚szczerość gry’ wydaje mi się bardzo akuratne, tak to się odbiera.
Patrzę na ten teatr Miszy z przyjemnością, wręcz oczekuję, ze taki właśnie będzie. Szkoda, że tak krótko.
Ciągle pamiętam, jak iskrzyło na nocnym koncercie z Marthą Argerich. Ech!
Pobutka.
Pobutka? Wolne zarty! Ja dopiero do wyrka (u mnie jeszcze 28 II).
PS Jutro Babcia Gostka zalicza dwudzieste piate urodziny, w stanie niestety nie najlepszym.
Linka do pobutki nie działa. 🙁 Pobutka zastępcza. http://www.youtube.com/watch?v=mbViXEQLets
@Aga 7:36
No właśnie,może pobutka była zbyt wczesna 😉
W związku z tym też znalazłam coś na urodziny Mistrza (chyba 55 :-), o ile dobrze liczę ) http://www.youtube.com/watch?v=FpNtUaIJ4IM&feature=related
Przypomniałam sobie,że niezapomniany Igor Przegrodzki, reżyserując „Cyrulika” we Wrocławiu,włączył do niego ten duet – śpiewała go Berta ze służącym 🙂
Pietrku, serdeczne pozdrowienia dla Babci Gostka i zdrowia, zdrowia!
Najlepsze życzenia dla Babci Gostka. To piękny wiek. 🙂
lesio, niestety – ze względów przeziębieniowych – nie dotrwał do bisu, a nawet do III części k. Haydna, natomiast wlokąc się do domu wysłuchał (oczywiście na PR2) retransmisji bardzo pięknie wykonanego koncertu wiolonczelowego Dworzaka. Nie zapamiętał jednak wykonawcy..
Dla zainteresowanych: dalszy ciąg serialu przetargowego pana M.:
http://pl.chopin.nifc.pl/=files/attachment/5/2517/wyjasnienia_28.02.do_przetargu_zp5_2012_-.doc
Nie znam Przegrodzkiego jako reżysera, ale aktorem był całkiem niezłym. Tylko ja nie mogłem mu zapomnieć Hamleta z końcówki lat 50-tych. Recenzje miał dobre, ale ja byłem na spektaklu. Reżysersko niezrozumiały. Zmiana kolejności aktów, o ile pamiętam. Były tam świetne sceny zbiorowe, pełne dynamiki. Przegrodzki dostroił się do nich głównie poprzez bieganinę i nadużywanie krzyku. Pewnie to była koncepcja reżysera, ale sensu w tym nie było i zraziło mnie do aktora na długo. Wiele lat potem widziałem parę kreacji całkiem udanych nie licząc filmowych. Oglądając wrocławskiego Hamleta nie miałem żadnego dystansu. Licealista niewiele wiedział o teatrze. Wcześniejsze częste wizyty przypadały na lata stalinowskie, kiedy chyba tylko Igraszki z diabłem były spektaklem pozbawionym jawnej propagandy. Największą przygodą teatralną poprzedzającą Hamleta były Dziady Bardniniego. Obejrzałem z Gustawem-Konradem Gogolewskiego i Jasiukiewicza. Mało kto wówczas dyskutował o czymś innym, a przecież spektakl Bardiniego miał wiele ułomności, których sam Bardini był w pełni świadomy.
Ze spektakli tego okresu przypomnę jeszcze Dziennik Anny Frank, z którym krakowski Teatr Młodego Wiodza objeżdżał Polskę. Annę Frank grała dobra znajoma naszej rodziny, śliczna i utalentowana Marzanna Fijałkowska. Chyba Anną Frank została jeszcze przed dyplomem, ale pamięć może być zawodna. Parę lat po dyplomie wyszła za mąż i przerwała karierę teatralną. Wznowiła po latach, ale przerwa była nie do nadrobienia. Przypoinam Annę Frank, bo chyba nigdzie nie przetrwały informacje o tym spektaklu. Jego wartości nie potrafię ocenić, wtedy z natury rzeczy musiałem być zachwycony, jak bywałem wszystkim, w czym występowali znajomi.
@Pietrek
Serdeczne życzenia i niskie ukłony dla Babci Gostka !
Też najlepsze życzenia dla Babci Gostka. 25-te urodziny to chyba powinien uczcić gospodarz miasta wizytą z pucharem. U nas przywozi na ogół fajansowy wazon. Ale nie tylko 100-latkom, także tym, którzy obchodzą 50-lecie ślubu. Wcześniej zapraszał do ratusza, ale wielu ignorowało słusznie czując się urażonymi.
Dziś pierwszy dzień sprzedaży biletów na Festiwal Wielkanocny – w Filharmonii Meksyk w ogniu – jedna pani przy laptopie (system ślimaczy, kolejkę wmurowało w posadzkę) – na oko przy 20 osobach dwie godziny stania.
Ale niespodziewanie pojawiła się jakaś pani i powiedziała: „a na Jerozolimskich nie ma kolejki”. No to my ogony kolejkowe w kłus, jeden ogon w samochód i był pierwszy.
Ale rzeczywiście nie było tam nikogo.
To ja pozwolę sobie tu podziękować tej nieznanej pani, bo dzięki niej mam bilet na Gergieva.
Och, co za piekne okreslenie: „koloru pawiej szyi”….
Przecudnosc.
A z beczki gdanskiej: Madame Curie dostala Sztorm!
Nie wiem, czy bylo, a zupe grzybowa bardzo lubie, wiec wklejam:
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/10,88290,11222754,Sztorm_Roku_2011___muzyka_powazna.html
Kłaniam się szacownemu Towarzystwu,
Pozwolę sobie zaprosić na Koncerty Urodzinowe (zostały już tylko dwa – dziś i jutro) do zacnej i bardzo dobrej akustycznie sali Centralnej Biblioteki Rolniczej na Krakowskim Przedmieściu 66. Dziś między innymi wystąpi pianistka Weronika Chodakowska i Trio Archetto, natomiast jutro o 19 konkurencję Geniuszasowi czynić będzie Paweł Wakarecy, który zagra Mozarta, Ginasterę i Chopina. W programie ponadto niespodzianki, również dla podniebienia! 🙂
http://www.smolna.eu
Niech każde miasto i każda wioska
składa życzenia dziś Babci Gostka!
I ja też złożę, ze skromnym darem –
pełnym po brzegi zdrowia pucharem. 🙂
O rany, dopiero teraz do mnie dotarło to 25 lat! 😳 Oczywiście ślę urodzinowe ukłony z wioski Bielany w mieście Warszawa. 🙂
@Stanisław 10:29
To musiał być „Hamlet” w reżyserii Jakuba Rotbauma (1957). Podaję na odpowiedzialność kronikarzy wrocławskiego teatru, bo sama wtedy jeszcze na spektakle nie uczęszczałam 😉
Obecna inscenizacja (2008) to dopiero może wywołać u widza uczucia „mięszane” (a co poniektórzy to nawet wstrząśnięci , nie zmieszani 🙂
A Pan Igor był przez całe lata , jak to się dzisiaj mówi, „ikoną Wrocławia”, jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci. Mimo tzw.trudnego charakteru i dzikich awantur był uwielbiany przez współpracowników i publiczność (zwłaszcza damską w różnym wieku, bo choć sam ,hmm…w kobietach nie gustował, traktował wszystkie z iście przedwojenną galanterią ) Miał też specyficzny,niedzisiejszy stosunek do zawodu i do widza (cytuję : „tylko śmierć – własna ! usprawiedliwia nieobecność aktora na spektaklu” ) co w dzisiejszych czasach może być kwitowane najwyżej pobłażliwym uśmieszkiem przez rozmaite tzw.”gwiazdy”. Kiedy po półwieczu na wrocławskiej scenie postanowił spróbować szczęścia w Warszawie,tutejsza publiczność zachowywała się jak zdradzona kochanka,ale nigdy nie przestała go kochać 🙂
Tutaj więcej (a w wywiadzie z 2000 r.- „Przeprowadzki Pana Igora” wspomina też tego „swojego” Hamleta ) :
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,6863367,Odszedl_wielki_aktor_Igor_Przegrodzki.html
Wczoraj wieczorem Nikola Chozjajnow grał w Krakowskiej Filharmonii. Sala była prawie pełna z dużym udziałem młodzieży szkół muzycznych. Programie podstawowym grał:
Beethovena, Sonatę Op. 110
Schuberta, Wandererfanasie Op. 15
Chopina, Bolero Op 19 i Balladę Op. 38
Lista, Walce Mefisto, Apres une lecture de dante: Fantasia quasi sonata. Skromny młodzieniec grał skupiony i precyzyjny. Jak grał trudno mi ocenić. Został przyjęty ciepło, na stojąco ale nie rozgrzał publiki. Także na polu pogoda była wstrętna. Z wielką ochotą zagrał dwa bisy. Media stolicy kultury jak zwykle przemilczały wydarzenie. Może kiedyś w annałach wspomną wizytę wielkiego artysty z nad Amuru.
Pobutka nie zadziałała… szkoda…
Miało być to:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=SvdvAb4Yr3I
@PAK 13:08
Dzięki,ale piękna niespodzianka 🙂 I jak tu nie kochać Paula ?
Już wiem co będę robić dziś wieczorem.
Tak, Ew_ko, Rotbauma. Wyjazdy Igora Przegrodzkiego były nieprzychylnie komentowane w stylu „kariery nie zrobił i wrócił”. Typowe dla środowiska. Nie wiedziałem, że był w Skolimowie, gdzie parę razy zaglądałem w ostatnich latach. Oprócz stałych mieszkańców zawsze sporo czynnych aktorów odwiedzających przyjaciół.
gościnnie – witam. Jeszcze nie wiem, jak spędzam jutrzejszy czas, ale na pewno nie na Geniuszku. Pan p.o. dyrektora NIFC zapewne zabronił wysyłać mi zaproszenie 😉 ale aż tak nie żałuję po doświadczeniach sprzed paru dni. Może więc zajrzę do CBR?
Mały człowiek. PK, gdybym był łobuzem rozrabiającym instytucję państwową i byłbym z tego powodu krytykowany przez Panią, na pewno zadbałbym, żeby wysyłano Pani zaproszenia w pierwszej kolejności i na najlepsze miejsca. I cieszyłbym się, że złość Panią zalewa, iż gości Pani tam na moje zaproszenie. Jaki stąd wniosek? Chyba p.o. Dyrektora nie jest łobuzem.
😆
A może coś tam po prostu nie doszło 😉
Aha – bardzo ucieszyła mnie wiadomość o Sztormie dla Anny Mikołajczyk i Elżbiety Sikory. Należał się jak rzadko.
Sztormy to już jakiś czas temu. Na pewno godziwie przyznane. Ja popierałem Jacaszka przez nepotyzm, ale też ma zasługi. Nie będe ich powtarzał, ale wspomnę o czymś innym. Wczoraj czy dzisiaj na tym blogu albo w sąsiedztwie pytano o prace dla konserwatora zabytków. Otóż Jacaszek też z zawodu jest konserwatorem po Toruniu. Kwalifikacje ogromne, zapotrzebowanie na nie mniej niż umiarkowane. Jacaszek ma kuzynkę, też konserwatora po Toruniu. Nawet pracuje w zawodzie, ale na pewno nie jest to to, o czym myślała studiując.
To ja jeszcze dodam troszkę o recitalu Nikolaya.
Jasny gwint nakreślił już po krótce najważniejsze dane dotyczące wydarzenia, ja jednak chciałabym napisać troszeczkę o moich wrażeniach. Ogólnie rzecz ujmując, koncert był świetny, warto było przyjechać z Wrocławia, mimo fatalnej pogody. Muszę jednak przyznać, że zdecydowanie korzystniej pianista zaprezentował się w drugiej części koncertu i to właśnie od jej omawiania zacznę.
Bolero Chopina, które jest (chyba) jego popisowym ‘kawałkiem’ zagrał skocznie, dość energicznie (jak na taniec przystało), a całość sprawiała bardzo przyjemne wrażenie. Nie było to jednak zaskoczenie – utwór ten był już przez niego kilkakrotnie wykonywany, znalazł się także na jego nowej płycie. Dla mnie kulminacją tej części recitalu było jednak wykonanie Ballady F-dur. Tego typu utwory, wymagające prowadzenia narracji, są, w moim odczuciu, idealnym repertuarem dla Koli. On jest doskonały w utrzymywaniu dramatyzmu poprzez umiejętne operowanie barwą i dynamiką. Dzięki temu, poszczególne części kompozycyjne utworu tworzą spójną całość, co w przypadku ballad jest szczególnie ważne. Dodając jeszcze przepiękny dźwięk (grał na Steinway’u), całość wypadła cudownie. Po balladzie nastąpił Walc Mefisto Liszta, który był zagrany porządnie, naprawdę dobrze, ale nie czuję się na siłach oceniać akurat tego utworu z tego powodu, że wciąż mam w głowie wykonanie tegoż walca przez Daniiła Trifonova, które, w dosłownym tego słowa znaczeniu, jest oszałamiające. No i na koniec programu ta fantazja-sonata. To także utwór z płyty oraz jeden z najmocniejszych punktów programu. Było i piekło i niebo, doskonały dźwięk i ta spójność pomiędzy poszczególnymi częściami. Ja w ogóle lubię bardzo (choć oczywiście nie tylko) muzykę czerpiącą z literatury, więc utwór ten był dla mnie atrakcyjny podwójnie. Mam mimo to świadomość, że jest dość trudny w odbiorze (sama, kiedy słyszałam go po raz pierwszy miałam problemy z jego całościowym ogarnięciem). Za każdym razem jednak odnajduję w nim coś nowego, a to bardzo cieszy. Na bis Kola wykonał Debussy’ego „Feux d’Artifice” (ładnie, bardzo) oraz zabawne wariacje nt. Wesela Figara Liszta/ Bussoniego (było w tym czuć mozartowskiego ducha, taką lekkość i zabawę – to zdecydowany atut; słyszałam też kiedyś baaaardzo romantyczne, ciężkie wykonanie tegoż i było okropne.)
No to teraz trochę pomarudzę. A zatem, utworem otwierającym wczorajszy wieczór była sonata Beethovena. Pierwsze dwie części mi się nie za bardzo podobały – jakieś „nie takie”. Niby wszystko poprawnie, ale nie brzmiało mi to. O dziwo, brakowało dźwięku, zdarzały się takie przeleciane pasaże. Możliwe, że pianista musiał się trochę rozkręcić, bo część ostatnia była już zupełnie inna. Piękna (i tu chyba znowu zadecydował charakter kompozycji, który jest zdecydowanie dla Koli odpowiedni). Drugim utworem w pierwszej części recitalu była Wanderer Fantasie Schuberta. No i ten utwór również jakoś mnie nie porwał. Może wynikało to z braku mojego skupienia. Nie wiem.
Podkreślam, jednak, że mimo tych pewnych słabszych stron, cały koncert był niezwykły i Nikolay po raz kolejny udowodnił swoją klasę. Mam nadzieję, że zostanie jeszcze kiedyś doceniony w takim stopniu, jak na to zasługuje.
Wszystko to, są jedynie moje subiektywne spostrzeżenia, nie chcę aby były wzięte za ostateczne i wiążące. W każdym razie miło mi było podzielić się nimi z Państwem. Przepraszam bardzo za długość tego wpisu, ale objętość programu tegoż recitalu to wymogła.
Pozdrawiam
302
302, dzięki wielkie za obszerne omówienie 🙂
Sonata op. 110 ma to do siebie, że wymaga dojrzałego pianisty. Jednak, jak widać, Koli jeszcze w tej dziedzinie trochę brakuje. A może to po prostu nie jest muzyka w jego typie? Swoją drogą ktoś narzekał, że dlaczego taka sonata na początek koncertu – a Anderszewskiemu też się zdarzało, z powodzeniem.
Drodzy,
Bardzo dziękuję w swoim i Pietrka imieniu za życzenia.
🙂
Piotr Anderszewski oczywiście gra wspomnianą sonatę olśniewająco. 😎 Wydaje mi się, że na wszystkich recitalach, na których ją słyszałam, była na końcu programu. Ale wykonana na początku zapewne też by lśniła. 😀 Moje domowe koncerty zaczynam czasem od tej sonaty – jakoś nie przyszło mi do głowy, że to niewłaściwy początek.
Moi mili, tak się wahałam od parunastu godzin, czy napisać o tej ciekawostce przyrodniczej, bo już mi się niedobrze od tego robi. Ale co tam, napiszę.
Otóż znany nam p.o. dyrektora NIFC wykonał dziś rano telefon do mojego naczelnego. NA KOMÓRKĘ! Skąd wziął numer, którego się raczej postronnym osobom nie podaje – zachodziliśmy dziś w głowę. Po raz kolejny żądał spotkania, żeby mu przetłumaczyć, co ja powinnam, a czego nie powinnam pisać.
Ładne, co?
Tyle czasu to się ciągnie, że duch mi opada coraz niżej.
Co napisać, Pani Doroto, niech Pani trwa niezłomnie, bo co nam zostanie?
Ja trwam, to dla mnie żadna fatyga 🙂 Tylko niesmak coraz większy.
TRWAM?
Czy to nie prowokacja? Albo zawlaszczenie czcigodnej nazwy? Albo i jedno i drugie?
Już miesiąc wzeszedł, już każde zwierzę
chrapie, bo późna jest pora,
tylko na czatach przy komputerze
siedzi p.o. dyrektora.
Lico pobladłe ma i wzrok dziki,
włosy z czerepu wyrywa,
to przejmujące wydaje krzyki,
to osowiały jak Krywań.
Co rusz jęk p.o. przecina ciszę,
co rusz z rozpaczy łka biedak:
ach, cóż ta Szwarcman znów o mnie pisze,
to się wytrzymać już nie da!
Jak mam ukoić duszy mej bóle,
czy brać tabletki, czy dragi?
Ja udowadniam, żem dobrym królem,
a ona ciągle, żem nagi.
Gdybyż tak była moją podwładną,
już ja bym babę usadził!
Strzelić by notką nie śmiała żadną
i nauczyła się kadzić.
Lecz jej szefunio… to jakiś mięczak,
a może i baran boży,
dalej pozwoli jej mnie zadręczać,
burzyć, com ładnie ułożył.
Zamiast za mordę wziąć jak się patrzy
i jak nie patrzy, wsio ryba,
znaleźć punkt słaby, wyszukać haczyk,
on.. on nie wtrąca się chyba!
Ech, nie wiadomo już, kto tam głowa
w tej „Polityce” cholernej –
szef nie potrafi ręcznie sterować
i pracownictwo nie bierne.
O, jak by życie mogło być cudne,
gdybym zarządzić mógł ciszę.
Lecz cóż… to tylko marzenia złudne,
ta Szwarcman znowu napisze…
Puszczyk na wieży hu-ha i dmucha,
aż go z wysiłku wydęło,
smętnie bulgocze w butli siwucha,
przed kompem pieni się p.o.
Nocy upiornych mija zawiłość,
ale poranki znów wraże…
Jak by się cudnie dyrektorzyło,
gdyby nie ci dziennikarze. 🙄
Sorry 😳 Kierowniczka poprawi? „O jak by życie mogło być cudne”. Merci de la montagne. 😉
Bobiku,dzięki za piękny początek dnia
🙂 🙂 🙂
Pobutka urodzinowa 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=gTGaSDF0KSg&feature=player_embedded#!
@lesio 29.02. 10:07
Koncert Dworzaka grał młody wiolonczelista skandynawski (Duńczyk ?) Andreas Brantelid ze Szkocką Orkiestrą Symfoniczną BBC,dyrygował Andrew Manze (retransmisja zGlasgow1.12.2011). Tu więcej o soliście http://andreasbrantelid.com/biography/
W zakładce video jest też kilka fragmentów z jego koncertów.
A pro domo sua : ten sam koncert słyszałam ostatnio”na żywo” 2.02. we wrocławskiej filharmonii w bardzo udanym wykonaniu Macieja Młodawskiego,czyli 1/4 mojego ulubionego Kwartetu Lutosławskiego 😉
Pojechali z tym programem „na podbój Ameryki” (jako alternatywą do programu z Ohlssonem,o którym wspominał w poprzednim wpisie jrk )
Ten Piotrusiowy wstęp do As-dura w lekkiej dekonstrukcji formalnej 😆
Niech nam żyje Fryc! Życzymy mu w urodziny uczciwie przeprowadzonych za dwa tygodnie wyborów i nowego, kompetentnego dyrektora NIFC, który postawi instytucję z powrotem na nogi. Frycowi się to należy 😐
Bobiczek mi wybaczy, mam nadzieję, że korektę jego prześlicznościowego wiersza zrobiłam dopiero dziś rano. O drugiej w nocy to ja nie istnieję 😉
Wiersz Bobika przesliczny, z jednym zastrzezeniem – u p.o. wyraznie wcale nie trzeba wynajdywac slabych punktow, same wylaza i krzycza…
Przylaczam sie do Frycowych zyczen
http://www.youtube.com/watch?v=ydQataiJrTQ
(Roberto Carnevale jest glownie kompozytorem, ale jego wykonania Chopina i Scarlattiego b. lubie)
Dziś urodziny – i to siedemdziesiąte piąte – ma również radiowa Dwójka. Wszystkiego najlepszego Dwójeczce, my tutaj zapewne najbardziej jej życzymy, by transmitowała nam najpiękniejsze koncerty świata. Także od nas.
Wygląda na to, że nigdzie dziś się nie wybiorę, bo mi każą pisać teksty… 👿
Ależ, lisku, ten „punkt słaby” to miał być u mnie, jak zrozumiałam Bobika 😆
Sorry wielkie za całkowity off, ale wrzucę linka, bo opublikowano obsady tegorocznego festiwalu w Pesaro. Cieszy powrót Ewy Podleś do miasta Rossiniego i to w nowej roli!
http://www.rossinioperafestival.it/2/stagionep.html
Ach rzeczywiscie 😳 😀 …
O, wygląda na to, że ja dziś pierwszy przyniosłem Frycowi prezent. 😆
Wprawdzie wyszło tak przez przypadek, bo nie pamiętałem o urodzinach 😳 ale mogę przecież udawać, że tak sprytnie sobie to zaplanowałem. 😈
ledwo przekonali p.Ewę Podleś, żeby wystąpiła :):) bo już Rossiniego nie chciała śpiewać 🙂 w Radiu mówiła, w poniedziałek 🙂
Myślę, że dlatego wystąpi, iż dyrygentem jest maestro, krytyk i korepetytor WILL CRUTCHFIELD. Ewa Podleś lubi z nim pracować, np nad Azuceną z Wielkim Jabłku i Pod Pegazem. Plus z tego taki, że przynajmniej Crunchips nie będzie unosił swej batuty w Polsce.
Jemu już raczej to nie grozi, obecna dyrekcja chyba za nim nie przepada.
Ja myślę też, że wystąpi, bo w mało znanej operze 🙂
Linki do występu Ewy Podleś jako Azuceny Pod Pegazem w Poznaniu:
1,2,3.
Bobiczku, brawo. Tylko Krywania bronię. To bardzo piękna góra całkiem nie osowiała, ale rozumiem wymogi licentiae poeticae.
Piękny jest Krywań 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=rgzmxlSwcAA
Czy p.o. dzwoniąc do Polityki może jeszcze twierdzić, że nadaje się na Dyrektora Instytutu? Przecież Redaktor Naczelny od MK całkowicie niezależny mógłby powiadomić Wysoką Komisję Konkursową o tym fakcie. Z jednej strony kandydat przewidziany do wygrania, z drugiej zagrożenie, że po jego wyborze sprawa zostanie nagłośniona.
Jak już przy konkursie, to mnie nie dziwi brak pytań o staż 10-letni. Gdy ktoś go ma, cieszy się i nie pyta. Gdy ktoś nie ma, woli napisać odwołanie i uzyskać wukreślenie tego punktu z warunków stawianych oferentom.
Usiłowałem znaleźć w Guglu dowody na to, że istnieje również przyśpiewka „Krywaniu, Krywaniu, cóześ tak osowiał” i znalazłem tylko jeden w il. szt. 1. 😯 Ale za to ciekawostkowy. 😉 Na tej stronie
http://www.nyka.home.pl/bibl_his/pl/bh_index.htm
jest opowieść Ireny Szydłowskiej-Pawlewskiej o wyprawie w góry z Marią Curie, a w niej taki fragment:
Potem długo w noc rozlegały się jeszcze z naszego szałasu pieśni, raz góralskie i na zmiany rewolucyjne. „Góry nasze góry, wy nase komory” i „Na barykady ludu roboczy”, „Czerwony Sztandar” i „Krywaniu, Krywaniu, cóżeś tak osowiał”, wreszcie „Międzynarodówka” z francuskim – na cześć naszych drogich gości refrenem.
Znaczy, nie mam szczenięcej sklerozy ani halucynacji – taka pieśń naprawdę istnieje. 🙂
Jak zachodzi chmurami, to „sowieje” 😉
Redaktor Naczelny nie powiadomi, bo nie taka jego rola, ale ja niniejszym powiadamiam, bo taka moja rola 🙂 Już wspominałam, że pierwszy list pan M. wysłał do red. Baczyńskiego 3 stycznia, oskarżając mnie o szkalowanie Instytutu (!) i Roku Chopinowskiego (!) i że moje wpisy naruszają dobre imię NIFC (instytut to ja). Potem jeszcze wielokrotnie bombardował telefonami Bogu ducha winną sekretarkę naczelnego.
Udokumentowana próba wpływu na niezależną prasę – bezcenne 😉
O.T.
Dlaczego P.K. nie chce wpuścić moich linków z występu Ewy Podleś w Poznaniu?
Trawestując Mistrza Ildefonsa – konkursik cudem poustawiany, a kto jest niezależny, ten gość podejrzany… 🙄
Bobiku, cofam wszelkie zastrzeżenia. Śpiewy w Tatrach w roku 1911, więc pieśń legionowa zaczynająca się „Legunie, legunie, co żeś tak osowiał” musiała być późniejsza i bazować na Krywaniu. Ale w samej rzeczy tego Krywania, w przeciwieństwie do piosenki Skaldów, nigdzie nie ma.
@ Szujski
Bo o nich nie wiedziałam. Łotrpress zatrzymał w poczekalni, bo linków było trzy. Wpuszcza tylko z jednym – to tak do wiadomości na przyszłość. Teraz już są, bo wpuściłam (@11:52).
Dziękuję! i Polecam!
@ Szujski 12:45
skoro „linków” , to wszystko jasne 🙂
Bo Łotrpress wpuszcza bez kwarantanny tylko jeden link we wpisie, już kilkakrotnie to tutaj przerabialiśmy i teraz możemy się mądrzyć 😉
@PK 13:05
Łajza 🙂
Łajza, jak wiadomo, to też specjalność Łotrpressa czule zwanego Łotrem 😉
Krywań, choć to słowacka góra narodowa, nie ma tak wielu pieśni, jakby można sądzić. Na Słowacji też jest ich parę zaledwie. U nas znalazłem jeszcze w Trzeciej granicy: Pop od Krywań, bez żleby, pod Banie
Idę na zbój, nie smuć się, kochanie…
Od zbójowania góra mogła osowieć.
Tak się składa, że wczoraj akurat zajmowałem się zbójowaniem i odkryłem, że w pewnych warunkach, zwłaszcza w zetknięciu z Kotem Mordechajem, sowieją raczej sami zbójcy. 😉
Mordka nie wraca ranki i wieczory,
czekam go z drżeniem ogona,
jak się nie zjawi wkrótce, będę chory,
westchnę, zapłaczę i skonam.
Słysząc to dziatki lecą jak najęte,
w dyrdy i do upadłego,
na Mordechaja czekać chcą z prezentem
i dobrym słowem do tego.
Słychać stąpanie, chyba ktoś nadchodzi,
radości bucha więc raca,
krzyczą “hosanna!” starzy oraz młodzi,
“Mordka, ach, Mordka nasz wraca!”
Widzi to Mordka, łza mu z oka leci,
z drugiego iskry zaś miota:
“Ha, jak się macie, co nowego, dzieci?
Czyście tęskniły do Kota?
Prezenty widzę… Słusznie, moi mili.
Hmm… tu wątróbka, tu płucka…
Mniam, mniam”… wtem zbójcy wszystkich obskoczyli,
a zbójców było… no, ducka.
Brody ich dzikie i plugawe futra,
pokrętny wzrok jęty szałem –
bodajbym padł i nie doczekał jutra,
jeśli choć słowo skłamałem.
Krzyknęły dziatki, pobladły troszeczkę:
“kurczę, toż mózg w poprzek staje!
Chyba ci zbójcy mają w głowach sieczkę,
chcąc mierzyć się z Mordechajem.”
Mordechaj pazur wystawił niedbale
(nawet nie wszystkie pazury)
i miauknął: “zbójców się nie boję wcale,
niech no podskoczy mi który!”
Tu starszy zbójca wyrwał się jak dureń,
wołając “drodzy bandyci!
Przetrzepmy szybko temu Kotu skórę,
nim w swoje łapy nas chwyci.”
Mordechaj na to aż ze śmiechu załka
i powie: “ty z czym do gości?
Pierwszy bym trzaskę na tej głowie spałkał,
lecz ze mnie wzór łagodności.
Czniaj się, szmondaku, bo ja na blog muszę,
razem z mym wiernym orszakiem,
spadaj, łachudro, lekko jak okruszek
i schowaj się gdzieś za krzakiem.”
Zbójcy rąbnęła szczęka o poszycie,
uszami puścił posokę,
“spadam! – oświadczył – tylko daruj życie
i nie patrz na mnie tym wzrokiem.”
“No, miałeś szczęście – Kot mu rzekł łaskawie –
żeś z mojej drogi zszedł w porę”,
po czym tam ruszył, gdzie od dwóch dni prawie
już go czekano z kawiorem. 😈
Ech, ten Mordka. Niech nie da się prosić.
Pieśń masowa urodzinowa:
Naprzód słuchacze, stara wiara, młode zuchy!
Za Fryderykiem, pomni jego licznych chwał.
On nas wywiedzie cało z każdej zawieruchy,
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam go dał.
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam mazurki jego dał !
( można śpiewać kolejne zwrotki o następujących zakończeniach:
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam scherza jego dał !
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam polonezy jego dał !
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam ballady jego dał !
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam koncerty jego dał !
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam preludia jego dał !
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam ipromptusy jego dał !
Bo sam Najwyższy, sam Najwyższy nam inne formy muzyczne jego dał !)
Fryderyk Chopin czyli Fryc, nasz drogi dzielny wódz,
Gdy każe pójdziem z nim szkodników wszelkich tłuc.
Nikt nam nie zrobi nic,
Nikt nam nie ruszy nic,
Bo z nami Chopin, Chopin, Chopin Fryc !
😆
Odszedł Lucio Dalla:
http://www.rtve.es/radio/20120301/lucio-dalla-nos-deja-poco-mas-solos/503179.shtml
Właśnie 2 godziny temu, na włoskim, tłumaczyliśmy jego piosenkę, jeszcze nic nie wiedząc o jego śmierci. 😯 🙁
Żeby było bliżej tematyki tego blogu:
http://www.youtube.com/watch?v=r461Aa5ZDCM&feature=related
O, coś tak czułam, że pojawi się Caruso. „(…) ja uważam go za arcydzieło i jestem szczęśliwy, że go śpiewam.” – powiedział o tym utworze Pavarotti.
ew_ka 09:22
dziekuję, to było chyba z jakiegoś zamku, ale już ledwo widziałem na oczy i słyszałem na uszy z powodów mocnotemperaturowych.
Ale już się dzisiaj przemogłem i pobiegłem obejść urodziny Fryca w towarzystwie Geniusasa. Wyjątkowo piękna interpretacja sonaty b – dawno czegoś takiego nie słyszałem ; zapowiedź pomarszowego ogadywania pojawia się już w II części. A w ogadywaniu – nie upiornie świszczące wiatry lecz raczej szelest ulatującej duszy (to te 10 gramów ?)
Jak to by było u Bacha ? Meine Seele erhebst den Herren ?
Bobiku – ratuj, proszę
W III S. h w części ostatniej L.G. objawił się niesamowity talent Lukasa. Zgubił kilka-kilkanaście taktów, ale tak jakoś wskoczył w następną frazę, że nie spowodowało to żadnego zachwiania – minimalnego nawet – rytmu. Jakby to było specjalnie wyćwiczone !
Brawo Genius as Lukas
Erhebt, lesiu, erhebt. I to nie tylko u Bacha:
http://www.youtube.com/watch?v=rv0RrHC4lUE&feature=related
Zwróćcie uwagę na solistkę! 😉
A tu nawet dwie znajome 😉
http://www.youtube.com/watch?v=-PgQsSS28xg&context=C35dcd9aADOEgsToPDskIAV4uBPvm6UyMpULv2Bk40
A w porywach nawet będą trzy. 🙂
Razem to jest zdaje się 15 płyt i soprany są nasze, piastowskie. Wszystkich jeszcze nie słyszałem, ale pracuję nad tym. 😎
Witam porannie.
Pozwolilam sie Chopkowi urodzic bez mojego udzialu (poradzil sobie, jak co roku).
I pozwolicie, ze opublikuje pewien facebookowy wpis (mysle, ze autor nie bedzie mial w-brew)
Wpis opatrzony jest kilkoma zdjeciami, w tym apokaliptyczna wizja przyszlosci rodem z Second Life.
Szanowni Państwo,
zawiadamiam, że od dzisiaj, 1 marca 2012 Muzeum Karola Szymanowskiego „Atma” jest zamknięte dla zwiedzajacych, nie będą się tam też odbywały koncerty ani inne imprezy. Przyczyną tego stanu rzeczy jest planowany przez Muzeum Narodowe w Krakowie (Atma jest jego oddziałem) remont i modernizacja placówki. Remont ma się rozpocząć 1 kwietnia 2012, potrwa prawdopodobnie ok. roku, na koniec marca 2013 przewiduje się otwarcie „Atmy” po remoncie, w nowej szacie, z nową ekspozycją, wyposażoną m.in. w interaktywne multimedia. W związku z remontem, ja otrzymałem wypowiedzenie, pozostali pracownicy zostaną przeniesieni do Krakowa, dokąd będą dojeżdżać z Podhala, lub przeniosą się spod Giewontu pod Wawel.
Wszystkim przyjaciołom „Atmy”, muzykom i melomanom dziękuję za 36 lat wspólnej fascynacji twórczością Karola Szymanowskiego i sympatii dla przeszło stuletniego, drewnianego domu przy zakopiańskich Kasprusiach. Mam nadzieję, że tę niezwykłą atmosferę „Atmy” uda się zatrzymać także po remoncie i będziemy się tu mogli nadal spotykać – ja w każdym razie zamierzam przychodzić tu często, korzystając z faktu, że jako emeryt będę miał ulgowy wstęp :-), a jako meloman i recenzent z przyjemnością będę korzystał z organizowanych przez nową ekipę koncertów.
6 marca minie dokładnie 36 lat od otwarcia „Atmy”. Zwiedziło ją w tym czasie blisko pół miliona osób (dokładnie: 448.847), odbyło się kilkaset koncertów (dokładnie: 690) około stu wykładów, spotkań autorskich i spektakli teatralnych, wśród wykonawców znalazło się kilka pokoleń muzyków – wciąż okazujących sympatię dla dzieł Karola Szymanowskiego i wykonujących je z coraz większą wirtuozerią i zaangażowaniem. Głęboko wierzę, że pozostanie tak nadal.
Jeszcze raz dziękuję.
Maciej Pinkwart
dotychczasowy kustosz „Atmy”
8:48, a nie ma pobutki?
PAK-u, a kto sie zawodowo pobutkami zajmuje? 😉
Ad poprzednio:
http://www.pinkwart.pl/coslychac/2012/2012-03-01.htm
Nawiasem mowiac, w porownaniu ze zdjeciem sprzed lat stu i dwudziestu paru wyglada na to, ze Atma sie niezle rozrosla 😉
mały komentarz do pięknej sentencji Bobikowej z wczesnej godziny 1,03
—
znajoma ekspedientka (w czasach socrealu) mówiła : jakie życie byłoby piękne gdyby nie klienci 🙂
PS
Jakieś groźne hasło do wpisania mi się wyświetliło (F16D) więc na wszelki przypadek poprosze o inne 🙂
Dzień dobry,
tak się nawet zastanawiałam, co z tą Atmą robić. Bo przyznam, chciałam coś napisać. Spotkałam się w Krakowie z panią dyr. MNK Zofią Gołubiew, która zapewniała mnie, że wszystko odbędzie się jak najlepiej, że eksponaty pójdą do konserwacji, że będzie remont, który dawno już był Atmie potrzebny (z czym wszyscy się zgadzają), a ekranów i innych diabłów multimedialnych 😛 nie będzie dużo, tylko coś na przywitanie i coś tam w głębi, żeby sobie można było postudiować Karolka; ogólnie charakter ma być zachowany, to oczywistość. Ale to pieśń przyszłości, na razie nie ma co oceniać; ocenimy, jak się stanie. No i było bardzo dziwnie, bo gdy padło nazwisko Macieja Pinkwarta, nastąpiło natychmiastowe usztywnienie. Wyczułam tu jakiś osobisty konflikt, który nie mam pojęcia na czym polega, a w sprawy osobiste wtrącać się nie potrafię. Mój kierownik, choć zna MP jeszcze z młodości (razem studiowali, nawet byli zakumplowani, ale potem kontakt się urwał, samo życie), też uważa, że w takie animozje nie ma się co pchać. Dałam więc spokój na razie, ale swoją drogą rzecz wydaje się dziwna: zwalniają faceta z pracy, ale proponują mu umowę-zlecenie na bycie kustoszem i w związku z tym dojazdy do Krakowa na własny koszt (na co MP się nie zgodził i uważa, że to było przewidywane). A jest to jedyna osoba kompetentna w tym lokalu. Reszta pozostaje i też ma dojeżdżać do Krakowa za własną kasę, lub tam się na rok przeprowadzić, także bez żadnego wsparcia – to jakieś chore. Ale pani dyrektor wciąż powtarza, że MNK jest w marnej sytuacji finansowej, sponsorów ani poświeć, kryzys, panie. Coś w tym jest pewnie też. Ale można było to rozwiązać inaczej.
@tjczekaj 7:56
Ten projekt ekspozycji trochę mnie przeraża – jest zupełnie bezduszny i bez pomysłu.Można zrealizować go w każdym miejscu i poświęcić dowolnemu muzykowi – tylko zmienić zdjęcia i nagrania, albo pisarzowi – tylko zmienić fortepian na biurko. Ani śladu niepowtarzalnej atmosfery „Atmy” 🙁
ew_ka – pani dyrektor zapewniała, że to nie będzie tak, że zmiany będą praktycznie kosmetyczne. Nawet przywrócono pomysł zwykłej wiszącej tablicy dla ludzi niekomputerowych, których co prawda coraz mniej, ale wciąż jednak jeszcze są. Ekspozycję ma znów, jak przed laty, planować p. Teresa Chylińska, więc miejmy nadzieję, że zrobi to znów jak najlepiej. No i że będzie cieszyć się dobrym zdrowiem. Ale widząc kondycję krakowskich muzykologów (młodzieńcza 90-ka Profesora Tomaszewskiego) można mieć nadzieję 🙂
W sprawie NIFC wieść pocieszająca. Odbyło się zebranie związków zawodowych. Wszystko złożyli już do ministerstwa: uzupełnione dokumenty KRS, pełnomocnictwa udzielone prof. Tomaszewskiemu i Małgorzacie Małaszko, a na zebraniu jeszcze dodatkowo przegłosowano, że członkowie związku zgadzają się z intencją Zarządu w kwestii wyboru przedstawicieli do komisji. Tak więc nie ma przeszkód, by powyższe osoby w komisji się znalazły.
Natomiast mniej pocieszające jest, że atmosfera w NIFC jest potworna, każdy zamyka twarz i własnego cienia się boi, bo a nuż ktoś doniesie. Nikt już do nikogo nie ma zaufania. Nietrudno zgadnąć, skąd wzięła się ta atmosfera przypominająca aż nadto minioną epokę. Oby skończyło się to wreszcie jak najszybciej, bo za degradacją, jak to się mówi, materiału ludzkiego idzie degradacja pracy, nie ma żadnej motywacji, żeby coś robić. Nawet dla Chopina.
Odroczona egzekucja:
http://wyborcza.pl/1,75475,11261100,Chor_Polskiego_Radia_w_zawieszeniu.html
Ja bym raczej radziła zarządowi Polskiego Radia zlikwidować tę nieszczęsną telewizję w radiu, której nikt nie ogląda, a na którą wyrzucane jest lekką ręką mnóstwo kasy. Gdyby jej nie było, starczyłoby i na chór, i na wiele innych rzeczy…
Wiesci niby pocieszajace, ale ten wirtualny projekt „Atmy XXI wieku” bardziej tchnie sztampa katow prostych niz czymkolwiek innym.
Swoja droga szkoda, ze nie ma sily na odkupienie tej chalupy z przeciwka, mozna by ladnie pokombinowac. Nawet i interaktywnie. A „Atmie” zostawic jej atmosfere.
Trzymajmy tylko kciuki, zeby sie nie spalila przy tym remoncie. I Lunéville, i kosciol sw. Doroty poszly wlasnie podczas remontow.
A tak a propos, czy moze zamierzaja kupic tam porzadny fortepian? Ten, ktory jest, jest po prostu za duzy dla tego wnetrza.
Ten remont Atmy jest więcej niż niezbędny. Byłem tam ostatni raz jakoś latem ubiegłego roku i bardziej było czuć atmosferę PRL-u niż dwudziestolecia międzywojennego…
Ale za to jeden DUŻY panel (górujący nad wszystkim, w największym pokoju) już był, na którym wyświetlano letni koncert z Atmy 🙂
O to, że będzie lepiej zatem się nie obawiam – Gołubiew moim zdaniem wie czym jest nowoczesne muzealnictwo – i myślę, że w Atmie nie zabraknie tego, co najważniejsze – muzyki Szymanowskiego i związanych z tym koncertów.
I jeszcze jedno. Poszukiwanie niepowtarzalnej atmosfery w Atmie nie wiem, czy jest w ogóle możliwe w miejskiej tkance Zakopanego. Kto tam niedawno był, ten wie o czym mówię. To jedno z najbrzydszych i najbardziej kiczowatych, skrajnie komercyjnych obecnie miejsc w Polsce. Z atmosfery Witkacego i Szymanowskiego nie ma tam już NIC… Całkiem nic.
Ja już od lat nie jeżdżę do Zakopanego z tego właśnie powodu 🙁
A z fortepianem są po prostu jaja. Widziałam kosztorys tego projektu unijnego, który jest totalnie z księżyca. Nie powiem, co tam dokładnie jest na ten temat napisane, bo nie wiem, czy mi wolno, ale suma przeznaczona na kupno fortepianu jest kuriozalna i nawet na keyboard by nie wystarczyła. Natomiast pani Gołubiew oczywiście zdaje sobie sprawę, że ten kosztorys to jest na rybkę – swoją drogą nie wiem, jak to się stało, że go przyjęto. No i wie, że fortepianu nie zakupią. Powiedziała mi w rozmowie, że spotkała się z obecną prezeską Towarzystwa im. Szymanowskiego, Joanną Domańską, i namawiała ją (ona zaś obiecała, że się postara), by coś może wydębić w Japonii, gdzie pianistka właśnie się udawała. Kiedyś już udało się tak MNK, gdy jeszcze miała pod swoim zarządem Mangghę – Japończycy sprezentowali fortepian Mandze, a potem się ona usamodzielniła. Teraz by chcieli drugi raz. Czy to realne – nie wiem, trzeba by spytać p. Domańskiej.
Jeżeli już po konkursie i umowa dotacyjna podpisana, wolno ujawniać wszystkie szczegóły projektu, ponieważ jawność jest przy wykorzystywaniu unijnych pieniędzy zasada podstawową. Zresztą i przed rozstrzygnięciem konkursu wszystko jest jawne, jednak z ewentualnymi zastrzeżeniami.
Hi hi… no, to pośmiejcie się trochę.
Z tabeli „Podział wydatków całkowitych projektu”, sumy brutto w euro:
Fortepian koncertowy (1 szt.) – 1 948,17
Drukarka do biletów i materiały eksploatacyjne (1 szt.) – 959,09
Rozkładane krzesła (50 szt.) – 4 495,70
Stojak na rowery – 599,43
Krzesło składane za 400 zł rozumiem, często składane i rozkładane powinno być dobrej jakości. Drukarka termiczna do biletów 700 – 1500 zł. Materiały eksploatacyjne chyba nie powinny dotyczyc okresu dłuższego niż rok. Wychodzi, że chyba w kalkulacji jest materiał eksploatacyjny o długim okresie użytkowania w postaci PC. Wtedy wszystko się zgadza. Ale bilety wstępu można drukować z drukarki o ograniczonych możliwościach programowania wydruku bez komputera, wtedy koszt wydaje się lekko przeholowany. Ale na fortemian z nadmiaru niewiele będzie można wykorzystać.
Fortepian ewentualnie z jakiejś firmy z okolic Bielska-Białej – po renowacji. Bywają w rozsądnych cenach. 🙂 Tylko nie mam pewności, czy spełnią warunki dopuszczenia do przetargu 🙁
Aha, gdyby miał być Steinway z rodziną to w śląskich secondhandach rzadko się trafiają.
Znalazłem. Stainway and Sons 188cm w PIANINA FORTEPIANY SERVICE mgr inż. Marek Musiał 34-325 Bierna, ul. Kopernika 16. Cena, niestety do ustalenia na telefon. Boję się, że nie starczy tego, co w projekcie zarezerwowano.
Mają tam jeszcze Playela 148 cm. Nie jest chyba instrumentem koncertowym, ale w Atmie może by się sprawdził. Jednak w projekcie jest koncertowy, więc musi mieć coś takiego w metryczce.
Cieszy, że Rada Nadzorcza chociaż wzięła na zastanowienie. To może napawać optymizmem, bo ktos w tej radzie musiał zareagować ostro po otrzymaniu materiałow z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem. Musiał więc sam się poorientować, w czym rzecz i doprowadzić do zdjęcia z porządku obrad. Z praktyki w Radach Nadzorczych wiem, że na ogół łatwo zarazić innych członków uzasadnionymi wątpliwościami. W takiej sytuacji ważne jest stanowisko KRRiT, która może wpłynąć na mianowanych przez siebie członków Rady. Wątpię, żeby nalegała na likwidację chóru.
Tu o PR2
http://wyborcza.pl/1,75475,11259842,75_lat__Dwojki___Mamy_twardy_elektorat.html
No i okazuje się, że Brückner (chyba Aleksander?) napisał jakieś symfonie, które puszcza dwójka 😈
Pleyela oczywiście
E, Gostku, to chyba chodzi o jakąś audycję literacką 😛
„Trudno, żebyśmy przyspieszali słuchanie symfonii Brücknera, ale trochę się zmieniamy.”
W Gdańsku zaraz będzie w filharmonii III. Antona oczywiście. Ale w inkryminowanej rozmowie na poczatku mamy pisownię prawidłową. Może to automat korekcyjny, a może dalszy ciąg upadku sztuki dziennikarskiej
No, faktycznie, trudno jest przyspieszać słuchanie nieistniejącego utworu 😆
O!!!!!
http://www.lemonde.fr/culture/article/2012/03/02/decouverte-d-une-partition-inconnue-pour-piano-de-mozart_1650909_3246.html
Co prawda nie bardzo wiadomo, o co cho, ale…
Co do fortepianow, to mozna juz kupic i za 800 € 😉
W cenie miesci sie na przyklad ten:
http://www.leboncoin.fr/instruments_de_musique/285728715.htm?ca=12_s
Pasi jak ulal. A te nozki, te nozki! 🙂
Jeszcze transport…
A co to by było „a accorder” w tym przypadku? 😳
A accorder każe przypuszczać, że jest to cena wywoławcza „do dogadania”, czyli transport gratis na przykład. Mozart mnie zastanawia. Znalezienie kompozycji w archiwum arcybiskupim nie dziwi, ale całkiem nieznana kompozycja w archiwum fundacji Mozarteum to już ciekawostka przyrodnicza. Może nieznana tak jak krawiec warszawski z grobu nieznanego żołnierza. Znaczy znany jako krawiec, ale zupełnie nieznany jako żołnierz.
Nie, „à accorder” to bardziej banalne – do nastrojenia 😉
„do dogadania” to „à négocier”
Gostku drogi, transport to zawsze sie zalatwi po znajomosci i bez przetargu. I po psiej cenie.
Tylko nie wiem, czy w budzecie Muzeum przewidziane jest strojenie fortepianu po transporcie, czy to 1900 euro to „suma globalna na wieki”. Wiem, dworuje sobie wacpanna, ale blekitna krew mnie zalewa.
Fortepian glamorous po prostu. Ja sobie pooglądałem jeszcze te od mgr inż. Marka Musiała. Mój faworyt to Bluthner 210 cm z 1909r. Nie do Atmy, ale w ogóle to mi się podoba i mam sentyment pewien, bo w domu rodzinnym pianino tej firmy było i w opinii znawców pięknie brzmiało. W trudnym momencie poszło do ludzi w Krakowie. Zamieniony pośrednio na 1 koło samochodu Warszawa M20. To jedna z tych decyzji, których nie da się nie żałować po czasie. Też mam parę takich, choć nie do końca. Biurko Ludwik XV. Nie oryginał wprawdzie tylko kopia z poczatków XIX w, ale szkoda. Zamienione na trochę cegieł w ścianie domu. Rzeźby XV-wiecznej Św. Elżbiety Węgierskiej nie żałuję, bo żarło ją coś i tylko w muzeum mogli uratować, a i tak w publicznej przestrzeni większy z niej pożytek i to dużo większy. Ale w kościele żadnym (spośród konsultowanych) nie chcieli jako darowizny, bo na konserwację nie chcieli wydawać. Jedno z Muzeów Narodowych kupiło po długim namyśle. Nie czulem się zobowiązany dp przekazania zapłaty któremuś z indagowanych wczesniej kosciołów, bo o pożytek z rzeźby mi chodziło a nie o wsparcie kościoła.
Tere tere – po znajomości i bez przetargu, a potem będzie o niegospodarności itp. 👿
Jeśli to natomiast ma być na wieki, to niech już kupią Clavinovę za te osiem tysi, przynajmniej stroić nie będzie trzeba.
Dałem plamę fortepianową. Nie tylko nie ma na transport, a jeszcze stroiciela trzeba opłacić.
No i zapewne księdza, żeby poświęcił instrument.
A w tym Mozarteum to jakoś ostatnio co i rusz się coś znajduje. Chyba tam ktoś skontrum robi… 😉
http://wiadomosci.wp.pl/title,Odegraja-nieznane-dotad-utwory-Mozarta,wid,11367087,wiadomosc.html?ticaid=1e04f
O, nie, Gostku. Porzadny Roland kosztuje ca 17.000 €
Nie ma lekko. Tyle ze sie zwraca czesciowo, bo choc stroic nie trzeba, to prad zre.
A jak pradu zabraknie, to milczal bedzie jak grob, a w grobie trup.
A na akustycznym przy swiecach zawsze mozna cos zabrzdakac. Nawet jesli pozostana mu trzy klawisze.
Czyli i tak zle, i tak niedobrze
Gostku, zamiast ksiadza proponuje strazaka. Poswieci raz a dobrze i bedzie po ptokach. I wodna muzyka sama plynac bedzie.
A kto mówi o porządnym?!
Jak kryzys to kryzys.
Są też Kazie po 2500 zeta od biedy. Produkty kibordopodobne.
Ale cieszę się, że lubisz Rolandy – zawsze bardziej lubiłem dźwięk syntezatorów Rolanda od Yamahy 🙂
Kolega właśnie słusznie zauważył, żeby pójść po prośbie do spólki 2012 PL. Tam tyle premii sobie wypłacili, że może ktoś się zlituje. Wtedy ten biały fortepian możnaby domalować na czerwono.
Są jeszcze tacy co cenią Kurzweila który, jak słyszałem od jednego klawiszowca „fajnie brzmiał ale w sumie do kitu bo mu się środkiem klawiatura zapada od częstego grania”. Ostatnio na topie, ze względu na ceny są klocki Nord Electro (cała paleta nawet „niby Hammond B3”). A jakie fajne nowe piana Rhodesa są też po 20 tysi zielonych…
Panią Małaszko miałem wczoraj zlinkować ale odpuściłem – hmm… , mój ulubiony passus z tego interwiu „Od kilku lat nadajemy także jazz.” Szkoda, że Pani nie wie gdzie pracuje – chyba że miało być od kilkudziesięciu…
Tak, lubie Rolandy. Dobra robote robia, szkoda tylko, ze nie za bardzo chca sluchac profesjonalistow od „klasyki”.
A 2012.PL dobra mysl. W ten molekularny pentagram nawet gwiazde pitagorejska wpisac mozna:
http://kibicowanie.eu/wp-content/uploads/logo-pl2012-180×100.jpg
Tylko fortepian powinien byc trawiasty (albo rzekotkowy)
Trawiasty to może być Jentyk. 😐
Tez, Dorotko, tez. 😉
Kamuflaz wiosenny. A moze koloru kameleonowego? Przeciez musi taki byc w naturze, prawda?
Tylko jeśli nie jest centkowany
W naturze kameleonowy kolor to kolor uniwersalny
Tak na poważnie to kolor kameleonowy jest chyba zbliżony do trawiastego. Ale zwierzątko ma taki kolor tylko w dobrym cieple. Gdy zimno, szarzeje, ale tez i od nastroju barwa może zależeć.
http://www.youtube.com/watch?v=Jyg-y_uO1WE
Z tego filmu wynika, ze kolor kameleonowy zalezy od okularow przeciwslonecznych.
Wyobrazilam sobie Maiskiego w kameleonowej koszuli 😉
@ Gostek Przelotem 14:28
Albo piłkoptaka domalować w widocznym miejscu 😉
@ tjczekaj 15:01
O,to,to własnie 🙂
W temacie kameleon cytując link za Bobikiem:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/68/Yemen_Chameleon.jpg/300px-Yemen_Chameleon.jpg
„Atma” – zdaje się być „miejscem przeklętym”.
Ileż to inwektyw ongiś spadało na głowę Jerzego Waldorffa.
@ tjczekaj 15:01
Wyobrazilam sobie Maiskiego w kameleonowej koszuli.
To byłby teatr, Tereniu. Misza gra i jego koszula zmienia kolory w zależności od uczuć, które go ogarniają.
Już widzę ten szał ciał melomanów. 😆
A czyż melomanki pozostałyby obojętne?
Czytam, czytam recenzję Pani Szwarcman z koncertu.
I może w ramach dołączania się do komentarzy to:
http://www.youtube.com/watch?v=pI-PloJWbSk
No co zrobić, to są pomysły Kremera. Jak go wielbię i cenię, to akurat nie za to.
Można zrozumieć przy okazjach towarzysko-festiwalowych.
Ale ja bym nie mieszała różnych okazji.
Zgadzam się z Panią.
Kiedyś miałem „fazę” na Kremera i Kremeratę ;-).
I nadal mam… ale mniejszą. Teraz mam „fazę” na Gergiewa. 😀
I bardzo żałowałem, że nie mogłem pójść we wtorek na koncert.
Ale teraz nie żałuję.
Pisząc brutalnie – odróżniam filharmonię od cyrku.
Lub też pamiętając felieton Wiecha „Kino Filharmonia” – od kina.
Zawiesiłam się na ‚przyspieszaniu słuchania symfonii’. (Już mniejsza o ten doplątany umlaut) 😯
Odezwał się znów tato naszej ulubionej Julki – dziś w Poznaniu. Podesłał taki link:
http://system-mecenas.pl/pl/Poznan.php
No piękny koncert. Szkoda, że nie mogliśmy tam być. Może ktoś był ze znajomych?
Ale link w „O Autorce” żyje
tamże:
http://www.youtube.com/watch?v=YQUChCPLlbw
Ale to już nie jest śpiewająca Syrenka.
Pani Doroto, czekam niecierpliwie na Pani relację z koncertu jubileuszowego Dwójki.
Właśnie wrzuciłam – pozdrawiam 🙂
Dorotko, a czytałaś mój wywiad z Maiskym sprzed 20 lat. Zrobiony po koncercie na którym byliśmy razem.
http://kamerton.hapay.pl/kamerton.php?id=100092