Najazd na Edynburg
Polska ofensywa kulturalna trwa (i tylko takie ofensywy tu popieramy!). Na tegorocznym Festiwalu w Edynburgu będzie się nazywać Listen/Touch/See – Polska Arts in Edinburgh 2012 i jest dalszym ciągiem działań i kontaktów nawiązanych przez Instytut Adama Mickiewicza podczas pamiętnego Polska!Year i wcześniej.
Ofensywa związana jest też z obecnością na stanowisku dyrektora Jonathana Millsa, który chętnie otwiera festiwal także na Europę Wschodnią. Kontakty miały też miejsce za kadencji dawnego dyrektora, Richarda Demarco, ale za Millsa, który sam jest kompozytorem, większy nacisk położono na muzykę, choć teatr oczywiście nadal jest ogromnie ważny. Poprzednia ofensywa miała miejsce cztery lata temu, gdy mocne wejście mieli Grzegorz Jarzyna z 4.48 Psychosis i Krzysztof Warlikowski z Dybukiem; w tym roku Jarzyna swoim Makbetem inauguruje festiwal. Makbetów polskich będzie też więcej, bo i Pawła Szkotaka z Biurem Podróży Makbet: Kim jest ten człowiek we krwi? w ramach Fringe Festival (gdzie swego czasu odniósł sukces jego spektakl Carmen Funebre) oraz Macbeth Teatru Pieśń Kozła (także Fringe). Cóż, miejsce jak najbardziej odpowiednie. Biuro Podróży pokaże też jeszcze raz Carmen Funebre i Planetę Lem, a Pieśń Kozła – Pieśni Leara. W tej dziedzinie jeszcze parę drobniejszych wydarzeń.
Natomiast muzyczne wydarzenia będą naprawdę dużej wagi i odbędą się niekoniecznie nawet w związku z działaniami IAM. W tym samym 2008 r., kiedy pokazano tam spektakle Warlikowskiego i Jarzyny, został też wystawiony Król Roger Szymanowskiego w reżyserii Mariusza Trelińskiego i pod batutą Valerego Gergieva. Do tego przedsięwzięcia trzeba było dyrygenta namówić, ale, jak opowiada Mills (był dziś w IAM na konferencji prasowej), po sukcesie, jaki odniósł ten spektakl, sam Gergiev zapragnął przedstawiać kolejne dzieła i dopytywał się o to. Tak więc zostanie tam przedstawiony cykl wszystkich symfonii Szymanowskiego, który Gergiev z London Symphony Orchestra (oj, nagra się ona Karolka w tym roku) pokazuje też w londyńskim Barbican. Zestawia je – dość ryzykownie – z wszystkimi symfoniami Brahmsa. Ciekawe, jak to zabrzmi koło siebie. Mills powiedział zabawną rzecz: że na pierwszy koncert bilety są już wyprzedane. A I Symfonia jest najmniej ciekawa w dorobku Szymanowskiego, to dzieło studenckie, neoromantyczna kobyła. II Symfonia zresztą też. Dopiero dwie kolejne – to prawdziwy Szymanowski, w dwóch wersjach. W Pieśni o nocy jako solista wystąpi tenor Toby Spence, a w Koncertującej – niestety! – Denis Matsuev. Będą też wykonane oba koncerty skrzypcowe: pierwszy zagra Nicola Benedetti, a drugi – Leonidas Kavakos. Przed pierwszym z koncertów odbędzie się debata o Szymanowskim. Ale nie tylko Rok Szymanowskiego będzie się obchodzić, lecz także zapowie się Rok Lutosławskiego – Cleveland Orchestra zagra Koncert na orkiestrę (zestawiając go z… czterema poematami z cyklu Moja ojczyzna Smetany) oraz Koncert fortepianowy z solistą Larsem Vogtem (plus reszta cyklu Smetany i VI Symfonia Szostakowicza).
Tyle poważka. Ale jest tam też w lipcu Jazz and Blues Festival, na którym będzie trochę dobrego polskiego jazzu. O jakości śpiewu Agi Zaryan już Bobik może zaświadczyć, ale będą też inne świetne młode zespoły: Marcin Wasilewski Trio, Maciej Obara Quartet, Profesjonalizm Marcina Maseckiego i Mitch and Mitch. Trochę grania będzie też w klubie festiwalowym.
Cóż, jak tak się pisze o tym, to rzeczywiście wygląda na inwazję. Ale przecież ten festiwal to istny kombinat z masą wydarzeń. Tutaj o jazzie. Cóż, jak mówi Jonathan Mills, zamiast wydawać masę kasy na różne małe festiwale można przyjechać do Edynburga, żeby mieć ich wiele w jednym.
Komentarze
Pobutka.
Czy mógłbym Panią prosić o wyjaśnienie, dlaczego przy Matsuevie napisała Pani „niestety”? Wydaje się być „sztandarowym” pianistą Gergieva.
Dzień dobry,
dlatego, że gra koszmarnie, topornie i nie wyobrażam sobie, żeby był w stanie zrozumieć Szymanowskiego. Jego szczególną cechą jest, że potrafi sprawić, by od rąbanki fortepian się przesunął – widziałam to na własne oczy. Wrrr. 👿
tzw. fortissimo russo.
Nie wymawiając, na Sokołowie też mi w uszach dzwoniło, jak niegdyś po koncercie Houk 🙂
No, ale to nawet porówania nie ma. Sokołow by nie przesunął graniem fortepianu…
To jest ta perkusyjna szkoła gry, faktycznie trudna do zniesienia.
Ale Sokołow potrafi zagrać delikatnie i subtelnie, koronkowo nawet. A Matsuev wcale. To takie imperialne granie 😉
Zaświadczam. 😀
Mnie się Aga Zaryan bardzo z Dianą Krall kojarzyła, ale nie w sensie naśladownictwa czy epigoństwa. Raczej nie bardzo mogłem się pogodzić z tym, że jedna za wielką światową gwiazdę robi, a druga nie aż tak znana, choć też zasługuje.
I bardzo mi się podobało, że ambitne, oryginalne przedsięwzięcia AZ, w rodzaju śpiewaniu jazzu do Świrszczyńskiej, brzmiały w sposób naturalny, niewypindrzony i stylowy. Dobra robota. 🙂
@Bobik 10:40
Podpisuję się czterema łapami pod powyższym wpisem 🙂
Macham wam z Gdańska, gdzie spędziłam sympatyczny i ciekawy wieczór, o czym zaniedługo napiszę 🙂