Szymanowski w Edynburgu (2)
Solistka pierwszego z serii tutejszych koncertów poświęconych Szymanowskiemu, Nicola Benedetti, jako szesnastoletnia skrzypaczka wygrała 8 lat temu tu, w Edynburgu,w tej samej Usher Hall, w której właśnie wystąpiła, konkurs BBC dla młodych muzyków roku, grając właśnie I Koncert skrzypcowy Szymanowskiego. Skąd do tak młodej Szkotki (o włoskim nazwisku) Szymanowski? Okazuje się, że stąd, że podsunął go jej jeden z jej nauczycieli – Maciej Rakowski, mój dawny starszy kolega z warszawskiego liceum muzycznego.
Oczywiście i jej musiał się utwór spodobać, żeby się nim przejęła i dobrze go wykonała. Twierdzi, że jej go odradzano, bo „nikt tego nie zna, więc co to będzie za efekt”. Ale efekt był, bo muzykalna dziewczyna od razu dostrzegła wyjątkowość tego koncertu, barwną orkiestrę, ciągłą grą skrzypiec o bardzo osobistym charakterze oraz nietypowy rozwój formy, w tym absolutnie zaskakujące zakończenie, które, jak powiedziała, jest jak uśmiech i ona sama się przy nim uśmiecha wewnętrznie.
Benedetti opowiadała o tym wszystkim publiczności na spotkaniu – tu odbywają się takie publiczne spotkania z wybranymi artystami, także biletowane. Mają one również duże powodzenie.
Ja natomiast słuchałam dziś gry skrzypka, który w niedzielę zagra II Koncert skrzypcowy – Leonidasa Kavakosa, który w Queen’s Hall dał recital z dobrze u nas znanym pianistą Nicolaiem Luganskym. Recital starannie skomponowany: najpierw Sonata Janačka, czyli melancholia i niepokój, po nim Sonata G-dur Brahmsa, wykonana z apollińskim spokojem (chyba wolę bardziej emocjonalne interpretacje, ale i to było ładne), po przerwie Duo concertante Strawińskiego, utwór z neoklasycznego okresu, jeden z tych, do których mam słabość i uważam, że są zbyt rzadko wykonywane (tu Lugansky wydał mi się za miękki – moim zdaniem trzeba to grać bardziej drapieżnie), a na koniec Sonata Respighiego jako pendant do pierwszego z utworów, choć o bardziej tradycyjnej stylistyce i harmonii.
No i jeszcze wieczorny koncert. Wydawało się, że walka będzie tym razem nierówna: Szymanowski okolony Brahmsem. Ale było inaczej. Wykonaną na początek Uwerturę tragiczną Gergiev zinterpretował dość spokojnie, jako elegijną raczej, co dało mocny kontrast do znów pikantnie przedstawionej II Symfonii Szymanowskiego i chyba była w tym metoda. Co prawda Szymanowski uważał, że w tej symfonii, w przeciwieństwie do pierwszej, jest „najmniej polifonii, jak tylko może być”, ale co to za brak polifonii, kiedy ostatnia część jest fugą, a i w dwóch poprzednich też jest plątanina głosów. To wciąż jeszcze dzieło wyrosłe w aurze Richarda Straussa i Gergiev poszedł za tym tropem, drugą część robiąc na wesoło, trochę w typie Dyla Sowizdrzała. Pozostałe też były bardzo efektowne. Zagrany w drugiej części Brahms, też II Symfonia, zrobił znów na mnie wrażenie zagranego „na odwal” – pierwsza część była tak wolna, że prawie przysnęłam, druga niewiele się różniła, dopiero w trzeciej zaczęło się coś dziać, a w czwartej było już i szybko, i na koniec głośno, jak publika lubi, no i skończyło się owacją z tupaniem. Ale kolejnego Tańca węgierskiego nie było – dyrygent wyglądał na zmęczonego.
Na koniec jeszcze jedna wiadomość: symfonie Szymanowskiego zostaną przez Gergieva z LSO nagrane. W Barbican, bo tak jest korzystniej ze względu na prawa związkowe. Wyda to ich własna firma. Bardzo się cieszę z tego, bo widzę, że on się do tych symfonii naprawdę przykłada.
A w marcu będzie tam wykonane Stabat Mater.
Komentarze
Koncert Kavakosa i Lugansky’ego z tym samym programem (bez Strawinskiego, wycietego z nagrania) z Verbier jest jeszcze do obejrzenia na medici
http://www.medici.tv/#!/leonidas-kavakos-nikolai-lugansky-janacek-brahms-stravinsky-respighi-verbier-festival-2012
Pobutka.
a w berlinie na inauguracji nowego sezonu berlińczyków m. in. 3 symfonia lutosławskiego (którego też zestawiono z brahmsem) pod rattlem.
na stronie sponsora można się zarejestrować, żeby za zupełną darmochę obejrzeć sobie w necie transmisję na żywo!
dla zainteresowanych podaję link do strony rejestracyjnej: https://www.db.com/en/content/special_bphil.htm?kid=bphil.inter-ghpen.ts
koncert 24 sierpnia o 19.00
Dzięki!
A ktoś może chodzi na Chopieje i może zdać relację, co tam słychać? Ja dołączę dopiero w poniedziałek, jak dobrze pójdzie.
Teraz wrzucam relację z minionego dnia.
Ja byłam na razie na Nelsonie Goernerze wczoraj i było oczywiście niesamowicie. Nie tylko za sprawą Nelsona, którego jestem zagorzałą fanką, ale i za sprawą Studia Lutosławskiego, gdzie po prostu pod każdym względem (i słuchowym, i klimatycznym) jest lepiej niż w Filharmonii. Po była dyskusja poświęcona promocji książki „Cztery ballady” z udziałem autora – i tu kolejne dla mnie zaskoczenie, bo dla kogoś takiego jak (czyli bez szkoły muzycznej) brzmiało wszystko niewiarygodnie interesująco i niehermetycznie. A o meritum może fachowcy się wypowiedzą obszerniej 🙂 Nie zauważyłam, kto z frędzelków był, bo też wpadłam z biblioteki w ostatniej chwili i szybko musiałam uciekać.
PS I strasznie żałuję, że nie mogę w poniedziałek Stern posłuchać, będę wypatrywać relacji tu.
Co Stopa doniosła w sprawie wczorajszej dyskusji potwierdzam, bazylika z towarzystwem miała plany ucieczkowe, ale została. W efekcie – książka kupiona, takoż nagranie ballad Goernera na fortepianie historycznym (bo cały recital b. zachodziła w głowę jak to może brzmieć na historycznym właśnie, odpowiedź: oczywiście znakomicie). Co do samego recitalu Goernera ucho i dusza kompletnego laika ma wątpliwości co do pierwszej częsci sonaty (monumentalnie), ale nokturn niesamowity.
Koncert piątkowy – Melnikow znakomicie, oba koncerty popisowo, problem stwarzał bazylice dyrygent, który wydał się dyrygować bardzej jakim Czajkowskim czy innym Wagnerem (vide jego dyrygencki dorobek), orkiestra też entuzjazmu zdawała się nie eksponować, ale zaznaczam, że bazylika była po cięzkim dniu pracy w pracy i mogła mieć odbiór zwichrowany. W każdym razie na Chije zdarzały się lepsze wykonania e-molla, historycznie poinformowane.
Dzięki za relacje! Cieszę się, że z tą promocją ksiązki się tak udało – to trzeba umieć.
Dzień dobry, a ja w obronie Mielnikova. Własnie przeczytalam w Internecie, ano jak zawsze nie pamietam gdzie, że jak ma sie kontuzje to nie powinno sie wchodzic na scenę, taki byl mniej wiecej sens tekstu. A Mielnikow mnie sie podobal, dyrygent mi nie przeszkadzał. Mielnikov mial powód zeby nie wystąpic. Chwile rozmawialam z nim po koncercie. Oklejony palec, mocno dziabniety (opuszek). Na scenie powiedziano ze nabawil sie kontuzji w czasie prób. Z tego co slyszalam po kilku koncertach, to niektorzy melomani chcą teraz tylko na historycznych, zwłaszcza naszych kompozytorow! I jak tu dogodzic…
Mnie sie też dobrze sluchalo w St Lutosławskiego, nawet jak zmachana i spozniona dotarlam na Kennera i The Casal Quartet
do milego
Dzień Dobry,
potwierdzam, iż występ Kevina Kennera i The Casal Quartet był interesujący, zwłaszcza że dotychczas nie słyszałem wykonań koncertów fortepianowych Chopina w takiej wersji.