Nierówne Goldbergowskie
Nie bardzo mi się podoba pomysł, by i na Actus Humanus co roku powtarzano Wariacje Goldbergowskie, bo ewidentnie jeden festiwal podebrał ten pomysł drugiemu – wrześniowemu Festiwalowi Goldbergowskiemu, który odbywa się już od sześciu lat. To jest nieładne. Choć oczywiście nikt nie ma patentu na utwór Bacha.
W tym roku na Goldbergowskim grał go Andreas Staier i – w wersji jazzującej – Dan Tepfer. Niestety za dużo działo się we wrześniu i nie dałam rady dojechać. Bardzo żałuję, bo ogromnie mi odpowiada w wykonaniach klawesynowych (i w ogóle klawiszowych) temperament właśnie taki, jak Staiera – jest w tym jakiś ogień, aż wydaje się, że iskry lecą spod klawiszy.
Ottavio Dantone, który dziś zagrał w Dworze Artusa, jest inny: stateczny. Z Wariacjami ma swoją sprawę: nagrał je 9 lat temu dla wytwórni Decca. Dużo fragmentów tego nagrania, praktycznie całość, jest na YouTube. To dobre wykonanie. Ale dziś Dantone już tak nie gra i przyczyny są oczywiście różne, główna taka, że jednak zajmuje się teraz przede wszystkim prowadzeniem swojego zespołu Accademia Bizantina, a ostatnio nawet, jak powiedział Magdalenie Łoś w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”, współpracował przy jednej z produkcji w mediolańskiej La Scali. Powiedział też, że często gra Wariacje na koncertach, ale wie, że wieczór w Gdańsku będzie inny niż wszystkie: „podchodzę do tego koncertu bardzo emocjonalnie, wiedząc, że to jest miejsce szczególne” (tj. że w Gdańsku urodził się Goldberg, pierwszy wykonawca utworu).
Z jego nagraniem czekał – zwierza się także – aż przekroczy czterdziestkę, i ostatecznie nagrał go mając 45 lat. Ale, mówi, jego interpretacja wciąż się zmienia. No cóż, jeżeli, to nie zawsze na korzyść. Ja odniosłam wrażenie, że w istocie wcale ostatnio nie gra tak często: wiele wariacji było sztywnych i niepewnych, takich trochę kanciastych. Były i piękne, np. ta ostatnia z minorowych; podobała mi się Uwertura francuska, niespodziewanie zadziorna (tej zadziorności właśnie było mi za mało); trochę bawiło, że ozdobniczki wypisał sobie i czytał z nut (przy powtórzeniach ozdabiał je, bardziej lub mniej). W sumie więcej szacunku dla znakomitego muzyka, mniej głębokiego przeżycia.
Komentarze
Pobutka.
Eeee – taka mało ambitna* pobu? 😮 — misie wczoraj zamarzyło, że wstanę o czwartej, poszukam jakiejś rozśpiewki, żeby tak butnie pobudzić, jak nigdy i do tego nauczyć wszystkich śpiewać przynajmniej tak ładnie, jak ten pan W. wczoraj (szubertował)…
Ale się zasłuchałam w „Łysą śpiewaczkę” i pobudziłam dopiero o 7:30… szczęśliwie nie za późno na Prof. Perza et consortes, zwłaszcza że śpiewamy dziś dopiero o 13, hurra! 😀
Dantone ze swoimi (żeby nie było, żeśmy wpisu nie przyswoili)… ktoś go wcisnął między eksponaty muzealne… 🙄
_______
*nnno, do nas jutro harfa zjeżdża na próbę ❗ — się będzie działo… 🙂
Dzień dobry 🙂
Ładnie to brzmi na tej harfie.
A co próbujecie z harfą, a cappello? Ja kiedyś (w szkole podstawowej) uczestniczyłam w A Ceremony of Carols Brittena – chór dziecięcy z harfą – bardzo piękna muzyka. A grał z nami pan Vladimir Haas, przystojniak z ówczesnego składu Filharmonii Narodowej 🙂
Mnie też nie podoba się pomysł, by te nieszczęsne goldbergowskie powtarzać co roku… dodajmy do tego powtarzanie wykonawców (w przyszłym roku na AH ma znów przyjechać Europa Galante) – i za kilka lat nie będzie po co do Gdańska przyjeżdżać. No, może przesadziłam trochę 😉 Ale z tym ‚podbieraniem pomysłów’ ma Pani trochę racji, chociaż nazwałabym to raczej ‚podbieraniem koncepcji’. W Gdańsku jest miejsce dla dwóch różnych festiwali muzyki dawnej, potwierdzam to jako gdańszczanka regularnie uczęszczająca na większość koncertów w tym mieście. Nie podoba mi się bardzo ta rywalizacja pomiędzy AH a Festiwalem Goldbergowskim. Nic dobrego z tego nie wyniknie dla melomanów. Liczę na to, że skromny, ale ciekawy Festiwal Goldbergowski nie zostanie wyparty przez szumny i głośny – choć równie ciekawy – Actus Humanus. Pozdrawiam serdecznie
O, to my „stosunkowo blisko” Brittena… I też mi się podoba — takie słodkie Dancing Day J. Ruttera* — opracowania trzech dawnych kolęd angielskich na głosy równe (There is no rose, Coventry carol, Tomorrow shall be my dancing day), plus Angels’ carol „na przycynek” – znaczy – chyba żeby panowie też coś mieli z tej harfy ;)…
U nas będzie pani harfistka… o ile dobrze usłyszałam; główne deliberacje dotyczyły kwestii „jak daleko może wjechać samochód na teren podwórka parafii i o której zamykają bramę” 😉
______
*sporo wykonań w sieci, jeśli ktoś byłby ciekaw – nb, widzę też There is no rose Brittena
There is no rose Brittena jest właśnie z A Ceremony of Carols 🙂
M. – witam. Jestem dokładnie tego samego zdania. Bardzo dobrze, że jest Actus Humanus, i niech będzie, ale jest to format, który mogłoby mieć każde miasto. A Festiwal Goldbergowski jest gdańską specyfiką i moim zdaniem władze miejskie powinny nań chuchać i dmuchać.
Ja po zeszłym roku myślałam, że na Actus Humanus będzie więcej średniowiecza i dzięki temu jakoś w bardziej wyrazisty sposób będzie się różnił od barokowego Goldbergowskiego. Na Goldbergowskim też oczywiście pokazywały się inne epoki – np. dwa lata temu śpiewała Peregrina Agnieszki Budzińskiej – ale to w mniejszości, tam barok jest naturalny choćby z tego względu, że najwięcej gdańskich zabytków muzycznych pochodzi właśnie z tej epoki. Są niezmiernie ciekawe, nigdzie indziej się ich nie gra i powinny być pod specjalną ochroną Gdańska, dla którego to właśnie jest oryginalną, niepowtarzalną promocją!
Tymczasem słyszę, że na Actus Humanus ma być bardziej barokowo (z wyjątkiem Ensemble Organum i Huelgas Ensemble), a więcej średniowiecza będzie na Paschaliach. To ostatnie mnie zresztą cieszy, bo już stwierdziłam, że jeśli znów będzie w kółko Vivaldi i inna włoszczyzna, to nie przyjadę. Tymczasem będzie to już trochę złagodzone (festiwal zresztą będzie o dzień krótszy, bez poniedziałku) i chyba na tyle ciekawe, że będzie na co wpadać, a zmieniać się będzie od następnego roku. No i fajnie.
Ale wracając do Gdańska, zdumiewa mnie, że np. program przyszłorocznego Actus Humanus znany jest już w całości, a Goldbergowski – nie wiadomo, czy się odbędzie, bo te bidaki nie wiedzą jeszcze, na czym stoją finansowo. Pewnie, że można się czepiać, że wykonania muzyki gdańskiej przez Goldberg Ensemble mogłyby być lepiej dopracowane – ale przecież wiadomo, że to jest składanka, że trzeba sprowadzać muzyków spoza Gdańska i mieć czas na ćwiczenie z nimi, a to wszystko też kosztuje.
Zdumiewają mnie tutejsze władze.
W Gdańsku w ogóle coraz gorzej się dzieje, niestety. To, co się wyprawia w Filharmonii czy Operze … zgroza po prostu. Z zazdrością patrzę na Filharmonię Poznańską czy Narodową, gdzie ciągle jeszcze Sztuka jest chociaż odrobinę ważniejsza od Pieniądza.
Co do Festiwalu Goldbergowskiego, to niestety, podobnie jak Pani, nie udało mi się na niego dotrzeć – właściwie wysłuchałam tylko Pasji J.B.Ch. Freislicha. I byłam zachwycona! Trzymam w ręku przepięknie wydaną płytę, której jeszcze nie słuchałam, myślę o wszystkich poprzednich płytach z cyklu „Muzyczne Dziedzictwo Miasta Gdańska” i bardzo nie chcę, żeby to się skończyło. Może i Goldbergi (jak ich pieszczotliwie nazywamy) mogliby grać i śpiewać na jeszcze wyższym poziomie, ale na pewno jest to poziom wystarczająco wysoki, by był wart utrzymania. (Zwłaszcza od kiedy Capella Gedanensis, która niegdyś zajmowała się gdańskimi zabytkami muzycznymi, zajęła się raczej graniem w kółko jednego koncertu Vivaldiego i muzyki filmowej…)
A co do barokowego charakteru Actus Humanus – tak się cieszyłam w zeszłym roku, kiedy okazało się, że dla kogoś w końcu „muzyka dawna” oznacza więcej niż barok… No i niestety, w tym roku jest już dużo bardziej jednostajnie. Czas zacząć jeździć do Krakowa 🙂
Pozdrawiam serdecznie, kiedy czytam Pani relacje z koncertów AH i widzę, że ktoś ma podobne odczucia do moich, jakoś od razu milej mi się robi 🙂
I ja wzajemnie pozdrawiam 🙂
Co do koncertu zespołu Pedro Memelsdorffa, który przedwczoraj tak był zachwycający (średniowiecze!), to ugadany wstępnie jest występ w Krakowie na Paschaliach w 2014 r., a w 2015 r. znów w Gdańsku.
Pasji Freislicha też jeszcze nie przesłuchałam; nadrobię to zaraz w Warszawie.
Droga Pani Doroto,
czuję się tym wpisem i toczącą się pod nim dyskusją nieco wywołany do odpowiedzi. A więc krótko:
1. nikt nie ma monopolu na utwór Bacha, podobnie jak np. na cykl „arie e concerti” Vivaldiego;
2. nie jest ambicją AH ani jego organizatorów jakakolwiek rywalizacja z FG; uważam, że AH, który z założenia jest festiwalem bardziej „maistreamowym” w znacznym stopniu może pomóc bardziej „hermetycznemu” FG w budowaniu publiczności. Komuś komu spodoba się atmosfera i muzyka prezentowana na AH zapewne będzie chciał poznać zagadnienie głębiej, a FG daje ku temu znakomitą okazję. Powinni to też zrozumieć organizatorzy tego ostatniego i skupić się na budowaniu tejże publiczności właśnie, zamiast marnować energię na niepotrzebne „działania” wokół AH, o których doskonale wiemy;
3. każdy organizator festiwalu może ogłosić program na rok przyszły jeśli ma dopięte szczegóły. Nawet bez umowy gwarantującej, że zostanie zrealizowany (jak w przypadku AH 2013). Z AH jest tak, że najpierw powstaje program, a dopiero później szukamy środków na jego realizację. Nie działamy na zasadzie „dajcie nam, a powiemy Wam co możemy za to zrobić”. Zapewniam, że partnerzy instytucjonalni i biznesowi wolą mieć na papierze konkret, a nie mgliste idee.
Myślę, że garść faktów „od kuchni” pozwoli kontynuować wątek z lepszym rozeznaniem w sytuacji.
Pozdrowienia,
Filip Berkowicz
PS. I jeszcze jedno – doskonale Pani wie, że nigdy nie tłumaczę się ze swoich wyborów programowych. Tak długo, jak bilety będą się wyprzedawały w 100% nie widzę potrzeby aby cokolwiek zmieniać. Publiczność do głębszego eksplorowania repertuaru muzyki dawnej trzeba przygotować. I z każdym koncertem jest ona przygotowywana do tegoż właśnie.
Problem, panie Filipie, jest taki, że publiczność te fakty (raczej poglądy niż fakty w tym przypadku, ale nie czepiajmy się) i w ogóle rozeznanie lekceważy, jeśli mogę to tak grzecznie ująć. Publiczność jest zainteresowana efektem końcowym. Znam się na tym, bo bywam miejscową publicznością, tak jak M.
Dobra, może nie jesteśmy typową ludożerką, która poleci z entuzjazmem na Krystynę P. i będzie cmokać z zachwytu przez cały rok, do następnego występu Krystyny P. Tym bardziej doceniamy, że w Gdańsku firma sprzedaje lepszy asortyment. (proszę M. o wybaczenie, że bez pytania zmontowałem dwuosobową drużynę) 😉 Tylko to, a nie ciężką dolę organizatora i „jakież on musi z godnością znosić obelgi od konkurencji”.
Dwa festiwale, każdy może mieć swoją specyfikę, swoją publiczność (częściowo wspólną), może być jak bajce, a nie jest. No ciekawe, bardzo ciekawe, dlaczego? Można zgadywać trzy razy. Dodam, że te pieniądze, o które wcale, ach wcale nie chodzi, są i moje, i M. 😛
Wierzę, że rywalizacja nie jest celem. Naprawdę wierzę. Rywalizacja jest tylko środkiem do celu. Celem jest zaś co? Patrz poprzedni akapit, i nie ma co się wstydzić, każdy ma taki cel. Tylko proszę to robić elegancko, nie zapominać, że robimy w kulturze, dać żyć innym też, chociaż mogą się wydawać obrzydliwi i szkodliwi, i jeszcze dużo innych życzeń, których wyliczaniem nie będę obrażał dobrze wychowanych ludzi.
To ja też PS. 🙂
PS
Dlaczego czuję się, jakbym przeczytał odpowiedź dużej korporacji na pismo klienta indywidualnego w sprawie gwarancji?
Czy to źle, że w jednym mieście odbywa się kilka festiwali prezentujących muzykę dawną? Według mnie nie. „Problem” widzę w tym, że polskiej publiczności rzeczywiście może za kilka lat już bokiem wychodzić kolejny zrekonstruowany Vivaldi, a Fabio Biondi pewnie już szuka sobie jakiejś przyjemnej miejscówki w połowie drogi między Krakowem a Gdańskiem 🙂
Cieszyłbym się, gdyby „nasze” festiwale postawiły na większą różnorodność repertuarową. Przeczytałem gdzieś, że na przyszłorocznych Misteriach zabrzmi Mozart. Gdyby jeszcze dorzucono coś z średniowiecza i renesansu, byłoby super. Zdaję sobie sprawę, że organizacja dużego festiwalu wymaga pozyskiwania sponsorów i rozumiem, że należy dać im coś (Kermes, Jarousskiego), na co pospraszają swoich biznesowych kooperantów. Ale może warto byłoby też proponować więcej czegoś, co wyróżniałoby „nasze” festiwale na tle europejskiej konkurencji? Mam tu na myśli nie tylko zapraszanie mniej znanych artystów, ale też prezentowanie mniej znanego repertuaru.
Może warto byłoby zaryzykować np. podczas cyklu Opera Rara zastąpienie setki razy wystawianego i nagrywanego „Giulio Cesare” Haendla czymś bardziej „rara”, np. „Arminio” Bibera? Jestem przekonany, że znaleźliby się na to i sponsorzy i publiczność 🙂
Pozdrawiam!
P.S.
O rywalizacji na gdańskim poletku się nie wypowiadam, bo nic o niej nie wiem 🙂
No i zakończyła się tegoroczna edycja Actus Humanus.
Nie będę robić specjalnego wpisu, bo przecież wszystko oczywiste, Vivaldi to Vivaldi, Fabio to Fabio, Sonia to Sonia. Z mojego punktu widzenia w trzecim bodaj rzędzie było świetnie; wiem, że z tyłu kościoła mniej było słyszalne, no, ale to specyfika kościelnych wnętrz. W każdym razie zakończenie było efektowne.
Na powyższą wymianę zdań od 18:22 rzuciłam wcześniej okiem na cudzym smartfonie, więc siłą rzeczy po łebkach. Tymczasem jeszcze otrzymałam wykład uzupełniający od Filipa Berkowicza o tym, jak się robi festiwale. Kilku rzeczy warto się nauczyć, i ludziom z FG także zdecydowanie by się przydały. O nich może za chwilę.
Ale najpierw: przeczytałam dokładniej wypowiedź z @18:22 i muszę niestety zaprotestować. Festiwal Goldbergowski wcale nie jest bardziej „hermetyczny” niż Actus Humanus. Np. dwa lata temu byłam na koncercie Accordone z nawet dość rozrywkowym programem, takim nie w moim guście 😉 (dużo publiczności, przeszczęśliwej). Wariacje Goldbergowskie, jako już rzekliśmy, były i tu, i tu, na FG zaczęły się wcześniej, tam nawet – także – w wersji jazzującej. Tak więc, Panie Filipie, niepotrzebnie Pan przyprawia gębę FG. No, chyba ze uznać, że wszystko jest „hermetyczne” poza Vivaldim 😛 Na tej zasadzie „hermetyczny” jest i Actus Humanus, prawda?
Prawdą jest zapewne (to już a propos naszej rozmowy po koncercie), że bardzo ważny jest PR – zwłaszcza dla rządzących, i, jak mi to Pan słusznie wytłumaczył, ma to uzasadnienie wymierne czysto finansowo. Bo, Wielki Wodzu, to też prawda, wszyscy kalkulują, idealizm nie jest w cenie. AH w porównaniu z Paschaliami robi garstka ludzi, ale wypróbowanych i sprawnych, a o odpowiednim pijarze, patronach medialnych, nośnikach itp. myślą wcześniej. Wynajmują Instytut Monitorowania Mediów do skalkulowania, ile np. musiałoby wydać miasto, żeby rzecz zareklamować, a zaoszczędzi dzięki patronatom. Radio, pisma, bannery, reklamy – wszystko jest ugadane od razu i kiedy miasto wie, że oszczędza na tym 2 mln, to może się tylko cieszyć, bo to reklama także dla niego przecież. Z takim argumentem samo chętnie kasę wykłada – nie tak dużą, jak się z daleka wydaje; ponoć było to 700 tys. minus VAT, więc realnie ok. 570 tys. No i sponsorzy. Podobno po dzisiejszym udanym koncercie już się zgłosili kolejni, a pan prezydent już jest owinięty dookoła palca, bo dziś nawet nazwał Pana Filipa artystą 😆 Że to jest duża sztuka robić takie rzeczy, to fakt. Myślę, że organizatorzy FG też mogliby się tego i owego nauczyć… Także w kwestii: najpierw proponujemy konkrety, potem dyskutujemy, co się da zrobić.
Natomiast, proszę wybaczyć, Panie Filipie, nie wierzę w jakieś „działania przeciwko AH, o których wiemy” i za niewłaściwe uważam prawienie morałów o budowaniu publiczności osobom, które tę publiczność budują, tylko w inny sposób i bardziej od podstaw.
To trochę a propos gdańskiej pracy u podstaw:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Gdansk2012#
Można porównać ze stanem sprzed dwóch lat:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Gdansk2010#
I dobranoc, rano wstaję na samolot.
Pobutka.
W sobotę /i w niedzielę/ grał i dyrygował w krakowskiej filharmonii znany wszystkim Ingold Wunder. Był to jego dyplomowy koncert w roli dyrygenta po ukończeniu Krakowskiej Akademii Muzycznej. Z orkiestrą tejże akademii /prawie żeńską/ grał niedokończoną Schuberta i koncert e-mol Chopina. Wydawał się nieco speszony. Sadząc po owacjach grali chyba bardzo pięknie, tym bardziej, że same utwory są piękne.
Z żeńską orkiestrą to i Karajan mógłby być speszony 😆
Niedawno pisałam tu o łódzkim występie Żeńskiej Orkiestry Kameralnej. Pod dyrekcją dyrygentki-skrzypaczki 😉
Wrócę jeszcze do organizacji festiwali.
Filip Berkowicz (mam nadzieję, że doleciał do Krakowa, samolot był spóźniony parę godzin) powiedział wczoraj, że lubi (i robi) takie festiwale „butikowe” – ładne określenie i coś w tym jest. Zgrabne, ekskluzywne, dobrze oprawione. Żeby wszystko było dobrze skomponowane i zapięte na ostatni guzik. Bo jest też ważne – i tu zgadzam się na sto procent – jaki koncert między jakimi itp. Musi być wszystko dobrane. no i skuteczne.
Myślę, że dlatego jego działalność jest dla wielu tak atrakcyjna. Bo to jest działalność profesjonalna. Facet dokładnie wie, co robi.
Ale też jest profesjonalistą w życiu. Jest to jego jedyne właściwie zajęcie i pasja zarazem. W przypadku twórców Festiwalu Goldbergowskiego jest inaczej: robienie festiwalu jest którąś tam sprawą w życiu. Oboje są muzykami koncertującymi (solo i z zespołami), pedagogami na uczelniach (Alina Ratkowska w Warszawie, więc są jeszcze dojazdy) i muzykologami-naukowcami z totalnym fiołem na punkcie muzyki gdańskiej. Alina Ratkowska doktoryzowała się z Goldberga, a habilituje się z du Graina (którego koncerty nagrała, o czym pisałam niedawno). Andrzej Szadejko doktoryzował się z innego gdańskiego kompozytora, Mohrheima, oraz Muethela, tego, którego muzykę ma nagrywać Marcin Świątkiewicz z AdS. A poza tym mają czworo dzieci 🙂
Jednak jeśli chcą myśleć o swoim festiwalu jako o marce, trochę działań w kierunku jej mocnej identyfikacji też by się przydało.
Ale o tym kiedy indziej, bo idę na zebranie działu.
Przy całej swojej sympatii dla organizatorów Festiwalu Goldbergowskiego (i dla Pani 🙂 ) muszę przyznać, że to, że ktoś ma czworo dzieci i dojeżdża do Warszawy nie jest dla mnie żadnym argumentem. Jeśli ktoś decyduje się na tworzenie Festiwalu, to niech go tworzy i włoży w niego całe serce i siły. Być może gdyby FG udało się wywalczyć lepszą markę zanim powstał w Gdańsku AH, mieli by teraz mniejsze problemy z wywalczeniem dla siebie pieniędzy – ale to tylko moja prywatna opinia i bez żalu z niej zrezygnuję, jeśli ktoś mi wytłumaczy, że jest inaczej. Na pewno mają rację Ci, którzy mówią, że twórcy FG mogliby się trochę o tworzeniu festiwali nauczyć, tego im szczerze życzę – bo jak pisałam, miejsce na dwa festiwale w Gdańsku na pewno jest. Bardzo nie chciałabym jednak, żeby nagle FG zaczął produkować spoty reklamowe i plakaty z artystycznym czarno-białym zdjęciem, bo choć jakoś pasuje to do AH, to nie wydaje mi się, żeby był to uniwersalny przepis na udany festiwal 😀
Ja nie napisałam o tym jako o argumencie, tylko jako o innym punkcie wyjścia.
Z czarno-białym zdjęciem chłopca na plaży na pewno nie 😛 ale przecież mają takie ładne np. okładki płyt.
A stronę np. mają taką sobie:
http://www.goldbergfestival.pl/
Jeżeli ten niebieski zawijas to ma być logo, to chyba średnie.
Nie posądzam Pani o stosowanie tak kiepskich argumentów 🙂 Natomiast to, co Pani traktuje jako inne spojrzenie czy inny punkt wyjścia, ktoś inny może użyć jako usprawiedliwienie. No, nieważne, chciałam tylko delikatnie zwrócić na to uwagę, a nie wzbudzać dyskusję 🙂
Logo jest zdecydowanie średnie, ciężko jest znaleźć informacje o nagrywanych płytach i w ogóle słabo rozreklamowany jest ten festiwal, a przynajmniej dużo słabiej niż np. Gdański Festiwal Muzyczny. Liczę na to, że ta cała akcja „AH versus FG” pomoże przemyśleć niektóre kwestie wszystkim tym, którzy coś organizują w Gdańsku, i wszystkim tylko na dobre wyjdzie ta sprawa.
A, tak poza tym, ciesze się, że dzięki AH trafiłam na tego bloga. Pozdrawiam
I ja się cieszę z nowej dyskutantki 🙂 i pozdrawiam wzajemnie. Myślę, że rozmawiamy właśnie po to, żeby inni skorzystali.
@ Wielki Wódz 16.12. godz.19.00
Wodzu,jesteś Wielki 🙂
czegóś miałam podobne wrażenie 😉
@PK 13:05
„A poza tym mają czworo dzieci” – jak ktoś sobie poradzi z czwórką drobiazgu,to organizacja festiwalu muzycznego przy tym pikuś 🙂
Chociaż,jak mawia zaprzyjaźniona matka pięciu synów,ponoć łatwiej się zorganizować niż przy jednym 😉
A skoro już o dzieciach – właśnie wczoraj w rodzinie przybyło nam jedno (dla mnie to chyba cioteczno-wujeczna wnuczka,czy jakoś tak ) – co jest miłą odmianą, bo w ostatnim czasie panowała tendencja odwrotna. Imię chyba spodoba się Pani Kierowniczce – Róża 🙂
Nie na temat,ale interesujące :
http://www.roh.org.uk/news/royal-opera-live-streaming-day-announced
Gratulacje, ew_ko, z powodu powiększenia rodziny 😀
A co do tych czworga dzieci, to na szczęście mają dziadków 😉
Pobutka.
A w Operze narzekają na Zuzę… http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kultura/1254074-nowa-gwiazda-opery-krakowskiej.html,0:pag:2,0:pag:1#nav0
Hihi 😆
Ale Zuza rzeczywiście jest cudna.
A ja jutro do Krakowa. Nie na Zuzę tym razem 😉
Myślałem naiwnie, że będzie jakiś konkretny dym, ferment i w ogóle, a tu co? Pogadali i przestali. Normalne. 🙄
A z tym ekwiwalentem reklamowym, to władcy Gdańska naprawdę jeszcze dają się nabrać na wyliczenia Instytutów od Mediów? Pół roku po Euro Spoko, ze stadionem na garnuszku full miejskim? Niemożliwe, po prostu niemożliwe, nie ma aż tak głupich urzędników miejskich w przyrodzie. 🙄
Czepiam się. Oczywiście wiem, że nie chodzi o wyliczenia, tylko o podkładkę pod urzędniczy odwłok w razie czego, ale po co robić z tego znamię profesjonalizmu?
Nieważne zresztą, to są techniczne szczegóły, tak jak ta cała butikowość. Dopóki wszystko mieści się w naciągniętych bardzo granicach dobrego smaku, może być. Chciałbym jednak być pewien, że celem jest pozyskanie jakichś innych pieniędzy, nie tych przeznaczanych dotąd dla paskudnej konkurencji, a jakoś przekonany nie jestem.
Odrobinkę się dymi. Tu pisze jedna pani, miejscowa entuzjastka AH, ale co jest ciekawsze, to opinie pod spodem:
http://kultura.trojmiasto.pl/Moda-na-muzyke-dawna-Rusza-II-Actus-Humanus-n64521.html
Tylko patrzyć, jak się pobiją.
Zwolennicy tego i tamtego.
I tutaj też:
http://kultura.trojmiasto.pl/Festiwal-Actus-Humanus-kulturalna-marka-Gdanska-n64827.html
Zwolennicy może, ale organizatorzy nie.
Tyle że przykre, jeśli jednym, miejscowym organizatorom się mówi, że nie ma pieniędzy na większy festiwal, a zewnętrznym daje się z miejsca kilka razy więcej.
Ja rozumiem, przyszedł facet z legendą i zrobił wrażenie.
No i super. Ale powtarzam punkt wyjścia: taki festiwal może być wszędzie. A festiwal promujący wspaniałe dziedzictwo miasta Gdańska może być tylko w Gdańsku. Pewnie, że można by też zrobić go gdzie indziej, ale to tu jest jego miejsce i ten właśnie festiwal może być PRAWDZIWĄ marką Gdańska. I władze miasta powinny tak elementarne rzeczy rozumieć.
Niestety, ten komentarz jest słuszny:
„…wszystkim 3miejskim imprezom brakuje czegoś, czemu podołali organizatorzy Actus Humanus – chodzi o kwestię promocji. Ile razy zdarzało się, że do 3miasta przyjeżdżały największe gwiazdy i jakby nikt tego nie zauważał. Nie było całego tego hype’u (nie wiem jak to inaczej nazwać). Wydarzenie miało co najwyżej wymiar lokalny. W przypadku AH jest hype, jest odzew ogólnopolskich mediów i krytyków (a nie tylko dziennikarzy z Dziennika Bałtyckiego). Jest poczucie, że coś się dzieje. I to jest niewątpliwy atut tego festiwalu”.
Może jakiś mały skandal, bitwa zwolenników. Żartuję.
Media, jakie są, każdy widzi. Potrzeba szumu na pograniczu histerii, żeby zwrócić uwagę.
Miasto powinno samo wypromować takie wydarzenie za pośrednictwem dobrej agencji, nie pomysłowego Dobromira z urzędu i kilku plakatów.
Właśnie to u Pani Kierowniczki cenię najbardziej – nie jest entuzjastką do wynajęcia. 🙂
Dyskusja trzech osób z tej z trzema osobami z tamtej to fajna rzecz, dla dyskutujących. Każdy wie, że jego mama najładniejsza i tyle. Pod takimi artykułami zwykle nikt mądry nie wypisuje komentarzy.
A jak komuś się podobają oba iwenty i chciałby jeszcze trzeci, to gdzie się może zapisać? 😛
Na przykład ten trzeci mógłby nie być festiwalowy, na zasadzie zrywu, tylko co miesiąc coś, czy co dwa, zależy ile tam kasy by było… Nawet niech będzie Adamowicz błogosławiący publiczność jako woskowa figura na stałe, nie z ekranu, on to lubi, a mi nie przeszkadza. Żywy to gorzej, biedaka muzyka męczy, tak głośno grają, że jak komórka dzwoni, to nie usłyszy. 😎
Czyli widzę, że jest dużo rzeczy do poważnej dyskusji. Zaraz wezmę lustro i sobie pogadamy.
a propos wspomnianej Agnieszki Budzińskiej, która pojawiła się na Goldbergowskim i nota bene po raz drugi nominowana jest do Paszportów, wywiad: http://meakultura.pl/wywiady/w-poszukiwaniu-wlasnego-glosu-wywiad-z-agnieszka-budzinska-bennett-453 I jeśli mogę skorzystać z okazji: jak to jest z tym głosowaniem na Paszporty w tym roku – „laureatów wybiera publiczność” – czyli pojawi się jakaś internetowa ankieta dla czytelników?
Zawsze to przyjemnie porozmawiać z kimś rozsądnym, Wodzu. 😆
On coś małomówny dzisiaj. Kwity przewracaj, nie filozofuj, tak powiedział. 🙁
No dobra, ale czy całą dobę te kwity? Może znajdzie się jakis moment do gadania?
Na razie, wyszedłszy ze spotkania świątecznego w firmie, sprzedaję (w skrócie) historyjkę opowiedzianą mi przez kolegę.
W pewnym mieście pewien pan prowadzi hotel o egzotycznej nazwie: Vivaldi. Kiedy go spytano, skąd ta nazwa, odparł: a wie pan, mój ojciec jest Witek, a wuj – Waldek, więc tak mi wyszło.
@ PK 18:03
🙂
To w tym hotelu jest bar Karola Kurpińsiego?
Sorry,Kurpińskiego.I w tym barze załatwiają swoje ciemne interesy podrabiacze pereł.
A ten pan hotelarz pewnie Antoni?
To i tak lepiej wymyślił, niż właściciel Hotelu Pajero. Jak mu jakiś Hiszpan umrze pod drzwiami na pęknięcie przepony, to będzie miał problem.
A gadać, pewnie że czas się znajdzie, w nocy na przykład można gadać. Tylko właściwie o wszystkim już powiedzieliśmy, teraz by trzeba jakoś bardziej konstruktywnie, w sensie czynów, a tego przecież nie załatwimy.
mapap
polecam się łaskawej pamięci 🙂
dziękuję
Panu hotelarzowi podobno Mietek, postać autentyczna 😀
pędrek wyrzutek – witam. Tak, właśnie jutro, gdy na rynku pojawi się nowy numer „Polityki”, zostaną tam ogłoszone zasady głosowania. Ja może zrobię osobny wpis za parę godzinek.
WW @16:04 – „co miesiąc coś czy co dwa”… Podobno Gdańsk byłby gotów przyjąć Operę Rarę, jeśli w Krakowie by miała ona zaniknąć 😉
A ten lesio to tajemniczy jakiś 😯
Jeszcze popastwię się nad tekstem z trójmiejskiego portalu. Sympatyczna skądinąd Pani Ewa pisze: „W Polsce moda na HIP pojawiła się znacznie później, głównie za sprawą krakowskich festiwali organizowanych przez Filipa Berkowicza: Misteria Paschalia, Opera Rara czy – odbywającego się od ubiegłego roku w Gdańsku – Actus Humanus”.
No uśmiać się można.
A może to prawda, tylko ja jestem „historycznie niedoinformowana”? 😉
W drugim zaś z tekstów: „kiedy za organizację zabiorą się odpowiednie osoby, festiwal muzyki dawnej jest w stanie przebić popularnością największe wydarzenia muzyki pop”.
Coś tego „przebicia popularnością” nie zauważyłam.
@Dorota Szwarcman 18 grudnia o godz. 20:57 –
tego się właśnie obawiam :-/
Ja też się boję. W pewnym sensie, bo gdyby tak, to już na pewno wszystko inne pójdzie w odstawkę od miejskiego cycka, a innego nie widać, przynajmniej tak okazałego. Organizacyjnej monokulturze mówię nie. 🙂
Budują na przykład w Gdańsku, za w ogóle niemożliwe pieniądze, obiekt pod nazwą Teatr Szekspirowski. Taki jak ja od razu kombinuje: Szekspir, no to Dowland, Gibbons, Morley, Locke, a nawet Purcell. Wystawić Burzę z muzyką z epoki, albo nawet niech ktoś Bardzo Znany przygotuje The Fairy Queen na otwarcie, ostatnio Pickett wystawiał, to już przepadło, ale może podobny kaliber. Albo coś innego u niego zamówić, po znajomości nie zedrze.
Kto się ze mną założy, że nikt z odpowiedzialnych nawet nie słyszał o takich możliwościach? Będą artyści scen i muzyka bliska wrażliwości z odtwarzacza, na pięć kanałów.
A jeszcze w Gdańsku, chłe chłe, Centrum Dziedzictwa Historycznego chcą zbudować…
http://ttg.com.pl/index.php?mode=2&art=17480
To oczywiście pozostałość po konkursie na ESK.
A pfg boi się z innego powodu – bo jest krakusem i nie chce, żeby Opera Rara wyniosła się z Krakowa 😉
Dwa lata temu pisałam właściwie to samo, co dziś (pierwszy akapit), choć nie chodziło o Actus Humanus, który jeszcze nie istniał…
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/09/12/dawno-temu-w-gdansku/
Widać to nieuleczalne.
No i ten cudny kwiatek, o którym zapomniałam – na to władze miasta Gdańska wydało dwa lata temu ponad dwa razy tyle niż na Actus Humanus: 2 mln zł.
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/goly-rolnik-na-kombajnie-promuje-gdansk,145610.html
Idę spać, bo widzę, że się nie pogada. Myślałam, że spokojnie wstanę na pociąg, ale odezwała się Tereska, która właśnie przemyka przez Warszawę, i umówiłyśmy się na śniadanne pogaduchy, więc muszę wstać wcześniej niż planowałam 😀
Na dobranoc jeszcze się pokajam. Nie Vivaldi, o nie. Pisownia nazwy hotelu jest jeszcze piękniejsza.
http://viwaldi.home.pl/viwaldi/pl/stronaglowna/
Ech chciałam napisać o hotelu Viwaldi, ale widzę, że już mnie Pani uprzedziła 🙂
Co do tego, co pani Palińska napisała o AH, to muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa jej opinii, bo zwykle pisze rzeczowo, przemyślanie i mądrze. Natomiast po teksie o AH miałam lekkie wrażenie, że darmowe wino po koncertach nieco przechyliło szalę recenzji… (mam nadzieję, że nikt mnie nie pozwie za to zdanie…)
A z tym przebiciem imprez popowych to chyba zaczęło się od trójmiejskiej gazety wyborczej, gdzie AH był porównany do Openera 😀 (link: http://cjg.gazeta.pl/CJG_Trojmiasto/1,109143,13033811,Moda_na_festiwal_Actus_Humanus__Wszystkie_karnety.html
Jeszcze raz ja, bo tak mnie to emocjonuje, że spać nie mogę 🙂
Co do spotu z rolnikiem, to zdaje się, że filmiki promujące Warszawę były równie nieudane, że się tak odgryzę 🙂
To, co Wilson zrobił z koncertem Solidarności pominę milczeniem, bo mi się smutno robi kiedy myślę, że można tyle pieniędzy zmarnować. Chociaż Solidarity of Arts, tak mi się teraz przypomniało a propos solidarności, zwykle bywa udany 🙂 Taki pozytywny akcent w tym morzu rozpaczy.
Wielki Wodzu, Teatr Szekspirowski niech najpierw skończą budować, a potem będziemy płakać nad zmarnowanymi możliwościami – na razie możemy płakać nad Operą i Filharmonią.
Ja również wstaję wcześnie, obowiązki wzywają, więc teraz idę śnić o prężnie działającym życiu muzycznym miasta Gdańsk.
Aha, jeszcze jedna sprawa. Co do tego komentarza z trojmiasto.pl, który Pani przytoczyła „W przypadku AH jest hype, jest odzew ogólnopolskich mediów i krytyków (a nie tylko dziennikarzy z Dziennika Bałtyckiego). Jest poczucie, że coś się dzieje. I to jest niewątpliwy atut tego festiwalu” tak sobie myślę, że jakby krytycy mieli jeździć na każdy koncert w Polsce, to nie wiem, czy miałabym im zazdrościć czy współczuć 🙂
M. @1:43
„Nie znaleziono strony o podanym adresie”… 🙁
Co zaś do wyczynów warszawskiej miejskiej promocji, począwszy od (niezrealizowanych na szczęście) pomysłów wyrzucania fortepianów przez okno („ideał sięgnął bruku”) z okazji Roku Chopina, a skończywszy na tymże Chopinie dmącym w wuwuzelę i straszącym zewsząd z okazji Euro Koko Spoko, to już się tu tyle nawyzłośliwiałam, że „odgryzanie” nie jest potrzebne. Swoją drogą do miejskich wydziałów promocji, czy jak to się gdzie tam nazywa, trafiają zaiste wyjątkowe talenty
Och faktycznie, link nie działa po wklejeniu tutaj. Cóż, gdyby ktoś dociekliwy chciał się dostać do tego tekstu, to Actus Humanus linkował go na swoim fejsbukowym fanpejdżu (uch co za nowomowa.) Pozwolę sobie więc zacytować kilka interesujacych fragmentów 🙂
„Szaleństwo z wejściówkami, Donald Tusk na widowni, karnety wyprzedane na wiele dni przed imprezą. Występ wielkiej popowej gwiazdy? Mecz na stadionie PGE Arena? Nie, zupełnie nic z tych rzeczy. O co chodzi? O festiwal muzyki dawnej.”
„Przy tej cenie biletu – droższe karnety, uprawniające do zajmowania miejsc bliżej sceny kosztują więcej niż np. te na Open’era – przy tak, wydawałoby się, niszowym i hermetycznym programie sprzedanie wszystkich karnetów na imprezę uznać należy za wielki sukces organizatorów.” (ciekawi mnie tylko, ile było tych karnetów 🙂 )
I mój ulubiony, sensacyjny fragment 🙂 „Mało tego. Organizatorzy potwierdzają także jeszcze jedną, sensacyjną informację, która pojawiła się w kuluarach festiwalu jakiś czas temu. – Tak, na jednym z koncertów pojawi się premier Donald Tusk – mówi Ginał-Zwolińska”
Taaak, też mnie zawsze zastanawiało, kto w tych działach promocji pracuje. Godna podziwu kreatywność i znakomity kontakt z rzeczywistością. Chopina współczuję, z Gdańska do Żelazowej Woli mamy nieco dalej, więc chyba obyło się bez ekscesów.
Miłego dnia!
Odnośnie Wariacji Goldbergowskich: projekt jest pomyślany na AH na 5 lat. Pokażemy jeszcze interpretacje tych, których z naszej perspektywy warto pokazać: Fretwork, Tona Koopmana i Christophe’a Rousseta. No chyba, że zgodzi się zagrać Keith Jarrett, do czego go namawiam, to myślę, że nie będziecie Państwo mieli nic przeciwko gdy cykl potrwa lat 6.
Odnośnie finansów: środki przeznaczane z Miasta Gdańska to część całego budżetu festiwalu. Warto rzucić okiem na pasek sponsorski. W przyszłym roku będzie jeszcze szczelniej wypełniony.
Odnośnie FG: nie było moją intencją pouczanie kogokolwiek jak budować publiczność, ale zauważyć należy napływ nowej publiczności (polecam np. reportaż z koncertu I Turchini) na AH, która przez organizatorów FG może być dobrze zagospodarowana. Trzeba tylko chcieć ją zagospodarować.
Czyli, jak rozumiem, słowa o pewnych „działaniach wokół AH” były nieco na wyrost? W każdym razie chciałbym tak rozumieć i nie wracać do tego, bo cała reszta wygląda dobrze, jeśli pominąć to, co wygląda gorzej, ale jest konieczne. 😉 😎
No i może „miasto” wzięłoby się za to zagospodarowywanie też. Tak, wiem, nie ma tam profesjonalistów. To może wywalić na zbity pysk tych, którzy ich udają i poszukać lepszych? Takie mam wywrotowe pomysły, jak przygłup jakiś, co nie wie do czego służy urzędnicza posada w Gdańsku. 🙂
Do Lesia: pamietam,pamietam..
Biletow nie ma nawet dla muzykow;(
Jeszcze ostatnia szansa, ze cos wyszarpne dzis wieczorem..
Dam znac jak najszybciej..pozdrawiam!
Pani Kierowniczko- to takie tam prywatne , sorry za naduzycie blogu.Uklony.
M.
Link działa, tylko niepotrzebnie ma dodany zawias, jak się go usunie, wsztstko jest w porządku.
@WW 16:20
Wielki Wodzu,nie tylko w Gdańsku 😉 Ale póki mamy wywrotowe pomysły,to nadzieja i zdrowy rozsądek jeszcze nie całkiem zdechły 🙂
Drodzy moi z Panem Filipem na czele. Może i trochę nowych ludzi przyszło na AH, ale czy Pan Filip się zastanowił, dlaczego tak szybko zostały wyprzedane bilety?
Ano dlatego, że ta publiczność już jest!
I to nie AH musiał ją kształtować. Ona już jest ukształtowana. (Także przez FG.) Co więcej, myślę, że gdańscy melomani są dość wyposzczeni, bo jeden FG i może kilka ciekawszych koncertów w sezonie filharmonicznym (ale nie za dużo) naprawdę im nie wystarczy. Pewnie, że byłaby publiczność i na kilku festiwalach.
Inną sprawą jest rzeczony pijar. Na urzędnikach robi wrażenie, kiedy w kolorowych pismach (zaliczam tu także „Newsweek”, gdzie był artykuł o Savallu) czy w telewizorni mówi się o „modzie na muzykę dawną”. W rozmowie z ludźmi, którzy znają temat, nie zrobi to na nich wrażenia. Smutne, ale prawdziwe. Liczy się blichtr.
Podam przykład owego nieszczęsnego artykułu z trójmiejskiej „GW”, bo już i ja rozpoznaję ten lead. Otóż odbyła się mała burza w szklance wody. Autor owego rewelacyjnego artykułu włożył Adzie Ginał w usta słowa, których nie wypowiedziała (że będzie jakaś ochrona itp.). Ona się bardzo zdenerwowała, ochrzaniła go. Ale ostatecznie stwierdzono, że festiwalowi została zrobiona dodatkowa reklama, więc bardzo dobrze
A najgorsze, że w końcu pan premier przysłał Wachowsk… doradcę. Jak można tak potraktować publiczność? To prawie tak, jakby miał przyjść Jacyków z przyjacielem, a przyszła narzeczona kolegi przyjaciela. 🙄
Właśnie zdałam sobie sprawę, że nagłe wszechobecne trucie o „modzie na muzykę dawną”, która rzekomo „wybuchła teraz”, to wynik typowego, jak to się mówi, narzucenia narracji 😈
Poprawiłam tę linkę z 1:43.
Narzucenie to jest nowa nazwa na kopiuj-wklej? 😎
Nie całkiem o tym myślałam (choć w praktyce do tego się sprowadza 😛 ). Raczej o tym, że ktoś do tego kopiuj-wklej dyktuje materiały. 🙂
Też trzeba umieć 😉