Lutosławski z komputerem
Jeżeli mogło się wydawać, że przeniesienie Koncertu wiolonczelowego Lutosławskiego na wiolonczelę z dwona fortepianami, keyboardami, perkusją i komputerem (Kwadrofonik plus Cezary Duchnowski) jest zadaniem niemożliwym, to się mylił. Oczywiście nie jest to „dosłowne tłumaczenie”, jeśli chodzi o barwy dźwięku, ale nie szkodzi. A wszystko gra się z autentycznej partytury, tyle że z naniesionymi uwagami, żeby np. przenieść się z fortepianu na keyboard.
Sam Koncert został potraktowany jak część Direct (w analogii do II Symfonii), a przed nim była jeszcze część Hésitant, czyli „wahający się” wstęp, wprowadzenie, przygotowanie. Była to delikatna, subtelna improwizacja (trochę przygotowana) wszystkich muzyków oprócz solisty, która doprowadziła rzeczywiście do początku Koncertu, do owego powtarzanego dźwięku solisty, Andrzeja Bauera, który przez ten czas wszedł, zasiadł i się włączył.
A dalej już było jak w oryginale. Tu podstawowa była rola „komputerzysty”, czyli Czarka Duchnowskiego. Zaprojektował brzmienia i czasem robił za całą orkiestrę, zwłaszcza za smyczki, ale i np. za tutti w momencie kulminacyjnym. Zabawne były sceny słynnych „interwencji” dętych blaszanych, odgrywane na keyboardach brzmieniami, które nie miały koniecznie przypominać trąbek ani puzonów, lecz być agresywne. Stukanie pianistów w keyboardy i efekt brzmieniowy przypominał jakąś grę komputerową, zabijanie potwora. Myślę, że taki zestaw jest w stanie odczarować poważnego Lutosa młodej publiczności (która tym razem dopisała w Studiu im. Lutosławskiego), mimo iż w samym Koncercie nie ma dopisanej ani jednej nuty.
Przed koncertem była promocja albumu skompilowanego przez Elżbietę Markowską. Są tam przede wszystkim zdjęcia, w tym wiele zupełnie nieznanych, fotokopie listów i dokumentów (przykłady: zdjęcie państwa Lutosławskich paradujących na… osiołkach, na egzotycznych wakacjach, programy koncertów z Panufnikiem w wojennej Warszawie czy podanie Lutosławskiego o pracę w Polskim Radiu). Jeśli teksty – to albo samego Lutosławskiego z licznych audycji, do jakich autorka go zapraszała (lub z listów), albo jego przyjaciół. Po prostu dokument. Czasu na skompilowanie ponoć było niewiele – zadecydowano o wydaniu albumu w lipcu, a miał ukazać się w końcu roku. Elżbieta Markowska zrobiła kwerendę w radiowych archiwach i wśród kilkorga przyjaciół i rodziny Lutosławskiego. Narzeka, że nie udało się włączyć wszystkiego, co znalazła, i że nie szukała w innych jeszcze miejscach, gdzie mogłoby coś być. Nie tylko z powodu braku czasu, ale także z powodu określonej objętości. Ponadto nie został w ogóle dotknięty temat jego twórczości użytkowej (jest jedna reprodukcja jednej z piosenek Derwida), zwłaszcza teatralnej, i bardzo mało ruszony jest temat radia, z którym był on związany o wiele dłużej, niż to się powszechnie sądzi. Chciałoby się więc więcej. Ale Grzegorz Michalski zaczął wstęp od słów „Towarzystwo im. Witolda Lutosławskiego oddaje do rąk czytelników pierwszy album poświęcony swojemu patronowi”. Pierwszy – więc może będą następne?
Zarówno ten album, jak książka Chłopeckiego mają być rozprowadzane przez PWM – zacznie się to w niedługim czasie.
Komentarze
Pobutka.
Panu Duchnowskiemu i spółce nie starczyło najwyraźniej wyobraźni i sprofanowali dzieło Kompozytora dźwiękami rodem z salonu gier wyposażonego w sprzęt atari.
Mam nadzieję, że ten potworek nie wejdzie do repertuaru – Witold się w grobie przewraca !
Dzień dobry 🙂
Witam degustibus. Mogę tylko odpowiedzieć, że – jak w tym nicku 😉
Moim zdaniem to był przykład odniesienia się do muzyki Lutosławskiego bez stawania przed nią na baczność, z przymrużeniem oka i poczuciem humoru. Ale oczywiście każdy może to odbierać inaczej. Myślę, że sam Lutosławski może nie byłby zachwycony, ale byłoby mu to łatwiej przyjąć niż Lutospherę sprzed kilku lat. Choć i ona była dość zabawna.
A tak swoją drogą wciąż zastanawiam się – choć wczoraj notaria pytała raczej o książki – jaki winien być zestaw „Lutosławski dla początkujących”. Już tak na serio, bez „dźwięków rodem z salonu gier”. No bo można pczywiście serwować dzieciakom jego utworki typu Melodie ludowe, Bukoliki, Piosenki do słów Tuwima itp., ale to nie przygotowuje do Lutosławskiego późniejszego, „właściwego”. Może tylko zbudować dobre skojarzenia z nazwiskiem – o, to ten pan, który napisał o Panu Tralalińskim. Ale myślę, że także 5 Pieśni do słów Kazimiery Iłłakowiczówny czy Chantefleurs et chantefables są stosunkowo łatwe w odbiorze. I w ogóle rozpoczęłabym od muzyki z tekstem, bo przez tekst – i bardzo charakterystyczny stosunek Lutosławskiego do tekstu – łatwiej można do niej dojść. Co nie znaczy, że są to utwory łatwe.
Ale np. do dzisiejszej aury za oknem bardzo pasuje Zima z 5 Pieśni. Niestety nie ma na tubie, żeby podrzucić…
Nie przenoście nam Lutosa na keyboardy
gotów w grobie się przewrócić za ten wist
bo wygląda to na jakieś tanie soldy
dla rybaków przeterminowanych glist 😉
Mawiał Lutos, że orkiestra przestarzała,
chociaż wciąż pisywał na nią dzieła swe,
a dziś tyle dźwięków mamy – głowa mała –
kto by wiedział, czego on zza grobu chce… 😉
Dzień dobry,
PK, zeen – jejku, jak jak bym tak chciała:) Pocieszam się, że i tak jestem trochę lepsza od niejakiego Jourdina, bo przynajmniej wiem, że mówię prozą, a i z prozodią niekiedy:)
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki, jedno tako, i pozdrawiam wzajemnie 🙂
Prozą
Nie przenoście nam Lutosa… , bo przyjdzie i lutnie w lutnię:)
Sądząc p wypowiedzi A-S.M., pan Witold byłby zbyt uprzejmy, żeby mieć pretensje i w grobie się przewracać. Podczas prób z Lutosławskim jako dyrygentem to ona (i Zimerman) krzyczeli na orkiestrę, że grają nie tak jak chce kompozytor, kiedy WL już machnął ręką i stwierdził, że dobrze jest jak jest.
Fakt, Zimerman też o tym ostatnio opowiadał.
No tak, pytałam o książki, które coś mi wyjaśnią, bo słuchać to ja mogę, tylko nie bardzo wiem, czego właściwie słucham 😉 A dopóki się nie dowiem, wolę jednak oryginały niż przeróbki, bo wszystko dokumentnie mi się pomiesza. „Chantefleurs…” bardzo mi się podobają, chociaż języka nie znam 🙂
Oczywiście, że oryginały – przeróbki to przecież tylko zabawa 🙂
Kuba Puchalski w tekście na ten temat w dodatku do „Tygodnika Powszechnego” wspomina też książkę Tadeusza Kaczyńskiego, o której pisałam wczoraj. Uczciwie mówiąc, przygotowywana ona była w pośpiechu po śmierci kompozytora, żeby jak najszybciej się ukazać, i to jest niestety widoczner. Tadeusz zrobił tam również taki zabieg, że włączył fragmenty swojego dziennika znajomości, a potem przyjaźni z Lutosławskim. To może drażnić, ale daje też trochę szczegółów biograficznych. I faktycznie napisana jest językiem przystępniejszym. No, ale raczej nie do dostania na rynku.
Właściwie to przydałaby się pozycja pod hasłem: Lutosławski dla początkujących…
Tymczasem wychodzą wierszyki początkujących dla Lutosławskiego:
Ja Ci Witek powiem, tyś niełatwy
kiedy ciebie słucham to mam ból
liczne robię sobie w związku z tym antrakty
bo niełatwo goluteńkim włazić w ul 😉
To jest absurd ! Metodą na odczarowanie „poważnego Lutosa” ma być obniżenie wartości jego dzieł (w tym wypadku koncertu wiolonczelowego) tylko po to, żeby trafił do szerszego grona odbiorców? Chcecie zrobić z Lutosławskiego zespół Weekend?? Dziwię się, że jeszcze nie ma plakatów, na których Lutosławski przedstawiony jest w czapce bejsbolówce i z jointem w buzi.
Miejmy szacunek do Mistrza i Jego twórczości !
Ale po co goluteńkim, drogi zeenie,
By mnie słuchać, lepiej wszak odzianym być
A najlepiej eleganckim być szalenie
I nie palić, i nie jarać ani pić! 😉
Trzepak do dywanów – witam. To był taki eksperyment, może trochę żartobliwy. I nie sądzę, żeby wartość dzieła Lutosławskiego została tu obniżona. To jest po prostu transkrypcja na inne instrumenty, tak to właściwie należy traktować. A transkrypcje robiono różnych dzieł i w różnych czasach, prawda? Nie ma o co wystawiać armat.
A przedstawiać Mistrza w bejsbolówce na pewno nikt nie miałby śmiałości 😉
A Chopin w glanach?
No ja już przedstawiłem propozycje obrandowanych Witoldem produktów FMCG. Jakby co byłem pierwszy.
Dobrze, copyright dla Gostka w razie co 😉
Chopina w glanach było łatwiej przedstawiać, bo Chopin był figurą z przeszłości. Lutosławskiego jeszcze wiele osób dobrze pamięta i narobiłyby krzyku. Choć w kwestii Chopka z wuwuzelą też krzyczeliśmy i co? 😈
I dostaliśmy z korka. 👿
http://upload.polskawita.blue.pl/_files/documentsgalleries/1319112040targi-chopin-okladka.jpg
Myślę, że syrenka nie czuła się lepiej…
Pani Kierowniczko,
a może Gostkowi zostawimy copy a sami weźmiemy right 🙄
Right, friend. 😈
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=dHEB4k_0d54
Dzień dobry 🙂
Ten serpent to całkiem jazzowy instrument 😀
Tu widać, że naprawdę to to:
http://www.youtube.com/watch?v=-Bevek4TfIM
Droga Pani Kierowniczko.
Idąc tym sposobem rozumowania, to można oczekiwać w przyszłości wykonania koncertu wiolonczelowego Witolda Lutosławskiego na grzebieniu lub na pile.
No nie, to by było za trudne 😆
Oj,myli się Pani.
Pan Cezary Duchnowski jest zdolny do wszystkiego.
P.S.Trzymajmy się zasady,nie pchajmy xxxxx /według uznania/ na piedestał.
No nie, on jest zdolny do wszystkiego tylko na komputerze.
A komputer naprawdę może dużo.
Swoją drogą, o żadnym piedestale, a tym bardziej o żadnym pchaniu 🙂 w ogóle nie było tu mowy.
Zmieniam temat, zapraszam do nowego wpisu.
Droga Dorotko,
wiersz Twój fikuśny. Naprawdę brawo.
Komentować Wydarzenia z przerobionym Lutosławskim w spoko-Witka nie mogę- nie słyszałem, choć czytając Twój opis, a masz je zawsze perfekcyjnie wyważone i dokładne, zrobiło mi się nerwowo wewnątrz. Uważam, że koncert wiolonczelowy Witolda Lutosławskiego jest nie tylko najlepszym koncertem wiolonczelowym w historii lecz jednym z najlepszych koncertów instrumentalnych jaki kiedykolwiek powstał. Forma, wyważenie dramaturgii i brzmienia są tak przejmujące, że trudno mi wyobrazić sobie zmidizowanie tego arcydzieła. I może dlatego wybiorę się przy okazji usłyszeć cóż to się dzieje w tym nowym projekcie A. Bauera i C. Duchnowskiego.
Niko – no, jest to dyskusyjne bez wątpienia, nie wiem, co by powiedział kompozytor. Nie żeby to było aż takie bluźnierstwo, bo dźwięki są wszystkie te same, tylko są odmienne barwy, przecież orkiestry in extenso oddać się na komputerze nie da. Ale chyba Andrzej Bauer et consortes traktują to opracowanie jako możliwość do wykonań tego utworu bez orkiestry. Pewnie, że wolę w oryginale, co do tego nie ma dwóch zdań.
Do zobaczenia w Łodzi 😀
Pani Doroto, don’t feed the troll. IP wprawdzie nie sprawdzę, ale aż bije po oczach, że trzy nowe nicki publikujące w tym wątku „wrzuty” na p. Cezarego to ta sama osoba. Pozdrowienia 🙂
Nie, zamku. Trzepak do dywanów i degustibus to osoby nowe, Tadki już się tu odzywał, a Niko… to nasz wspólny dobry znajomy 😉
Do zamek 🙂
Z całym przekonaniem mogę potwierdzić, że wszystkie negatywne komentarze o p. Duchnowskim są mojego autorstwa. Uwielbiam bezpodstawnie obrażać innych, a najbardziej to kompozytorów.;-) Podtrzymuję to, co napisałem w poprzednich wcieleniach, występując jako: Trzepak do dywanów, degustibus, Tadki, Niko… Mam podobne zdanie o Andrzeju Chłopeckim jak Remek, czyli wychodzi na to, że jestem też Remigiuszem T. Wielce prawdopodobnym jest, że pani Dorota Szwarcman to ja – bardzo mi to schlebia. A może Zamek to też ja ? I w tym momencie krytykuję samego siebie. Sam już nie wiem kim ja jestem na tym blogu.
Pozdrawiam.
Ja też pozdrawiam 🙂 Nie dajmy się zwariować. Wiem, co to jest trollowanie i zwykle na nie reaguję. Ten przypadek tu raczej nie zachodzi 😆