W kręgu Aldeburgh
Kolejna wizyta Iana Bostridge’a w Filharmonii Narodowej, i zresztą większość programu koncertu, na którym miejscową orkiestrę poprowadził Roberto Abbado (bratanek Claudia), obracała się wokół Benjamina Brittena – jeszcze jednego tegorocznego jubilata, równolatka Lutosławskiego – i jego partnera, tenora Petera Pearsa, którzy stworzyli ceniony festiwal w Aldeburgh, gdzie dokonano m.in. prawykonania Paroles tissées Lutosławskiego.
Britten i Lutosławski byli rówieśnikami, ale ich drogi zupełnie się od siebie różniły – brytyjski twórca był błyskotliwie utalentowany, ale, inaczej niż polski kompozytor, pozostał w stylistyce bardziej tradycyjnej, którą zresztą uprawiał po mistrzowsku. Zmarł w niezbyt podeszłym wieku – przeżył 63 lata, ale zapewne nie angażowałby się w jakieś wielkie zmiany stylistyczne. Jego utworów jednak słucha się wciąż z przyjemnością.
Na dzisiejszym koncercie było ich dwa. Rozpoczęły go Four Sea Interludes z opery Peter Grimes (1945). Wspaniałe, plastyczne obrazy morskie, niemal muzyka filmowa; fragmenty z różnych miejsc opery zmontowane w jedną konsekwentną całość. To był wstęp do pierwszego wyjścia Bostridge’a: do wspomnianego dzieła Lutosławskiego (1965). Pisałam już tu o samym utworze i o tym, dlaczego jest mi tak bliski, i oczekiwałam na jego wykonanie przez Bostridge’a spodziewając się, że będzie to jedna z najlepszych interpretacji dzieła. Rzeczywiście, było pięknie; szkoda tylko, że śpiewak ma dość kiepską francuską wymowę, mnie to osobiście bardzo przeszkadzało (ale cóż, adresat dedykacji Peter Pears nie wymawiał dużo lepiej). Marzyłoby mi się usłyszenie Paroles w wykonaniu jakiegoś dobrego francuskiego tenora, najlepiej takiego, który by wykonywał również barok…
Za to w drugiej części Bostridge wspaniale – i z pamięci – zaśpiewał Les Illuminations Brittena, i choć w tym utworze także jest tekst francuski (poezja Arthura Rimbauda), to tym razem było płynniej – w końcu śpiewak wykonywał to dzieło wielokrotnie, to wręcz klasyka brytyjskiej wokalistyki. Dzieło to co prawda zostało pierwotnie napisane na sopran dla zaprzyjaźnionej śpiewaczki Sophie Wyss i to ona dokonała jego prawykonania, ale spopularyzował je również Pears.
By dopełnić program, na koniec zaplanowano Iberię Debussy’ego. Właściwie bardziej do tego programu pasowałoby La Mer, bo skoro zaczęło się od morza, powinno było się na nim skończyć. Ale Iberia grana jest u nas rzadziej, właściwie nie wiadomo zresztą dlaczego, więc dobrze było posłuchać; niestety wykonana została przyciężko, zwłaszcza pierwsza część. Ogólnie jednak wrażenia z koncertu były pozytywne.
Komentarze
Wesolego Purim 🙂
______________________
ozzy
___________________________________________________________________
http://www.jewishpress.com/sections/special-features/purim/defying-boycotts-jagger-stones-to-honor-israels-65th-birthday/2013/02/24/
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Bardzo lubię tę płytę.
A tu Bostridge mówi o Brittenie:
http://www.youtube.com/watch?v=OWABve8x–Q
Tu trailer z Les Illuminations:
http://www.youtube.com/watch?v=BtOE0g9UqUw
A tu jeszcze fragment:
http://www.youtube.com/watch?v=UXDdJqfwnIY
Pani Dorocie oraz wszystkim swietujacym Wesolego Purim! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=In2m-IYwmzA
Mój Boże, Bowman, jeden z pierwszych kontratenorów, jakich słyszałam… Podobno nawet zdarza mu się jeszcze śpiewać, choć oficjalnie zakończył karierę. Ale aria piękna.
Wesołego Purim wzajemnie 😀
Myślę, że kontratenor (w przeciwieństwie do falsecisty), to jest raczej to:
http://www.youtube.com/watch?v=aj415-Mubq8
W pierwszej wersji aria jest na tenor, w drugiej – na sopran, zresztą obie w F-dur.
No sorry, ale w tym linku jest najczystszy tenor 🙂
To jest właśnie typowy countertenor, czyli po francusku – haute-contre, wysoki tenor z „mixtem” w górnych rejestrach.
To zupełnie nie jest to samo. Już ten temat nieraz omawialiśmy i myślałam, że doszliśmy do consensusu.
Brytyjski countertenor to nie haute-contre (specyficznie francuski termin), tylko kontratenor właśnie (choć czasem haute-contre był błędnie tłumaczony na angielski jako countertenor). Padmore jest wysokim tenorem, ale „mixtu” raczej nie używa, więc nie jest haute-contre. No, może w jakimś niewielkim stopniu.
Święci Pańscy, a po co zastanawiać się na nazwą… Ważne, żeby ładnie śpiewali.
😆
A Lolo na pewno jest kontratenorem, nie haute-contre – sama słyszałam 😉
Ciekawy, historycznie oświecony artykuł na ten temat (francuska wikipedia jak zwykle bezużyteczna) :
http://en.wikipedia.org/wiki/Countertenor
Reszta jest w muzyce.
No właśnie. Czyli tak, jak mówiłam 🙂
No, chyba jednak niezupełnie, prawda?
Przede wszystkim – warto zauważyć, jak dalece pozostaje to kwestia kontrowersyjna i niejasny termin, zmieniający sens przez stulecia.
Po drugie, i to kolejne, istotne rozróżnienie, co innego jest „kontratenor” śpiewający lub wspierający linię altu w chórze, a co innego – solista.
Po trzecie – reszta jest w muzyce. Wspomniana w artykule, charakterystyczna partia countertenora w Fairy Queen jest napisana tak nisko (g-a w songu Lata), że wydawca wyciągu dla Novello przetransponował ten song o kwintę w górę, żeby mógł go śpiewać mezzosopran.
Wydawca ów nie wymienia w ogóle terminu „countertenor”, mówiąc wyłącznie o „male alto” – co by oznaczało, że w ówczesnym, tamtejszym stroju (mówią mi, że był bardzo niski, „francuski”, 395) – byłby to alt przepastny, w rodzaju Ewy Podleś. Nie znam wśród współczesnych falsecistów ani jednego takiego głosu, jest to natomiast skala całkiem wygodna dla tenora. Podobnie jak położone wyżej, ale również dostępne dla wysokiego tenora typu Padmore’a, „kontratenorowe” partie w Odach Purcella. W „‚Tis Nature’s Voice” Bowman ma problemy, Elliott, Ainsley czy Dahlin – żadnych.
Ten typ głosu nie zrobił w Anglii scenicznej kariery, zapewne dlatego, że zawodowych countertenors było jak na lekarstwo, skutkiem czego porównanie z teatralnym, francuskim haute-contre jest trudne. Gdy jednak porównuje się z nim rzadkie partie napisane dla countertenors przez Haendla w oratoriach, sprawa staje się bardziej przejrzysta.
Najtrudniejsza rola napisana na ten typ głosu, dla jedynego zawodowca, z jakim Haendel miał do czynienia (Athamas z Semele dla Davida Sullivana) imponuje wirtuozerią – ale kończy się na C. W tym samym okresie jednak Haendel napisał dla niego Józefa w Józefie i jego braciach, gdzie głos sięga… F, jak Rubini w Purytanach – całość zaś leży wyżej. Jest to jednak jedyny taki przypadek w twórczości Haendla – i zapewne wyjątkowy śpiewak. F to dźwięk trudny nawet dla współczesnych, wysokich falsecistów: śpiewając na gali mozartowskiej Minkowskiego „Voi che sapete” Cherubina, Jaroussky wyraźnie miał z tym trudności.
Jedno wiadomo natomiast z całą pewnością, co warto powtarzać: jakkolwiek panowie ci śpiewali i jakkolwiek ich nazwać, Haendel nigdy żadnemu z nich nie powierzył żadnej roli operowej.
To był Jaroussky?! Toć w programie Gali stało czarno na białym „Philys Orlovsky – mezzosopran” 😆 A tak na serio to tego występu Żarusia nie zapomnę do końca życia i to nie ze względu na śpiew… Czekam ja w napięciu, co to za nowe odkrycie Minkowskiego wtargnie na scenę, a tu takie wejście smoka. Wykończyć się można!
Jeszcze a propos roznic w rejestrach u Pani Podles
Jest to zupelnie naturalne ze sie roznia, bo i skala jest ogromna: pokazcie mi spiewaka ktorego wysokie si brzmi podobnie jak odlegle o dwie i pol oktawy sol. Jezeli porownujemy Ja z Bartoli to nalezy przyznac, ze rzeczywiscie moze jest to glos bardziej wyrownany w barwie… tak poniewaz jest ona nijaka. Barwa nieprzyjemna- meczaca poniewaz gardlo jest caly czas zacisniete (to jest cecha naprawde amatorska: zeby „wyrobic” koloratury zaciskamy gardlo) U Bartoli nieslychac az tak zmiany barwy, rowniez dlatego ze glos ma mniejsza skale i sam jest mniejszy, brak tu wolumenu Podles. Naprawde nie rozumiem skad ta kariera Bartoli? Sorry, ale ona jest w dodatku naprawde gruba 🙂
No właśnie, ja też jestem gruby, a nie zrobiłem kariery. 👿
Może nie mierzmy objętości śpiewaków, bo dojdziemy do absurdu 😉
Już sama nie wiem, komu i na co najpierw odpowiadać i pod którym wpisem. Właśnie niedawno myślałam, że blog coś zamarł, bo dyskusji nie było… 😆
Z rejestrami i różnicami, a raczej przejściami między nimi bywa bardzo różnie i albo solista pracuje nad tym, żeby one nie były ostre, albo zmienia te różnice w walor i wykorzystuje do celów dramatycznych, jak to powiedziałam o Pani Ewie Podleś.
Tematu kontratenorów, altów czy sopranów męskich czy haute-contre nie będę rozwijać po raz kolejny, bo to nie ma sensu, wałkowaliśmy to już. Po polsku termin kontratenor stosuje się jako odpowiednik angielskiego countertenor, ale nie haute-contre.
Wróciłam z ostatniego koncertu MGB – Les Ambassadeurs, Kossenko, program „Opera, której nie było” poświęcony fragmentom różnych oper Rameau, w autorskim układzie. Ewidentnie zainspirowany programem Une symphonie imaginaire Minkowskiego, niektóre fragmenty nawet te same (oczywiście m.in. Dzikusy 🙂 ), ale zupełnie inny, że tak powiem, w ekspresji, tak jak inny jest Kossenko od Minkowskiego. Jest on bardzo solidnym, sierioznym muzykiem, więc nie skrzyło się tak może jak u MM, ale było bardzo porządnie, a czasem nawet z humorem.
Bardzo przyjemny koncert.
To WW jest i duży, i gruby? 😆
Grubistowska uwage mozna sobie bylo naprawde darowac. Some of my best frieds sa naprawde grubi… I co z tego. Precz z antygrubizmem! 👿
Sorry, oczywiscie ze wielkosci spiewaka nie mier zy sie w centymetrach (w talii). Chodzilo mi o to, ze Bartoli nie jest az taka pieknoscia jak Fleming, so why?Ja sie po prostu nie moge nadziwic karierze Bartoli, bo oprocz zacisnietych koloratur i ciaglym byciu (wyciu?) „na chaju” nie slysze i nie widze nic wyjatkowego. Przepraszam, ale mnie to naprawde denerwuje!
No jestem, Pani Kierowniczko, a zwłaszcza według tych amerykańskich tabel, rozpowszechnianych w internecie przez mafię dietetyków. I mam zamiar przeżyć wszystkich chudych. 😉
Cecylia i mnie ostatnio denerwuje, ale ileś tam lat temu nie była taka rozregulowana i zmanierowana, wtedy jakąś reputację zdobyła i wykorzystuje to, a niby dlaczego nie?
Absolutnie się zgadzam, że kiedyś była o wiele lepsza i naprawdę robiła wrażenie.
Renee Fleming jest pop gwiazdą opery… jak ją nazwał Master_Al.
Dla mnie jest to bardzo pejoratywne określenie.
A swoją wypowiedzią, Master_Al wykazał się nieznajomością sztuki wokalnej oraz tzw. rynku operowego.
Przy całej mojej nieograniczonej miłości do Renee i tego, że będą ją bronił, chciałem zawuażyć, że nie jest winą amerykańskich śpiewaków, że oprócz talentu i niebywałej wiedzy muzycznej, muszą być „wyprodukowani…”
Biznes operowy tak jak biznes pop, dyktuje jak mają prowadzić swoje kariery – to samo jest z Joyce DiDonato.
A porównywanie Renee Fleming i Ewy Podleś to jakieś kompletne nieporozumienie. Głosy inne – sopran liryczny „umiera” szybciej… Ewa Podleś to rzeczywiście, posiadaczka głosu unikatowy i to wspaniale, że po 60 działa tak sprawnie. Co do zrozumienia muzyki i jej interpretacji obie są mistrzyniami (każda na polu w którym działa)
Lepiej by się zastanowić, dlaczego gwiazdy ze świata, gdy przyjeżdżają do Polski są mało słyszalne…
Na świecie nie mają z tym problemu, bo nikt nie kultywuje wyłącznie „wolumenu głosu”…
Może coś nie tak z naszymi orkiestrami ? Albo z nami ?
Pobutka.
http://www.spiegel.de/kultur/musik/dirigent-wolfgang-sawallisch-ist-tot-a-885250.html
Dzień dobry,
smutna wiadomość o Sawallischu 🙁 choć miał już swoje lata. Ale jeszcze nie tak dawno dyrygował w Warszawie, w niezłej formie…
Co do Pobutki, to Alexandre Desplat jest porządnym fachowcem (robił muzykę też m.in. Polańskiemu) i zapewne przyczynił się do jakości zwycięskiego oscarowego filmu Afflecka, ale tym razem Oscara dostała ta muzyczka:
http://www.youtube.com/watch?v=QCzOK6p1sUo
Gruess Gott! 🙂
Jak zwykle nie na temat:
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=JXhAz0DOpMU#
Śliczne 😀
Jeszcze ze Stephenem Connollym (ufarbowanym), który dziś już na emeryturze… i faktycznie, on był trochę podobny do Jasia Fasoli 😉
Bry. 🙂
Wydawało mi się, że PK martwiła się o akustykę kościoła św. Jacka podczas koncertu W. Kłosiewicza.
Koncert odbędzie się w środę w Sali Prowincjalskiej.
A jeżeli wszyscy to wiedzą, to przynajmniej przypomniałam.
Ja już też wiem, od organizatora, a kuku.
Sala mieści się w klasztorze, fasadę św. Jacka trzeba obejść z lewej i iść na tyły, tam jest ogród i klasztor. To były refektarz, na planie prostokąta, a klawesyn będzie stał przy szerszej ścianie, co jest chyba słuszną decyzją.
Uwidim. W każdym razie zachęcam wszystkich 🙂
Bartoli ma w Salzburgu śpiewać Normę.Najwyraźniej z porażki w „Lunatyczce” wniosków nie wyciągnęła. Ale dlaczego miałaby wyciągnąć?Ma zawsze pełną salę, płyty sprzedają się znakomicie, recenzje na ogół dużo lepsze niż zasługi. Jeszcze boleśniejszy przypadek z Dessay, która dysponuje już tylko resztkami głosu, ale podejmuje sie partii, do których nawet zbliżać się nie powinna. PK będzie pewnie srodze cierpieć na „Giulio Cesare” bo jej Cleopatra zaiste koszmarna. Mimo że Dessay zdecydowanie chuda.
Nie można zapominać, że jest pewna odmiana counter-tenora – mianowicie rzadko spotykany bargain counter-tenor.
I houndentenor 😉
http://www.youtube.com/watch?v=dSSJKs8wHHQ
Co do Cleopatr, ta jest nie chuda nie gruba lecz w sam raz 😉 :
http://www.youtube.com/watch?v=58jZFTBta0k#t=1h18m15s
Pobutka.
Dla potrzebujących dobutka: wczorajszy koncert Akademie für Alte Musik Berlin z Andreasem Staierem w Filharmonii Berlińskiej (Joseph Haydn, Carl Philipp Emanuel Bach, Wolfgang Amadeus Mozart). Podzielony na ścieżki – można słuchać porcjami 🙂
http://concerthuis.radio4.nl/concert/2976/Het_Zondagochtendconcert_Akademie_fur_Alte_Musik_Berlin_en_pianist_Andreas_Staier
Dzień dobry 🙂 Pyszności od rana. Szkoda, że muszę do pracy…
Z przyczyn ode mnie nie zaleznych nie czytałam PK ponad 2 tygodnie i nadrabiałam dzis hurtem, więc może coś przegapiłam, wtedy proszę mnie odesłać, nie widziałam żadnego komentarza nt VivaBiankiLunaBiffi na MGB, jak PK ocenia jej koncert ? A moze brak komentarza jest komentarzem? Oby nie. Mnie podobały się oba, jedyne niestety, które tym razem na MGB moglam posluchac na żywo. Kossenki/Galou sluchalam w radiu, tez piknie. A a propos popularnosci u nas to plytę Ewy Podleś w Gali Rossiniego kupiłam kiedys z przeceny(!), jeszcze za czasów Taniej ksiązki na Koszykach. Pozdrawiam.
Niezależnych oczywiscie, oj wstyd mi
ewagr – wspominałam, ale nie w formie osobnego wpisu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/02/16/wiolonczela-perkusyjnie-i-z-perkusja/#comment-152475
Na marginesie linki 8:54 od Beaty:
Dołączone linki pochodzą z koncertu w Amsterdamie – o dzień wcześniejszego – z programem „uboższym” o koncert fortepianowy f-moll Georga Antona Bendy oraz symfonię h-moll CPE Bacha, które były w programie berlińskim 25 lutego. Poza tym trudno wierzyć, ale to był debiut Staiera w sali Filharmonii Berlińskiej. Staier grał na Hammerflügel Salvatore Lagrassy (szkoła wiedeńska 1815), udostępnionym ze zbioru Edwina Beunka w Enschede.
Zapomniawszy peruki, pudru, pończoch i portek wieczorowych polazłem w ono muzeum dźwiękowe. Zanurzając się po rozdziawiony z uciechy dziób w zdroju dźwiękowym bardzo chyba zbliżonym prawykonaniom owych uwertur, symfonii i koncertów. Rzecz miała miejsce w sali tzw. kameralnej, ja szczęśliwie siedziałem bliziutko, więc ta kameralność mnie dotyczyła jak najbardziej. Ponieważ sala (prawie całkowicie wypełniona) reagowała z wielkim spontanem, to myślę, że inni też coś w tej za dużej przestrzeni dosłyszeli. Orkiestra (kapitalna) – radość słuchać i patrzeć, jak wielką frajdę sprawia im granie (zwłaszcza altowiolistka rozłożyła mnie swoim rozanieleniem, a choreografia prymariusza, Georga Kallweita była kwintesencją wdzięku). Sam Staier będący klasą dla siebie zawsze stoi o krok za kompozytorem, jednak nie w cieniu. Umiejętnie godzi pokorę wobec tekstu z tym co chce powiedzieć od siebie. Przepięknie wyraz temu dał w zagranym na bis Andante z sonaty A-moll KV 310. Cały ten wieczór był kolejną odsłoną sporu i pytania: co traci a co zyskuje muzyka Mozarta w zależności od tego, na czym jest grana. Chociaż istotą geniuszu Mozarta jest zapewne to, że „broni się” i w muzeum i poza nim.
Pani Doroto 🙂 ja wprawdzie mocno zapóźniony, ale… jeszcze słówko odnośnie Pani uwagi na temat poprzedniej publikacji PWM-u o Ewie Podleś i Jerzym Marchwińskim 😉 generalnie sposób w jaki traktuje się autorów książek w takich okolicznościach pozostawia wiele do życzenia. Przykład z samego koncertu Pani Podleś. Zapowiedziano i na ekranach i z mikrofonu przed koncertem, że Pani Ewa będzie podpisywała swoją biografię i płyty. Szkoda, że nie pomyślano o zapowiedzeniu, że również autorka biografii (bardzo sympatyczna zresztą) będzie podpisywała swoją pracę. Gdy zasiadła obok śpiewaczki, niechcący usłyszałem, jak komuś z kolejki wyrwało się coś w rodzaju: „kim jest ta starsza Pani i co ona właściwie tam robi?”. Cóż…
Jestem w połowie lektury i rzeczywiście sporo tam informacji pokrywających się z tym, o czym śpiewaczka i Pan Marchwiński opowiedziała Pani. Autorka zresztą często powołuje się na „Razem w życiu i muzyce…” 🙂 Biorąc pod uwagę, że biografia ukaże się we Francji… nóż Francuzi pozazdroszczą i sobie przetłumaczą całość 😉
Jeszcze refleksja na temat Pani Elżbiety Towarnickiej. Gdy (dawno temu) mieszkałem w Rzeszowie, słyszałem ją w „Mesjaszu” i w „Requiem” Verdiego (Verdi chyba nawet w ramach Festiwalu w Łańcucie); za każdym razem była prawdziwie wstrząsająca z tym swoim nieopisywalnym głosem. Kilka lat temu krakowska Manggha zorganizowała jej recital z ariami z Ifigenii Glucka, Almireny, Paminy, Dalili, Rusałki i masą innego repertuaru i znowu wprawiła mnie w szczery zachwyt… nie podejrzewałem, że z tego repertuaru można samym głosem tyle wydobyć (pamiętam, że nawet pomyślałem sobie, że wspomniana Bartoli – która ma przecież na koncie niezłe nagranie Almireny – mogłaby się od niej uczyć), ale jest to śpiewaczka, dla której najważniejsze jest to jak zaśpiewa, co zresztą z takim głosem i vocal acting jest zupełnie zrozumiałe. Ma podobno sporo dystansu do siebie i fajne poczucie humoru; podobno przed jednym z recitali zapytana przez kogoś, czego się obawia przed występem, odpowiedziała, że jak już przejdzie przez estradę bez potknięcia i zajmie swoje miejsce, to już niczego się już nie boi… cóż, ja Pani Eli wierzę 😉
Pozdrowienia dla wszystkich 🙂
Pobutka.
Jaki przyszły sezon MET ? – już wiadomo:
http://www.metopera-digital.org/metopera/season201314#pg1
Dzień dobry 😉
Z tego przyszłego sezonu najbardziej mnie oczywiście ciekawi Nos 🙂 Nie jestem pewna, ale chyba pojawi się tam po raz pierwszy…
Damiano (pozdrawiam wzajemnie 🙂 ), pani autorka ma w ogóle taki sposób bycia: przepraszam, że żyję. Ale swoją drogą gdy ja miałam podobną sytuację na sylwestrze 2001/2 w Operze Narodowej, kiedy Pani Ewa była główną bohaterką i Razem w życiu i muzyce było świeżo wydane, to z całą premedytacją nie pakowałam się w żadne podpisywanie. Parę razy zresztą zaczepiono mnie w przejściu, to machnęłam jakąś parafkę, ale ogólnie uważałam, że nie ja to powinnam podpisywać, lecz Gwiazda i Jej Małżonek 🙂 No, ale to był wywiad, to trochę co innego.
Nawiasem mówiąc był czas, kiedy się mówiło (prof. Marchwiński mi mówił), że być może nasza książeczka zostanie przetłumaczona na francuski. No, ale pani Cormier się zgłosiła i sprawa upadła.
Baaaarrrrrdzo dziękuję PK za link do komentarza nt Biffi(26.02 15:30), akurat do tego tekstu nie przeczytałam wpisów dodatkowych, już doczytałam wszystko i cieszę się ogromnie. Serdecznie pozdrawiam e.
60jerzy dzięki za sprostowanie i relację naoczno-nausznego świadka! Szkoda, że w Amsterdamie program był chudszy. Akademie für Alte Musik Berlin ma Schwung und Sturm und Drang 🙂
Wczoraj programy na przyszły sezon ogłosiły również opery Paryska i Drezdeńska. W Dreźnie będzie sporo Ryszarda Straussa (150. rocznica urodzin).
W Poznaniu mamy od soboty bardzo zgrabne przedstawienie „Jasia i Małgosi” Humperdincka. Mam nadzieję, że na stałe wejdzie do repertuaru. Kilka zdjęć: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10151423033093419.504014.139360013418&type=1
http://www.gramophone.co.uk/classical-music-news/obituary-marie-claire-alain-organist
Ani się spostrzegłam jak zostałam stałą czytelniczką,żeby nie powiedzieć fanką.Tak więc wiem czasami nie tylko co w duszy gra ale i w trawie piszczy-dzięki Wam.
Bardzo mnie ucieszyła informacja [właściwie potwierdzenie] o rozpoczęciu przyszłego sezonu w MET Onieginem – Netrebko,Kwiecień i Beczała razem!
Oby poszło tak świetnie jak kilka lat temu, tej samej trójce, w „Łucji z Lammermoor” czyli jak mawiamy ze znajomymi w tzw. Luśce.
Serdecznie pozdrawiam.
Z żałobnej karty: zmarł Van Cliburn:
http://www.nytimes.com/2013/02/28/arts/music/van-cliburn-pianist-dies-at-78.html?pagewanted=all&_r=0
I Marie-Claire Alain też żal…
Marzec się zbliża – taka pora… Van Cliburn 78 lat, Alain 86 lat…
Jakie smutne wiadomości 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=apNTq-Tgf4w
No wlasnie, az sen poszedl sobie hen
To jeszcze tak na czuly usmiech
http://www.youtube.com/watch?v=s1vZWJT-XGw
http://www.youtube.com/watch?v=H88syjOTV7E
Cudny był ten „Wania”…
Szkoda, że wcześnie przestał grać.