MACV w FN. Co z WOK?
Koncertowe wykonanie Orfeusza i Eurydyki Glucka w Filharmonii Narodowej w wykonaniu zespołów Warszawskiej Opery Kameralnej było już zaplanowane od dłuższego czasu – nie wiem, ale chyba jeszcze przed zmianami w WOK. Teraz słyszę, że to był ostatni ich koncert prowadzony przez Kaia Bumanna. Bardzo się tym nie martwię, ale czy będzie lepiej?
Jak już tu kiedyś wspomniałam, Bumanna trudno uważać za znawcę wykonań historycznych. Orkiestrą o składzie barokowym dyryguje chyba podobnie jak współczesną. Ustala jakieś koncepcje, jakieś tempa – to widać. Ale nie muzykuje. Zwłaszcza z początku orkiestra wydawała się kompletnie zdezorientowana (potem mi powiedziano, że klimatyzacja powiewała nutami, co jeszcze utrudniało sprawę; wyłączono ją po przerwie). Chyba za mało było pracy, a zwłaszcza nad kształtem dźwiękowym, kształtem fraz, wyrazem. W tej sytuacji muzycy po prostu robili, co mogli (chór WOK miał tu zresztą łatwiejszą sytuację), a dyrygent… no cóż, dyrygował.
Zresztą, prawdę mówiąc, domyślam się, że wydarzenie było zaplanowane z myślą o solistach. Głównie o Janie Jakubie Monowidzie, który zaczyna być jedną z kontratenorowych nadziei młodego pokolenia. Wychowanek Polskich Słowików, czyli poznańskiej szkoły Jerzego Kurczewskiego, występował tam przed mutacją jako solista-sopranista (nie wpisuje do biografii tego elementu, ale pamiętam go z tamtych czasów). Studiował już w Warszawie u prof. Jerzego Artysza i jeszcze podczas studiów rozpoczął współpracę z Warszawską Operą Kameralną. Od tej pory jest jej solistą: śpiewał role w tak różnych spektaklach jak Ottone w Koronacji Poppei Monteverdiego, Tolomeo w Juliuszu Cezarze Haendla, Cherubino (!) w Weselu Figara, a niedawno w nowych dziełach Zygmunta Krauzego (Polieukt) i Edwarda Pałłasza (Ja, Kain). Bardzo szkoda, że nie był wczoraj w swej najlepszej formie – wiem, że potrafi o wiele więcej. Nie zawiodła za to Marta Boberska w roli Eurydyki; Agnieszka Kozłowska jako Amor była trochę bezbarwna.
Ostatnio mówiliśmy o Orfeuszu Monteverdiego. Tu mamy zupełnie inną wizję. Rzecz rozpoczyna się już po śmierci Eurydyki, lamentem Orfeusza. Do wyprawy do Hadesu namawia go Amor. Na wejściu spotyka się z Furiami, które strzegą Hadesu przed wejściem obcych, nawet jeszcze przed Cerberem. Jednak miejsce, gdzie ostatecznie wkracza Orfeusz, to nie ponure podziemie, lecz jasne, słoneczne Elizjum („jakie czyste niebo” – śpiewa w zachwycie). Tam duchy oddają mu Eurydykę, lecz wszystko się odbywa inaczej niż w micie i u Monteverdiego. Otóż zamiast iść z Eurydyką za sobą, nie wiedząc nawet, czy ona tam jest (przecież dlatego się odwrócił!), dialoguje z nią cały czas. I to ona go namawia, żeby się odwrócił i spojrzał na nią, zmartwiona, że chyba on już jej nie kocha. Co za nonsens! Ale o ile w mitycznej wersji to Orfeusz jest winien, bo był zbyt niecierpliwy, to u Glucka winna jest niewiasta, która przywiodła go do złego… Jednak skoro i tak skończyło się happy endem, bo od czegóż litościwy Amor, to w końcu o co chodzi?
Dzieło Glucka grywa się w różnych wersjach; często także w romantycznym opracowaniu Berlioza (w nim śpiewała Ewa Podleś, z której udziałem bodaj ostatni raz wykonano Orfeusza na tej scenie). Wersja wykonana wczoraj była jedną z wcześniejszych; były tam też skróty. Nie było np. tak charakterystycznej melodii fletowej. Ale dzieło jest piękne, nawet w niedoskonałym wykonaniu.
I tu pytanie: co dalej? Z MACV i w ogóle z WOK. Słyszę, że owszem, zwolnienia wśród muzyków już się zaczęły, niektórym po prostu zostaną zmienione umowy – i to jest słuszne. Ale słyszę też, że rozbudowuje się administracja i biurokracja. Cóż, pan dyrektor Lach pracował wcześniej w Urzędzie Marszałkowskim. Czy tego typu stylistyka pracy, jaką stamtąd wyniósł, nadaje się do instytucji artystycznych? Ponadto rządzą związki zawodowe, które ustalają, kto ma dyrygować i śpiewać. I raczej nie kierują się jakością, tylko stanem zatrudnienia.
Brak na czele opery – co było do przewidzenia – jakiejś artystycznej osobowości z wizją, która umiałaby nakreślić nowe kierunki z wyobraźnią i gustem. Co zaś do MACV, dyr. Lach ogłaszał, że zajmie się nią Władysław Kłosiewicz. Widziałam Kłosiewicza wczoraj na koncercie, ale tylko mi mignął i nie spytałam go, co zamierza. Jak na razie ma co robić jako solista – i wspaniale, ale zespół poprowadzi dopiero na Festiwalu Mozartowskim, i to tylko raz. Najbliższy zaś koncert zespołu (27 kwietnia w Pułtusku) prowadzi od skrzypiec Zbigniew Pilch. Potem nic aż do festiwalu, na którym po raz pierwszy nie będzie wszystkich dzieł scenicznych Mozarta. Tam dwa inne koncerty MACV poprowadzi Marcin Sompoliński, jeden – znów Pilch, jeden – Marek Toporowski, a po jednym etatowcy – Ruben Silva, Przemysław Fiugajski i Tadeusz Karolak. Zespół wystąpi też w Wielkiej mszy c-moll pod batutą Ryszarda Zimaka. Doprawdy, ostatnią czwórkę trudno uznać za znawców wykonawstwa historycznego (Sompoliński też zajmuje się raczej współczesną orkiestrą). A co od jesieni? Tego nie wie nikt.
Komentarze
Hohoho… Mało kto tak muzykuje w WOK jak Kai Bumann 🙂
Duuuży żal, że odchodzi.
No prawda, że wielkich osobowości dyrygenckich to raczej tam nie ma…
OT: dzis w Trybunale (Anna Marchwińska, Dorota Kozińska i Piotr Kamiński) Don Carlos.
„wykonań historycznych”
Nie wiem jak sie maja wykonania historyczne do histerycznych, i do nie-historycznych, ale dla mnie O&E jest zawsze i tylko K. Ferrier z Bruckiem.
Nawet Dame Janet Baker (z Leppardem) nie jest w tej samej kategorii.
No to raczej niehistoryczne, i w pewnym sensie historyczne jednak… I zapewne w wersji Berliozowskiej 😈
Trybunału oczywiście słuchać nie będę 🙁 Idę na wręczanie Gwarancji Kultury, nagród TVP Kultura.
Plenerowym przedstawieniem Don Giovanniego ma dyrygować Zbigniew Graca..
Kłosiewicz miał wystąpić jutro na „Inauguracji Nowego Klawesynu” w UMFC (jakoś mi ten uniwersytet muzyczny nie może przejść przez gardło – czy to też polecenie unijne ujednolicania wszystkiego) ale nie widzę go na liście wykonawców (Garstka, Wilczyński, Ratkowska, Kędracki).
Dzięki, Lisku! Byłabym przegapiła 🙂
Nie ma czego słuchać! 😯
A kto?
Mnie dwojka sie podoba…
Wlasnie 🙂
Dwójka wyłącznie. Tylko coś mnie drażni w brzmieniu nagrania. 😳
Slucham przez komputer… 🙁
Ten Filip z dwojki to Siepi..?
Ja też przez komputer – ale odkąd zmieniłem komputer, zmieniłem też zdanie na temat internetowej jakości. Tylko przez słuchawki trzeba słuchać, bo komputerowe głośniki są do kitu. Ale dziś słucham jednym uchem i robię co innego, bo ta opera jakaś takaś… i tak nic nie zgadnę 🙄
Hoko, slucham wlasnie przez sluchawki (dosc proste Philipsy), brzmi niezle, ale nie wiem czego nie slysze 🙂
Chyba nie takie wkładane do uszu? Na prostych słuchawkach połowy nie słychac niezależnie od źródła 🙂
Nauszne 🙂
A ja nie kocham Elżbiety z dwójki. 🙁 😈
Ago, tez nie.
Aa. Tym pieknym Filipem byl Giaurow.
[klakier z otchłani wspomnień zwyczajnego „konsumenta”]
Jeśli miałbym napisać, co mną wstrząsnęło pośród oglądanych przez kilkadziesiąt lat różnych przedstawień operowych – czyli to, co zapamiętałem jako ów „konsument” – to był to gościnny występ Giaurowa w Warszawie w partii Króla Filipa.
I rewelacyjna wtedy p. Krystyna Szostek-Radkowa jako Eboli.
Nigdy potem nie słyszałem, nie widziałem równie Wielkich Artystów.
Hoko, a co takiego masz w tym komputerze, jeśli łaska?
Zgadzam się z PK w całej rozciągłości – za K. Bumannem tęsknić nie będę, jak nb. nie tęskni za nim gdańska filharmonia z którą o ile wiem rozstawał się w atmosferze skandalu… To wyjątkowo bezbarwny, by nie rzec dosadniej pseudo – kapelmistrz
Dobry wieczór. Wrzucam nowy wpis, ale to nie znaczy, że pod tym nie można komentować. I dobranoc.
Wodzu,
a co niby ma być w komputerze? Składak za trochę ponad tysiąc złotych, z dobrą płyta i zasilaczem. Dźwięk zintegrowany, ale nawet z wyjścia słuchawkowego jakość jest w miarę, a jak podłączę wzmacniacz do linowego, to juz całkiem dobrze. Technika idzie do przodu, ot co 🙂
Zintegrowany? No proszę. Bo myślałem, że jakiś wynalazek za pół zyliona z cyfrowym wyjściem. 🙂
To nie z Hoko takie numery 😆
Cyfrowe wyjście też jest – ale podłączanie do kompa DACa tyko po to, żeby słuchać mocno skompresowanego strumienia, to już przerost formy nad treścią. 🙂
No nie, ale można podłączyć do wzmacniacza, jeśli ma takie wejście. Mój nie ma, bo on jest wintażżż, czy wyntydż jak kto woli. 😛
Kontratenorowe nadzieje młodego pokolenia to były w ostatnich dniach w Koronacji Poppei na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym i Collegium Nobilum. Podrzucam nazwiska, które warto śledzić: Kacper Szelążek Jakub J. Orliński, Marcin Liweń 🙂
Właśnie słyszałam, że było fajnie. Podobno któryś Neron jest jeszcze na I roku 🙂
Kai Bumann – „Wolny Strzelec” w Poznaniu bod jego batutą był naprawdę udany. Może ten dyrygent nie zasługuje na aż tak mocną krytykę.
Witam poznaniaka. Wniosek stąd może być podwójny: 1. Weber bardziej „leży” Bumannowi niż Gluck (zwłaszcza w wersji historycznej), 2. spektakl przygotował solidniej od koncertu.
No i zdecydowanie bardziej mu odpowiada orkiestra współczesna.