Hammerklavier!
Dzisiejszą przyjemność słuchania recitalu Sokolova popsuł okropny filharmoniczny instrument. W czasie przerwy użyliśmy nawet z lesiem tzw. wyrazów (Aga świadkiem). Ale w drugiej części było już trochę lepiej – nie wiem, czy coś poprawiano, czy może sam pianista wiedział już, jak walczyć z tym instrumentem… Zwłaszcza, że miał wielkie zadanie: Hammerklavier.
Pierwszą część wypełnił całkowicie Schubert: wszystkie cztery Impromptus z op. 90 oraz wszystkie trzy Klavierstücke D 946, a więc utwory późne, z dwóch ostatnich lat życia kompozytora, rozbudowane i kontemplacyjne, co sprawia, że nie za często grywa się je w cyklach, bo wydaje się to męczące. Ale w wykonaniu Sokolova nie było w ogóle. Tyle że ten fortepian… Pianista zaczął o ton głośniej od ciszy, a to nie instrument na takie subtelności. Na głośniejsze granie też nie, bo wychodzi wtedy taka brzydka barwa. Jednak można było skupić się na utworze – wizja artysty była na tyle sugestywna, że przeważała. Niezawodni piraci wrzucili już jego wykonania dokładnie tego samego programu sprzed paru miesięcy z Walencji, więc mamy op. 90: tutaj, tutaj, tutaj i tutaj, a także D 946: tutaj, tutaj i tutaj. Jakość dźwięku nienajlepsza, ale czegóż wymagać od piratów? Uderzają bardzo spokojne tempa, np. Impromptu Es-dur zwykle pianiści grywają dużo szybciej.
To jednak była przygrywka – w drugiej części Hammerklavier, jeden z najdziwniejszych utworów Beethovena, który na pewno, podobnie jak Wielka Fuga, nie mógł znaleźć u współczesnych zrozumienia. Tu zresztą też jest potężna fuga, która stanowi finał. Ale najpierw jest część pierwsza, może najbardziej standardowa formalnie, jest scherzo, niby pełne takich czysto Beciowych przekomarzań, ale kryjące w sobie jakąś złowrogą nutę. I jest wędrowanie w jakieś zupełnie z innej planety krainy w części wolnej. Tu trzeba dodać, że Sokolov nie dał ludziom oddechu, zwłaszcza między III a IV częścią, i oczywiście dały się słyszeć kaszle, w ogóle dziś było ich jakoś wyjątkowo dużo – czy może po prostu przeszkadzały bardziej w takiej kreacji? Finałowa fuga (w tym nagraniu obcięty niestety początek wstępu) jest dość monstrualna, temat pojawia się też w augmentacji, inwersji i raku (czyli: w zwolnionym tempie, w odwróceniu i od końca), też wędruje przez różne dziwne krainy, by w końcu dobić do triumfalnego końca, po którym większość sali natychmiast zerwała się z miejsc. Ale to na koncertach Sokolova nie dziwi.
A tutaj ciekawostka: nagranie Hammerklavier sprzed lat. Można sobie porównać.
Potem oczywiście rytuał bisów. Wygląda na to, że wszystkie zostały wzięte z Suity D-dur Rameau, którą też ostatnio ogrywa na koncertach. Z pewnością jako pierwszy bis była część pierwsza, Les tendres plaintes, później część Les Tourbillons, później Les Cyclopes; czwarta mi jakoś wyleciała z głowy – nie była to przypadkiem druga część tej suity (czyli Les Niais, ale bez dubli)? Po czterech bisach publika jakoś skapitulowała, a szkoda, bo widać było, że on jeszcze chętnie by pograł. Co to dla niego pięć czy nawet siedem bisów, jak go znamy…
Bardzo miło było spotkać blogownictwo – poza Agą i lesiem jeszcze Stopę, bazylikę z mamą (która była tak miła i mnie odwiozła – wielkie dzięki) i mt7, choć niestety tylko z daleka sobie machnęłyśmy.
Komentarze
Gdyby nie inny obowiązek, to pewnie też bym dołączył. Ale czuję się nieobecny usprawiedliwiony (połóweczkę LvB już słyszałem, Schuberta nadrobię w grudniu).
Ja tytułem usprawiedliwienia nawet zadanie domowe odrobiłem, ale przeca nie zamieszczę tutaj bez zgody PK na jego przydługaśność.
Jerzyku, mam nadzieję, że pozwoli. 🙂
A jaki to był mianowicie instrument, bo zupełnie się na tym nie znam.
Wydawał mi się trochę zbyt donośny, ale kładłam to na karb miejsca na balkonie i zastanawiałam się, że tu głośniej słychać niż na dole.
Pani Doroto, czytam Panią od zawsze, piszę pierwszy raz, tylko po to, by zgodzić się z Panią w zupełności- trudno trafniej opisać dzisiejszy koncert. Chociaż mnie akurat fortepian czasem nawet zachwycał jakąś brudniejszą, pianolową nutą, pasowało to nawet do Schuberta, choć efekt nie był zamierzony… Publika uciekła, jak na zawołanie, po czwartym bisie, choć przedtem szalała bez opamiętania, też byłam zaskoczona tą dezercją, może gdzieś się śpieszyli?… Cóż to był za wieczór, co za granie- czy to przypadkiem nie największy żyjący Mistrz fortepianu?
Lesio rzeczywiście użył w przerwie wyrazów, co było moim zdaniem w pełni uzasadnione, a i wykonane z powściągliwością. Wyrazy w wykonaniu Kierownictwa jakoś mi umknęły. 😉 Podczas gdy Lesio używał wyrazów, a myśmy nie protestowały, ktoś rzeczywiście pracował nad instrumentem (widziałam), ale wydawało mi się, że po przerwie nadal wychodziła z niego jazgotliwość – wyrwała mnie brutalnie z molto sentimento. Mt7, na dole też było głośno – opuszczałam salę lekko ogłuszona.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂 Po krótkim oderwaniu się Pobutkowym, wracając do merituma, przypomnę, że w ogóle ten pianista grywa dość głośno (choć także bardzo cicho) i narzekania na „zbyt głośno” pojawiały się tu już prawie po każdym koncercie, zwłaszcza jeśli ktoś siedział blisko…
pannafortepianna – witam. A propos „pianolowych nut” to właśnie w przerwie rozmawialiśmy też o tym, że Schubert przecież pisał na instrument Grafa albo inny „w podobie”, który ma nikły dość dźwięk (ja osobiście go nie lubię, ale to kwestia usznego przyzwyczajenia). I z tej perspektywy także lesio uznał, że miejscami Sokolov grał zbyt głośno. No, ale cóż, współczesna porządna rosyjska szkoła pianistyczna 😉
Ago, wyraziłam się unisono z lesiem 😆
Oczywiście 60jerzykowi pozwalam na zadanie domowe. Brakowało go wczoraj na sali 🙂
Spotkałem dopiero co kumpla. Doktora. Ale nie od chorób, tylko takiego normalnego. Wiedząc, że niebawem dopisze sobie „hab.”, zamęczyłem pytaniami o temat owej „hab.” Przyduszony do latarni (bo to wszystko pod latarnią się działo) zaspokoił moją niezdrową ciekawość. O godzino onej ciekawości – przeklętą bądź.
Temat ów brzmiał zrazu niewinnie: „Egzotyczne gładkości na otwartych czterowymiarowych rozmaitościach różniczkowalnych w fizyce.”
To znaczy niewinne było każde z osobna słowo – bo jako fraza zamknięta i skończona był to szczyt wyuzdania. Poprosiłem (bom idiota) o podesłanie jakiegoś resume tej „hab.”, które pomogłyby mi w – hi, hi – zrozumieniu czegokolwiek. Choćby tyci tyci w jednym wymiarze. Resume dostałem jeszcze tego samego dnia mailem. Otworzyłem, przeczytałem, wykręciłem telefon do doktora. Takiego od chorób.
Dwadzieścia stron tekstu , w którym pojmowałem jedynie funkcje znaków interpunkcyjnych, ze szczególnym uwzględnieniem roli przecinka. Ale gdy już zbliżałem się do granicy obłędu, targany myślą samobójczą, przeczytałem zdanie:
Przykładem jest odpowiedniość (równoważność!) AdS/CFT (dualności Maldaceny) pomiędzy teoriami (kwantowej) grawitacji na rozmaitości 10-ciowymiarowej, np. AdS5 S5, a teorią supersymetryczną i konforemną Yanga-Millsa na płaskiej rozmaitości Minkowskiego (4-ro wymiarowej), M4. Zauważmy, że ta dualna teoria Yanga-Millsa na M4 nie opisuje już grawitacji.
Jest!!! Mam!!! Mogę podważyć wysiłek intelektualny doktora, który chce sobie dopisać „hab.”
Zgodzę się z doktorem norm. – że rozmaitości Minkowskiego są jak najbardziej 4-ro wymiarowe, a taka dla przykładu „Msza h-moll” J.S. Bacha w jego (Minkowskiego) ujęciu wkracza w klasę rozmaitości nawet 10-cio wymiarowej (niemieckimi ekspertami bachowskimi wstrząsnęła do tego stopnia, że ryczeli, że jak on śmiał tak nie po niemiecku i nie po bożemu to zinterpretować). Wszakoż muszę absolutnie nie zgodzić się z doktorem norm. w kwestii rozmaitości, że jest ona płaska. Mógłbym poświęcić temu fundamentalnemu niezrozumieniu klasy „rozmaitości” dysertację, ale kluseczki mi właśnie stygną. Dlatego musi szanowny pan doktor potraktować to aksjomatycznie i zweryfikować błędne tezy przewodu habilitacyjnego. N-przestrzenność rozmaitości – taki model empirycznie sprawdzony można (a może i trzeba) teoretycznie obudować. Zwłaszcza na empirycznie stwierdzonej niepłaskości Minkowskiego. Amen.
Doktorowi kumplowi w ponownym przemyśleniu ww. kwestii może pomóc wypowiedź Andrzeja Chłopeckiego nt. II Symfonii Pawła Mykietyna – jest w niej moja ulubiona fraza, której uczę się na pamięć i uczę i ciężko mi to idzie. Oto ona:
Zasadnicze wyróżniki tej ekspresji w pierwszej części to – obok zagęszczania i rozrzedzania – dialektyka harmonicznej eufonii odsyłającej nasze zmysły do systemu dur-moll poprzez konwencje połączeń harmonicznych, eufonii powiązanej z ewidentną w odbiorze nutą kantyleny, śpiewności i bardziej może metrorytmicznie niż harmonicznie realizowanej zasady zatrzymywania toku przez rotację figur dźwiękowych, przez „miarowość” quasi-repetytywną. (RM nr 17/18 2008, str. 10)
Doktorowi wyznałem, że po tej frazie „wyrotowałem” w fotelu, gdyż mój mózg pierwej się zagęścił, w chwilę po tym rozrzedził, w którym to stanie trwa dopotąd. Doktor w odpowiedzi wyznał żywo poruszony, że powyższe zdanie zamieści jako motto swojej dysertacji.
A wszystko to na marginesie pewnego debiutu. Miał miejsce w sobotę. Swoisty to był debiut, bo pojedyncze składowe w żaden sposób nieznane w tym miejscu nie były, ale zderzone ze sobą razem – i owszem. Grać Glucka, Haydna, Beethovena we Wiedniu – też mi nowość. Wiener Philharmoniker grający we Wiedniu – to samo. Marc Minkowski – bynajmniej nie jest już od paru ładnych lat postacią nieznaną. Wszakoż wszystkie te komponenty razem – ooo, to mamy przyczynek do zwyżki ciśnienia. Ja nie będę tu w ogóle ukrywał niepokoju związanego z tym „debiutem”. A w zasadzie zderzeniem niezależności orkiestry i indywidualizmu MM. Z muzyką Haydna – Glucka – Beethovena w tle.
No i wyszedł bezsens moich obaw. Z tej prostej przyczyny, że muzyka panów H., G. i B nie była w tle. Była najważniejsza. MM ma niesłychany dar ożywiania dzieł, o których mówi się z lekceważeniem, lub też zgranych do nieprzytomności. Odciskając przy tym swoje piętno. Nie wiem jakimi sposobami to osiągnął i ile nerwów go to kosztowało, ale Symfonia B-dur (Hob. I/85) Haydna, muzyka baletowa Don Juan – Glucka i Symfonia Es-dur „Eroica” Beethovena absolutnie porwały publiczność wiedeńskiego Konzerthausu.
Jak cudownie rozumie Haydna – wiemy już po cyklu symfonii londyńskich z LMdL-G. Swoim egzaltom dawałem już wyraz. Jak porwać salę muzyką Glucka – wiemy też (i z płyty i z koncertów – również z LMdL-G). Paradoksalnie trzy tygodnie wcześniej tę samą orkiestrę (WPh) słyszałem w Musikverein w haydnowskiej symfonii G-Dur (Hob. I/94) „Mit dem Paukenschlag” pod dyr. M.Jansonsa i było… baardzo klasycznie, po bożemu. Znaczy się: mit Paukenschlag – bo u Minkowskiego wszystko było „surprise”. Natomiast Eroica – zabrzmiała fantastycznie. Całe myślenie dramaturgiczne MM, dobór temp, wyciąganie głosów, sposób rozegrania Marcia funebre, czy finałowych wariacji – to był cały Minkowski. Ale Minkowski oddający hołd wielkiemu Ludwigowi. Tam nie było nawet przez jedną sekundę ekstrawagancji, pozy. Tylko uwielbienie tej wielkiej muzyki.
Po skończonym koncercie (prowadzonym w całości bez partytury) MM bardzo wylewnie dziękował orkiestrze, poszczególnym grupom (wiemy dobrze jak bardzo potrafi to robić i robi za każdym razem). Orkiestra okazała swoją całkowitą niewylewność. Co było przykre o tyle, że dopiero co widziałem, jak potrafią okazać szacunek/podziękowanie (Jansonsowi, Mehcie). Widocznie pierwsze spotkanie to za mało. Czy będzie następne – czas pokaże (zapewne nie wcześniej niż za dwa lata, bo wiadomo z jakim wyprzedzeniem konstruuje się we Wiedniu repertuary). Orkiestra strasznie odętą jest, ale gdy grali Eroicę i dreszcze mi szły plecach – ta odętość nie miała już znaczenia. Zapewne miejscowi ortodoksyjni będą szukać dziury w całym, wskazywać na odejścia od jedynie słusznych wzorców. To ich ból, ich zmartwienie. Ja wyszedłem z koncertu jak pół Bonda. Bynajmniej nie zmieszany.
Marc Minkowski jest i wielkim muzykiem i wielkim dyrygentem. W wielu wymiarach.
Pani Kierowniczko,
potwierdzam wersję Agi, nie słyszalem by Pani użyła i używała…
—-
Smutną rzeczą jest iż w szacownym gmachu FN znajduje się również magazyn firmy Steinway w którym znalazłyby się zapewne instrumenty o lepszej kondycji niż ten na estradzie.
Ale to równiez nie jest kwestia tylko jego wyeksploatowania, on zawsze miał – by tak prostacko rzec – niewyrafinowany dźwięk, a szczególnie w górnym rejestrze i przy nieco głośniejszym graniu. A ponieważ Sokołow potrafi, więc to co w szubertowskim ff na grafopodobnym brzmiało lirycznie to na stejnwejowskim fff jest trudne do zniesienia..
Dlaczego mniej się to objawiało w Hammerklavier, a przynajmniej w jej początku – no bo to chyba u Becia miało tak brzmieć jak jakaś pianola czy inna glasharmonika..
Jestem ciekaw co z tym nieszczęsnym instrumentem zrobi za tydzień Maestro PA (czy nadal ma tego japońskiego stroiciela / korektora ?)
Ten instrument, lesiu, od początku był do niczego. „Przesterowany” w forte, niezdolny do subtelności w piano. Wybierał go w Hamburgu bodaj prof. Paleczny, jeśli się nie mylę…
A wyraz wypowiedziałam równo z Tobą 😆 Może trochę ciszej…
60jerzy – ciekawe, czy ten Minkowski z pracy kumpla jest krewnym naszego. Wiedząc o unaukowieniu tej rodziny nie wykluczałabym tego 😉
60jerzy , serdeczne dzięki za to, że byłeś i podzieliłeś się wrażeniami! Grunt, że Wiedeńczycy kupili MM pod względem muzycznym i zrealizowali interpretacje. Bo oni mają taki swój słynny tryb „dyrygent za brudną szybą, nie widać go, gramy po swojemu”, niedawno doświadczył tego Teodor Currentzis. Kompletnie zignorowali to, co pokazywał, nawet austriacki recenzent był zniesmaczony…
Rytuał wiedeńskiego „debiutu” i status „debiutanta” ma swoje wątpliwe uroki. W połowie lat 80. z Wiedeńczykami debiutował Harnoncourt. Świadkowie zdarzeń wspominają wyjątkowo trudny poród i kwaśne miny muzyków orkiestry podczas Czwartej Schuberta.
Termin kolejnego koncertu Minkowskiego i Wiedeńczyków to 29 stycznia przyszłego roku, w Großes Festspielhaus w Salzburgu. Miejmy nadzieję, że Anja Harteros nie odwoła tego występu. Ma śpiewać Straussa.
A tymczasem Konkurs Moniuszkowski wszedł w II etap. 37 uczestników przepuszczono dalej, po 17 w grupie damskiej i męskiej. Wśród pań absolutną większość mają soprany.
http://www.teatrwielki.pl/fileadmin/user_upload/galeria/KONKURS_11_maja/Werdykt_po_1._Etapie__bez_podpisow_.pdf
Parę nazwisk znanych z naszych scen.
Od 11. transmisja na stronie TWON.
Lesiu, liczę na to, że Maestro wybierze inny instrument…
Pobutka chyba odnosila sie do poprzedniego merituma 🙂
Pianista chyba wyprobowuje instrument przed koncertem; Sokolov przeoczyl problem?
Aż się dziwię, bo on zwykle sprawdza.
Próbował, próbował i robił co mógł.
Koncert był świetny, niedoskonałości instrumentu, mogły przeszkadzać raczej tylko znawcom, Lisku.
Co tu dodać w sprawie koncertu – Sokołow wielkim pianistą jest. Żaden fortepian tego nie przysłoni, choć wczoraj faktycznie wywoływał pewien dyskomfort. Ale w pamięci i tak pozostaje muzyka. Sonata po prostu oszałamiająca.
Ślęczę teraz niby za biurkiem, ale i tak myśli mam bardzo, bardzo daleko.
Ja i tak zazdroszcze, bo w moje strony nie przyjezdza (raz ponoc byl, ale na prywatnym urlopie), a nie udalo mi sie skoordynowac wlasnych wyjazdow z jego wystepami.
Jeszcze (mi sie nie udalo); ale go w koncu dopadne.
Bobiku, sorry za opóźnienie w obsłudze, kuchnia miała kłopoty (po ludzku mówiąc, właśnie z pociągu wysiadłem).
Dziś w karcie – drób.
II. Kury i koguty
Zamiast dworu grząskie podwórko,
Zamiast orlich piór, w kuprze piórko,
Tam Haj-Lajf – tu klub gęsi i kaczek,
W duszy pieśń, w krtani – ledwo coś gdacze.
Pieją, pieją, sensu nic, dużo krzyku.
Przez „u” zwykłe jest ich pałac w Kórniku.
Życie głupio im na grzędzie się prześni,
I w tym właśnie są tacy współcześni.
PS. Recenzje z Wiednia już są. Kolega z Kuriera wstrząśnięty: Minkowski unicestwił muzyczną duszę:
http://kurier.at/thema/wiener-festwochen/wenn-ein-dirigent-die-musikalische-seele-vernichtet/12.169.419
Dusza chwilowo wstrzymuje się od komentarza.
Hermann Minkowski jest napewno z tej rodziny, ale nie wiadomo dokładnie, na której gałęzi drzewa genealogicznego zakwitł. Jakiś pociotek pradziadka Augusta.
PMK, świetne, niewykluczone, że ktoś się obrazi 😉 😆
Kud-kudaaak !?
Jednak pozwolił Wiedeńczykom wykazać ich techniczną doskonałość. A może to Wiedeńczycy skoncentrowani na technicznej doskonałości nie odczytali właściwie duszy dyrygenta? Ciekawe, na ile ta recenzja oddaje prawdę. U Minkowskiego nie uderzyła mnie specjalnie bezduszność. W wyścigowe tempo łatwiej mi uwierzyć.
Dopiero teraz przeczytałem recenzję 60Jerzego. Wierzę Jerzemu zdecydowanie bardziej niż Kurierowi. Może to jest zapowiedziane przez 60Jerzego szukanie dziury w całym. Albo ja ten tekst niemiecki zrozumiałem całkiem na opak.
Czy doczekamy wydania Bajek Piotra Kamińskiego?
I to jest b. dobre pytanie, Stanisławie! Ja już zaczęłam czekać.
A co do recenzji: większość (z wyjątkiem tej zalinkowanej przez Piotra) jest dobrych i b. dobrych. W „Der Standard” eksplozja entuzjazmu. „Drama, Baby [to o Glucku]. Und Philharmonische Originalklang-Weltklasse”.
A najlepiej przekonać się na własne uszy, retransmisja 26 maja o godz. 11.00.
http://oe1.orf.at/programm/338362
Drób został przyjęty przez poznańską publiczność z należytą radością 😆
Beato, cieszę się niezmiernie. Kibicuję Minkowskiemu od kiedy miałem okazję słuchać go na żywo.
Hmmm…
w sprawie ” tzw. wyrazow” odsylam z wielkim zalem do Szostkiewicza „Klnie jak posel”.
Do Piotra:
Rozszumiało się serce bobicze
od kur oraz tłustego kapłona,
zjadło i westchnęło: na to liczę,
że ta uczta jeszcze nie skończona. 😀
Wcale nie o muzyce….?
___________________
O niemieckim matematyku Hermannie MINKOWSKIM (1864-1909) i jego przestrzeni, ktora zainspirowal Einstein bardzo wiele na stronicach Clay Mathematics Institute http://www.claymath.org.
To wlasnie ten instytut nagrodzil rosyjskiego matematyka Prelmana za rozwiazanie problemu Millenium, czyli potwierdzenia matematycznej teorii Poincaré. Matematyk Perelman odmowil przyjecia nagrody w wys. 1 mln dol. Jako ciekawostek dodam: ma siostre w Sztokholmie.
Witam Panią Redaktor, chyba trudno sobie wymarzyć lepszy tu debiut niż posokołowowskie wrażenia (zresztą w tym wypadku podobne od trzydziestu lat z górą regularnego bywania). Jego Wielką Sonatę op. 106 pamiętam z występu w FN (bodaj z początku lat 90.), mam też na dużej czarnej nagranie z połowy lat 70., ale wczoraj zabrzmiała ona (mimo instrumentu) chyba jeszcze ciekawiej, zwłaszcza dwie ostatnie części to po prostu mistrzostwo świata – jeśli nawet to już ściganie się tylko ze sobą. W Schubercie też mnie przekonał do swego podejścia (choć zwolennicy wykonań w brendlowskim typie byli jak zwykle zawiedzeni); może jedynie w środkowym z utworów D 946 wolałbym więcej franciszkańskiej prostoty czy dźwiękowej powściągliwości. Przy okazji, może Pani lub szacowne blogownictwo mnie oświeci, co jeszcze spod pióra F.P.S. pianista dorzucił pod koniec pierwszego z tychże Drei Klavierstucke (brzmiało bardzo znajomo, lecz do utworu jako żywo nie należało).
Na koniec nie mogę nie wspomnieć o piątkowo-sobotnim występie Wadima Gluzmana w Warszawie. Był Ludwig van (z efektownymi – i do tego nieogranymi – kadencjami Milsteina) tudzież poauerowski Strad. Ponieważ jednak zużyłem już chyba przysługujący debiutantowi zasób superlatywów, powiem krótko: kto nie był, niech żałuje…
Ukłony
Tadeusz T. Nowacki
(mam zwyczaj się podpisywać, zwłaszcza za pierwszym razem; proszę więc łaskawie powycinać redundancje).
Stolice to można przenosić… no byle nie do Krakowa (jak w dawnej pieśniopiosence)
[off topic]
Ad Bobik 13 maja o godz. 16:42
Bobika serduszko
Organ czucie
Zjadłszy westchnie
Gdzież popicie?
Drobna poprawka co do instrumentu Gluzmana: oczywiście strad, boć to przecie nie tytuł specjalistycznego pisma – pewnie miałem je przed oczami, gdy z rozpędu użyłem majuskuły. Tak czy inaczej, skrzypek grał bajecznie – i to nie tylko moje zdanie; nie wiem, czy w sobotę też, ale w piątek stojak był natychmiastowy, jak po Sokołowie. Co się jednak dziwić, skoro dzień po dniu słyszy się w FN taakiego Beecia!
Witam ścichapęka 🙂 Nie wydaje mi się, żeby pianista coś dodawał do Schuberta, co prawda nie siedziałam z nutami, ale chyba wszystko było na swoim miejscu. Może czyta to jakiś pianista i potwierdzi? Gdzieś w jakichś stosach nut powinnam mieć op. 90, bo grałam kiedyś czwarte – jeśli znajdę, mogę sprawdzić z nagraniem na tubie 🙂 ale raczej nie będę szukać, bom zbyt zajęta…
Z D 946 nie może się ode mnie odczepić ostatni – dziwny bardzo utwór, rzadziej grywany od pozostałych. Mam słabość do takich dziwności.
Na Gluzmana nie dałam rady. No cóż, nie da się wszystkiego. Już tu i tak niektórzy mi imputują, że się rozdwajam 😛
A dziś niespodziewanie (w ostatniej chwili przekazano mi zaproszenie) wylądowałam w Teatrze Polskim na koncercie Tomasz Stańko New York Quartet. Co tu gadać, było super. Grali oczywiście utwory z płyty Wisława. Są teraz na tournee, zagrają w kilkunastu miastach w Polsce i za granicą.
„Stojak” – kupuję! 😆
Pobutka.
Trasa koncertowa Stańki:
11.05 – Katowice: Galeria Szyb Wilson
12.05 – Essen: Grillo-Theater
13.05 – Warszawa: Teatr Polski
14.05 – Białystok: Białostocki Ośrodek Kultury
15.05 – Londyn: Barbican Hall
16.05 – Stalowa Wola: Miejski Dom Kultury w Stalowej Woli
17.05 – Ostrów Wielkopolski: Kino Komeda
18.05 – Opole: Filharmonia Opolska
19.05 – Poznań: Sala Ziemi MTP
20.05 – Wrocław: Synagoga Pod Białym Bocianem
21.05 – Szczecin: Zamek Książąt Pomorskich
22.05 – Kołobrzeg: Regionalne Centrum Kultury
23.05 – Oslo: Cosmopolite
24.05 – Bergen: Festiwal NattJazz, Norwegia
25.05 – Hamburg: Festival Elbjazz
Płyta jest hołdem dla poetki – nie ilustracją.
@ścichapęk
W sobote stojaka nie było, skończyło się na aplauzie.
Skrzypce – niebiańskie. Gwoli ścisłości – nawet stardivarius tak sam z siebie nie da rady – trzeba właściwej obsługi 😉
Przypomniałam sobie tegoż Gluzmana z początku 2011 roku, kiedy zachwycająco zagrał koncert Prokofiewa.
Dzień dobry 🙂
Ja jestem pełna podziwu dla tego poruszania się z dnia na dzień ruchem konika szachowego. A Tomasz przecież już ma trochę lat. Za to wspaniałą kondycję, czego wszyscy mu życzymy jak najdłużej 🙂
Dzisiaj w moich stronach gra Tomasz Stanko 🙂 a moze zagra „A Shaggy Vandal”
ozzy, Bialystoker
PS niegdys role Maxa Bialystocka gral Zero Mostel w „The Producers” (Mel Brooks, 1968) a Mimi Sheraton tez ma swoj zwiazek kulinarny z tym miastem
Przed recitalem Sokołowa przesłuchałem Klavierstucke w dwóch różnych wykonaniach i jakoś nie odnotowałem różnicy …
Może dzis sprawdzę jeszcze raz (nie grałem ich, więc mogłem niedosłyszeć)
—-
Te wszystkie historie z przestrzeniami Minkowskiego zaczęły się od teorii grup, której twórcą był niejaki Ewaryst Galois. Zginął młodo (miał chyba 26 lat) w pojedynku. Kiedy w administracji cmentarza Montparnasse pytałem o miejsce spoczynku, obsługujący mnie pan zajrzał do starych ksiąg i stwierdził, że został pochowany we wspólnym grobie, ale jego miejsce jest nieznane…
Z matematyków oddałem cześć właśnie H.Poincare; znalazłem również nagrobek sióstr Haskil oraz rodziny Reszke (Jan de)..
Zaiste zdumiewająca trasa. Ostrów Wielkopolski – kino Komeda z DKF. W kwietniu był tam festiwal jazzowy. Podejrzewam, że artysta jazzowy musi mieć jeszcze więcej energii niż inni muzycy.
@lesio
Teoria grup Galois
jest obowiazkowa tego roku (semestr wiosenny 2013) na Krolewskiej Wyzszej Szkole Technicznej KTH (wydzial matematyki) w Sztokholmie + egzaminy; dobry podrecznik dla zainteresowanych ta teoria jest Serge Langa „Algebra” (Springer Verlag)
juz wystarczy, jak sadze, poniewaz pani Dorota przylozy mi tym „Hammer…”
ozzy
Witam
Występujemy z propozycją wzięcia udziału w projekcie, którego celem jest propagowanie i promocja najlepszych artykułów polskich blogerów zajmujących się szeroko rozumianą kulturą i rozrywką.
Kulturalna Szafka to w pełni niekomercyjny projekt, którego celem jest, z jednej strony – informować jak największe grono odbiorców o najciekawszych wydarzeniach; z drugiej strony – pasjonatom tematu, a więc blogerom, dziennikarzom i recenzentom, udostępnienie przestrzeni działania, na której będą mogli przekazywać innym swój punkt widzenia na temat wybranych wydarzeń kulturalno-rozrywkowych.
Nasz FanPage, organizacja non-profit, to również świetne miejsce promocji prowadzonych przez Was blogów i stron tematycznych.
Informację mówiącą o chęci wzięcia udziału w projekcie (co oczywiście do niczego nie zobowiązuje, a zwraca jedynie naszą uwagę na danego bloga) proszę przesyłać na adres remek@klubszafa.pl.
Z poważaniem
– Remek Piotrowski – redakcja FanPage Kulturalna Szafka
remek@klubszafa.pl
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=MoiexDLXy7o
😆
Biedaczek… 🙂
A ja znalazlam bardzo fajnego i przydatnego psa 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=5fhhAGpLsLE
To jakiś geniusz 😯 Ale założę się, że nie potrafi pisać takich pięknych wierszy jak Bobik 😉
Gdyby ten piesek z filmiku wparował na Dywan, pewnie bez przerwy by odkurzał i biegał z kapciami dla gości 😉
Są już finaliści Konkursu Moniuszkowskiego: http://www.teatrwielki.pl/fileadmin/user_upload/galeria/KONKURS_11_maja/Werdykt_po_2._Etapie.pdf
Mam nadzieję, że materiały z przesłuchań będą dostępne i później, chociaż we fragmentach. Na razie nie miałam czasu wysłuchać ani taktu.
Ja słuchałam wczoraj pierwszych paru panów, ale potem musiałam wyjść.
Widzę, że odpadli triumfatorzy tegorocznego Konkursu im. Ady Sari – Ewa Tracz i Andrzej Lampert. Cóż, tamte nagrody mają na osłodę…
Cieszę się z Joanny Moskowicz i Stanisława Kuflyuka w finale – lubię ich oglądać i słuchać na scenie.
Ja kojarzę Michała Partykę, studiował w Poznaniu. Też b. dobry 🙂
W finale: pięć sopranów, trzy mezzosoprany, jeden tenor, trzy barytony, jeden bas-baryton, dwa basy.
Zobaczcie, co przypadkowo odkryłam 😯
http://www.touchofart.eu/Elzbieta-Mozyro/emo121-CO-W-DUSZY-GRA/
Zwłaszcza kategoria „postacie realne” cuś mi tutaj nie gra. No,może jako scenografia do naszej niegdysiejszej opery. Morze zamiast basenu.
A u Bobika opera rośnie,że hej!
Widziałam 🙂 rozwija się tak szybko i sprawnie, że nie mam odwagi się włączyć… 🙁
Też śledzę i cicho siedzę.
PK będzie na PA czy u KP w L?
Jestem pod szczególnie specyficznym wrażeniem obrazów tej pani i jej przemyśleń o życiu…
Co więcej, jestem pod szczególnie specyficznym wrażeniem całej galerii!
http://www.touchofart.eu/Rafal-Olbinski/ro11-Nieziemskie-spojrzenie/
a trzy absolwentki łódzkiej akademii w finale konkursu!
Za komplementa bardzo dziękuję 😳 ale muszę pragmatycznie zauważyć, że umiejętność sprzątania, robienia herbaty i zmieniania kaset video na ogół bardziej się w życiu przydaje niż pisanie wierszy. 😉
Przy okazji drobne sprostowanie: to, co dzisiaj u mnie powstawało, to nie była tym razem opera, tylko – dla odmiany – musical. 🙂
@bazylika
Byłem, byłem, podzielam zachwyt nad dwójką Prokofiewa. Oczywiście, obsługa jest najważniejsza, a na stradzie skupiłem się głównie z powodów ortograficznych. Dodam jeszcze, że w piątek był (Bachowski) bis, więc stojak się opłacił.
Ja natomiast wrzuciłam nowy wpis, ale z zupełnie innej bajki.
Pod wrażeniem galerii jestem jednakowoż również, po prostu musiałam się z Wami nią podzielić 😀
Olbiński mnie totalnie rozwalił…
Jeszcze tylko a propos Konkursu Moniuszkowskiego: przyjechał nań nasz Brunnet, który ostatnio zakotwiczył w Wiedniu i będzie rozkręcał management. Chce pomagać polskim śpiewakom. Brawo Brunnet! 🙂
PK 18:48 – Wiersze Bobika sa bezkonkurencyjne nie tylko wsrod psow 🙂
@ lisek 10:42
Podpisuję się czterema łapami 🙂
Co się tyczy wariantów tekstowych pierwszego z Klavierstucke’ów, już wszystko jasne. F.P.S. napisał go początkowo z dwoma triami, ostatecznie jednak drugie z nich usunął – i w tej właśnie wersji dzieło bywa grywane najczęściej; można to sprawdzić na wielu nagraniach, począwszy od Giesekinga i Kempffa aż po Staiera, Polliniego czy Lewisa. Są jednak pianiści grający wersję pierwotną, co niekiedy wydłuża utwór nawet do kwadransa (jak u Richtera).
Poza tym ostatnim do owej grupy należą też: Pires, Engerer, Uchida, Ranki, częściowo Arrau (bo ten grywał chyba obie wersje) oraz – jak się przekonaliśmy w niedzielę – Grigorij Sokołow.
No i bardzo dobrze, więcej mieliśmy przyjemności 😀