Pisendel i jego przyjaciele
Piękny był koncert Rachel Podger i Marcina Świątkiewicza w sali Akademii Muzycznej w Katowicach. Choć w samej sali średnio brzmią skrzypce barokowe, ale prawdziwa osobowość zawsze zrobi swoje.
Koncert skupiał się wokół postaci Johanna Georga Pisendela, postaci dość tajemniczej, o której w sumie nie tak wiele wiadomo poza tym, że był zarówno kompozytorem, jak skrzypkiem-wirtuozem. Utworów jego zachowało się niewiele, ale te, które znamy, są zupełnie niesamowite. Wiadomo też, że przyjaźnił się z Telemannem, spotykał z Bachem, Haendlem i Vivaldim, którzy pisali dla niego utwory; w programie koncertu znalazła się Sonata c-moll tego ostatniego z podtytułem fatto per il Maestro Pisendel. Ona właśnie została wykonana na początek; uderzające jest, że nie jest bardzo „vivaldiowska”, jakby wczuwała się bardziej w styl niemiecki. Tym bardziej jest ujmująca.
Po niej zabrzmiał sam bohater koncertu: Sonata a-moll na skrzypce solo. Pisana w czasie zbliżonym do czasu powstawania analogicznych sonat Bacha i ewidentnie ma z nim wiele wspólnego, podobne gesty muzyczne, bardzo wyrafinowane – jednak zupełnie inny, szerszy jakby oddech, myślenie dłuższą frazą, jakby wzlatywanie. Trochę podobne wrażenie odnosiło się przy innej sonacie Pisendela, na skrzypce i basso continuo, gdzie obecność klawesynu jakby trochę dyscyplinowała, ale nie całkiem – zwłaszcza w wykonaniu dwojga tak otwartych i elastycznych muzyków.
Piękna Sonata D-dur na skrzypce i continuo Haendla (jedno z nielicznych jego dzieł tego rodzaju) i dwa dzieła Bacha uzupełniały program. Bach zwieńczył go podwójnie: najpierw dramatem Fantazji chromatycznej i fugi d-moll, wykonanym przez Marcina Świątkiewicza trochę jakby z krótkim oddechem i zwiększonym przez to napięciem, potem odprężeniem i uspokojeniem w pogodnej Sonacie E-dur na skrzypce i klawesyn.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Ja się żegnam
Już nie ma Polski. Przynajmniej takiej, o jakiej myśli PiS. Nie robimy wszystkiego dla ojczyzny – mówi Jan Englert, aktor i reżyser, wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Narodowego.
Owacje były ogromne, aż Rachel Podger spytała: mają państwo jeszcze czas? Bo my mamy. I zagrali jeszcze sonatę Giovanniego Battisty Fontany ze swego drugiego wspólnie granego programu, który pokazywali właśnie (podobnie jak ten dzisiejszy) parę dni temu na Festiwalu Haendlowskim w Getyndze. Inny zupełnie świat i szkoda, że nie można było wysłuchać kolejnego koncertu pod rząd…
Rachel Podger i Marcin Świątkiewicz grywają w duecie gdzieś od dwóch lat, zaczęło się od jego udziału w Brecon Baroque, zespole założonym przez Rachel w związku z również zainicjowanym przez nią festiwalem w Brecon. Jakoś chyba polubili wspólne muzykowanie, o czym świadczy ilość koncertów z nią, która widnieje w kalendarzu artystycznym Marcina.
Komentarze
Skandalicznie sie Kierownictwo spisuje
Musialem Sobie Sam na wlasna lape wynajdywac na youtubue tego tajemniczego J.G. Pisendla. 
What next? Sam bede musial na koncerty ganiac?
Pobutka.
@PAK 8:04
Kierownictwo nic temu nie zawiniło,zapowiadało wcześniej…
Dzień dobry



Oj, zapowiadałam i to kilka razy, miałam nadzieję, że Blogownictwo dotrze. I co? I psińco
Ale sala i tak była pełna.
Choć były wolne miejsca – w rzędzie, który zwykle jest rezerwowany dla pedagogów Akademii. Owszem, przybył kto żyw, kto w Kato zajmuje się muzyką barokową, z Martyną i Adamem Pastuszkami na czele (ale nie widziałam Marka Toporowskiego – może był poza miastem), przyjechali nawet Ewa i Arek Golińscy z AdS. A z uczelni, zwłaszcza klasycznych skrzypków, nikogo. No bo co to może kogoś obchodzić jakieś pitolenie na kiszkach, nic nie słychać i jeszcze fałszują…
Kocie, na wytłumaczenie mam, że sieć mi w nocy w pokoju bardzo marnie chodziła i nie dałam już rady wyszukiwać przykładów. A swoją drogą na koncert też można się czasem przespacerować, nawet jeśli muzyka nie całkiem kocia
Tia, tia, Pani Kierowniczka to nawet by i kijami Kota na koncert zaganiala. A Kot jest starenki i nawet zdaniem jakiejs wrednej Krowy u Sasiada „zapchlony i wylinialy” (choc nie jest to prawda). Musi dbac o siebie i duzo wypoczywac.
Z konkursu Krolowej Elzbiety – do finalu przeszli m.i. Mateusz Borowiak oraz znajomy z Konkursu Chopinowskiego, Andrew Tyson.
Mateusz Borowiak, recital polfinalowy
Kot klimkiem rzuca w oczy. Wiem skądinąd, że nie ma czasu ganiać na koncerty, gdyż liczy bażanty w swoich licznych worach. Ale to też lipa trochę, bo jeszcze skądinąd można wywnioskować, że zna tych koncertów bez liku.
No tak… 6 maja byłem trochę zalatany…
A widocznej reklamy na mieście pewnie nie było. Z nagłaśnianiem koncertów dawnych poza Krakowem nie jest w Polsce najlepiej. W każdym razie w Poznaniu zazwyczaj jest słabo. Chętna publiczność jest (było to widać na pierwszej edycji Poznań Baroque, kiedy z dnia na dzień robiło się coraz tłumniej), tylko trzeba do niej dotrzeć, bo nie wszyscy przecież szukają na stronach branżowych.
Może ktoś będzie miał ochotę się poczęstować „Olimpiade” Myslivečka w całości. Gra Collegium 1704 Václava Luksa.
http://www.rozhlas.cz/klasika/stream/_zprava/josef-myslivecek-olimpiade–1210584
Wielkie dzięki za cynk w sprawie „Olimpiady”, Beato !
Collegium 1704 należy do moich zdecydowanych faworytów. A i w obsadzie kilka znajomych i lubianych nazwisk
A przy okazji – fajnego kota znalazłam (a nawet dwa
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=176594845832071&set=a.104668629691360.11063.100004446699387&type=1&theater
W takim razie jeszcze jeden linkot
Tagi: Film Noir, Chat Noir, Existantialisme, Politique
http://www.youtube.com/watch?v=CvQPzmoKuBk
oraz http://www.youtube.com/watch?v=ELtzZ5lJnBk
@Beata:
Nie rzuciło mi się w oczy, ale też w samych Katowicach nie mieszkam. Do mnie już nawet plakaty NOSPRu nie docierają, o działaniach Silesii nie wspominając. (Inna rzecz, że mogłem koło 9 maja zabrać ulotkę Silesii, a tego nie zrobiłem.)
Ale — w trakcie weekendu w Katowicach odbywał się festiwal harfowy. Gdybym go nie miał na abonamencie NOSPR też bym się nie dowiedział…
@Beata,
Mam wrazenie ze plakaty wychodza z uzycia takze poza Polska; glownymi informatorami sa internet i media (w wypadku festiwali parodniowych, recenzje pierwszego dnia w radiu i TV sa zauwazone przez szersza publicznosc, pojawiajaca sie w nastepnych dniach o ile jeszcze sa bilety). W moim rejonie do naglasniania festiwali czy imprez poza-abonamentowych uzywa sie takze reklam w internetowych wydaniach gazet codziennych
We Wrocławiu plakaty bywają – ale głównie w centrum miasta.Jeśli ktoś nie bywa w tej części miasta zbyt często,albo jest zmotoryzowany,to raczej nie ma szans,żeby je zauważyć.
) A tymczasem mamy takie plany na najbliższe dni :
Oczywiście są wielkie imprezy,jak np. Wratislavia Cantans czy wielkie produkcje operowe,które reklamują się na tyle widowiskowo (wielkie bilbordy, tramwaje,reklamy w mediach),że nie sposób przeoczyć. Z mniejszymi jest kłopot -jeśli ktoś nie zajrzy na odpowiednią stronę ( a niby skąd ma wiedzieć,gdzie zajrzeć ?
http://netfan.pl/news/25544/royal_string_quartet_jean_tubery_i_la_fenice_adam_golka__koncerty_w_ramach_cyklu_musica_vincit_omnia.html
PAK-u, często właśnie tak jest, że dowiadują się tylko wtajemniczeni.
lisku, oczywiście media reklamy ewoluują. Ja w tej chwili o większości wydarzeń dowiaduję się z Facebooka, od znajomych lub od „polubionych” zespołów czy instytucji. Ważne jednak, żeby informować jak najszerzej, dotrzeć również do osób, które aktywnie takiej informacji nie szukają, a być może skuszą się z czystej ciekawości. W przypadku sporej części koncertów tak w Polsce niestety nie jest. Nie mam wrażenia, żeby plakaty u nas wychodziły z użycia, na mieście wisi ich nadal dużo. Podczas podróży zawsze najskuteczniejsze wydawały mi się te na stacjach metra – człowiek czeka i się gapi. Krakowskie Biuro Festiwalowe np. wiesza plakaty przed każdym większym festiwalem na przystankach komunikacji miejskiej. Widzę je regularnie również w Poznaniu. Ale na takie akcje, jak słusznie pisze ew_ka, stać tylko największe imprezy.
Beato, masz racje ze dla przyciagniecia publicznosci nie szukajacej aktywnie muzyki powaznej afisze spelniaja wazna role (z tym ze przynajmniej u mnie ta forma akurat wcale nie jest tania). Ale nadal pozostaje problem jak informowac zainteresowanych odbiorcow. Pamietam (dawno temu) w Paryzu ogromny dodatek do gazety weekendowej, informujacy ciasnym druczkiem o rozrywkach wszelkiego rodzaju na caly tydzien, i dlugo sie to przegladalo; byly takie dodatki takze w innych krajach. Oczywiscie to moglo dzialac poniewaz rzeczywiscie wiekszosc osrodkow kultury nadsylala swoje programy (co chyba znaczy ze ogloszenia nie byly drogie); minusem bylo to ze zawiadomienie na lepsze imprezy z tygodniowym wyprzedzeniem bylo bezuzyteczne, bo biletow dawno nie bylo. Wydaje mi sie ze zrobic internetowy punkt informacji tego rodzaju jest b. latwo, i dziwi mnie dlaczego wszystkie mi znane informatory tego rodzaju sa zawsze niepelne; mimo to co lepsze co pewien czas przegladam.
Oprocz tego wyszukuje informacji w sposob podobny do Ciebie, z tym ze poniewaz nie uzywam fejsbuka, zamiast tego zapisuje sie na emailowe listy korespondencyjne (newsletters) wszystkich interesujacych mnie instytucji; to przewaznie zapewnia mi wiadomosci zawszasu, czasem nawet bilety ulgowe (dla przykladu, Silesia, wspomniana przez PAKa, tez ma cos takiego, choc linka jest malutka i na samym dole ich strony internetowej).
Prowincja znowu totalnie dyskryminowana. O jakichś wręcz zakamuflowanych koncertach PK pisze z rozmachem, o chórach medycznych donoszą frędzelki, a tymczasem o najważniejszym wydarzeniu, jakim było otwarcie Filharmonii Wejherowskiej, nikt ani mru-mru. A w otwarciu wzięły udział wszystkie zaproszone pomorskie VIPy z Marszałkiem na czele. Jak doniosły miejscowe media, Filharmonię otwarto dowcipnie. Kto domyślny, zrozumie. Kto mniej, wyjaśniam, że na otwarcie utwory muzyczne grano z dowcipnymi modyfikacjami, a grały między innymi skąpo ubrane urodziwe damy. Jednym słowem Malicki show. http://www.wejherowo.pl/inwestycje-miejskie/filharmonia-kaszubska.html
@Stanisław 14:34
Stanisławie,to „podniesienie atrakcyjności miasta Wejherowa poprzez budowę Filharmonii Kaszubskiej -regionalnego centrum kultury” bardzo mi się podoba. A skąpo ubrane urodziwe instrumentalistki z pewnością przyczyniły się również do podniesienia tejże atrakcyjności
Tu wypowiedź „lokalsa” sprzed pewnego czasu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2012/11/17/muzycy-w-przepisy-wplatani/#comment-125756
Wczorajszy katowicki koncert organizowała pleno titulo Instytucja Promocji i Upowszechniania Muzyki „Silesia”. Jest to, podobnie jak warszawski MCKiS, dalszy ciąg regionalnego oddziału potężnego za komuny Krajowego Biura Koncertowego. Kiedy Biuro dzielono, powstałe instytucje oddano pod gestię samorządów. Z czego wniosek, że nie są to placówki majętne i na reklamę w stylu imprez Filipa Berkowicza ich nie stać, bo komercją się nie zajmują i zajmować nie mogą. Tak więc nie ma się co dziwić, że Katowice nie zostały zaklejone plakatami z Rachel…
Trafiłem na wspaniały tekst.
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/162878.html
W drodze z pracy do domu wstapilem do sklepu plytowego. Byly 2 Pisendele
___________________________________________
1.Pisendel&Dresden, Heinichen/Bach/Hasse (Martina Graulich, baroque violin)
2.Pisendel Sonatas, A.Vivaldi (Pfaender/Remy/Unger)
Zdaje sie, ze Pinchas Zuckerman gral „per Pisandela” d-m
Pani Kierowniczka trafiła mnie w samo sedno, ażem się zgiął. Od listopada nic się nie zmieniło na lepsze, a moje przewidywania co do repertuaru (które zostawiłem dla siebie) były trafne. Jak wystarczy piniendzów, to kto wie, może ktoś z Polsatu wystąpi, albo i z TVN, pioseńki zaśpiewajo!!!
@Piotr Kaminski
przegladajac e-teatralne informacje natrafilem na dawnego dobrego znajomego, ktory niegdys wystawial „Wertera w Nowym Jorku”