Kochański, czyli love story
Różnie to bywa z wielkimi artystami – bywają, jak wiemy, bardziej lub mniej chimeryczni. Ale bywają też ludźmi po prostu ujmującymi. Taki był wielki skrzypek Paweł Kochański. Osobowość jego wyłania się z listów do żony Zofii, które można przeczytać w najnowszym „Midraszu” , i z listów do mentora i przyjaciela Emila Młynarskiego, wydrukowanych w jednym numerów zeszłorocznych (5/169, 2012).
Z Młynarskimi łączyły skrzypka stosunki szczególne – byli dla niego jakby zastępczymi rodzicami. Zasłużony dyrygent wspierał utalentowanego chłopca nie tylko muzycznie – ta współpraca trwała całe życie – ale też właśnie rodzinnie, a nieraz nawet finansowo, ponieważ muzycy nie zawsze zarabiali najlepiej, nawet ci wybitni. Z listów Kochańskiego wyłania się natura szczera i kochająca, pogodna i wierna, oddana przede wszystkim muzyce i przyjaciołom.
A także żonie. O „Zosi Kon” przeczytać mogliśmy dotąd niewiele, tylko w pamiętnych wspomnieniach Artura Rubinsteina, któremu zasłużyła się ona przede wszystkim tym, że udzielała swego mieszkania na jego schadzki z ukochaną „Polą Harman” czyli Lilką Radwan z domu Wertheim, ale z drugiej strony był chyba zazdrosny o związek jej i Pawła – skrzypek należał do jego najbliższych przyjaciół, a w czasach kawalerskich miło im było wyprawiać się wspólnie na rozmaite hulanki. To się oczywiście skończyło w momencie małżeństwa Pawła, którym pianista nie był chyba zachwycony (choć muzycznie dalej byli w przyjaźni). Z drugiej strony oboje Kochańscy byli wielkimi przyjaciółmi Karola Szymanowskiego,który niejedną formę pomocy zawdzięczał im, zwłaszcza właśnie Zosi. Już nie mówiąc o wspaniałej twórczej współpracy kompozytora i skrzypka.
Jakim Zofia i Paweł Kochańscy byli małżeństwem, możemy wywnioskować właśnie z listów, które przygotowała do druku i opatrzyła obszernym wstępem oraz przypisami – tak jak i te poprzednie, do Młynarskiego – muzykolożka Elżbieta Szczepańska-Lange, która najpierw zamierzała zająć się bliżej postacią Młynarskiego, ale gdy trafiła na listy Kochańskiego, zafascynował ją ogromnie. To rzeczywiście rzadko się zdarza, by ktoś ujawniał niemal wyłącznie pozytywne uczucia wobec bliźnich, dziecięcą ufność i miłość do świata. Owszem, w późniejszych listach dochodziło do głosu zmęczenie, artysta też bywał czasem nieco złośliwy, ale głównie dlatego, że nie przepadał za życiem towarzyskim i światowym (w przeciwieństwie do żony).
Z żoną się uwielbiali i byli sobie bliscy intelektualnie i erotycznie, a jego listy są jednymi z najpiękniejszych listów miłosnych, jakie czytałam. Wśród licznych czułości i figlarności (równie gorących na początku małżeństwa i po 20 latach) są tam bardzo ciekawe informacje na temat życia artystycznego tamtych czasów. Leżały te skarby w Bibliotece Narodowej i czekały na odkrycie. Może Elżbieta Szczepańska-Lange napisze monografię Kochańskiego? W sumie nie tak wiele o nim wiemy. Komponował również – zachowało się parę jego niewielkich utworów, a kadencja w I Koncercie skrzypcowym Szymanowskiego jest praktycznie jego autorstwa.
„Zdążył” umrzeć przed wojną, w 1934 r. Nie udało się to jego bratu Elemu, koncertmistrzowi wiolonczel w Filharmonii Warszawskiej i profesorowi warszawskiego konserwatorium (a na marginesie – karykaturzyście). Zmarł w getcie warszawskim, dokładna data nie jest nawet znana.
A takie coś znalazłam na tubie, a propos życia towarzyskiego. Tutaj z kolei wielki skrzypek gra Kreislera, a tutaj i tutaj – Brahmsa, z Rubinsteinem.
Komentarze
Pobutka.
Dzień dobry! 🙂
Trochę potrwało, zanim sporządziłam listę, być może jest ona niepełna. Ale w końcu przesłałam. Jeśli więc ktoś jeszcze reflektuje na nagrania od Romka, niech się do mnie zgłasza 🙂
Dzięki serdeczne darczyńcom. 😀
Dzień dobry. Ja bym bardzo chciała, tym bardziej, że byłam na koncercie na Warszawskiej Jesieni, na którym Zimerman grał go, a mam tylko nagranie studyjne dla DG. Pamiętam to szaleństwo, które sie rozpętało i Lutosławskiego, jakby zażenowanego tym aplauzem.
Proszę tylko zwrócić uwagę, że czas przechowania tych rzeczy jest ograniczony (teraz 11 dni), więc jeźlikto zainteresowany, nie należy się ociągać, zwlekać ani zastanawiać tylko brać od razu.
Słusznie prawicie, kumie. Należy zwracać uwagę na termin przydatności do spożycia 😉
Ja swoją drogą jeszcze nie wiem, jak to gryźć, ale może zdążę się przyjrzeć.
Lotem blyskawicy. Cudo! 🙂
Klikać w „download”, nie w „save”.
A potem tylko wybrać miejsce zachowania plików
Zresztą najważniejsze, żeby ktoś miał komplet, potem już będzie można dalej kolportować.
No właśnie nie wiem, czy jest komplet, bo jeden (13) zgłasza błąd, a ja zgłosiłam darczyńcom. 😀
A czy my nie pójdziemy siedzieć? Chociaż w tak doborowym towarzystwie, dlaczego nie 🙂
@Witold – aleosohozi? Rozmawiamy sobie tylko. 😛
Nie rozumiem. O co Witoldzie się martwisz? Coś Ci grozi?
@Gostek Przelotem
Coś mi zadzwoniło. Ale nie zgadnę, w którym kościele.
Siedzieć przed komputerem – to na pewno 😉
U mnie obie trzynastki poszły.
13 jest więcej, ale już OK.
Suuper 🙂 Dzięki Kierownictwu i Darczyńcom 😀
No i Ekspertom za cenne wskazówki 😉
Dziękuję bardzo darczyńcy, postaram się odwdzięczyć w miarę skromnych możliwości.
Myślę, że krótka (powiedzmy: zimowa – dla poczynienia oszczędności na grzaniu) odsiadeczka w dywanowym towarzystwie mogłaby stać się zaczątkiem pięknej działalności misyjnej. No bo przecież trzeba by jakoś wciągnąć brać współwięzienną siedzącą z innych atonalnych paragrafów w rozmowy o wyższości interpretacji partit Bacha przez PA nad nagraniami (płytowymi, a zwłaszcza licznymi piratami koncertowymi) Sokołowa w aspekcie wcześniejszych dokonań Richtera. Niejaką trudnością byłby brak koedukacyjności – męskie frędzle w męskich ZK, a żeńskie frędzle w żeńskich – dla wymiany opinii trzeba by rozkręcić grypserę. W przypadku gdyby poziom II aresztu zaczął strajk głodowy w proteście przeciw poglądom cel z paragrafów gospodarczych na wykonawstwo HIP-owe – dla rozładowania emocji mógłby przyjechać KZ i zagrać na erardzie koncert Lutosa (z gwarantowanym brakiem ajfonów).
Za stworzenie możliwości takich majaczeń – PK i p. Romanowi serdeczne dzięki – z nadzieją na dalsze liczne okoliczności uprawdopadabniające ziszczenie onych rojeń.
PS. W W-wie na koncercie KZ z przyczyn ideologicznych nie będę.
Ideolog się znalazł 😆
Póki siedzimy tylko przed kompami, możemy się cieszyć naszą koedukacyjnością 😆
A czy KZ zagrałby na erardzie? Hm… przecież to nie byłby jego erard. Nie zapomnę jego opowieści, jak próbował nagrać Schuberta, przestrajając współczesny fortepian na strój z czasów schubertowskich. I dziwił się, że instrument tych eksperymentów nie wytrzymał…
RIP
MARCEL REICH-RANICKI
________________
„pol Polak, pol Niemiec, caly Zyd” wspanialy krytyk literacki, wspolautor niem. „Kwartetu literackiego”
http://www.youtube.com/watch?v=Xyw973jVyEQ
W młodości zajmował się też krytyką muzyczną – w getcie warszawskim, pisząc do „Gazety Żydowskiej” wydawanej przez Judenrat. Co by o tym organie nie myśleć, są to jednak jakieś dokumenty epoki, a w tym wypadku – także dokumenty życia muzycznego w getcie.
Grypsera to czasami tu odchodzi i bez odsiadki 🙄
Biiiileciki! Biiiiiileciki!
Zewsząd fanów słychać ryki
Taki ze mnie ideolo
że mnie jeszcze zęby bolą
na myśl samą co myślały
ticket-służby, gdy dawały…
Biiiileciki! Biiiiiileciki!
Zewsząd fanów słychać ryki.
Czyżby jednak, proszę fanów
Brakowało wśród nas chanów?
Na KaZeta, na Lutosa
Pożałować trochę grosza?
Bileciki! Bileciki?
Już nie słychać fanów krzyki.
Służby milczą zaś triumfalnie,
Kasę licząc nienachalnie.
W Jerzyka wena wstąpiła. 🙂
Może na zimę faktycznie trochę na dywanie przysiędzie.
Nie do wiary, jaką popularnością i szacunkiem cieszył się Reich-Ranicki w Niemczech.
I ja dziękuję, licząc na to, że ta spólna odsiadka nie będzie żadną ściemą. 😈
Siedzę z całym Dywanem w celi,
niewygodnie, na wiązce słomy.
Bardzo sprawnie, szybko nas wzięli,
W parę dni po mailu wiadomym.
Jest, nie powiem, dosyć wesoło,
kulturalna płynie rozmowa,
o Chopinie, lub co za swołocz
te bilety na KaZet chowa.
Ktoś tam w kącie grypserą miota,
no bo miejsce do tego skłania:
„Romek, kopsnij no alikwota
i partitę do zajarania.”
Ktoś palcami po ścianie myka,
jak Horowitz po klawiaturze,
Morsem nadać chce komunikat
„proszę zanieść Leżniewej róże”.
Mimo późnej nikt nie śpi pory,
zagadani wszyscy bez reszty,
pewnie chroni ich merytoryzm
(mnie – wspomnienie, jak pachnie befsztyk).
Czasem butla szampana pęknie,
coś zaśpiewa ktoś po obiedzie
i tak myślę sobie: jak pięknie
z tym Dywanem w tej celi siedzieć.
I myślałem jeszcze po chwili,
patrząc, jak już za oknem dnieje:
dobrze, że nas tu posadzili
i zostawią – miejmy nadzieję. 🙂
Bobiku,piesu przecudny, też mam taką nadzieję. 🙂
Dzięki za włączenie mnie do pianofilskiej socjety!
Posiadaniem oficjalnego nagrania Koncertu W.L. z K.Z. chwalić się tu nie ma co, bo wszyscy zainteresowani zapewne je mają, ale przed ćwierćwieczem – podobnie jak donna.elvira – też byłem na jego polskiej premierze z naszym Szwajcarem. Oczywiście słuchałem w niemym zachwycie, aż po zakończeniu miła pani obok stwierdziła krótko (choć do dziś nie wiem, jak dalece prawdziwie):
– no nieźle, ale jednak na próbie było duuużo lepiej…
Pani Kierowniczko,
Szastam się w ukłonach, stokrotne dzięki za linki 🙂
Podziekowania. Dobrze, ze sie odezwalem w pore, bo moglbym sie nie zalapac.
Bobiku, ponoc siedzi sie pod cela. Trzeba by sie zaczac doksztalcac.
Chociaz o tych tam Richterach i Sokolowach, to 60jerzy moglby juz zaczac sztukac w rury…
Szanowna p.Kierowniczko, czy mogę prosić o wciągnięcie również mojej skromnej osoby na
mailową listę uprzywilejowanych do linków z muzycznymi rarytasami.
Serdeczne pozdrowienia.
Pobutka.
Ze swietami Sukkot (pierwszy dzien)
szalas gotowy na podworku…moze gwuiazdy bede w ten wieczor – pada czasami
🙂
i tak myślę sobie: jak pięknie
z tym Dywanem pod celą siedzieć.
Z tym Dywanem czy na Dywanie? 😉
Dzień dobry 🙂
Wczoraj wcześnie oderwałam się od kompa, a tu taka bania z poezją… Śliczne! 😀
Dzisiaj obchodzę Sukkot z rodziną – tradycyjnie szwagier przygotował szałas na balkonie. A że ma poczucie estetyki, to ten szałas zawsze bywa ładny. Pogoda co prawda nie sprzyja, ale na chwileczkę usiąść w nim będzie można 🙂
Z Dywanem na słomie (druga linijka pierwszej strofy).
Ten okropny błąd językowy to właśnie przez kształcenie! 👿 Oczywiście w niesłusznej, peerelowskiej szkole, gdzie szczeniakom niesłusznych, czerwonych wierszokletów do niewinnych łbów wciskano. 😳
Na wszelki wypadek – nigdy więcej kształcenia! 😈
Ja też chcę posiedzieć na słomie w tak doborowym towarzystwie 😉 Czy mogę prosić o wciągnięcie na „czarną” listę? Co prawda z merytoryzmem u mnie krucho, ale potrafię się zachwycać niemerytorycznie 😀
5534 – czyżby jako kod już numer celi mi wyskoczył? (wielkie oczy)
notario, ja nawet próbowałam od razu, ale coś mi stale przekręcało ten adres. Spróbuję jeszcze raz.
Jak przypominam sobie ten wiersz o Magnitogorsku, to kojarzy mi się z jednym z moich wujków, który podczas wojny tam właśnie trafił. Nie wspominał zbyt wiele, w ogóle był raczej milkliwy, ale akurat że na ten temat, to rozumiem.
Jednak mi się zrobiło głupio, żem się tak skompromitował językowo, więc przerobiłem wierszyk na słuszny, czyli git. Gdyby ktoś z niegrypsujących miał trudności ze zrozumieniem tekstu, służę wyjaśnieniami. 😎
Tego wiersza piszę spod celi,
gdzie kibluję w więziennych łachach,
w kącie kuli się kilku cweli,
za plecami brudna bardacha.
Wszedłem tu i zaraz, po chwili,
zobaczyłem pyski znajome,
git robotę wszyscy robili,
na pasówkę albo na homet.
Tak ogólnie, to jest tu spoko,
nawet z żarciem niewieki dramat,
dają period i morskie oko,
każdy zważa, kiedy się szama.
Zbyty różne lecą ochoczo,
rzadko bywa pod celą cisza,
jak o Beciu już nie bulgoczą,
to bluzgają coś o klawiszach.
Tutaj ktoś na Richtera sypie,
tam odchodzi znów nawijanka,
jak Sokołow mojką po lipie
dostał, że aż grał na organkach.
Ze mnie to już stary garucha,
nie frajerski żaden patałach,
no to wiem, że lepiej nie słuchać,
jak kto zechce mi żenić bałach.
Mnie nie skiepszczą, chociaż puszczają
o lutosach swe wiąchy długie,
grunt, że ludzi nie robią w jajo
się działkują czajem i szlugiem.
Żem do tego trafił Dywanu,
to był chyba uśmiech fortuny,
w tej ferajnie nawet dla szpanu
nie chce mi się bachnąć na struny.
I tam myślę, dziargając wzorek,
sącząc dynksa przez gęstą szmatkę –
pięknie być tym w Dywanie worem,
lubię, kurde, taką odsiadkę! 😈
Genialny opis życia muzyka. Zawsze podziwiam wszystkich artystów, zwłaszcza muzyków, gdyż tworzenie muzyki jest czymś pięknym i niezwykłym. A już w ogóle słysząc dźwięki wydawane przy grze na skrzypcach dostaję gęsiej skórki. Z pewnością uzupełnię swoją wiedzę na temat wyżej opisanego muzyka. Pozdrawiam
szapoba bez gadania, czyli szaconek.
bachnąć na struny, yeah.
😆 😆 😆
Dzien dobry 🙂
Wielkie podziekowania za tonalny paragraf! 🙂
OPj, Bobik! 😈
Nie mogiem, aleś Miszczu poleciał. 😆
Bardzo mi miło, że udało mi się Szanowną Ferajnę rozbawić. 🙂
Mogę ujawnić, że w grypserze odrobinę się obkułem we wczesnym szczenięctwie, dzięki przyjaźni z holownikiem psów 😈 czyli więziennym psychologiem. I co będę ukrywał – czasem mnie zachwycała obrazowość, onomatopeiczność, czy swoisty wic tego języka. Choćby to określenie „morskie oko” na jajko sadzone. No, cymes. 😆
O właśnie, Bobiczku, chciałam Cię zapytać, co w tej grypserze oznacza period? 😳
Jak to co? Barszcz czerwony. 😈
A „grać na organkach” znaczy rzęzić (organki to płuca).
Mógłbym jeszcze wyjaśnić, co w grypserze oznacza muzykoterapia, ale musiałbym mieć gwarancję, że blogu nie czytają nieletni. 😉
Bobiku 😆
Zobaczyłam 😯 , ale dlaczego nazywa się akurat muzykoteria, Bobiku?
Dlaczego akurat muzykoterapia najlepiej wyjaśnia anonimowy utwór literacki, który zacytuję w całości: Wydziergał se nuty koło kindybała, żeby dziwka melodię znała i na flecie klawo grała.
Synonimem muzykoterapii jest hejnał. 🙄
Hm, dzięki.
To pod celą napisaliby, że było hejnalistów wielu.
Uff, a już myślałem, że to tylko ze mnie taki zbereźnik. 😆
Coraz lepiej 😆
Okej, teraz będzie sprawdzian. 😎 Co to jest solówka?
To jest miejsce, lub czynność, lub osoba 😉
Czy to jest lingwistyczne przygotowanie do tej odsiadki? 😀
Mam! Doszło. Dziękuję 😀
Ciepło, ciepło, Siódemeczko, ale jeszcze za mało merytorycznie. 😈
Lisku, bez odpowiedniego przygotowania językowego na garowni nie razbieriosz. 😎
W więźniu ani w woju wprawdzie nie byłem, ale słyszałem, że w tym ostatnim rzeczoną zupkę zwano okresówą – pewnikiem jacyś puryści tam dbali, coby nie abjuzować cudzoziemskich słówek.
A period to mi się jednak bardziej z kropką kojarzy (niechby nawet wydzierganą koło oka).
Może były regionalne różnice, Ścichapęku. Grypsera małopolska, grypsera mazowiecka, grypsera pomorska… 😉
Piekne @Bobikowe grypsoliryki.
Nowakowski, Stasiuk, Anderman, Jaworski…znaja wysmienicie grypserke
Np kolor „czerwony” nie wystepuje.
Jesli w menu pod cela bylo „pozdrowienia od naczelnikowej”,
czyli…? Do „czlowieka” nie mozna powiedziec
„posun sie” a tylko „przesun”….znam mase przykladow od Janusza
Andermana.. W latach 70 wyszedl w USA rosyjski „Slowar blatnowo russkowo jazyka”: duzo jest tez w polskiej grypserze z obszaru ros.
Drogi ścichapęk, damy kiedyś nie używały innego określenia niż ‚period’ na miesięczną przypadłość.
@ Bobik
Pewnie to też. Zresztą, z czym mnie się kojarzy, to mniejsza, bom przecie niefachowiec.
mt7
Rozumiem, że nie mówimy o damach garujących (czyżbym zaczął z lekka oksymoronić?), bo tu nie miałbym pewności.
Ale dzięki, bo język dam – tych najprawdziwszych – też znam dość słabo, helas…
@ścichapęk 16:31
Emtesiódemeczka z całą pewnością mówiła o damach w sensie ścisłym,że zacytuję Pilcha (Jerzego) 🙂 Zresztą potwierdzam – nie pamiętam,aby moja babcia czy jej siostry mówiły inaczej (o ile mówiły w ogóle o takich sprawach ).
😆 😆 😆 😆 😆
A jeśli nas nie posadzą pod celą, tylko wielkodusznie/ oszczędnie skażą na roboty społeczne? Jakaś pieśń robocza by się przydała. 😉
To może być grzywna zamiast odsiadki
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,14632521,Grupa_policjantow_sciga_muzykow_za_zagranie_kameralnego.html#BoxSlotII3img
No i nikt na blogu muzycznym nie potrafił odpowiedzieć na pytanie o solówkę? 😯
A to po prostu zwykła, niewinna, pojedyncza cela. 🙂
Czy jakiś merytorysta mógłby łaskawie coś chlapnąć o Zemście za mur graniczny, bo jakaś taka dyplomatyczna cisza zapanowała (czyżby wyrafinowana forma recenzji?), a ja zdołałem dosłuchać przez radio tylko do przerwy. Czy rzeczywiście to takie wampuczydło, jak mi się zdawało, czy też może dalej było lepiej?
No właśnie, ja też bym była ciekawa, bo nie mogłam w wydarzeniu uczestniczyć nijak, nawet w odsłuchu radiowym. Nie spodziewałam się wielkiego arcydzieła jednakowóż…
http://www.youtube.com/watch?v=WVQbxXvyG7A
😉 😆
Bardzo dziękuję. Na jutro został mi Serkin. Jeśli jest jeszcze miejsce pod celą, to jestem chętna.
Mam nadzieję, że PK nie za długo siedziała w namiocie na balkonie. Temperatuta jest wielce niezachęcająca. Czy odsiadka na balkonie u siostry będzie zaliczona na poczet?
Siedzieliśmy krótko, założywszy kurtki, zjedliśmy symbolicznie coś małego, po czym zamknęliśmy balkon i wróciliśmy do stołu 🙂
Zimno się w istocie robi masakrycznie. A w najbliższe wieczory i noce będę ganiać na koncerty i z koncertów…
To jutro się już ten maraton zaczyna!
Pierwszy akcent jutrzejszego dnia mocny: konferencja prasowa w filharmonii z Krystianem Zimermanem i Jackiem Kaspszykiem.
Siodemeczko, damy nie mowily o zadnym „periodzie” , tylko „Anglicy przyjechali” – nawiazanie do czerwonych kabatow angielskiego wojska. To mozna przeczytac gdzies u Milosza, tak to pamietram.
Dziękuję za maile, teraz głowię się, jak to wszystko pościągać przy takim cienkim necie, jaki mam do dyspozycji w aktualnym miejscu przebywania, ale to już moje zmartwienie.
Udanych koncertów, serdeczne pozdrowienia.
Kocie, są damy i damy. Moje o żadnych Anglikach nie śniły. 😀
Z tego co wiem, mowilo sie po prostu ze dama jest niedysponowana.
Co by nie bylo, barszczu w najblizszym czasie nie tkne… 🙂
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
No proszę, nie wiedziałam, że całość jest na tubie 😉
Lisku, Siodemeczko – tak mowilo sie o tych sprawawch w naszych czasach, naszej mlodosci.
Ale Milosz opisuje czasy chyba przed pierwsza wojna swiatowa, kiedy do jego mlodych ciotek „Anglicy przyjezdzali”.. „Niedyspozycja” czy „period” to juz bardzo odwazne nazwanie rzeczy po imieniu. Jest sprawa dosc pozna.
Moge przy okazji pochwalic sie, ze moja Stara byla pierwsza osoba, ktora przed mikrofonem BBC uzyla slowa „miesiaczka” 😯 – a tak ze 30 lat temu. Bo nie wiedziala, bless’er, ze tego slowa wymiawiac nie mozna. Ale przeczytala o tym juz jak slowo poszlo w swiat. Jakos wtedy wszyscy odetchneli z ulga.
Ja jeszcze znam określenie „kobieta cierpiąca na regularność”.
@Podróżnik:
Mam niecny plan popracowania nad tymi plikami, a także konwersją na mp3, bo, z całym szacunkiem, jakość ich nie wymaga bynajmniej formatu WAV.
Czy „ciotka z czerwoną walizką” to znowu jakiś małopolski regionalizm, który w reszcie kraju nie występował? 😉
Bobiczku, bez czerwonej walizki. Przynajmniej w moim regionie. Może po prostu jako skrót…
„Cierpiąca na regularność” 😆 Kłopoty są, jak jest nieregularność 😉
Odchodzę od spraw fizjologicznych i udaję się w regiony ducha 🙂
„Ciotka przyjechała w odwiedziny” to znam z jakiejś książki.
A ta regularność z bardzo miłej, a zapomnianej książki „Ewangelia według Judasza” Henryka Panasa.
Rozszerzając wątek:
When I’m ridin’ round the world
And I’m doin’ this and I’m signing that
And I’m tryin’ to make some girl
Who tells me baby better come back later next week
‚Cause you see I’m on a losing streak
I can’t get no, oh no no no
Hey hey hey, that’s what I say
Jak myślicie, co to jest ten losing streak, koteczki?
Luźny stryczek? 😆
Tak, w Lublinie sie mowilo, ze mam ciotke.
A mnie ci przyjezdzajacy Anglicy urzekli. Jak widze czerwone kabaty przed Palacem Buckingham, albo na jakims obrazie, to zaraz sie do siebie usmiecham, pamietajac to wyrazenie.
Jest też Horowitz
http://www.youtube.com/watch?v=1L2Cn8ZFFzI
Bobiku,
niewinna cela – czyli po prostu Celinka 🙂
To znaczy, Lesiu, że solistką była Celinka? 🙂
@Gostek….The Rolling Stones
No, to jest oczywista oczywistość 😉 Nie zniżyłem się do pomyślenia, że ktoś na tym blogu może tego nie wiedzieć.
Inny stary hit Stonesow, ktory polecam:Mothers Little Helper:)
Pierwsza relacja z konferencji prasowej KZ
http://www.rp.pl/artykul/9145,1050126-Krystian-Zimerman-szuka-swoich-pieniedzy.html
Zanim dywan pójdzie siedzieć, może porobić zakłady bukmacherskie: zagra KZ w niedzielę czy nie zagra… Dobry news z konferencji: nagranie nowej płyty z koncertem Lutosławskiego i BPh. Swoją drogą ciekawe, co oprócz kf WL znajdzie się na płycie.
Oj, Jerzyku, przecież to tylko dźwięki. 😉
Leif Ove ANDSENS /Szwedzka Krolewska Filharmonia, dyr. Sakari Oramo
____________________
Sto lat temu wloski futurysta Luigi Russolo w swoim manifescie na temat sztuki halasu (L’ arte dei rumori) glosil, ze tradycyjne instrumenty orkiestrowe i metody kompozycji nie wystarczaly, zeby oddac ducha czasu rewolucji przemyslowej. O salach koncertowych pisal, ze sa to ” szpitale dla anemicznch dzwiekow” a jednoczesnie przedkladal odglosy tramawajow, silnikow samochodowych i rozkrzyczane tlumy i nad Beethovena i Wagnera, ktorzy ” poruszaja nasze serca i zmysly od wielu lat”.
Rozni artysci przychodza i odchodza a Beethoven jednak pozostaje.
We srode (Sztokholm,Konserhuset) wystapil norweski pianista Leif Ove Andsnes
z koncertem „Beethoven journey”. Ambicja pianisty jest nagranie wszystkich koncertow Beethovena – I i III wyszly w ub.roku. Na sztokholmskim koncercie Andsens mial wykonac
V ale z powodu prywatnych trudnosci ( blizniaki-wczesniaki) zagral IV, bez partytury i z olbrzymim skukcesem, jak pisza prasowi krytycy muzyczni.
Orkiestra filharmonikow krolewskich pod dyrekcja Sakari Oramo wykonala dzielo Georga Enescu – 2 suite, ktora ma przedstawic na goscinnych wystepach podczas festiwalu Enescu w Bukareszcie. Ponadto wykonano dunskiego antyromantyka Carla Nielsena, druga symfonie „Cztery temperamenty” z sangwinicznym jako grand finale.
Nastepny koncert Norwega Andsnesa juz 17 stycznia z: Mahler, frag. z „Rûckert-lieder, Kindertotenlieder, Das Knaben Wunderhorn; Szostakowicz: frag. Michelangelo, op 145.
No to ja przebije Ozziego i Gostka o – bagatela – dwie epoki wstecz http://www.youtube.com/watch?v=qvZKT-Wbp7g
A tu jest linka do wpisu ozziego – http://www.youtube.com/watch?v=tfGYSHy1jQs – zreszta, jedna z moich ulubionych piosenek z amerykanskiej wersji Aftermath.
Ja oczywiscie bylbym szczesliwszy, gdyby pan KZ zadeklarowal rowniez publicznie, ze nie robi mu roznicy, gdyby w 10 lat po Jego odejciu w sfery, gdzie nikt juz go bedzie „piratowac”, wszystko co po nim pozostanie to kilka komercjalnych nagran, ktorych jeszcze nie zdazyl wycofac z obiegu. I zeby powstala sytuacja, kiedy by sie mowilo” O tak, byl taki wielki pianista KZ, ale nic o calych „polaciach” jego repertuaru nie wiemy, bo nie pozwalal, aby jego koncerty byly nagrywane”. Sytuacja nie az tak niewyobrazalna, jako ze nasza kolektywna pamiec jest w tym momencie bardzo krotka i jeden artysta wypierany jest przez innego- lub INNA!- mlodszego i bardzije fotogenicznego.
Po takim stwierdzeniu wygloszonym podczas konferencji prasowej, chcialbym wowczas uslyszec z ust Mistrza, ze w swojej znacznej rozmiarami fonotece nie posiada ani jednego nagrania, ktorego „prowiniencja” jest watpliwa, a jesli juz posiada, to by go „dla solidarnosci z wlasnymi przekonaniami” juz wiecej nie posluchal, bo bylo skradzione.
I zeby juz zakonczyc swoje przemowienie, Mistrz KZ zadeklarowalby takze, ze wlasciwie nie robi mu najmniejszej roznicy, czy zaistnialoby cudem nagranie Sonaty Liszta lub Sonaty h-moll Chopina z Rachmaninowem, albo Fantazja Schumanna z Friedmanem, albo jeszcze kilka godzin nagran Kapella, Lipattiego czy Horowitza, poniewaz owe nagrania moglyby okazac sie dokonane bez wiedzy artysty.
WOWCZAS mialbym dla niego jeszcze wiecej szacunku, bo widac, ze jest konsekwentny w swojej wierze, przekonaniach i w zyciu prywatnym praktykuje to, czego z ambony konferencji prasowej zada od innych.
A tymczasem trzeba wracac do „kreciej roboty”: zadaniem pana KZ, poza graniem koncertu od czasu do czasu, jest jak wiemy tepienie piractwa, zadaniem innych jest utrwalanie dorobku artystycznego takich mistrzow jak p.KZ , ktorzy wkrotce od nas odejda i ocalanie tego dorobku, tych niepowtarzalnych wykonan od zapomnienia, od przejscia w niepamiec wraz z ostatnimi wybrzmianymi dzwiekami.
Nie Mistrz KZ, ale historia nas bedzie sadzic
O, znowu prezencik dostałam!
Pan Romek i Pani Kierowniczce jak Święte Mikołaje w nadgodzinach 🙂 Dziękuję, dziękuję, obiecuję, że teraz już będę grzeczna 🙂
Elizabeth Schwarzkopf podobno mawiała, że bardzo jest wdzięczna piratom. Bo co prawda paskudnicy to i z gaży ją okradli, ale za to utrwalili jej najlepszą Fiordiligi. Ale pani Schwarzkopf to rozsądna kobieta była …
Ja jeszcze chcialbym dodac jedna prosbe:
gdyby ktos z krytykow, odwaznych krytykow, zadal sobie trud i zadal mistrzowi KZ proste pytanie:
„Jesli na jedna szale wagi polozyc Pana niechec do „parackich” nagran i pragnienie tepienia tych, ktorzy to robia, a na druga szale korzysc z takich czasami nawet nieperfekcyjnych nagran dla przyszlych pokolen, ktorzy znac Pana beda tylko z paru ocalalych i zaaprobowanych nagarn i tylko w czastce Pana repertuaru, to ktora szala -w przekonaniu melomanow, fanow, fanatykow fortepianu i – mialaby szanse przewazyc?”
No i pozostaje pytanie innego rodzaju: czy kradziez pozostaje zawsze przestepstwem, szczegolnie dla przyszlych pokolen?
Czy jesli na przyklad po wykradzeniu tajnych materialow z rosyjskich archiwow, caly cywilizowany, demokratyczny swiat zyskal na takowej kradziezy, to czy mamy prawo spogladac na ten, rzeczywiscie nie majacy wiele z legalnoscia, fakt WYLACZNIE jako kradziez?
On uważa, że koncert jest sprawą niepowtarzalną. Gostek zapytał go (on i jego kolega zadawali dziś najlepsze pytania 😉 ), co myśli o wycofaniu się z występów, jak zrobił to Gould, by kontrolować ostateczną doskonałą wersję swoich wykonań. Wyszło na to, że KZ ma zdanie wręcz przeciwne niż Gould: jest za koncertami, ale uważa je za sprawę intymną, za akt miłosny – dokładnie tak się wyraził – więc tym bardziej razi go, gdy ktoś w to ingeruje. „No bo w dzień koncertu rozwijam w sobie najbardziej pozytywne uczucia, cieszę się na spotkanie z publicznością, a potem wychodzę i widzę wycelowanych we mnie pięć ajfonów”…
Prawdę powiedziawszy to mnie w tej chwili najbardziej obchodzi, czy da się coś z tym palcem zrobić do niedzieli. Rzeczywiście wygląda to nieładnie, spuchł mu tak, że nie zmieścił się na „próbie próby” między czarnymi klawiszami. Krwiak tam jakiś jest po prostu. Jedni mówią, że będzie zmuszony odwołać, inni twierdzą, że się uda, no po prostu na dwoje babka wróżyła. Na razie prezydent go odznaczy w Belwederze. 🙂
Miałam coś napisać po pierwszym dniu, ale sami rozumiecie, że już padam, tym bardziej, że rano o 10. zaczyna się konferencja Polska Music Now. Będzie w MHŻP i muszę tam dojechać. No, niekoniecznie muszę, ale chcę. Jutro wieczorem więc za dwa pierwsze dni. Teraz dodam tylko, że byłam dziś też na prezentacji kolejnej kompozytorskiej podstrony portalu polmic.pl. Po Serockim przyszła kolej na Bairda: http://www.baird.polmic.pl
Już prawie gotowy jest też Panufnik. Na przyszłoroczne stulecie będzie jak znalazł.
Z pozycja KZ, jesli chodzi o intymnosc publicznego wykonania, absolutnie sie zgadzam: Gra na instrumencie moze czasami byc aktem „kochania sie z muzyka” i niektorym zewnetrzna ingerencja ma prawo przeszkadzac, nawet jesli jest nia zaledwie obecnosc i-phonow.
To powiedziawszy walke KZ widze jako walke NIE DO WYGRANIA: technologii, niemal jak w „Uczniu Czarnoksieznika” nie da sie latwo powstrzymac i byc moze dla wrazliwych interpretatorow, takich jak Mistrz KZ, najlepiej byloby to zaakceptowac. Tak, jak to niegdys na przelomie lat60-70ch, za czasow niefortunnej wojny w Wietnamie pewien amerykanski senator, oceniajac sytuacje armii amerykanskiej ponoszacej coraz to wieksze straty , pamietnie zauwazyl: „Zadeklarujcie zwyciestwo i czym predzej sie stamtad wycofajcie”.
Nie ma, moim zdaniem, po co denerwowac sie banda ignorantow, ktorzy nagrywaja na swoich telefonach w tym samym celu, co inni, ktorzy i-phonow uzywaja do fotografowania wszystkiego co wpada im w oko: tylko po to i tylko dlatego, ze istnieje taka mozliwosc, raczej niz do jakiegos komercjalnego wykorzystania.
Natomiast moim innym pytaniem, idac dokladnie po te samej linii jaka przedstawial KZ, bylo by: czy zamiast wlasnie nastawic sie pozytywnie i zechciec swojej adorujacej publicznosci zaprezentowac najlepsze mozliwe wykonanie, dac z siebie wszystko, warto poddawac sie za kazdym razem zdenerwowaniu i obsesyjnej mysli przy wejsciu na estrade „ilu idiotow bedzie mnie dzisiaj nagrywac na swoich i-phonach i jak predko moje wykonanie znajdzie sie na youtubie?”.
Moim zdaniem to, co ci mlodzi zazwyczaj sluchacze robia, NIE zasluguje nawet na miano piractwa: to jest demonstracja zwyklej ignorancji, ktora powinna byc moze nie tyle tepiona , co stopniowo i konsekwentnie korygowana. Przypuszczam, ze apel administracji sali nie konfrontacja, ale przyjaznymi slowami „prosilibysmy o panstwa kooperacje i wylaczenie telefonow: ich ktorych widok/obecnosc rozprasza koncentracje wykonawcy i swoja kooperacja beda panstwo w stanie temu zapobiec” zadzialalby lepiej, niz przerywanie koncertu i gniew demonstrowany ze sceny. Ja wciaz wierze, ze prosba tego rodzaju, moze zadzialac znacznie lepiej, niz gniew artysty, ktorego ci mlodzi ignoranci i tak nie beda w stanie zrozumiec.
Zakoncze slowami, ktore niegdys uzylem komentujac wlasnie jedno z takich wydarzen, kiedy Krystian Zimerman byl pod – nieslusznym zreszta!- wrazeniem, ze jego koncert jest przez kogos nagrywany: przyjmij mistrzu KZ i te mozliwosc, ze ten , ktory Cie na koncercie nagrywa, w pewnym sensie sklada Ci hold i pragnie, aby Twoje wykonanie, przez jakis czas jeszcze z nim pozostalo. Oczywiscie, jesli na te kwestie spogladac sie bedzie WYLACZNIE przez pryzmat „kradziezy”, to moj argument nie ma szans na akceptacje czy zrozumienie pana Krystiana.
@Gostek
Przeformatowanie tych plików to dobry pomysł. Trwa walka z upływającym czasem, aktualnie pracuję nad trzecim linkiem z pierwszego maila.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Jak nie przepadam za Bairdem, to Concerto lugubre i kilka jeszcze późnych utworów cenię.
Romku,
absolutnie się zgadzam, że to też jest kwestia nastawienia i – w związku z tym – tonu, a wiele razy powtarzaliśmy tu francuskie przysłowie: C’est le ton qui fait la chanson. Publiczność zawsze inaczej zareaguje, kiedy ktoś jej coś tłumaczy (byle nie protekcjonalnie), niż kiedy się jej czegoś zabrania 😉
Niestety, na zelżenie stanowiska KZ nie liczyłabym, bo u niego łączą się dwa podejścia: pierwsze to właśnie złość, że ktoś go rozprasza (a on ma chyba rzeczywiście jakiś siódmy zmysł, nie wiem, jak wyczuwa nagrywających – węchem?), drugie – to pogląd, że ktoś chce „kraść” jego dzieło. Opowiedział też długą i zawiłą historię o pianiście, kto słuchając go nawet zmierzył potem jego fortepian, żeby znać dokładnie jego „sposoby”, bo miał zaraz nagrywać ten sam utwór. Może Gostek dokładniej to pamięta. No i oczywiście potraktował tę opowiastkę jako pretekst, by wrócić do tematu „ukradzionego” projektu Bacewicz.
Co do tego ostatniego: ja rozumiem, że stało się coś niedobrego i że KZ ma potworną traumę, i to już od paru lat, ale jednak konferencja była na całkiem inne tematy i strasznie mnie jakoś to wszystko razem raziło.
Aghhhh. Opowiem i dopowiem, ale teraz muszę biec. Meble dostawa teściowa obiad straszne rzeczy.
(Konferencja mnie przygnębiła bardziej niż zniesmaczyła).
p.s. już po konferencji zapytałem KZ, „co jeszcze będzie na płycie z nowym wykonaniem Koncertu Fortepianowego.”
Odpowiedział, że nagrali tylko Koncert, więc wydaje mi się, że nadziei na płytę nie należy sobie robić zbyt wielkich (przynajmniej na razie).
Widzę pewną analogię miedzy KZ a Janem Reszke…
Reszke został nagrany nielegalnie na wałkach przez kogoś z MET za kulisami. Urządzenie umieszczone niestabilnie – spadło, sprawa się rypła, nagrywającego wyrzucono z roboty, ale dzięki temu istnieje chociaż kilka minut zapisu boskiego głosu Jean de R.
Dzis o 17.00 Trybunal – Etiudy Chopina
Niektórzy malarze uważają kradzież swoich obrazów z wystawy za najwyższy stopień uznania… 😉
A mogę szczeknąć coś tak całkiem po profańsku? 😳 Ja, kiedy czytam o zachowaniu szwajcarskiego artysty, to sobie w duchu myślę „o matko, jak zdziwia i świruje. Nagrają, nie nagrają, czy naprawdę to jest w muzyce i w koncercie najważniejsze? Jak mam uwierzyć w to wielkie, wspólne z publicznością Misterium Koncertu, kiedy artysta, zamiast się cieszyć, że coś ludziom może dać, kryguje się jak rozkapryszona mamzela i sprawia wrażenie, że wyłącznie o swoim świętym prawie własności myśli?”.
Owszem, artystom różne świry się wybacza. Ale jako trzeźwy, przyziemny pies mogę chyba zauważać, że to są świry i nazywać je po imieniu? Absolutnie przy tym nie odmawiając komu trzeba artystycznej wielkości. 😉
Zagra nie zagra? A może KZ przerwie koncert, bo wszystko zdarzyć się może. I tym razem to nie byłaby ani wina „piratów”, ani i zasupłanego emocjonalnie artysty. Tak go właśnie odebrałam na konferencji prasowej.
O, Bobik się odezwał ludzkim głosem. Od kilku dni siedzę cicho, zaglądam co jakiś czas zażywszy zyrtec, a i tak potem się parę godzin muszę drapać. Nie moje klimaty pod każdym względem. Są dwa wyjścia: czekać aż sam pęknie, albo przekłuć. 🙄
Niechec do “pirackich” nagran moze byc uzasadniona. Koncert brzmi inaczej niz jego nagranie. Wiem to niejako z wlasnego doswiadczenia. Tym ktorzy nie wiedza: jestem – obecnie emerytowanym – nauczycielem, nauki przyrodnicze, matematyka. Uczniowie wielokrotnie pytali sie mnie, czy moga nagrywac lekcje. Nie ma sprawy, nagrywajcie. Jednak sami dochodzili bardzo szybko do wniosku, ze to zupelnie nie to. Nagranie, fajnej 😉 wedlug nich lekcji, bylo plaskie, bez zycia. Zreszta z mojego punktu widzenia tez bylo wiecej usterek, niz chcialbym sie do tego przyznac. Gdybym nagrywal lekcje, wiele rzeczy zrobilbym zupelnie inaczej. Nie wiem jak bardzo porownanie jest trafne, ale przypuszczam, ze z nagraniem koncertu moze byc to samo. Podobnie- co innego jesc kolacje, a co innego ogladac film o jej jedzeniu – zrobiloby sie to inaczej.
Meble wstawione, obiad zjedzony.
1. Piractwo klasyczne (bootlegging) to jest nagrywanie koncertu artysty i sprzedaż nagrania. Pirat zarabia pieniądze, artysta nie dostaje tantiemów. Podkategoria piractwa – nielegalne kopiowanie komercyjnych nagrań artysty (wydanych przez wytwórnię) i sprzedaż tychże. Pirat się bogaci, artysta nie dostaje wynagrodzenia.
W sensie „klasycznym” więc, nagranie koncertu i wrzucenie go na Tubę nie jest piractwem. Internauci ukuli bardzo altruistycznie brzmiący eufemizm „sharing”. Osoba, która wrzuciła filmik nie dostaje za to złamanego grosza. Jej wynagrodzeniem jest ekspozycja w internecie. Coś, co dziś jest tak bardzo wysoko cenione – ile „lajków”, thumbs-upów i czego tam jeszcze dostałem.
Rozumiem KZ, że jawne nagrywanie, fotografowanie itp. podczas koncertu zwyczajnie rozprasza artystę i publiczność (choć tę ostatnią coraz mniej, bo qr… wszyscy to robią).
Mniej rozumiem pojmowanie tego jako kradzież w sensie klasycznym jw. Jakość tych nagrań nie ma wartości właściwie żadnej – wizualnej, dźwiękowej, nawet dokumentalnej.
2. Chodziło o któryś utwór Szymanowskiego, nieważne który. Podczas kursu mistrzowskiego jakiś chiński pianista (wydawało mi się, że KZ jakiś dziwny nacisk położył na ten przymiotnik) rzucił się do fortepianu maestra (samo w sobie dziwne, bo on nie pozwala do niego podchodzić na metr) i zaczął badać „action” fortepianu (jak to jest po polski?), chcąc przez podobne ustawienie instrumentu odtworzyć brzmienie KZ w utworze, co dla KZ było niezrozumiałe. Nie odebrałem tej przypowiastki, jako zarzutu o kradzież.
3. Moje pytanie o wycofanie się z występów publicznych jest stałe do wszystkich artystów, dla których życie w trasie koncertowej jest męką. Artysta taki jak KZ, jak GG przed nim, spokojnie mógłby sobie pozwolić na wycofanie się z koncertowania, sprzedając swoje nagrania wyłącznie przez internet, jednocześnie obchodząc i niwelując niewygodne ograniczenie „płyty” jako formatu o określonej objętości. To w nawiązaniu do informacji, że nagrał (w sensie skończonym) „Patetyczną” Beethovena, ale nie ma jej do czego doczepić. Sprzedaż plików FLAC ten problem usuwa bez śladu.
Ale KZ odpowiedział bardzo sprytnie. Nie musi się wycofywać z życia koncertowego, bo on sobie grywa incognito w małych kościółkach w Alzacji i ma fajną publiczność i żadnego stresu związanego z nazwiskiem wielkiego artysty na afiszu. Nie powiedział, czy on te koncerty jakoś anonsuje, ale jeśli ktoś chce zobaczyć KZ i nie stresować się, czy zagra, czy przerwie, należy zapewne udać się do Alzacji (coś a la Richter grający po domach kultury na głębokiej Syberii).
4. Bardzo „szlachetnie” wypromował Rafała Blechacza w odpowiedzi na pytanie, kiedy wreszcie nagra zaległego Chopina – to Blechacz jest teraz specem od Chopina i to on powinien go nagrywać, a on, KZ, jest już na Chopina za stary.
Przytoczył przy okazji brzydką przypowiastkę o przepychankach z jakimś dyrektorem DGG w Londynie, kiedy jeszcze walczył o nagranie Kwintetów. Dyrektor powiedział mu, że KZ naprawdę nie musi nagrywać dla DGG. Na to KZ odpowiedział, że ten pan też nie musi być dyrektorem DGG, bo on już z tą wytwórnią współpracuje 36 lat.
Tak to było. Gorzkawa ta konferencja, człowieka o bardzo zdecydowanych poglądach na wiele spraw, których to poglądów większość po prostu nie pojmuje, nie mówiąc już o ich podzielaniu.
Jakby powiedziała Gostkowa, jego wypadek z palcem to zapewne palec boży ostrzegający przed koncertem. Co z tego wyjdzie – zobaczymy.
No fajnie. Zapomniałem zamknąć pogrubienia po słowie „sprzedaż” w pierwszym zdaniu.
Za to jak fajnie się czyta – wszystko dokładnie widać 😉
Ja jestem tolerancyjna wobec artystów, niech KZ głosi i wyznaje poglądy jakie chce, byle tylko dał się słuchać bez ograniczeń 😀
Czy ktos slucha moze Trybunalu?
Słucham. 🙂
Ago, ja slucham przez internet i od polowy programu mam dziwne zaklocenia – dzwieki slychac plus minus, a zamiast mowy tylko szumy i piski. Slyszalam ze 2 to byl Lisiecki a 4 Freire. Co bylo dalej?
Wpadlam do poczekalni (pewnie literowka w adresie). Sluchalam przez internet ale odbior siadl w polowie; slyszalam tylko jak odpadl 2 Lisiecki i 4 Freire. Co bylo potem (pewnie 1?) Najbardziej podobal mi sie nr 3, potem 6
3 wygrała – Pollini, stare nagranie zrobione tuż po konkursie szopenowskim, ale wydane dopiero w 2011 roku. 6 zajęła drugie miejsce, to była jakaś pianistka kubańska – nie zapamiętałam nazwiska, dla jurorów też było chyba zaskoczeniem. Na trzecim miejscu 5, Szebanowa.
Dzieki! 🙂
Trójka: http://www.pianostreet.com/blog/piano-news/maurizio-pollinis-chopin-etudes-astonish-50-years-later-5407/
Ciesze sie ze sie rozmyslil 🙂
1 to był Perahia, którego ja typowałem na Polliniego A.D. 1972 (czyli jego nagranie dla DGG).
Ta pianistka kubańska to Juana Zayas, o której tu była mowa niedawno z okazji jej bardzo dyskretnej i chyba dość przypadkowej wizyty w Polsce. Nagrała Etiudy dwukrotnie (pierwsze nagranie (1983) wzięło udział w Trybunale), a także wiele innych rzeczy, Chopina, Mozarta, Schuberta, Schumanna. Warto poszukać, bo to nadzwyczajna osoba.
Pollini nagrywal juz dla DG – mam plyte przed nosem – te z Edisonem i PMdD 😉
(Aby nie pomawiac: okazalo sie ze to nie odbior audycji siadl w polowie, lecz cos zwiazanego z dzwiekiem w moim komputerze 🙁 ).
Sz. P. K.
jesli mozna to tez prosze o wiezienny link.
Serdecznie Pozdrawiam,
p.
Naprawiłam szkodę w poście Gostka 🙂
Palec KZ nie wygląda najlepiej (oglądałam dziś po południu), jest krwiak, ale opuchlizna trochę zeszła, dostaje jakieś zastrzyki i może koncert jakoś wyrobi. Na wszelki wypadek kombinuje, żeby przestawić palcowanie. W każdym razie bardzo mu zależy, żeby zagrać.
Gostku, co do tej Alzacji powiedział jeszcze, że czasami wręcz występuje incognito. I że w ten sposób ogrywa sobie repertuar, nawet taki jeszcze niedoćwiczony.
A co do tego mierzenia fortepianu, to nie tyle o kradzież chodziło, co o podrabianie, kopiowanie cudzych sposobów. W tym punkcie zresztą ma rację, bo coraz częściej słyszę o tym, jak młodzi artyści kopiują interpretacje z tuby 😈
WW @12:31
Nie zawsze wszystko jest takie proste, jakbyśmy chcieli to widzieć 🙁
Napisałem incognito 🙂 Dosłownie powiedział, że występuje pod innym nazwiskiem.
http://www.klassikakzente.de/jan-lisiecki/news-und-rezensionen/detail/article:224459/gramophone-awards-jan-lisiecki-als-bester-nachwuchskuenstler-geehrt
Nagroda prestiżowego GRAMPPHONE dla Jana Lisieckiego.
Miło 🙂
Pozdrowienia jesienne, ale słoneczne dla Państwa!
przepraszam, oczywiście: GRAMOPHONE!
http://www.klassikakzente.de/rafal-blechacz/news-und-rezensionen/detail/article:224440/konzert-mit-autogrammtermin-rafa-blechacz-gastiert-am-2209-in-berlin
…a jeśli ktoś nad Szprewą, w niedzielę, 22.09. recital Rafała Blechacza i spotkanie z pianistą.
Tylko nie bardzo wiem, za co akurat teraz, bo ten jego ostatni Chopin nie jest dobry 🙁
Powyższe było o Lisieckim.
Polonezami Blechacza też zresztą zachwycona za bardzo nie jestem.
Witam
Czy ja też mogę prosić o linka??
Pozdrawiam serdecznie
Staszek
http://www.gramophone.co.uk/awards/2013/young-artist-of-the-year?utm_source=Silverpop&utm_medium=EMAIL&utm_campaign=GRAM%20ENews%20Monthly%20Bulletin%20%2823.09.2013%29&utm_content=link3h_1
Było po niemiecku o Janie Lisieckim, teraz jeszcze u źródła – po angielsku.
Jeden z moich ulubionych skrzypków 🙂