Krzyżyk na drogę
Krzyżyk – taki muzyczny, #. To jest znaczek przewodni nowej makiety „Ruchu Muzycznego”, łącznie z dość prymitywnym logo na okładce, gdzie następuje po tytule (dostałam dziś egzemplarz i dzielę się pierwszymi wrażeniami). Także, jak już wspominałam wcześniej, towarzyszy on tytułom działów. Tak jakby grafik stwierdził: fajnie będzie, jeśli damy jakiś znaczek muzyczny, i przypadkiem padło na ten.
Grafik zresztą stosując zmodyfikowaną czcionkę zarabia zapewne na tym dodatkowo, bo to przecież jego dzieło sztuki. Dzieło, jak już wspominaliśmy, z lekka unieczytelniające: o dużym G z kreseczką w dół już wspominałam, małe g jest równie świetne, bo dolny ogonek ma obgryziony, więc jak ktoś słabiej widzi, to musi się domyślać. Od razu też powiem, że czcionka jest w ogóle mniejsza i jaśniejsza od tej z poprzedniej wersji, „nadgryzione” lub odkształcone są też inne literki. Tak, poprzednia makieta była naprawdę archaiczna i należało ją zmienić, ale na coś, co byłoby wyraziste i sensowne. „Ruch Muzyczny” czytywany był (i miejmy nadzieję, że będzie, jeśli przetrwa) przez osoby w różnym wieku i o różnym wzroku, o czym wydają się zapominać rozmaici „artyści” druku, którzy w ogóle funkcjonalność mają niejako w pogardzie. Pamiętam zresztą dużo gorsze przykłady, jak programy nieodżałowanego Festiwalu Muzycznego Polskiego Radia, które trzeba było czytać przez lupę, czy też „kopnięte” programy sympatycznego poznańskiego festiwalu Nostalgia, których nie da się nawet postawić na półce…
Żeby pozostać jeszcze przez chwilę przy sprawach graficznych, odnotuję totalny bezsens zmarnowania czterech rozkładówek (toć to osiem kolumn przecież!) na zdjęcia sal koncertowych szkół muzycznych (edukacja muzyczna jest „otwarciem” tego numeru), z których zresztą nie wszystkie są nawet podpisane. Z drugiej strony, jest kolumna zatytułowana # ad libitum, a mieszcząca kilka bzdyczków jednozdaniowych, od informacji, że w Operze Narodowej trwają próby do nowej premiery Trelińskiego, poprzez zdanie, że ukazały się dwie książki Andrzeja Chłopeckiego, czy też niesłychanie wiele wnoszącą notkę, którą dla przykładu zacytuję w całości – Kino zremiksowane\ Spektakl pod tym tytułem, łączący dźwięk i obraz, odbył się w ramach 51. Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego (21 i 22.09.) – po informację o śmierci prof. Magdaleny Czajki, organistki, przy której jest zdjęcie wielkości centymetra kwadratowego! Czy taka kolumna jest w ogóle komukolwiek do czegokolwiek potrzebna? Bezładne kreski ją przecinające, podobnie jak ukośne kreseczki po nazwisku autora i skośne kreseczki u dołu strony (przy czym niewiele się od siebie różnią te pokazujące, że tekst się kończy, od tych, że tekst przechodzi na następną kolumnę), dopełniają wrażenia nieładu.
Pojawili się w „RM” autorzy spoza świata muzyki: z „Ciocią Jadzią”, czyli Jadwigą Mackiewicz, rozmawia Remigiusz Grzela (i ten wywiad akurat jest OK), nadspodziewanie wiele miejsca dano Wojciechowi Kuczokowi (bo nie tylko felieton, ale też jeden z kilku tekstów na temat Chopina i Jego Europy). Jest też felieton młodej pisarki Justyny Bargielskiej. Cytat: „…przywoływane przeze mnie kolejno groupies, czyli, jak zażyczył sobie naczelny, melomanki, będą martwe od dawna, jak Clara Schumann, od nie tak znowu dawna, jak Linda Eastman, bądź martwe in spe całkiem niedługo, jak nie powiem kto”. Nie wiedziałam, że najwybitniejsza pianistka swoich czasów, jaką była Clara Schumann, może zostać określona jako groupie – ale cóż, ja nie jestem pisarką.
Co do tekstów, jeszcze nie zdążyłam przeczytać wszystkiego, ale o niektórych wiem, że pokancerowane są skandalicznie. Jest tak np. w przypadku recenzji Moniki Pasiecznik z Dziewczynki z zapałkami Helmuta Lachenmanna (że był to spektakl wystawiony na Ruhrtriennale, przeczytamy wyłącznie wewnątrz tekstu). Np. został tam dopisany lead treści następującej: „Opera Lachenmanna nie jest politycznym oskarżeniem o znieczulenie. To próba zgłębienia istoty sztuki i tworzenia oraz jej miejsca w świecie”. Wzięty on został ze zniekształconego zdania za środku artykułu: „Dziewczynka z zapałkami nie jest wyłącznie politycznym oskarżeniem społeczeństwa późnokapitalistycznego o znieczulenie; to także próba zgłębienia istoty sztuki i tworzenia oraz ich miejsca w świecie”. A więc dwa grube byki: w tekście jest, że coś nie jest wyłącznie czymś (czyli także tym czymś jest!), w leadzie – że nie jest; w tekście chodzi o miejsce sztuki i tworzenia w świecie, w leadzie – o miejsce istoty. Bzdura na bzdurze. Jak się coś poprawia, trzeba to rozumieć. Ale to jeszcze nic: w tekście nie ma w ogóle nazwisk wykonawców (z wyjątkiem dyrygenta i reżysera), a skądinąd wiem, że pierwotnie były; zostały też wycięte istotne passusy recenzji, ale jednocześnie nadredaktor dopisał to i owo – według niego „publiczność wydawała się oklaskiwać przede wszystkim muzyków i kompozytora”, podczas gdy autorka napisała po prostu „publiczność oklaskiwała”. Wiem też, że potężne ingerencje były w tekst teoretyczny Harry’ego Lehmanna oraz w wywiad z nim przeprowadzony. O innych ingerencjach może wypowiedzą się autorzy tekstów. Wątpię jednak, czy np. zamieszczona relacja Macieja Jabłońskiego z festiwalu Sacrum Profanum jest całością tekstu, który napisał (pominąwszy idiotyczną manierę dawania leadu zamiast tytułu – to samo jest w przypadku kilku innych tekstów).
Jak wyraził się pewien młody autor (w tym numerze akurat nic jego nie ma), strach do takiego pisma pisać cokolwiek innego niż zwykłe „ecie pecie”. Od siebie dodam: a to „ecie pecie” to właściwie dla kogo? Trudno powiedzieć.
PS. Jak dotąd, nie ma mowy o żadnej stronie internetowej pisma. Istnieje tylko dotychczasowa, archiwalna.
Komentarze
Krzyżyk prawdopodobnie nawiązuje tyleż do półtonu co popularnego w sieciach społecznościowych hashtagu:
http://en.wikipedia.org/wiki/Hashtag
Ostatnio # pojawia się też w reklamach jako znamię nowoczesności.
Poni Dorotecko, mom nietypowom prośbe. Próbuje skontaktować się z ponem Leszkiem Będkowskim, ale… syćkie maile, jakie jo śle na polityka.com.pl – wracajom nazod ku mnie 🙁 Cy mo Poni możliwość przesłać mi na mój adres mailowy jakisi inksy kontakt z ponem Będkowskim? Od rozu godom, ze podobnom prośbe przesłołek do Poni Agnieszki, ba nie wiem, kie ona zajrzy do swojej poctowej skrzynki, dlatego na wselki wypadek do Poni tyz się z tom sprawom zwracom.
Ocywiście ten komentorz nie za barzo tutok pasuje, więc jak by co – mozno go stela piknie usunąć.
Przeprasom za kłopot i pozdrawiom piknie 😀
Pobutka.
Pani Doroto, nie wiem, czy tak Pani chciała, ale Pani tekst brzmi bardziej osobiście niz merytorycznie, zwłaszcza ze nie przeczytała Pani jeszcze pisma. – Co sama Pani pisze. Nawet nie wiem, co mu Pani zarzuca – redakcje tekstów? Ocenia Pani teksty na podstawie zmian? Wie Pani co było w nich wcześniej? – naprawdę brzmi to wszystko jak osobista aluzja. Niczego dobrego Pani nie dostrzegła? Jedyna Pani pozytywna opinia to cyt. „OK” a propos mojego wywiadu? Grafika – kwestia gustu. Do mnie trafia. Uważam, ze jest znakomita, okładka widoczna. Krzyżyk na drogę? Tylko po przejrzeniu pisma? Bardzo Panią cenie, ale odzywam sie, bo Pani tekst wyjątkowo przykry – mimo ze poklepala mnie Pani po plecach. Pozdrawiam spoza środowiska muzycznego. Widać, ze to bardzo niezyczliwe sobie środowisko.
Dzień dobry,
witam, Panie Remigiuszu (nie po raz pierwszy zresztą). Przecież sam Pan prowadzi blog i trochę się dziwię, dlaczego uważa Pan, że post na blogu miałby nie brzmieć osobiście? A co do merytorycznych zarzutów, jest ich tyle, ile mogłam zauważyć przy najpierwszym rzucie oka. Co do niektórych tekstów, tak się składa, że znam ich wcześniejszą wersję, więc wiem, że są zniekształcone. Co do innych, suponuję to kierując się stylistyką i znając poprzednie teksty tych autorów. Co do felietonu p. Bargielskiej, absurd jest oczywisty. Makieta może i będzie się niektórym podobać, ale w piśmie ważna jest przede wszystkim funkcjonalność, to, czy się będzie dobrze czytać. Kolumny informacyjne są takie, że może lepiej, by ich wcale nie było. Zarówno stylistyka, jak jednozdaniowość – to nie twitter, do licha – sprawiają, że noty nie mają ani wartości informacyjnej, ani żadnej innej. A, jak wspomniałam, potraktowanie w taki sposób również nekrologu osoby znanej w życiu muzycznym jest po prostu oburzające! Łącznie ze zdjęciem wielkości paznokcia, z którego nie można się zorientować, czy to istotnie jest prof. Magdalena Czajka.
Blok edukacyjny jest w porządku i tam chyba stosunkowo mało jest ingerencji, podobnie w przypadku wywiadu z p. Jadwigą Mackiewicz. Dobrze, że jest duży blok o Chopinie i Jego Europie (choć uśmiechnęłam się czytając np. stwierdzenie Adama Suprynowicza, że skupienie Pires na detalu jest wyrazem jej lewicowej wrażliwości). Co zaś do innych tekstów – zapewne niektóre nie są ruszone, ale jeśli z tym o Dziewczynce z zapałkami stało się to, co się stało, trudno mieć zaufanie.
Osobisty stosunek do tego, co dzieje się z tym pismem, mam również dlatego, że sama współpracuję z nim od początków mojego pisania, które również na tych łamach się odbywały. Dziś bałabym się tam coś oddać nie będąc pewna tego, co ukaże się w druku.
A środowisko muzyczne – co to znaczy, że „bardzo nieżyczliwe sobie”? Jak to – całe przeciw sobie? Coś tu nie tak 🙂
@ Mariusz Herma – no, z całą pewnością tak. Tu też zapewne ma być znamieniem nowoczesności. Może powinnam zmienić tytuł na „Hashtag na drogę” 😉
http://katalog.czasopism.pl/index.php/Ruch_Muzyczny
Katalog nader nieaktualny, bo podaje jeszcze Ludwika Erhardta jako redaktora naczelnego 😯 (BTW: casus prof. Czajki jest tym bardziej przykry, że nie tylko była ona tym, kim była, ale była też żoną Erhardta…)
Właśnie stwierdziłam, że czego mi szczególnie żal z poprzedniej wersji, to kalendarza wydarzeń muzycznych – świetnie były razem pozbierane informacje o najbliższych koncertach w filharmoniach i spektaklach operowych. I komu to przeszkadzało? 🙁
Czy RM chce konkurować z „Presto”?
Z „Presto”, hm. Chyba nie. „Presto” chce docierać do tzw. szerszych mas. Tu ma być bardziej snobistycznie jednak. I trochę merytoryzmu dawniejszego „RM” jeszcze się ostało, pytanie, na jak długo.
Nie tylko podaje Ludwika Erhardta jako Naczelnego, ale Bibliotekę Narodową jako wydawcę…
Czy gdzieś na internecie jest spis treści nowego numeru?
Trochę nie na temat, a trochę wracając do tematu wiedzy dziennikarzy, widzę w GazWybie takie oto zdanie:
„Według najnowszego raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) w latach 1880-2012 średnia globalna gorączka wzrosła o 0,85 st. C.”
Przykre..najwyraźniej jest teraz trend na kólko i krzyżyk..Tu RM , tam WOK…
Pozdrowienia
Panie Piotrze, chyba nie ma. Nawet na stronie Instytutu Książki:
http://www.instytutksiazki.pl/p,czasopisma,28022,30004,182013.html
Znalazłem – dzięki Beacie, która to wypatrzyła na fejsowej stronicy Ruchu!
Ciekawe, czy w tekst Beaty o Wratislavii były ingerencje… 😉
Nie wiem, Kierowniczko, bo jeszcze nie widziałam nowego RM. Póki co widzę ingerencję w moje imię w spisie treści… W razie czego ja to nie ja 😉
O Dżizas. Faktycznie, w druku w spisie treści jest Maria 😯 Ale przy recenzji jest właściwe imię.
Porównałam właśnie dokładnie podstawę i drukowaną formę eseju Lehmanna. Najbardziej mnie zdumiewa wycinanie fragmentów kilkuzdaniowych, które niejednokrotnie zaburza ciąg logiczny. Tak jakby robione były na chybił trafił. Nie jest to przecież i tak tekst bardzo łatwy w czytaniu, choć ogromnie ciekawy i poruszający ważne problemy, więc zaciemnianie go w jakikolwiek sposób mija się z celem.
Nie rozumiem też jakiejś dziwnej listy na czwartej stronie okładki, bo jeżeli to miał być spis autorów, to kilku nazwisk nie ma (w tym właśnie Beaty), za to jest Eustachy Kossakowski (wydrukowano parę jego zdjęć) albo – co jeszcze lepsze – Krystian Zimerman (na ostatniej stronie jest „Z archiwum Ruchu”, w którym pomieszczono parę cytatów z wywiadu przeprowadzonego z pianistą 25 lat temu przez Tadeusza Kaczyńskiego – oczywiście jego nazwiska na liście nie ma)…
Zerknąłem na tę felerną literę „G” na fejsie. Robiona na antyczną-artystyczną, ale chyba tylko ona jedna jest taka skrzywiona. Pozostałe są w miarę w porządku.
No sorry, widział kto A z ptaszkiem zamiast kreski w środku? I małe g z wygryzionym ogonem?
Małe „g” po prostu wygląda jakby na bębnie farby zabrakło.
A wygląda, jakby kreseczka odkleiła się i zwisała troszkę, jak naderwany szyld.
Ja się nie znam na tym za bardzo, ale to raczej jest ozdobna czcionka na tytuł, nie na tekst.
Podobny efekt „zabrakniętej farby” jest również przy małym y.
No tak, w tytule to jeszcze może takie dziwactwa by uszły. Ale tak jest w całym tekście i to po prostu męczy oczy. Nietypowa jest też np. przedłużona ukośna kreska w R. Człowiek dostaje czegoś na kształt czkawki przy czytaniu.
Ale cóż, p. Knap musiał dostać tę robotę, bo ma swoje zasługi z czasów, kiedy zaprojektował Gaudenowi makietę „Rzepy”, która nawet była nagrodzona, ale było to 8 lat temu.
„Rzepa” zresztą jest szczytem czytelności przy „RM”.
No tak. Projektowanie fontów wymaga nieco wiedzy. Może nie na miejscu, bo to wszystko naprawdę smutne, ale nie mogłem się powstrzymać… http://29.media.tumblr.com/tumblr_m1ar0ySWpu1qe11kdo1_500.jpg
Lomatko. jak ja nienawidze tych artystrow graficznych, ktorzy wymyslaja takie druki, czcionki i lamanie strony, ze nie pozwala mi, bardzo astygmatycznemu Kotu na czytanie bez wybaluszania slepiow i sieganie po szklo powiekszajace. My pet hate to bladoszary (albo zolty, albo blekitny)
druk na bialym i biala czcionka na czarnym tle. Oni jakby mieli zle w glowach i kompletny brak wyobrazni kto to bedzie czytal. Np blogu Orlinskiego nie moge czytac, bo po kilku linijkach boli mnie glowa.
Ale moim drugim pet hate jest stwoerdzenie „Nikt inny nie narzeka” i temu podobne. No zupelnie jakbym do PRLu wrocil, za przeproszeniem ja kogo.
Jak na ironię, te wszystkie udziwnienia graficzne, układ tekstów, czy choćby sam # sprawiły, że nowy „Ruch Muzyczny” wywołał falę negatywnego (lub nie) zaskoczenia, co z kolei pociągnie za sobą większą poczytalność pisma (przynajmniej pierwszego numeru!) wśród osób odwiedzających tego Bloga (oraz wszystkich innych), gdyż każdy ciekawski będzie chciał się przekonać na własne oczy, jaki naprawdę jest ten „dziewiczy” RM. Myślę, że zamierzony cel przez Pana Knapa (autor layoutu) został w pełni zrealizowany, czego należy mu pogratulować. Zresztą… Ulegnijmy sugestii skojarzenia, skoro #, to z zasady musi się podwyższać, wznosić, a nie opadać, czy umierać. Przynajmniej wypada życzyć „Ruchowi Muzycznemu” jeszcze wielu lat istnienia, chociaż jego staroświecka forma, acz nierzadko bardzo rzetelna, zniechęca młodego odbiorcę do czytania. O dziwo, jeśli nie muzycznie, to o wiele ciekawiej czyta się internetowy periodyk „Dwutygodnik”, a i „Glissando” przewiduje się coraz lepszą przyszłość. Cóż więcej? Może to My (obecni lub przyszli krytycy) musimy się zmienić, a nie pisma, nie odbiorcy – tych należy jedynie urabiać i kształtować.
Witam dawno niewidzianą Melonikow. No jasne, że nowe pisma zawsze się kupuje – poniekąd im robimy reklamę. Potem wszystko wraca do normy: ktoś uzna, że pismo jest dla niego, i kupuje dalej – albo przeciwnie. Niedawno jeszcze ogromne nakłady miały pisma tzw. niepokornych. I co się dzieje teraz? 😆
Byków w nowym „RM” dostrzegam coraz więcej. W spisie treści nie tylko Maria Kornatowska, ale też Mark Nyffeler (zamiast Maksa – wstyd wobec znanego w świecie krytyka) czy Viola Łabanow-Jastrząb (owszem, Violą jest ona dla przyjaciół, ale jej imię brzmi Violetta). To w samym spisie treści. Tak jest, jak się nie współpracuje z redakcją. A z tej strony przyszłość nie rokuje.
Piotrze K. 😆 wcale nie in front of everything, bo co z Eroiką czy V Symfonią? Takie one nienowoczesne jakieś 😛
@ Melonikow
Czy poczytalnosc sie zwiekszy? Chyba trudno nam tu wyrokowac. Z poczytnoscia moze byc za to roznie 🙂 Chocby z tego powodu, ze z koncem roku wygasaja chyba liczne prenumeraty (jak np. moja).
Ha, z tego wszystkiego nie zauważyłam tej „poczytalności” 😆
Ogladalnosc – poczytalnosc.
Poczytnosc- ogladnosc. 😈
wybitność – wybijalność
oględność – oględzalność
zwierzęcość – zwierzalność 😉
@melonikow:
„…nierzadko bardzo rzetelna, zniechęca młodego odbiorcę do czytania.”
Jak już napisałem wcześniej – najlepsze teksty dla dzisiejszego „młodego odbiorcy” powinny mieścić się w stu sześćdziesięciu znakach (czyli w jednym SMSie, jakby ktoś starszy nie wiedział 😈 )
To jest nieprawda. Przykładem teksty choćby w „Glissando”, czytane również przez młodych. Do kurtyzany biedy, kiedy się wreszcie wyzwolimy z fałszywego dyktatu „bo przeciętny czytelnik/widz/odbiorca tego chce”!?
p.s. wybijalność kojarzy mi się z pewnym zapchanym elementem białej armatury.
Oględzalność to jak ględzi się wokół kogoś? 😉
Skojarzenia PK i Gostka jak najbardziej w punkt. 😆
Zabawne, lecz sama w pierwszej chwili nie zauważyłam tego językowego lapsusa! 😀 Zatem czytelnicy „Ruchu Muzycznego” powinni być niepoczytalni, żeby bezkolizyjnie przyjmować ostatnie zmiany.
Niestety nie mogę się zgodzić z Gostkiem Przelotem – młodzi ludzie chętnie sięgają po dłuższe teksty, niekoniecznie wielkości nagłówka, do czego przyzwyczajają nas internetowe media oraz portale społecznościowe. „Glissando” idzie z duchem czasu, więc trudno się dziwić, że ma szersze grono młodszych odbiorców. Z kolei RM jest, a przynajmniej był (kto wie, co będzie w przyszłości?), dosyć staroświecki… W końcu, kto w dzisiejszych czasach będzie czekał miesiąc (sic!) na recenzję z jakiegoś muzycznego festiwalu? Współczesne społeczeństwo jest niecierpliwe, potrzebujemy produktu ad hoc. Wzorcowy w tym przypadku jest Blog naszej Kierowniczki, gdzie na każdy problem związany z muzyką pojawia się niemal natychmiastowa odpowiedź.
Ale, ale, dlaczego „nie mogę się zgodzić”?
Przecież mówię, że to nieprawda.
Co do staroświeckości i aktualności racja, ale to można zmienić nie popadając w skrajności. Można zmienić formułę pisma, zostawiając w nim materiały „poważne”, a aktualności wrzucając na stronę internetową.
Na informacje o wydarzeniach nawet raz na dwa tygodnie jest za rzadko.
Melonikow – przecież Gostek sam po zdaniu o tych 160 znakach (obiegowa opinia) pisze „To jest nieprawda” 🙂
Koncertowa łajza 😆
Ach, te zasady! Niektórzy po Enter zaczynają nowy wątek, nie związany ze wcześniejszym, stąd nieporozumienie. (Mea culpa!) Zatem zgadzam się w pełni, włącznie z proponowaną formułą pisma. 😀
W tym „czego chce przeciętny widz/czytelnik” kryją się trzy brednie. Po pierwsze, nikt nie wie, czego on chce, bo nie ma czegoś takiego jak „przeciętny widz/czytelnik”. Po drugie, nie ma żadnej pewności (ja bym nawet sugerował pewność, że jest przeciwnie…), że „przeciętny widz/czytelnik” wie, czego chce. Po trzecie, i to jest najciekawsze, nie ma żadnej pewności, że „przeciętny widz/czytelnik” naprawdę chce tego, czego „mu-się-wydaje-że-chce”.
Nikt mi nie wmówi, że w czerwcu 1975 roku „przeciętny widz chciał” filmu o rekinie ludojadzie. Nikt tego nie wiedział. Universal kupił książkę na wszelki wypadek za 175 000 dolarów i dał ją 26letniemu gówniarzowi z jednym filmem w dorobku. Jak wiadomo, film kosztowa 4 miliony, a zarobił 400.
Najlepszy sposób na to, żeby zawieść „przeciętnego widza/czytelnika”, to robić to, czego on „chce”.
Przede wszystkim to jest zmyślanie. Nikt nie siedzi w drugim człowieku i nie wie, czego on chce.
Proszono mnie o podanie dalej, list jest publiczny, więc wklejam. Autor współpracuje z „RM” i „Glissandem”.
http://kadebeem.wordpress.com/2013/10/16/list-do-pana-tomasza-cyza-redaktora-naczelnego-ruchu-muzycznego/
Poproszono mnie również o usunięcie fragmentu mojej wypowiedzi z 22:56. Robię to wyłącznie dla przyjaciół z redakcji, ale panowie G. i C. i tak sami się obnażają. I nic na to nie poradzą.
Dostałam właśnie zaproszenie z Warszawskiej Opery Kameralnej (z którego zresztą raczej nie mogę skorzystać) i nareszcie wiem, o czym pisała mapap wczoraj o 12:49. Zaproszenie jest w kolorze jasnym lila i znajduje się na nim duże czerwone kółko. To pewnie duże O, w nawiązaniu do opery, ale co ja poradzę, że się kojarzy… 😆 Na stronie też kółko, tylko na białym tle:
http://www.operakameralna.pl/?news_pl
Zmiany zmiany zmiany 😉
W drodze od półki do kasy – kartkując pobieżnie numer nowego RM – pomyślałem sobie, że może nie jest tak źle z tym nowym numerem. Zapłaciłem, podjechałem do domu, tam już na spokojnie przyjrzałem się. Irytacja – najkrócej w ten sposób mogę określić swój pogląd. O ile kwestie merytoryczno-programowo omówiono już (na jakimś tam poziomie emocjonalności), to ja dotknę tylko problemu funkcjonalności.
Grzech pierworodny nowego layoutu polega na tym, że jest on osadzony intelektualnie i graficznie w strukturze sążnistego programu do pojedynczego wydarzenia (spektaklu, wystawy, opery etc.), gdzie wszelkie ekstrawagancje z racji owej jednorazowości są dopuszczalne i przyswajalne. W przypadku periodyku – niestety – funkcje utylitarności mają absolutny prymat. Swoboda typograficzna, budowa i struktura strony nie mogą ignorować pewnych nawyków ludzkich (wiek i tzw. gusta nie ma tu nic do rzeczy).
Nowy wygląd RM niestety zdaje się o tych podstawowych zasadach zapominać. Szkoda.
Stał się może tylko okazją do ćwiczeń seminaryjnych na zajęciach dla studentów mających w przyszłości zajmować się projektowaniem graficznym publikacji.
Drobiazgi takie jak to, że przy stronie o takim formacie tekst (podstawowy) wlany dwułamowo jeżeli nie jest obustronnie wyjustowany, to męczy w lekturze przy 2 stronie, by na 3 wywołać ból głowy, akapity wysunięte efekt jedynie wzmacniają. Spójniki stadnie zostawiane na końcach linii irytują. Typografia wersalików w tekście głównym – wydaje się być nieporozumieniem. Podobnie jak wywalenie w jednym miejscu wszystkich stałych elementów paginacji nad tytuł kolejnego artykułu.
No i na końcu nowa winieta – pomijając jej wręcz niezauważalność w proporcji do wielkości strony i tytułów sygnowanych tematów – typograficznie spowita jest obłokami infantylizmu.
No to teraz biorę tabletki z krzyżykiem i siadam do lektury.
Ta winieta to w ogóle szczyt idiotyzmu. Konia z rzędem temu, kto zauważy ten tytuł na ladzie kiosku czy półce Empiku. Cienia wyrazistości nie ma. I jeszcze gdzieś chowana z prawej strony! Poprzednia winieta przynajmniej była wyrazista, odróżnialna.
Dzięki, 60jerzy, za głos fachowy 🙂
I jeszcze bardzo ważne oświadczenie bratniego „Glissanda”:
http://glissando.pl/wp/2013/10/oswiadczenie-redakcji-w-sprawie-ruchu-muzycznego/
Czytając dość wnikliwie całą tę wymianę zdań, dochodzę do przekonania, że ktoś podjął w końcu skuteczną metodę ostatecznej likwidacji Ruchu Muzycznego, oddając pismo nieocenionego Ludwika Erhardta w ręce osoby tak nieodpowiedzialnej. Miałam kiedyś okazję poznać wątpliwe przymioty kolegi Tomasza podczas naszych studiów w Poznaniu: zarozumialstwo, brak zapału do nauki, arogancję, lekceważenie kolegów i wszelkich autorytetów. Jak widzę nic się nie zmieniło.
Zalinkowany list uświadomił skalę horroru związanego z wydaniem tego numeru. A przede wszystkim swego rodzaju (czy wręcz) ubezwłasnowolnienia zespołu. Największą zagadką była dla mnie do tej chwili kwestia pozycji sekretarza redakcji przy wydaniu tego numeru. Po liście Glissanda wiem już wszystko.
No i mam złe przeczucia.
Ja jestem naprawdę zbudowana postawą młodszych kolegów, tak dzielnie walczących o wydanie każdego numeru swojego pisma, a teraz stających w obronie „RM”.
Pani Doroto! Czytałam Pani wpisy dotyczące nowego RM i komentarze i wydawało mi się, że wiem, o co chodzi. Jednak gdy wzięłam czasopismo w nowej odsłonie do ręki, zrozumiałam, że nie miałam bladego pojęcia, o czym faktycznie mowa… Gostek Przelotem porównał nowy RM do Presto. Słusznie – bo taki pewnie był zamysł red nacz. Cyza. Redaktorzy Presto pewnie pękają z dumy – stary wyjadacz próbuje wejść w ich młode buty. Fiu fiu. Pierwsza lektura RM uświadomiła mi jednak, że tylko ktoś bardzo naiwny myśli, że wystarczy dać kilka ładnych zdjęć, poskracać długie teksty, poddać to wszystko pod dyktat grafika, aby stworzyć nowoczesny magazyn. Pisać w sposób przystępny a profesjonalny – trzeba umieć. To chyba najtrudniejsza sprawa w popularyzacji jakiejkolwiek dziedziny, a muzyki szczególnie – bo ulotna i abstrakcyjna. Na pierwszy rzut oka zresztą nowy RM bardziej przypomina Glissando niż Presto. Gdyby nie poziom… (czy raczej – brak poziomu?) Tak czy siak, RM przestał być sobą. Próbuje niezdarnie coś kopiować. Szkoda. Wygląda na to, że zostały do czytania dwa tytuły – Glissando i Presto. Kto by pomyślał…
skazana na Presto – witam. Dobrze, że wypowiedział się ktoś na podstawie własnego oglądu – mój mógł być nieco skrzywiony faktem, że przez długie lata byłam związana z „RM”, a redaktorzy to moi bliscy koledzy. Ale widzę, że to jednak nie tylko moje wrażenie. Pozdrawiam.
Ja tylko się zastanawiałem, czy RM chce konkurować z Presto…
Niestety nie mogę jakoś dotrzeć do Empiku, żeby nabyć i przekonać się na własne oczy co tam się dzieje.
@Gostek Przelotem: słusznie, konkurować – to było to słowo. Resztę sobie dopowiedziałam 😉 Może dlatego, że porównanie samo mi przyszło do głowy, gdy jakiś czas temu w radiowej dwójce panowie Gauden i Cyz ogłaszali zmiany, które nastąpią w RM.
Wszyscy teraz wiedzą lepiej czego chce widz/czytelnik/słuchacz, zwłaszcza, że ma to być zwykle odbiorca „mlody/nowy/nowoczesny/współczesny” – jak kto woli. Tylko że jakos ci młodzi/nowi/nowocześni mało się garną do RM, opery czy czego tam jeszcze, co poddawane jest obecnie wzmozonej Mc Donaldyzacji, bo inaczej widz tego nie łyknie/nie zrozumie/nie kupi. Otóż zapomina sie o stałych, zainteresowanych i mimo, że może nie starych (choc o tych tym bardziej), to przyzwyczajonych do starych wysokich powaznych i po prostu rzetelnych standardów. I to oni przeciez są siła nabywcza dla takiego RM czy biletów na opery po 120 zł…. Ale do czasu. Jesli RM będzie nieczytelny i nie będzie przynosił oczekiwanych informacji i pogłebionych fachowych tekstów (a nie dziennikarskiej ponowoczesnej galanterii), a programy teatralne nie będa zawierac omówień dzieł (a nie komiksów o czym jest Don Carlos i esejów modnych autorów nie mających nic wspólnego z muzyką) przestaną je kupować – po prostu. Sęk w tym, że te druki są dotowane, więc zmniejszenie sprzedaży właściwie nie bardzo je dotknie. Może szkoda?