Cyz szaleje

Właśnie przed chwilą otrzymałam informację, że Tomasz Cyz zwolnił z redakcji „Ruchu Muzycznego” Monikę Pasiecznik. Młoda autorka, specjalizująca się w muzyce współczesnej, była w „Ruchu Muzycznym” od stosunkowo niedawna i zajmowała się odpowiedzialnym działem recenzji. Interesujące, że jako powód zwolnienia Cyz podał… swoje własne kłamstwo.

Otóż twierdzi, że zamawiała ona u autorów teksty bez porozumienia z „redaktorem naczelnym” (przepraszam, ale o kimś takim w tej roli mogę pisać wyłącznie w cudzysłowie). Po pierwsze, nigdy dotąd żaden naczelny nie wtrącał się do szefa działu recenzji, u kogo ten recenzje zamawia. Po drugie, poszło tym razem o relację z debaty organizowanej przez Instytut Adama Mickiewicza (podczas Warszawskiej Jesieni), którą to relacją – obecną w listopadowym numerze – przechwalał się sam Cyz w audycji w Dwójce. Zapomniał, że sam ją zamówił, i nie ujął jej w budżecie, a potem zresztą groził Kacprowi Miklaszewskiemu (prowadzącemu numer), że mu obetnie to „nieprzewidziane” honorarium z pensji.

Ale są na to dokumenty, że było inaczej, niż on twierdzi.

Tak robi menedżer, za którego Gauden go uważa?

Dość tego szkodnictwa! Apeluję – podpisujcie petycję w obronie „Ruchu Muzycznego. Niedługo już ta redakcja przestanie istnieć, Olgierd Pisarenko pójdzie na emeryturę, Kacper Miklaszewski też pewnie ciśnie tą robotą, jeszcze został Krzysztof Kwiatkowski. Ale widać cały plan: pozbyć się wszystkich, sprowadzić biernych, miernych, ale wiernych. I za bezdurno przejąć zasłużony tytuł.

Jednak – nawet myśląc dzikokapitalistycznie – nic z tego nie będzie. W ten sposób nie zrobi się pisma. Bo tworzenie pisma, takiego, które ludzie chcieliby czytać, to nie to samo, co „nasycanie produktu kontentem”. Bo nasycać może byle idiota, a interesować to nie będzie nikogo.

Ratujmy „Ruch Muzyczny”!