Piękny damski koncert
Kobiety kompozytorki, kobiety wykonawczynie, a na ich czele młoda sopranistka, o której na pewno usłyszymy jeszcze wiele dobrego. Tak zaczęło się dzisiaj XII Forum Muzyki Dawnej na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym.
Jak się ma mamę pianistkę, a babcię śpiewaczkę, to muzykalność można mieć w genach. Ewa Leszczyńska jest zarówno pianistką, jak śpiewaczką. Z tym, że studia pianistyczne odbyła nie u mamy (Ewy Pobłockiej), ale u prof. Jerzego Sulikowskiego; studia wokalne rozpoczęła u babci (Zofii Janukowicz-Pobłockiej), ale potem pojechała do Mediolanu. Spędziła tam parę lat i w sumie więcej udzielała się za granicą niż w kraju, a mimo tego, że śpiew staje się dla niej coraz ważniejszy (kiedy się ją słyszy, nietrudno to zrozumieć), nie zostawiła fortepianu. W 2012 r. we Włoszech, w Madesimo, dokonała nieczęstego wyczynu: na tamtejszym konkursie zdobyła jako śpiewaczka I nagrodę wraz z pianistą Tomaszem Pawłowskim, a jednocześnie jako pianistka grając z włoskim śpiewakiem dostała się do półfinału. Bo najczęściej grywa ze śpiewakami.
Dziś jednak śpiewała z trzyosobowym zespołem austriackim Les Roses Sauvages (ciekawe, że grająca w nim na traverso Sylvie Lacroix wykonuje równie intensywnie muzykę dawną i współczesną). Program wybrały bardzo oryginalny, składający się z utworów samych kompozytorek. Dwie z nich są szerzej znane i cenione za jakość: Francesca Caccini i Elisabeth Jacquet de la Guerre; tej pierwszej zostały wykonane dwie canzonetty, drugiej – piękna kantata L’Isle de Delos. Pomiędzy canzonettami znalazł się najstarszy w programie utwór, O death, rock me asleep, przypisywany nieszczęsnej Annie Boleyn. Jeszcze zabrzmiała aria nieznanej mi dotąd, i chyba niesłusznie, Camilli de Rossi z tego oratorium, oraz kantata działającej w zbliżonej czasie Rosy Giacinty Badalla (to nazwisko też usłyszałam po raz pierwszy; tutaj kawałek w wersji instrumentalnej). Program uzupełniły utwory instrumentalne również nieznanych mi dotąd kompozytorek: Anny Bon i Marianne Auenbrugger; ta ostatnia reprezentująca już klasycyzm, zmarła mając zaledwie 23 lata…
Wracając jednak do sopranistki, obdarzona jest nie tylko głosem o pięknej barwie, ale ogromną muzykalnością. Słuchało się jej z wielką przyjemnością. Będzie jeszcze śpiewać w ramach Forum we wtorek, wystąpi też skrzypaczka Joanna Kaniewska; obie artystki uczestniczyły w zeszłym roku w Austria Barock Akademie w Gmunden i tam zostały wyróżnione; nagrodą był koncert dla radia ORF.
Jak już przy młodych zdolnych jesteśmy, to winna jeszcze jestem kilka słów po wczorajszym koncercie Sinfonii Iuventus, świetnie poprowadzonym przez laureatkę Konkursu im. Fitelberga Marzenę Diakun. Program ambitny: na początek prawykonanie utworu zaledwie 24-letniego Ignacego Zalewskiego, studenta warszawskiej uczelni w klasie prof. Marcina Błażewicza (kawał dzieła, trochę ponad kwadrans, bardzo sprawne operowanie wielką orkiestrą; styl trochę eklektyczny, ale zdecydowanie autor ma coś do powiedzenia). Koncert fortepianowy Panufnika bardzo przyzwoicie zagrał Piotr Sałajczyk, a w drugiej części zabrzmiała II Symfonia Szymanowskiego, która zabrzmiała bardzo efektownie; wyraźnie słyszalne były odniesienia do muzyki Richarda Straussa (poniekąd na czasie – to jeden z tegorocznych jubilatów, których jest w sumie zresztą mniej niż w zeszłym roku).
Komentarze
Ewa Leszczynska, sopran (Vivaldi, Mozart).
http://www.youtube.com/user/dautunno/search?query=ewa+Leszczynska
A propos pieknych damskich koncertow po tej stronie Atlantyku.
Wczoraj bylismy na jednym z kilku pozegnalnych koncertow Jeanne Lamon, ktora, po z gora trzydziestu latach, zostawia dowodzenie Tafelmusik. W programie byl Bach i Aïga-Faros skomponowane przez Grégoire Jeay (flecista rodem z Quebec, solista w drugiej suicie). Taka fajna filmowa muzyczka.
http://www.tafelmusik.org/concert-calendar/concert/intimately-bach
Dzis z kolei odsluchalismy amerykanskiego hymnu w wykonaniu Renee Fleming, na otwarcie Super Bowl. http://uk.eurosport.yahoo.com/news/american-football-opera-great-fleming-delivers-virtuosic-anthem-233356528–nfl.html
PS Jakos nie przydarzyla sie wardrobe malfunction 😉
Pobutka.
Dzień dobry,
świetna ta Elisabeth. Dobrze, że się ją przypomina.
Dzięki, lisku, za linkę; tam jest Verdi, nie Vivaldi. Dość stare zresztą nagranie, szkoda, że nie ma aktualniejszych 🙂 Ale Mozart świetny.
Jeanne Lamon pamiętam, jak przyjechała z Tafelmusik do Warszawy. Fajny zespół, mam nadzieję, że mimo jej odejścia będzie trwał.
Brawa za rzadki, niesztampowy repertuar! Wykonawczo szczególnie zapadła mi w pamięć wieńcząca koncert kantata Elisabeth Jacquet de la Guerre oraz piękne kantyleny w motecie Rosy Giacinty Badalli – zakonnicy, która nb. do własnych tekstów pisywała też świeckie kantaty.
Jeśli chodzi o dostępne nagrania, można tylko żałować, że śpiewaczki z najwyższej półki dotychczas raczej unikają tego kobiecego repertuaru.
Widziałam ścichapęka z daleka 🙂
Śpiewaczki z najwyższej półki śpiewają najpopularniejsze rzeczy, żeby na półce się utrzymać 🙁 Tylko Cecylka czasem bawi się w jakieś misje, stać ją na to.
Ach, te Panie 🙂
Wiolinistka…LEILA JOSEFOWICZ
____________________________
wystapi u nas w Sztokholmie, Barwaldhaellen (sentyment do Esa – Pekka), 20, 21 lutego i zagra Francesconiego „Duende” i Prokofiewa suite z „Romeo i Julii”, orkiestre symfoniczna radia szwedzkiego poprowadzi SUSANNA MÄLKKI (wystepowala w finskiej orkiestrze kameralnej Avanti!)
Esa-Pekka Salonen, koncert skrzypcowy i Leila Josefowicz
http://www.youtube.com/watch?v=5IH9nLNDHnA
Cóż, Cecylka nawet na misji nie traci, ale też solidnie sobie na to zapracowała; tę Steffaniego nawet ci, co za nią specjalnie nie przepadają, kupili choćby dla Fasolisa (albo – co pewniejsze – Żarusia). Czyli w jej wypadku sytuację mamy idealną: i cnota, i nylony…
Miałem zresztą ma myśli raczej półkę głosową niż finansową – akurat francuskie wykonawczynie, które w tym repertuarze słyszałem, wydały mi się w najlepszym razie średnie.
A nieco bliższym spotkaniom podczas koncertów sprzyjają zwykle przerwy, której zabrakło. Choć może przy takiej ulicznej ślizgawce jak wczorajsza – im wcześniej występy się kończą, tym lepiej.
Oj tak, okropnie ślisko było.
Niestety wciąż jeszcze kompozytorki trafiają do jakiegoś getta, niszowych festiwali „muzyki kobiecej” itp. A na niszowe festiwale wielkie gwiazdy nie jeżdżą.
A przecież twórczość np. Jacquet de la Guerre jakościowo się nie różni od dzieł wielu innych kompozytorów z tej epoki. Francesca Caccini pisała nawet dla dworu polskiego. Muzyka nie ma płci.
Może coś się poprawi w tej materii. Kiedyś nikt nie wykonywał utworów Fanny Hensel czy Clary Schumann, a teraz coraz częściej.
U Fasolisa z Cecylią śpiewa Franco Fagioli, żeby było ściśle, i nie jest to argument za kupowaniem płyty. 😛
Ten drugi śpiewa u Fasolisa z Julią, całkiem dobrze zresztą.
Pobutka.
Chyba jednak Wielki Wódz się myli, tutaj widać
http://www.youtube.com/watch?v=Oflalj_v7-4
I u mnie na płycie jak byk stoi „With special guest PJ”
Nie mylę się, bo to jest z definicji niemożliwe, tylko mówimy o różnych płytach, myślałem o „Stabat Mater” Steffaniego. 😛
Tego tu nie znałem i chyba będę mógł tak żyć dalej. Biedny pan Fasolis, nie czytał tego małym drukiem, zdarza się. 😉 😎
WW aż się zaczerwienił, tak się nie myli 😛
Tak, przepraszam, zapomniałam dodać, że to jest straszne i otwierać tylko na własne ryzyko 😉 Ja z kolei nie znam tego „Stabat Mater”, ale jak zrozumiałam, też mogę sobie darować, tak?
Myślę, że piękny Philippe – nawet gościnnie – jednak lepiej podkręca sprzedaż (płyt, ale też biletów, koszulek itd.) od Fagiolego, dlatego o nim wspomniałem; no i głosowo łatwiej go odróżnić od Cecylki (PMK nie tak dawno pisał o dubeltowej manieryczności F.F.; istotnie często ma się wrażenie, że wręcz małpuje on sławniejszą koleżankę).
A wracając do adremu, z XIX-wiecznych kompozytorek do wielce utalentowanej siostry Mendelssohna oraz połowicy Schumanna dodać można jeszcze – niedawno tu zresztą wspominaną – Louise Dumont Farrenc. To bardzo interesująca postać, obyczajowo wyprzedzająca swoje czasy; o jej kompozycjach dobrze wyrażał się m.in. Schumann (choć nie wiem, hmm, czy Clara podzielała jego opinię…). Ostatnio również tę Francuzkę coraz częściej grywają, przynajmniej za granicą.
Właśnie tak, Notario, darować sobie. Fasolis już to kiedyś nagrał bez Cecylii i Franka, było dobre i wystarczy. 🙂
Się zaczerwieniłem, bo na użyczonym sprzęcie piszę i tu wszystko jest jakieś takie, że nie trafiam. 😳
Dyskografia Stabat Mater Steffaniego jest dość skromna. Wcześniej rejestrowali to dzieło: Harnoncourt, mniej u nas znany Christoph Hammer (dla ORF), a także Christophers i oczywiście Leonhardt – to ostatnie wykonanie (dla DHM) dotychczas było bodaj najpopularniejsze i wielokrotnie je wznawiano.
Nie słyszałem natomiast nigdy o wcześniejszym (przynajmniej oficjalnym) nagraniu Fasolisa. Wprawdzie najnowsza płyta Dekki istotnie nie jest pierwszym zmierzeniem się I Barocchisti z rzeczonym utworem Agostina S., ale poprzednio dyrygował nimi jednakowoż Rene Clemencic.