Pomarańczowy melanż

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Przede wszystkim wspaniale jest zobaczyć wystawione na polskiej scenie dzieło Prokofiewa z jego najlepszego okresu. W krakowskiej realizacji było aż gęsto od nadmiaru pomysłów, jak to u Michała Znanieckiego, ale to bajka, więc więcej można wybaczyć.

Początek spektaklu rozgrywający się w moskiewskim domu starców nawet się broni. Pacjenci zdenerwowani zepsutym telewizorem żądają rozrywki. Bajka się zaczyna. Ale potem rzecz już nie zostaje pociągnięta – chyba że to my mamy czuć się tymi pacjentami, bo w pewnym momencie okno sceniczne zostaje okolone ramą a la telewizor i większość akcji (łącznie z projekcjami) w tym telewizorze się rozgrywa. To też jest nawet dość zabawne.

Bajka jest dość skomplikowana, a szczególną rolę w niej ma chór. Musi się poruszać również po widowni – w związku z tym jakaś ilość miejsc (bodaj koło dziesięciu) musi być zablokowana. Jest wciąż dużo krzyku i hałasu, gag goni gag, aż można się w tym pogubić, a pointa, niezgodna z treścią, stawia wszystko na głowie. Jednak najważniejsze wątki są zachowane. I tu podziw przede wszystkim dla śpiewaków. Prokofiew zawsze był wymagający, w jego operach zwykle musi występować tłum solistów. Tu trzeba było ich pościągać z różnych ośrodków, choć przedstawicieli gospodarzy również nie brakowało.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Świetny był Król Treflowy – Wojtek Gierlach i Książę – Pavlo Tolstoy. Towarzyszący mu w wyprawie po pomarańcze gość z Rosji, Vladimir Voroshnin, głosowo był niezły, ale aktorsko sztywny, za to wybranka Księcia, Ninetta (Katarzyna Oleś-Blacha), przydała swej postaci szczególnego humoru. Niewielką, ale znaczącą negatywną rolę intrygującego Leandra zagrał Mariusz Godlewski; jako Księżniczka Clarissa towarzyszyła mu Iryna Zhytynska (jak zawsze jej głos wydał mi się zbyt rozwibrowany). Za to komediowe role były znakomite: Ewa Biegas jako zła wróżka Fata Morgana, Anna Bernacka jako czarnoskóra Smeraldina (w oryginale słodki blond), Wojtek Śmiłek jako Mag Celio i Przemysław Firek w roli Kucharki z wielką chochlą.

A w przerwie częstowano publiczność pomarańczami. To akurat nie było bardzo kosztowne. Bo w ogóle wystawienie Miłości do trzech pomarańczy tanie nie jest. Ale warto było – przede wszystkim z powodu genialnej muzyki.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj