Pomarańczowy melanż
Przede wszystkim wspaniale jest zobaczyć wystawione na polskiej scenie dzieło Prokofiewa z jego najlepszego okresu. W krakowskiej realizacji było aż gęsto od nadmiaru pomysłów, jak to u Michała Znanieckiego, ale to bajka, więc więcej można wybaczyć.
Początek spektaklu rozgrywający się w moskiewskim domu starców nawet się broni. Pacjenci zdenerwowani zepsutym telewizorem żądają rozrywki. Bajka się zaczyna. Ale potem rzecz już nie zostaje pociągnięta – chyba że to my mamy czuć się tymi pacjentami, bo w pewnym momencie okno sceniczne zostaje okolone ramą a la telewizor i większość akcji (łącznie z projekcjami) w tym telewizorze się rozgrywa. To też jest nawet dość zabawne.
Bajka jest dość skomplikowana, a szczególną rolę w niej ma chór. Musi się poruszać również po widowni – w związku z tym jakaś ilość miejsc (bodaj koło dziesięciu) musi być zablokowana. Jest wciąż dużo krzyku i hałasu, gag goni gag, aż można się w tym pogubić, a pointa, niezgodna z treścią, stawia wszystko na głowie. Jednak najważniejsze wątki są zachowane. I tu podziw przede wszystkim dla śpiewaków. Prokofiew zawsze był wymagający, w jego operach zwykle musi występować tłum solistów. Tu trzeba było ich pościągać z różnych ośrodków, choć przedstawicieli gospodarzy również nie brakowało.
Świetny był Król Treflowy – Wojtek Gierlach i Książę – Pavlo Tolstoy. Towarzyszący mu w wyprawie po pomarańcze gość z Rosji, Vladimir Voroshnin, głosowo był niezły, ale aktorsko sztywny, za to wybranka Księcia, Ninetta (Katarzyna Oleś-Blacha), przydała swej postaci szczególnego humoru. Niewielką, ale znaczącą negatywną rolę intrygującego Leandra zagrał Mariusz Godlewski; jako Księżniczka Clarissa towarzyszyła mu Iryna Zhytynska (jak zawsze jej głos wydał mi się zbyt rozwibrowany). Za to komediowe role były znakomite: Ewa Biegas jako zła wróżka Fata Morgana, Anna Bernacka jako czarnoskóra Smeraldina (w oryginale słodki blond), Wojtek Śmiłek jako Mag Celio i Przemysław Firek w roli Kucharki z wielką chochlą.
A w przerwie częstowano publiczność pomarańczami. To akurat nie było bardzo kosztowne. Bo w ogóle wystawienie Miłości do trzech pomarańczy tanie nie jest. Ale warto było – przede wszystkim z powodu genialnej muzyki.
Komentarze
Pobutka.
Pani Kierowniczko! A orkiestry nie bylo???
Była, była. Ale zduszona i przytłumiona… Z drugiej strony, gdyby było ją słychać w pełni, pewnie zagłuszałaby solistów. Prokofiew pisał gęste i głośne partytury
A dyrygował ktoś?
Tomasz Tokarczyk

Ogólnie było nieźle, choć mniej efektownie, niż to się słyszy w symfonicznych suitach. To nie dziwi oczywiście, ale jest np. taki fragment pod sam koniec, który zabrzmiał jakoś prawie dwa razy wolniej niż zwykle… To bardzo trudna partytura, więc wiele można zrozumieć i wybaczyć. A jeszcze przy takiego typu inscenizacji, z chórem częściowo na sali, to i tak cud, że to się nie rozpadło
Nieprawdopodobne jak można – ale widać i słychać, że można – zaprojektować w operze tak ciasny, wąski kanał orkiestry. Za to banda wysoka, szczelnie zasłania i wygłusza dźwięki od strony parteru. Ponieważ duża orkiestra potrzebna do wykonania muzyki Prokofiewa nie mieści się w kanale część muzyków umieszczono cofając tylną ścianę… pod sceną…
Stworzono więc coś w rodzaju okapu dodatkowo tłumiącego dźwięki… Tomasz Tokarczyk starał się prowadził orkiestrę sprężyście i czujnie, podążając za szybkimi zmianami temp, barwy i charakteru scen. Dźwięk był prawie cały czas stłumiony, dudniący, zamazany.
Trzeba oddać sprawiedliwość reżyserowi, że pomimo niekonsekwencji w przeprowadzeniu całości, chaosu pomysłów i grepsów wiele scen było naprawdę ciekawych i śmiesznych. Dla mnie zwłaszcza te, kiedy całe okno sceny było telewizorem a w nim pojawiały się stylizowane umownie scenki, formalnie zainscenizowane, kuchnia z ogromnymi sztućcami, a także „dymki” z napisami.
Zaś wczoraj (czyli w piątek) grała u nas pani Grimaud I koncert Brahmsa, Kaspszyk i filharmonicy byli znakomici, w moim odczuciu wydarzenie dużej klasy. No i bis udany:-), practice makes perfect – jak mówią.
(Albowiem na bis była trzecia część ponownie, szkoła Anderszewskiego.)
Dzięki za parę słów o koncercie w FN, tego już zupełnie nie miałam kiedy obsłużyć, bo dziś też musiałam być zupełnie gdzie indziej…
A propos Anderszewskiego – to przykre, ale nie ma go w nowej wersji programu Chopiejów
To z kim oni 25 graja Dworzaka????
Sobotni koncert w FN był udany tylko częściowo. W pierwszej połowie, Hélène Grimaud grała z orkiestrą I koncert Brahmsa. Grała bez pomysłu, monotonnym, chwilami wręcz brzydkim dźwiękiem. Do tego nawet ja, słuchacz-amator, słyszałem jak bałaganiła. Ku mojemu zaskoczeniu orkiestra nie spisała się najlepiej: od początku Maestoso raziły nierówne wejścia smyczków (w których ktoś chwilami – i chyba niestety wiem kto – uparcie zawodził rzewnym, jęczącym dźwiękiem); w dalszych częściach nierówności i potknięć też nie brakowało. Myślę, że to toporna gra Grimaud demoralizowała zespół bo po przerwie na scenie pojawiła się jakby inna orkiestra, grająca subtelnym dźwiękiem i bez zgrzytów. Tym razem towarzyszący jej soliści z pewnością podnosili morale: cała czwórka śpiewała bardzo równo, choć zdecydowanie wyróżniała się Chodowicz. Chór – co chyba jest już nienaruszalną, świecką tradycją koncertów oratoryjnych w FN, spisał się znakomicie.
Co do Dworzaka, obawiam się, że PK ma wiedzę aktualniejszą od tej objawionej na stronie nifc…
Najważniejsze, że 31 sierpnia, o 17.00 w Sali Kameralnej, Inon Barnatan wciąż jest!
Ja nie mam żadnej wiedzy, bo jeszcze nikogo nie pytałam; zobaczyłam tylko na stronie, że nazwisko Anderszewskiego 25 sierpnia nie figuruje
A Barnatana bardzo jestem ciekawa na żywo.
Co zaś do Grimaud, obawiam się, że zgodziłabym się raczej z Bartoszem – jakoś jej pianistyka nigdy mnie nie zachwycała…
Na stronie PA ostatnim wymienionym jest recital 15 sierpnia na festiwalu w Edynburgu. Może jeszcze nieuzupełniona…
Jesli bede w stanie zmobilizowac sie, to zdam sprawozdanie z recitalu PA w Princeton , NJ, gdzie gra recital. Jest to doroczny tzw. „recital Paderewskiego”: przypadkowo zeszloroczny oferowany byl przez Barnatana.
Tutaj, aby uczcic Mistrza( mowa o Paderewskiem, nie PA) nasz wlasny mistrz oferuje nie tylko Chopina, ale caly szereg nie wykonywanych dotad…moze w Princeton…, kompozycji, a wiec Uwerture w styly francuskim Bacha, Sonate As-dur Beethovena, tradycyjnego Janacka, Suite Angielska Bacha. Kolosalny wysilek jesli chodzi o repertuar. Ale pojade, bo zawsze lubie sie na wlasnych uszach przekonac, ze dotad nierzetelnie kogos osadzalem, lub niedocenialem. Wiec pojade „go docenic”. Jesli te kilka slow wyglada na poczatek tendencyjnej recenzji, to obawiam sie, ze jest to WYLACZNIE przewidzeniem czytajacego. Ja???? cos podobnego….
No to będziemy mieli sprawozdanie z „premiery” I Suity angielskiej, której PA jeszcze nie grał na koncertach