Teatr głuchnięcia
Marcin Masecki z realizatorem dźwięku Michałem Kupiczem stworzyli w TR Warszawa formę, która jest bardziej wydarzeniem teatralnym niż muzycznym, ale chyba jeszcze bardziej wizytą w swoistym gabinecie osobliwości.
W niewielkim wnętrzu o ścianach szczelnie zasłoniętych kotarami stało pianino również przysłonięte grubym, chyba pluszowym materiałem. Pod tą zasłoną znajdowały się zapewne również kable, dzięki podłączeniu których do aparatury dźwięk mógł być odkształcany elektronicznie. Na początku był tylko zduszony, potem pojawiało się coraz więcej zniekształceń, szumów, huków, coraz bardziej nieprzyjemnych. Marcin Masecki zaczął od wczesnej Sonaty C-dur op. 2 nr 3, później przeszedł do Sonaty E-dur op. 109, po drodze jeszcze była Waldsteinowska i parę innych; jak na Maseckiego było to granie całkiem normalne, ale swobodne, czyli tak, jakby pianista grał sobie sam dla siebie w domu. Później były też improwizacje, ale bliskie oryginałowi. W miarę coraz większych zniekształceń przestawało to być istotne.
Między granymi utworami Adam Woronowicz czytał fragmenty listów kompozytora (szkoda tylko, że z pastora Amendy zrobił Amedę i strasznie się zaplątał na słowie „heiligenstadzki” – mógł przecież sobie wcześniej spróbować). Listy opisują coraz większą samotność kompozytora, który krępował się ujawniać przed ludźmi tak wstydliwą i przykrą dla muzyka chorobę. Ale z czasem nie mógł już jej ukrywać. Smutna była też relacja innego kompozytora, Ludwiga Spohra, z wizyty u Beethovena: „…jego fortepian był żałośnie rozstrojony, co w żadnej mierze mu nie przeszkadzało, bo przecież i tak już nic nie słyszał… (…) przez swoją głuchotę zatracił całkowicie wirtuozerię, którą zawsze tak wysoko cenił. W głośnych częściach biedak walił w klawiaturę tak mocno, że struny zaczynały brzęczeć, a w cichych z kolei grał tak delikatnie, że czasem całe grupy dźwięków nie były już słyszalne; nie można było w ogóle zrozumieć jego zamysłu kompozytorskiego, jeśli nie miało się przed sobą nut”. Ale ten zamysł zawsze był – mimo wszystko – precyzyjny. Ciekawe, czy Beethoven napisałby np. Wielką fugę – czy mógłby sobie coś takiego wyobrazić – gdyby normalnie słyszał.
Doświadczenie nie należało do przyjemnych i nie miało do takich należeć, należało być przygotowanym na mocne wrażenia – i nie dziwiło, że część publiczności pod koniec koncertu zatykała już uszy, a kilka osób nie wytrzymało i wyszło. Na szczęście rzecz nie trwała długo, niewiele ponad pół godziny. A biedny Beethoven męczył się z tym przez połowę życia.
Tutaj zapowiedź wydarzenia, a w tym moja własna wypowiedź nagrana oczywiście jakiś czas temu – to i owo zostało z niej wycięte, więc uzupełnię, że kiedy mówiłam o odbieraniu muzyki przez wibracje, podałam przykład słynnej głuchej perkusistki Evelyn Glennie (bardzo szkoda, że to wypadło), no i sprostuję, że w muzeum Beethovena w Bonn są trąbki, których używał kompozytor, by lepiej słyszeć, ale te, o których mówię w filmiku, obrazujące różne stopnie głuchnięcia Beethovena, znajdują się nie tam, lecz w Haus der Musik w Wiedniu.
I jeszcze Beethoven (wcześniej genialny Zarostly chodniczek, a potem jeszcze konwersacja) w The Green Space w siedzibie nowojorskiego radia WQXR – dzięki, łabądku, za link! Bez bajgli i sałatki owocowej, wybaczcie.
Komentarze
Londynskie wydawnictwo ‚Bodley Head’ opublikowalo w tym roku ksiazke p.t. Sonic Wonderland. Jej autorem jest Trevor Cox – inzynier akustyk.
Format e-book, ‚Kindle’ jest dostepny, ale mam nadzieje, ze ksiazka ta bedzie wkrotce przetlumaczona na język polski bo, jak zapewnia także druga cześć jej tytulu, jest to wspaniala „odyseja” po swiecie dzwieku. Do tej pory, nie spotkałem sie z tak wszechstronnym kompendium, na temat, nam wszystkim, tak bliski; to byla niezapomniana ‚podroz’ i od jej zakonczenia budze sie kazdego dnia z „nowymi uszami”.
Zalaczam link do amazon, bo jest tam mozliwosc przegladniecia kilku waznych, pierwszych stron tej ksiazki gdzie pod mapka „dzwiękowych cudów swiata” jest link do portalu w ktorym autor prezentuje przyklady owych cudów w formie audio.
http://www.amazon.co.uk/Sonic-Wonderland-Scientific-Odyssey-Sound/dp/1847922104/ref=sr_1_1?s=books&ie=UTF8&qid=1398649515&sr=1-1&keywords=sonic+wonderland
Pobutka.
Jeszcze ad piątkowa Grimaud / Kaspszyk (re: Bartosz 27.04 7:30)
W piątek było podobnie, więc niech PK aż tak bardzo nie żałuje, że się nie rozdwaja ….
Może najlepiej wypadła II część demola – takie romantyczne granie, aczkolwiek maestro potraktował ten koncert – mimo wszystko –
zdecydowanie jak symfonię owszem z fortepianem obbligato, ale tak naprawdę niezakoniecznym!
Cóż Brahms …
Dzień dobry 🙂
Nawiązując do ostatniego akapitu wpisu i do lesia, jest taki moment w filmie Unquiet Traveler (PA wyjaśnił w powyższej konwersacji, że ten tytuł wziął się z Księgi niepokoju Fernanda Pessoi), kiedy PA ma próbę z Gustavo Dudamelem i grają właśnie wolną część „demola”. To tylko kawałek, ale piękniejszej interpretacji nie spotkałam. Szkoda, że nigdy w Polsce nie mieliśmy możliwości usłyszeć tego Brahmsa w jego wykonaniu…
po niedzielnym szaleństwie wielokoncertowym na „Panią spod szóstki” nie miałem już siły, mimo że to tylko 39 minut i że przypadkowo spotkany ścichapęk (pozdrowienia) namawiał gorąco :-).
Przypadkowo, bo właśnie wychodziłem ze recitalu organowego danego w kościele ewangelickim-reformowanym czyli tuż koło kina Muranów..
Lubię ciemne brzmienie tych organów Schlaga, a repertuar był dobrany do ich możliwości wręcz idealnie. Mendelssohn, JSB (Vater Unser ze zbioru Schublerowskiego), Reger (II sonata).
Ale najciekawszą pozycją były – i tu akurat nawiązanie do Piotra Andreszewskiego – cztery szkice op. 58 Roberta Schumanna na fortepian pedałowy.
Grał – ZNAKOMICIE – wierzcie mi – Jarosław Tarnawski z Poznania, któremu w skomplikowanym procederze szybkiego przerejestrowywania (w dyspozycji nie widzę tzw. wolnych kombinacji) pomagały dwie asystentki po prawicy i lewicy. Na bis – wykonał powtórnie czwarty ze szkiców.
—-
… wielokoncertowym – bo przedtem pobiegłem do MN na występ Sabionetty z którą miał śpiewać Jakub Burzyński. Ale nie śpiewał – czy to rezultat wcześniejszych reminiscencji ścichapęka ?
Pozdrawiam, lesiu, wzajemnie; wczoraj – jak pisałem – o miejscówkę było niełatwo, ale ów oscarowy film z pewnością rychło znajdzie miejsce w ramówce którejś z kulturalniejszych stacji; ze wszech miar jest tego wart.
Wprawdzie nie ja ostrzegałem przed rzeczonym falsecistą (dzięki ci, Wielki Wodzu!), ale jak widać nie przeszło to bez echa… A moje reminiscencje, nawiasem mówiąc, dotyczyły (konkurencyjnego tamtego wieczora) wspaniałego koncertu Arte dei Suonatori.
is my false
Witam, niedzielne przedstawienie „Projektu P”…
Możnaby napisać bardzo dużo, albo bardzo mało…
Może ograniczę się tylko do tego, iż najbardziej podobała mi się muzyka drugiej części, spokojnie mogłaby funkcjonować osobno i na niej się skupiłem, w pewnym momencie po prostu przestałem słuchać tego płynącego z ust aktorów bełkotu. Dlatego też największe brawa dla Marty Kluczyńskiej, która spokojnie, pewnie i przejrzyście poprowadziła tę muzykę. A co do reżyserskich koncepcji – chyba nie ma o czym mówić, jak sie nie ma pomysłu to nawet latające oko i włosów kłak nie pomogą 🙂 Czas fałszywych bożków trwa…
Cała przyjemność po mojej stronie,Pani Kierowniczko!
Na sałatkę zapraszam do Krosna.
Oj tak,królestwo za tego demola.
No, bo już myślałem, że przeszło bez echa. Możliwe, że zrobiłem niechcący coś dla dobra ludzkości. 😯
Dobry wieczór,
a ja chciałbym zapytać o recenzję koncertu z udziałem Placido Domingo w Poznaniu. To, że miał kilkoro gości na scenie, wiem; był też podobno jakiś protest z racji wygórowanych cen biletów i tym samym tego, że miasto dołożyło sporo pieniędzy do tego koncertu.
Czy ktoś z Dywanowiczów był? Coś czytał na ten temat? W prasie, niestety, nic nie znalazłem…
Pozdrowienia wieczorne!
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Dla Marcina D. relacja z „Głosu Wielkopolskiego”:
http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/3417129,placido-domingo-w-poznaniu-koncert-tu-zaczela-sie-polska-zdjecia,id,t.html
Wygląda na to, że rzecz została potraktowana jak wydarzenie miejscowe…
Jest coś jeszcze na lokalnych stronach „Wyborczej”, ale już zatkano dziurę w systemie, więc to tylko dla abonentów. Ja Piana wykupywać nie zamierzam – mogę bez tego żyć.
Jakem Krakus – swoje chwalę 😉
Ruszyła sprzedaż biletów na Paride ed Elena Ch.W. Glucka w ramach Opera rara. Jest to tak rzadko wykonywana opera z bardzo piękną muzyką, że proszę by wybaczone mi było natręctwo reklamy…
http://www.operarara.pl/pl/3/381/383/paride-ed-elena
Pani Doroto, wystarczy przekopiować tytuł artykułu do google i kliknąć. Wszystko wskakuje bez Piano. Razem dwa kliknięcia. Tez już nie płacę, bo po co?
Panie Pawle, to już nieaktualne. Nie działa już ten myk.
@ PK i Paweł Orski
Nie trzeba wykupywac Piana. Wystarczy zwykły abonament chyba za niespełna 18 złotych miesięcznie. To nie jest wielki koszt. Ja z niego korzystam. Przygotowanie tych treści przecież też kosztuje.
Kierowniczko, myk szczęśliwie nadal działa, przed chwilą sprawdziłam.
Wieści z pogranicza wokalistyki i PIT:
http://www.lefigaro.fr/flash-actu/2014/04/29/97001-20140429FILWWW00404-la-cantatrice-montserrat-caballe-inculpee.php
@ Beata
„szczęśliwie nadal działa”? Czyli godzi się Pani na piractwo?
Skoro już wzywa pan do tablicy… Mam wykupione Piano. Sama z myku nie korzystam, innym nie mam za złe.
Ale co znaczy „myk”?
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Dziś Międzynarodowy Dzień Jazzu.
http://www.youtube.com/watch?v=WbbLP4vSe9k
Ja bym Piano, owszem, wykupił, gdybym w zamian za swoją pieską forsę dostawał porządnie redagowaną, szanującą czytelnika gazetę, bez żenujących błędów językowych na każdym kroku, bez częstych błędów rzeczowych, bez niechlujstwa, tabloidztwa, kitowciskactwa, itede, itepe. Ale póki jest, jak jest – a guzik, nie wykupię! 👿
Ciśnienie mi się podniosło od samego szczekania na temat. Lepiej pójdę jazzu posłuchać. 😎
Jazzu zawsze warto słuchać 🙂
A na jazz właśnie jutro jadę:
http://jazzartfestival.eu/wydarzenia
Konkretnie na dwa dni. W święto narodowe wracam 😉
słucham dziś jazzu w „dwójce” 🙂
To nie jazz, ale również improwizowana muzyka 😉
Nie mogłem powstrzymać się od podzielenia się z PK i blogowiczami:
fascynacja mojej młodości, osoba, której klimat Krk zawdzięcza bardzo wiele – niewidomy, prawie nie chodzący Rom, Pan Stefan – nie żyje już od lat. Tu w dobrej formie, więc myślę że to początek lat 80-tych najpóźniej. W okresie późnym grywał tylko jednostajnym rytmem, na jednej nucie, pocierając rytmicznie smykiem z coraz większym trudem…do ostatnich dni.
https://www.youtube.com/watch?v=oJfnPkVgrUI
Krakusie, wielkie dzięki za linkę. 🙂 Nie wiedziałem, że pana Stefana ktoś nagrywał i to jeszcze tak, jak trzeba, czyli z człapaniem dorożkarskich koni w tle. Niemal się popłakałem ze wzruszenia. 😳
Dzień dobry 🙂
Ach, mój Boże. Ja uważam, że odkąd nie ma Pana Stefana, nie ma ulicy Floriańskiej. Zawsze siedział w tym samym miejscu. Chyba nie chodził w ogóle.
Też ogromnie dziękuję, krakusie. Jakem Krakus honoris causa (nazwał mnie tak przed laty dawny szef „GW” w Krakowie, Jacek Ziarno, który sam zresztą urodził się w Warszawie 😉 ), również się wzruszyłam.
Sam Menuhin przychodził go podziwiać, wiem od muzyków SV 🙂
Faktycznie, bardzo wzruszające.
Ponieważ… muzyki renesansowej nigdy zbyt wiele 😉 na rozpoczęcie majówki proponuję dwie madrygałowe perełki:
JOHN FARMER – Fair Phyllis I saw
http://www.youtube.com/watch?v=UlzUQNkkq7U
i…
JACOB ARCADELT – Il bianco e dolce cigno
http://www.youtube.com/watch?v=SXmlRvFcQco
Serdecznie pozdrawiam wszystkich i życzę udanego wypoczynku.
Dojechałam do Kato i w końcu mogłam wysłuchać miłych kawałków od samotulinusa 🙂 Tego Arcadeltowego „łabądka” to nawet się kiedyś śpiewało…
Miłego świętowania również życzę wszystkim 🙂
@Marek D. 29.04 godz. 23:29 Czy korzystanie z Google jest piractwem? To tylko wyszukiwarka, a że oferuje dostęp do pełnej wersji GW to problem wydawcy GW, który widocznie nie zwraca na to uwagi. Nie dajmy się zwariować – ten „myk”, jak go nazwała Pani Dorota, jest ogólnodostępny i znany chyba wszystkim. Nikt nie łamie żadnego prawa, ani nie jest piratem, korzystając z niego.
W kwestii dostępu do pełnych wersji artykułów w GW przez Gugla – była to odpowiedź jednego z redaktorów bodajże na forum Gazety. Mówił, że „nie chcą uniemożliwiać dostępu czytelnikom, którzy przypadkiem trafią na artykuł podczas wyszukiwania informacji w Google.” Czy jakoś tak.
W każdym razie wynika z tego, że wiedzą o tym i akceptują to.
Gdzieś indziej czytałem (tzn. też w GW), że wersje „wykupione” materiałów jakoby poddawane są korekcie itp. 😯
Czy miałoby to oznaczać, że wersje darmowe nie są?
Drogi moje i GW rozeszły się bezpowrotnie. Gazetę pamiętam jeszcze z czasów nierozciętego arkusza , a teraz nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się z każdą literą wpisu Bobika z 30 kwietnia o godz. 11:30.
Myk, jak się okazuje, nie działa w Explorerze (zresztą w nim coraz więcej nie działa, niestety), natomiast działa w Ogniolisku 😉
Nawiasem mówiąc trudno mi się przestawić, bo literki na innych przeglądarkach niż IE są cieniutkie jak niteczka 🙁
Pozdrawiam serdecznie i wakacyjnie 😉 Dziś piękny dzień rowerowy miałem, słoneczny i beztroski z dala od Krk i smogu uffff!
Dziękuję, cieszę się, że przypomnieliście Państwo sobie Pana Stefana – jeśli ktoś nie znalazł drugiego fragmentu archiwalnego – proszę bardzo!
A propos wczorajszego dnia jazzu: „The Man a love”…
https://www.youtube.com/watch?v=rUtB9KFei9Q&list=RDoJfnPkVgrUI
„The man I love” – oczywiście! ;-))
Dla mnie dzień jazzu również dziś i jutro 🙂 Wracam właśnie z pysznej zabawy, o której zaraz słów parę.