Nowa atrakcja w Krakowie
Kraków zrobił swego czasu desant na Katowice, obejmując kierownictwo NOSPR (Joanna Wnuk-Nazarowa), a później CKK (Izabela Kosowska). Teraz przyszła pora na śląski rewanż: Sinfoniettę Cracovię objął Jurek Dybał, kontrabasista Filharmoników Wiedeńskich, ostatnio także dyrygent, a do pomocy poprosił Adama Wesołowskiego, menedżera AUKSO i twórcę Festiwalu Gorczyckiego.
W końcu Sinfonietta ma też swoje święto, a nazwa Sinfonietta Festival łączy się nie tylko z nazwą zespołu, ale i z kameralistyką, która będzie tu dominować. Po dzisiejszym koncercie inauguracyjnym poszczególni muzycy orkiestry wraz z zaprzyjaźnionymi zespołami (oraz holenderskim Storioni Trio) będą grać w Dworku Białoprądnickim, gdzie znajduje się siedziba orkiestry, łącząc Mozarta z Schulhoffem czy Schuberta z Peterisem Vasksem. Eksperymentem będzie występ orkiestry w MOCAK-u pod batutą Ernsta Kovacica, do niedawna szefa wrocławskiego Leopoldinum, z muzyką drugiej szkoły wiedeńskiej (Schoenberg, Berg, Webern), który będzie otwierał cykl o prowokującym tytule: Muzyka bez poklasku – zerwanie z tradycją. Otóż założeniem tych koncertów ma być brak oklasków, żeby w spokoju można było przeżyć i kontemplować wykonywane dzieła. Ciekawe, czy to się uda, zwłaszcza że program ambitny. Kolejnego dnia znów w Dworku Białoprądnickim będzie można odpocząć przy muzyce włoskiej (Boccherini, Rossini, Mascagni, Bottesini, Rota), gdzie i dyrektor zespołu popisze się na kontrabasie. Wreszcie wielki finał w Filharmonii Krakowskiej z bardzo zróżnicowanym programem, od Dvořáka do Macieja Bałenkowskiego, zwycięzcy konkursu kompozytorskiego ogłoszonego specjalnie na tę okazję, a punktem centralnym będą Emanacje Pendereckiego na dwie orkiestry smyczkowe (drugą będzie Leopoldinum). Ciekawa mieszanka.
A co było dziś? W Muzeum Inżynierii Miejskiej (gdzie weszło ponoć ok. 450 osób) Sinfoniettą Cracovią dyrygował od pulpitu koncertmistrza i grał solo Vadim Gluzman. To prawdziwy obywatel świata: urodził się na Ukrainie, dzieciństwo spędził w Rydze, jako 17-latek wyjechał z rodziną do Izraela, a po paru zaledwie przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie studiował w Juilliard School. W sumie więc: wyjechał na tyle wcześnie, że na terenach byłego ZSRR nie uznają go za swojego (nie ma nawet rosyjskiej noty w Wiki), ale tam jednak częściowo się ukształtował i tę muzykę czuje. Świadczył o tym program dzisiejszego koncertu, w którym najważniejszymi punktami były dzieła Alfreda Schnittkego i Dymitra Szostakowicza, a pośrodku, dla kontekstu był Mozart.
Suita w dawnym stylu na skrzypce i orkiestrę kameralną, która jest wersją utworu na skrzypce i fortepian, została przez Schnittkego zmontowana z fragmentów muzyki do różnych filmów, m.in. komedii o perypetiach dentysty i dokumentu o sportowcach, a mimo to sprawia wrażenie bardzo spójnej. Jak to u Schnittkego, jawne nawiązanie do baroku czy klasycyzmu jest zakłócane jakimś dysonansowym współbrzmieniem, jakąś dziwną artykulacją… Z tym, że tu jest jednak tego niedużo i dlatego muzyka sprawia wrażenie pogodniejszej. Gluzman wystąpił dziś właściwie w potrójnej roli, bo również konferansjera; opowiadając o Schnittkem powiedział rzecz zabawną: że jego utwory bywały w ZSRR zakazywane jeszcze zanim powstały. Dodając w nawiązaniu do jego wędrówki przez style, że geniusz polega na obalaniu czasu, przeszedł swobodnie do Mozarta, zauważając jednak, że Adagio i Fuga, które muzycy wykonali po przerwie, mógłby równie dobrze napisać Beethoven czy Brahms, bo jest to nawiązanie do Bacha.
Był jeszcze mój ulubiony Koncert G-dur Mozarta, który mnie nieco rozczarował, zwłaszcza wolna część, jak na mój gust zbyt szybka, zbyt błaha. Emocjonalnym punktem kulminacyjnym była zagrana na koniec Symfonia kameralna (czyli Barszajowska wersja słynnego III Kwartetu smyczkowego) Szostakowicza. Tragizm tego utworu nikogo nie może pozostawić obojętnym i nawet solista wydawał się bezpośrednio po jego wykonaniu bardzo wzruszony. Jednak zaordynował jeszcze bis („chcemy pozostawić państwa z uśmiechem”) – Polkę Schnittkego.
Sinfonietta będzie wciąż jednym z licznych działań Jurka Dybała, który – oczywiście poza swoją wiedeńską robotą – nadal będzie prowadzić stworzony przez siebie Festiwal Pendereckiego „Poziom 320” w kopalni Guido w Zabrzu. Podobnie Adam Wesołowski zapewne rozstanie się z AUKSO, ale zamierza kontynuować Festiwal Gorczyckiego, odbywający się w różnych miastach Śląska, który zyskał od zeszłej jesieni nowe miejsce – salę NOSPR (śpiewał tam Andreas Scholl). W tym roku też ma być ciekawie.
Komentarze
Nie na temat będzie, co u mnie jest normą. 🙂
Pamiętamy ze słusznie minionych czasów takie zaklęcie „został odwołany z wszystkich zajmowanych stanowisk”? Pamiętamy. Owóż, tym razem można to wreszcie powiedzieć nie o komunistycznym aparatczyku, a o naszym wypróbowanym przyjacielu W. Izbanie. Jak doniosły małe ptaszęta, a oficjalne internety potwierdziły, ten zasłużony dla kultury polskiej mąż już nic nie piastuje. Wygląda, że wypadł z peezelowskiego programu „Rodzina na swoim”, być może na dłużej. 😎
Zły ze mnie człowiek, bo nie ma we mnie współczucia. Pracownikom obu zainteresowanych instytucji należy życzyć, aby nigdy za W. Izbanem nie musieli tęsknić, co wcale nie jest wykluczone, jako że na obsadę zwolnionych stanowisk nadal wielki wpływ ma Jego Dobrotliwość Xiążę Płocki. 🙂
Trzeba sie postarac aby p. Kierowniczka wstala w dobrym humorze: pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=aD-X-hzFuSM
Dzień dobry 🙂
Czy wstaję w dobrym humorze… wiadomość o Izbanie, choć dobra, to już przecież chyba nie nowa. Przypływają i przykre wiadomości… cóż, życie. Ale słoneczko w Krakowie świeci.
Mozart w wydaniu Kremera i Wiedeńczyków – tu dla mnie z kolei ta pierwsza część trochę za wolna. Za to druga – idealna. To jest przecież Adagio, nie Allegretto, gdyby Mozart chciał inaczej, to by to napisał.
https://www.youtube.com/watch?v=q-WK-c2Atlo
A propos oklaskow
Kiedy to sie zaczelo?
Trudno sobie n.p. wyobrazic, zeby krol albo jakis inny ksiaze, ktory przeciez utrzymywal muzykow, jeszcze im na koniec klaskal…
Inny przyklad:
Bach -Pasje I Kantaty…
Mam jakies przeczucie, ze w owych czasach
w kosciele raczej nie klaskano…
Pani Doroto, jak to drzewiej bywalo?
W kościele nie klaskano na pewno 🙂
Na historii oklasków słabo się znam, a byłoby to ciekawe.
Dzisiejsze rytualne zachowania są efektem ewolucji, rozpoczętej jakieś 200 lat temu, kiedy wynaleziono filharmonię. Takie miejsce, gdzie grają coś regularnie, a każdy może kupić bilet i wejść. „Każdy” oznaczało burżuja, a burżuj wprawdzie pogardzał klasami wyższymi (to znaczy niby nie wyższymi, bo była rewolucja itd., ale różnicę widział, słyszał i czuł), jednak spędzał życie na małpowaniu zachowań. Zachowywał się więc na koncercie tak, jak „się” należy zachowywać. Ładnie się ubrać, nie pluć na podłogę, jak grają to być cicho, jak nie grają, to zaraz klaskać. Ogólnie robić to, co robią inni. Takie małpowanie bez zrozumienia działa i teraz w różnych dziedzinach życia, weźmy choćby architekturę domostw różnych właścicieli kantorów, czy handlarzy niemieckim złomem. To poczciwi ludzie, tylko nikt ich nie nauczył, więc robią tak, jak „się” robi.
Wracając do filharmonii, to efektem tej ewolucji „się” jest ponury rytuał z oklaskami przed strojeniem instrumentów, po strojeniu instrumentów, po pierwszej części symfonii… Błąd? Ano właśnie, nikt nie nauczył, a przecież przestali grać, więc „się” klaszcze. Każdy sposób, żeby aspirującego burżuja zmusić do refleksji jest dobry i słuszny, proszę więcej takich akcji, na początku od myślenia boli między uszami, potem jest tylko lepiej. 🙂
Czy zaś książę klaskał? To zależało od księcia, od muzyków, od muzyki, od okazji, od różnych rzeczy. Czy tylko książę z najbliższą rodziną, czy większa impreza, czy granie do kotleta, czy jakaś uroczystość, czy zwykły koncert dla rozrywki wieczorem. „To zależy” nie jest może precyzyjną odpowiedzią, ale lepszej nie ma, jeśli nie piszemy rozprawy doktorskiej. 😉
W kościołach, jeśli muzyka była częścią nabożeństwa, na pewno nie było entuzjazmu w dzisiaj znanych formach i nikt tego nie oczekiwał. Tak jak teraz nikt nie oczekuje wstawania i klękania podczas inscenizacji takiego nabożeństwa, chociaż niektórzy widzowie w swej doskonałej bezmyślności owszem, usiłują. A w innych okolicznościach, jak na przykład pobożne oratorium Haendla wystawiane w skromnym domku pewnego kardynała dla paru setek zaproszonych, było jak w operze (minus nieprzystojne zachowania hołoty z parteru, której oczywiście nie zaproszono). I tak dalej, cały czas „to zależy”.
Jak by nie kombinować, powtarzam, oklaski takie, jak wszyscy znamy, czyli oderwane od wszystkiego, a zwłaszcza od jakości obserwowanych wydarzeń, są produktem mieszczańskiej filharmonii. 😎
W sumie mnie się też ten pomysł podoba, żeby właśnie nie klaskać, tylko się zastanowić.
Dziękuję za wspólne świętowanie. Było wspaniale 🙂 Chcę tylko małe sprostowanie dodać, iż „rozstanie z Aukso” dokonało się w ubiegłym roku z dniem przejęcia sterów Sinfonietty.
Dziś drugi dzień maratonu Orkiestry Sinfonietta Cracovia, którzy wystąpią w różnych konfiguracjach kameralnych (tego jeszcze nie było!). Wszystkich zapraszam 🙂
Witam, Panie Adamie, jeszcze raz dzięki za gościnę i trzymam kciuki za dalszą część festiwalu!
Ja po krótkiej przerwie w piątek ruszam w dalszą trasę 🙂
W ramach kontynuacji gościny zapraszam podczas weekendowego Pani i mojego krakowskiego maratonu muzycznego na ucztę dla podniebienia 🙂
Z sali przygotowań do wieczornego koncertu, życzę inspirujących podróży.
Wedle moich informacji (kiedyś o tym pisałem) te najważniejsze rytualne zachowania zawdzięczamy właściwie jednemu osobnikowi (a to jedynie odprysk tego, co mu zawdzięczamy): baronowi Gottfriedowi van Swieten. Oczywiście, jak pisze Wódz, wiąże się klaskanie z publicznymi koncertami. Przy prywatnym graniu muzyki klaskanie nie miało sensu – za oznaki zachwytu wystarczały westchnięcia, ciche łkania albo i słowa uznania. W sali koncertowej – a Swieten organizował publiczne koncerty w Wiedniu – już nie. Najwyraźniej sala nie była skłonna gromadnie chlipać.
Też Swietenowi musimy podziękować za obyczaj jednak powstrzymywania się od gadania podczas występów, który też był przywoływany. Gadułów baron piorunował potępiającym spojrzeniem – na tyle skutecznie, że nie tylko informacje o tym zostały zapisane (bo jednak nie wszystko zostało), ale ponoć nawet przestawali gadać.
Rezygnowanie z oklasków przypomina się gdzieś, komuś co jakiś czas. Kiedyś Wagner chciał, żeby nie klaskać po Parsifalu (nie wiem, czy w Bayreuth się to praktykuje, ale w Berlinie jednak nie – choć po dłuższej chwili dopiero owacja ostatnio wybuchała). Potem Stokowski nie tylko kazał gasić lampy i tylko reflektorek na ręce włączać, ale też przeprowadził kampanię przeciw oklaskom, do czego zaprzęgnął finansującego orkiestrę filadelfijską magnata prasowego, Boka. Bok na poczytnych łamach tłumaczył i wyjaśniał, ale w Filadelfii nie wiem, czy obyczaj nieklaskania dotrwał aż do końca kadencji Stokowskiego.
W każdym razie – wzory świetne. Więc czemu im nie przyklasnąć?
A w filharmonii trwa rewolucje przeciwko Toszy. Chyba go wykurzą. I to bardzo dobrze.
Wielki Wódz /13.02/ z tym klaskaniem to chyba coś majaczy i dawno albo nigdy w krakowskiej filharmonii nie był.
Nieklaskanie bywa trudne, bo jeśli po genialnym wykonaniu chcemy wyrazić swój zachwyt (zwykle to jednak następuje po chwili ciszy), to jak to zrobić?
Moja koleżanka kompozytorka o oklaskach:
https://lidiazielinska.wordpress.com/muzyka-i-oklaski-czyli-jak-to-sie-robi-w-filharmonii/
Oj, będzie wesoło w piątek. Facet odleciał w kosmos. Widziałam już parę zdjęć.
http://wtkplay.pl/video-id-18889-co_ma_wspolnego_halka_z_av
Klarnet – o krakowskiej filharmonii w ogóle nie było teraz mowy. I co to w ogóle znaczy „chyba go wykurzą”? Każda ze stron ma swoje racje i to wcale nie jest taka prosta sprawa. Dworzyński już i tak tam nie wróci.
Dodam, że istotnie nie byłem w krakowskiej filharmonii. Jak większość ludzkości. Nie byłem też w rzeszowskiej, koszalińskiej, kieleckiej, kaliskiej, nowosybirskiej (podobno niezła) i bardzo wielu innych. Takie życie, nie da się wszędzie być, choćby się chciało, a się nie chce. 😎
Tekst Pani Lidii o oklaskach sugeruje, ze celem wykonawstwa muzycznego jest aplauz tudziez przypodobanie sie odbiorcy.
Moze jestem idealistka, ale dla mnie celem sa raczej glebokie przezycia intelektualne, duchowe à nawet niekiedy wrecz cielesne, ktore sa tak niesamowicie poruszajace, ze nie mozemy zatrzymac ich tylko wylacznie dla siebie samych! To takie mocne! Te nagromadzone emocje musza sie jakos rozejsc, rozprzestrzenic… Dlatego zapraszamy publicznosc do naszego tajemniczego ogrodu…
A oklaski to taki bonus à niekiedy moznaby powiedziec- malus, spelniajacy role budzika, wyrywajacego nas z innej rzeczywistosci
@Pan Jakub
„kiedys o tym pisalem”
Gdzie dokladnie?
P.Sarzyński w dzisiejszej Polityce w artykule o ESK Wrocław 2016 napisał, że spadły przyszłoroczne koncerty Lang Langa, National Symphony Orchestra Washington, Wiener Philharmoniker. Plus niewymieniona w artykule London Symphony Orchestra. Co akurat ma tyle wspólnego z prawdą, że można na nie bez problemów kupować już bilety ze strony NFM.
Chyba, że red. P.S. chodziło o to, że koncerty te nie odbędą się pod szyldem ESK 2016 (gdyż w repertuarze Narodowego Forum Muzyki ww. koncerty takich łatek faktycznie nie mają).
Srodek tygodnia – podnosic sie powolutku! – pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=IPW_w68fTHA
Dzień dobry 🙂
Jakaś smutna Pobutka… ale piękna.
A właśnie dziś w Poranku Dwójki słyszałam wypowiedź Jurka Dybała, w której tłumaczył, że pomysł „koncertów bez poklasku” wziął się z rozmowy z Maszą Potocką, dyrektorką MOCAK-u, gdzie ma się odbyć ten koncert. Ona miała się wyrazić, że na koncertach (a chadza, często ją widuję) oklaski jej przeszkadzają, bo jako odbiorczyni sztuk wizualnych jest przyzwyczajona do milczącej kontemplacji.
i ja w oklaski nie wierzę
a sypią się tak często
w jazzie 🙂
Wiadomość nie z kategorii tych najsmutniejszych (i oby długie lata takiej nie było), ale niepokojąca bardzo – u Dymitra Chworostowskiego wykryto guz mózgu. Dużo zdrowia (banalnie brzmi, ale … ) i siły!
@Pani Joanna
Gdzie? Dla Capelli Cracoviensis, dla której jakiś czas temu pisałem i m.in. redagowałem Magazyn CC – quasi-kwartalnik, który od różnych stron wprowadzał w program zespołu. W 2013 r., przy okazji serii oratoriów Haydna, pomyślałem, żeby przybliżyć sylwetkę postaci, której zawdzięczamy powstanie tych obu najważniejszych. Wątek oklasków był tam tylko wzmiankowany – bo tematem był sam van Swieten, postać przewijająca się w biografiach najważniejszych kompozytorów, od CPE Bacha do Beethovena, oczywiście na czele z Mozartem – a zadziwiająco pomijana. Nie ma nawet swoich notek w encyklopediach muzycznych, a to jedna z kluczowych osób w historii muzyki!
Magazyny CC były kiedyś dostępne w sieci, na stronie Capelli, ale z niej wypadły.
Zakaz, czy raczej tradycja powstrzymywania się od, oklasków w Parsifalu dotyczy tylko I aktu. Tak pisze Newman. Pierwsze dwa przedstawienia (26 i 28 lipca 1882) były zarezerwowane dla „dobroczyńców”, trzecie – 30 lipca – było publiczne i tam właśnie wprowadzono ten obyczaj, utrwalony w Bayreuth i przejęty przez wiele innych teatrów. Po II i III już wolno.
Mnie się wydaje, że Wagner początkowo w ogóle nie chciał oklasków, bo uważał to dzieło za misterium, ale później siłą rzeczy te oklaski dopuścił.
To jest niezly pomysl, zeby nie klaskac miedzy aktami
Przeciez pomiedzy czesciami symfonii nie bijemy braw 🙂
@Pan Jakub
To moze napisze Pan ksiazke o van Swietenie?
Chetnie przeczytam 🙂
Pobutka – mam nadzieje, ze weselsza 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=U3-OfCHLO-U
A tu na bis – choc nie wiem czy jestem do konca przekonany
https://www.youtube.com/watch?v=tJ49G2-Chhs
Dzien dobry 🙂
No, dyskusyjne, ale oni na pewno mieli fun 😉
Zaraz do pociagu.
Fajnie jest podsluchiwac i podgladac Wielkich Artystow jak sie razem zabawiaja 😉
A w dodatku
Okolo siodmej minuty
Odlot w kosmos
A tam cos jakby
Ksiezyc…
…owa Sonata
Merci Pierre!
A tymczasem:
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,18247974,Nowa_filharmonia_za_54_miliony__Muzycy__w_tej_sali.html#Czolka3Img
Pan Bolesław Stelmach jest autorem projektu budynku NIFC, w którym nie da się pracować 👿 Teraz znów wykonał salę, w której nie da się grać. Swoją drogą, jak to jest możliwe, żeby inwestor nie wiedział, z czego „artysta architekt” zaprojektował ściany? 😯
A to Polska właśnie.
Pozdrawiam z Poznania. Dziś czeka mnie ciężkie przejście w Teatrze Wielkim. Większość znajomych, których spotkałam w pociągu, jechała na Mykietyna. Ja na to idę jutro.
Odwołano dzisiejszy koncert (festiwal WAM) w S1
Podobno jakieś niedogadanie się pomiędzy WOK a PR w kwestii wynajmu Studia.
Szkoda, byłem bardzo ciekaw Zbyszka Pilcha jako dyrygenta
Przyszło mi na myśl, że to chocholi chichot W.I. co to chciał w S1 operetę robić.
Jeśli PR poszło aż tak w zaparte, to co z symbiozowym cyklem Radi(o)pera. Diabli wzięli ?
W kwestii zwiedzania ja polecam skorzystać z aplikacji pokazujących atrakcje i wydarzenia w danym mieście. Ostatnio będąc w Katowicach korzystałam z aplikacji http://pozytywka.com i zdecydowanie ułatwia to zwiedzanie danego miasta 🙂