Schubert, czyli rzecz o niewinności
Że to będzie wielkie przeżycie, przez duże P, i wzruszenie przez duże W, tego można było się spodziewać. Ale że w taki sposób, tego się nie spodziewałam.
Patrzy się na późne dzieła Schuberta, jak to na późne dzieła – jak na pewną summę, obrazującą mądrość dojrzałego kompozytora. Ale on przecież przeżył zaledwie 31 lat. I choć muzycznie był dojrzały nad wyraz, to w głębi duszy do końca pozostał dzieckiem. Dzieckiem smutnym, samotnym, pragnącym „akceptacji, szacunku i uczucia”, jak pięknie napisał w czerwcu 60jerzy, ale wciąż dzieckiem, niewinnym i bezradnym wobec tego, co z nim życie zrobiło i tej otchłani, którą zapewne widział przed sobą.
I tu głęboki sens włączenia przez Krystiana Zimermana do programu na początek dziecięcych Siedmiu łatwych wariacji G-dur z 1810 r., napisanych podczas nauki u Antonia Salieriego, a odnalezionych nie tak dawno temu we Wrocławiu, choć zdaje się nie jest pewne, czy to naprawdę Schubert. W każdym razie coś z Schuberta na pewno w tym jest – jeśli rzeczywiście on to skomponował, to miał przecież wtedy zaledwie 13 lat. Prościutki, zabawny temat i też dość proste, ale zgrabne wariacje – taka zabawka, można nawet powiedzieć pluszowa, ponieważ Zimerman zagrał je dźwiękiem po prostu aksamitnym, subtelnym, z czułością, w widoczny sposób się tym utworkiem bawiąc. Jak możliwe jest wydobycie takiego dźwięku ze steinwaya – naprawdę trudno powiedzieć.
I co więcej, dalej dźwięk pozostał podobny, choć – jak to u dorosłego człowieka – zyskał nowe możliwości i większy diapazon. I w jedną, i w drugą stronę: było i forte, choć rzadko (i też przecież nie takie, jak np. u Beethovena granego w zeszłym roku), i zdarzały się piana na granicy słyszalności (ale na szczęście amsterdamska Concertgebouw ma wspaniałą akustykę). Ale gdy pojawiały się tematy, z których wiele jest przecież wciąż prostych, nagle pojawiała się znów owa dziecięcość, opisywana przez pianistę z czułością.
W Sonacie A-dur wydawało się to zupełnie naturalne – jest ona pozornie pogodniejsza, ma w sobie pewną wiedeńską lekkość. Ale też otwierają się w niej otchłanie. Nieprawdopodobnie zabrzmiało Andantino, czyli druga część, pozornie coś pomiędzy powolnym, smutnym ländlerem a kołysanką, taką „na wieczny sen”. Pośrodku tego pełnego rezygnacji i bezradności śpiewu nagle pojawia się coś zdumiewającego: burzliwa quasi-improwizacja, zawierająca coś w rodzaju dramatycznego recytatywu, obrazująca najwyższy stopień niepokoju. W tym wykonaniu to było coś po prostu piorunującego. Ale później powróciła lżejsza atmosfera w ostatnich dwóch częściach, a temat finałowego Ronda był znów taką prostą, nuconą piosenką.
Sonata B-dur – o, to jeszcze poważniejsza sprawa. Kiedyś, dawno temu, uważałam, że niemal niemożliwe jest zagranie jej w ten sposób, by nie była nudna; moim ówczesnym zdaniem nawet Rubinsteinowi się to nie udało, co najwyżej Horowitzowi, a już owo „wydziwianie” Richtera w tempie najwolniejszym z możliwych, w pierwszej części oczywiście (które zresztą później doceniłam), zupełnie mnie nie przekonywało. Później uważałam, że właśnie poprzez owo zwolnienie (później do tej interpretacji nawiązywał Anderszewski) jeszcze lepiej objawia się „księżycowość”, „zaświatowość” tej sonaty.
Ale można je osiągnąć i bez takich chwytów. Zimerman zagrał tę pierwszą część w tempie zupełnie „normalnym”, a jednak brzmiała ona jak z innej planety – i osiągnął to właśnie jakością dźwięku, ową aksamitnością i niesamowitymi pianami. I również w tej interpretacji zauważało się, że główny temat też jest taką prostą, dziecinną melodią… W całej sonacie przeplatała się niewinność z otchłannością, wędrowała po różnych światach i zaświatach. Nawet w ostatniej, znów przecież pogodnej części. Te niewinne melodie u Schuberta wcale nie są takie niewinne, są jakby nucone od niechcenia na przekór niepokojowi, który co jakiś czas wypływa na powierzchnię – wtedy nucenie zostaje przerwane, czasem nawet jest przerywane dość często, a nieregularnie, a niepokój objawia się w pauzach, zawieszeniach. Długo można opowiadać, ale oczywiście wszystkiego nie da się opowiedzieć. Trzeba posłuchać.
Bardzo chciałabym, żeby i polska publiczność mogła to usłyszeć.
PS. Przed koncertem ogłoszono, że to 2000 koncert w karierze artysty. On sam specjalnie się tym nie chwali, ale wygadał się przed przyjaciółmi z managementu. Zdaje się, że to jednak wypada za parę koncertów dopiero, w Berlinie (po drodze jest jeszcze Rotterdam), ponieważ niedawno parę odwołał – ale dla amsterdamskich organizatorów to zbyt wielka gratka, żeby mieli się nie pochwalić. Pianista liczy swoje występy od najpierwszego, dziecięcego, w grudniu 1962 r.
Komentarze
Obawiam sie, ze po aferze w USA, Zimerman na te strone globu nie zajrzy, choc Kanada to nie USA.
Urodziny No 1 – 276
https://www.youtube.com/watch?v=pUgKCMymh4E
I pobutka No 2 – prawdziwie szalona!
https://www.youtube.com/watch?v=cpwYjawWCZE
Wieku pań (Mireille Delunsch) dzis urodziny! nie podajemy 😳
PS Dzis Sinopoli mialby 69 lat.
Dzień dobry 🙂
Ad @5:09 – podobno to bynajmniej nie kwestia tamtej sprawy, tylko „zbudowania infrastruktury na Amerykę”, która „jest kosztowna”. Dom, który KZ tam miał, podobno spłonął, instrumentu też już tam nie ma, management też trzeba byłoby zorganizować. On twierdzi, że nigdy nie powiedział, że nie będzie grał w Ameryce, tylko przekręcono jego słowa, a po artykule w „Los Angeles Times” już cały świat zaczął sądzić, że rzeczywiście to powiedział. A nie odebrano tam tego dobrze (sama widziałam komentarze w sieci), więc nie wie, czy nawet by go tam chcieli… Co więcej, dawne artykuły, w których, jak mówi, jest wiele nieprawdziwych informacji (dotyczy to także spraw polskich), wciąż wiszą na stronach pism, w których zostały opublikowane, więc mimo iż te historie wydarzyły się lata temu, to jest tak, jakby wciąż trwały. Takie czasy.
Treść wystąpienia KZ była tu rozpowszechniana – wystarczy sprawdzić.
Wariacje (chybe chodzi o te same) młody Krystianek grał jeszcze przed uzyskaniem dyplomu i istnieje tego nagranie, bo słyszałem w radiu.
Była rozpowszechniana treść artykułu, a to nie to samo.
Co tam dokładnie zostało powiedziane, można byłoby stwierdzić tylko mając nagranie z wydarzenia. A zapewne takowe nie istnieje. W tej sytuacji mamy więc słowo (dziennikarza) przeciwko słowu (Krystiana Zimermana).
Kochani,
Wypadły z obiegu szczerze przyznaję, że od dłuższego czasu nie tylko nie wtrącam się, ale i nie zaglądam. Doba zbyt krótka niestety. Tęsknię, ale nie na wszystkie przyjemności można sobie pozwolić. Ostatnio dość długo w ogóle byłem nieobecny i wróciłem na finały. Dzisiaj dopiero mogłem zajrzeć i przeczytałem wszystko – wpisy i komentarze – z Konkursu. Sprawa już archiwalna, choć dla mnie nowa. Wyjątkowo mało kontrowersji było w tym roku. Kwestia wyższości Kate nad Cho nie rozpalała, bo też kilka osób zauważyło, że obiektywnie nie da się ustalić, że jedno grało lepiej od drugiego.
Jako laik mogę bazować tylko na własnych odczuciach i wyłącznie na podstawie finału oraz koncertu laureatów. Koncert w wykonaniu Cho był pierwszym kontaktem z tegorocznym konkursem i może dlatego dałem się porwać bezgranicznie i bez zastrzeżeń. Ta muzyka rezonowała we mnie i czułem, jakby nie tylko Szopen ale i wirtuoz przekazywali mi swoje najgłębsze emocje. To było coś bardzo rzadkiego i od tego momentu Koreańczyk był moim faworytem i żadne inne wykonanie już takiego przeżycia mi nie zapewniło. Kate grała pięknie, ale miałem parę drobniutkich zastrzeżeń, które sprawiły, że nie odczułem jej wspaniałego występu tak głęboko.
Richard-Hamelin zrobił na mnie wielkie wrażenie, ale jego zabawy z tempem (tak subiektywnie jego finałowy koncert odebrałem) sprawiły, że nabrałem wątpliwości. Jednak jego koncert jako laureata sprawił, że te wątpliwości całkowicie ustąpiły i pozostał tylko zachwyt. Nawet wyobraziłem sobie, że tak może mógł grać sam kompozytor. Bzdura pewnie, ale muzykę odbiera się subiektywnie. Mózgiem, uszami, jak wyczytałem na blogu.
Pewnie nie śmiałbym tego wszystkiego pisać, gdyby nie jedna sprawa, która się trochę rozmyła, a może nie powinna. Na Konkursie ogólnie rzecz biorąc oczarował mnie dźwięk osiągany przez laureatów. Tak różny a tak piękny. Wydaje mi się, że pod względem piękna dźwięku ten konkurs był wyjątkowy. Dlatego wszyscy, którzy tych wyżyn piękna nie osiągali, nie mogli rościć pretensji do najwyższych lokat. Taka też była opinia PK o naszym finaliście. Wiele osób się jego grą zachwycała i pewnie wykazał on sporo talentu zasługującego na ten zachwyt. Ale mnie, po wysłuchaniu kilku koncertów wcześniejszych, nie zachwycał. A ja się zgadzam absolutnie, że dźwięk w muzyce to sprawa podstawowa. To chyba powinno wynikać z definicji. I nie sposób o niedoskonałość dźwięku nie obwiniać pedagoga, choćby w innych elementach nauczył mistrzostwa. I pedagog i uczeń powinni być wdzięczni za zwrócenie uwagi zamiast się obrażać. Pewnie miłośnicy pana Szymona będą mieli mi te uwagi za złe, ale brak piękna dźwięku było słychać nawet moim drewnianym uchem
errata: Mózgiem, nie uszami
Godzina, której nie ma, a ja dopiero dotarłam do domu 👿 Pech po prostu, miałam wylecieć z Amsterdamu o 21:15, wyleciałam o północy. Załoga nie mogła się skompletować, bo każdy leciał z innego miejsca Europy, a na północnym Zachodzie ponoć straszne mgły.
Ale już jestem, pozdrawiam wszystkich i bardzo się cieszę z pojawienia się Stanisława! 😀
Dobranoc.
Piszac o „aferze w USA” Zimermana, mialem na mysli demolicje jego fortepianu na granicy USA, 😈 niz jego wystapienie w LA.
Pobutka No 1 (urodziny 214), z obrazkiem stolu zastawionego do sniadania mniam 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=PZEKzrVOfa0
PS do No 1 – 428! 😯 😳
Pobutka No 2 – tym razem ta 214 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=B-9IvuEkreI
PS powyzsza wersja z 1954 r jest dluzsza prawie o minute, niz ta z 1958.
W sobotę 7.11 w Bazylice św. Krzyża w Warszawie zostanie dana bachowska Pasja wg św. Jana.
Patrzę na afisz made in Collegium Musicum – przy śpiewakach podano rodzaj głosu (Pasiecznik – sopran itd) ; przy Karolu Kozłowskim – Ewangelista 🙂
Dzień dobry 🙂
Jak dobrze nareszcie się wyspać 🙂 Dwie Pobutki się przydały, i to zwłaszcza ta pierwsza, która lepiej budzi… 😉
Byłem ostatnio 2x na koncertach w UMFC.
Sala koncertowa – na parterze 4 wąskie wejścia/wyjścia z czego 2 trwale zablokowane; patrząc od wewnątrz sali klamki zawiązane mocną białoczerwoną taśmą. Czy z zewnątrz też – nie sprawdzałem.
Nad każdą parą drzwi dumny napis – Wyjście Awaryjne.
W świetle tragedii w Bydgoszczy pozostawiam bez komentarza
Kochani, dostałam właśnie statystyki blogowe za ostatni miesiąc i jestem pod wrażeniem 😯 Pod względem czytelnictwa Dywan był w październiku na pierwszym miejscu wśród wszystkich blogów „Polityki”: 172 646 odsłon, 25259 nowych użytkowników!
Wielkie dzięki wszystkim! Choć wiem, że coś takiego dzieje się raz na pięć lat.
No to very brawo 🙂
Mówiłem, że zostawiliśmy red. Passenta w chmurze kurzu.
No i tak się właśnie stało 😆
Tu, w loży szyderców, ciągle mi się coś kojarzy. Lesio był w UMFC-u, a ja się może i wybiorę, więc spojrzałem w program, zapewne zredagowany przez jakiegoś wybitnego znawcę muzyki, w końcu to znakomita uczelnia i z pewnością programów nie redaguje panna z licencjatem z kosmetologii. No i co państwo powiedzą? Louis Couperin napisał utwór pod tytułem „Entracte”.
http://www.chopin.edu.pl/pl/?m=20151122&cat=5
Jest materiał na habilitację, jeśli ktoś tam jeszcze z jakiegoś powodu nie zrobił i nie ma.
Ja tylko wiem, że utworek pt. Entr’acte napisał Jacques Ibert:
https://www.youtube.com/watch?v=e2QHLeVDjbw
Bardzo milusi.
No to pójdę i będę się głośno domagał wykonu. 😎
E, jeszcze Schubert:
https://www.youtube.com/watch?v=Wh7V_CiFso8
No to ja dorzuce swoj, oczywiscie ze swojej opery 😀
https://www.youtube.com/watch?v=LS2c3SQEkwU
@ lesio2 godz.11:12
Lesiu,taśma foliowa pół biedy,przy odrobinie determinacji można się jej pozbyć (jest nadzieja,że ktoś z uciekających będzie miał przy sobie scyzoryk albo pilnik do paznokci ). Nie sądzę jednak,żeby ktoś wybierał się na koncert ze sprzętem pozwalającym przeciąć solidny krowi łańcuch 🙁 A takim okręcone są klamki drzwi awaryjnych w holu nowootwartej z hukiem wielkiej instytucji muzycznej. Widziałam na własne oczy i sprawdziłam organoleptycznie, czy nie mam przywidzeń. Dla ułatwienia dodam, że nie chodzi o tu NOSPR ani Filharmonię Szczecińską…
Ew_ko,
Znam te drzwi, o mało co nie wyważyłem ich dwa tygodnie temu całokształtem mego bytu doczesnego – alem ostatnio poszedł w skromność żywieniową i nie udało się. To pewnie jedne z tych prowadzących do sklepiku muzycznego w Wielkiej Instytucji Muzycznej w mieście W. Rence mnię opajdli na widok łańcucha onego.
No i przyłączam się do głębokiego westchnięcia PK, by polska publiczność mogła usłyszeć te sonaty w wykonaniu KZ.
Na dobranoc dla miłośników kotów:
http://www.kattenkabinet.nl/
Takie pyszne miejsce odkryłam wczoraj w Amsterdamie. Są też żywe eksponaty 😉
Dobranoc. Jutro do Krakowa – dawno nie wyjeżdżałam.
Pobutka w duchu Schuberta – pogodna, na srodek tygodnia – nastrojowa.
https://www.youtube.com/watch?v=zm390aUZcnE
dzień dobry 🙂 dzień nie krakowski, się nie dało wyrwać z Mazowsza 🙂 ale NINA zarejestruje, jak powiada w najlepszej z dostępnych obecnie jakości obrazu i dźwięku…
i być może wyda z tego dvd… tymczasem w Studio Lutosławskiego również dziś SV zagra m.in. „Niedokończoną” Schuberta. a to też jedna z tych świata tajemnic, które ducha cieszą. pa pa m
Ew_ko,
wychodzi na to, że do UMFC uczęszczamy z nożem (czy możesz polecić jakąś markę ? wiem, to będzie lokowanie produktu)
Więc jak trza, to trzeba.
Idę na całość 🙂
Tych warstw taśmy budowlanki jest tam chyba z dziesięć, więc pewnie przecinanie zajmie – w całkowitym spokoju – co najmniej kilka minut.
Chyba, że Wielki Wódz wspomoże
Ja zawsze chodzę z czerwonym scyzorykiem.
znam jednak takie miejsca, gdzie lepiej chodzić z nożem
jak śpiewał Grabaż. 😈
A może prościej poprosić jego Magnificencję (był ostatnio na hali ale nie zareagował)
Jestem ciekaw co było przyczynkiem tej blokady – może uniemożliwianie wkradania się bez biletu
JM mógłby nawet własnoręcznie przeciąć wstęgę
To „na hali” już chyba pozostanie na wieczną rzeczy pamiątkę 😆
Tyle naszego, co się pośmiejemy…
Ja zaraz idę na uroczystości – najpierw trochę lżejsze, a potem sama powaga 😐
Za to jutro do Wrocławia, gdzie Uri Caine z Kwartetem Lutosławskiego.
A w sobotę może do Katowic na Kate Liu…
Słuchałem transmisji z Krakowa piąte przez dziesiąte i akurat w tej piątej części trafiłem na Góreckiego. Czy to było naprawdę? Te strzeliste westchnienia chórów? To proste, prymitywne wręcz powtarzanie kilku akordów? Myślałem, że to Rubik (on chyba z Krakowa? ), ale nie: na koniec potwierdzono, że to jednak Górecki. Czy to jest ten utwór, którego on nie opublikował za życia? Jeśli tak, to wiedział, co robi 🙂
dzień dobry;
Henryka Mikołaja nieraz porównywano a to do Nikifora a to do Rubika… I to nawet w przypadku III Symfonii… Mikołaja (syna) niektórzy nazwali chyba nawet „gorszym Rubikiem”… Nie byłem wczoraj ani w Krakowie ani z Radiem. Ale na pewno chętnie kiedyś jeszcze z tym Krakowem pobędę i zdanie dokończę… Choć zdanie wyrobione w gruncie rzeczy od lat mam… Również odnośnie „kulturowego, współczesnego tła” 🙂 spod znaku Rubika i innych takich „wyobraźni bohaterów”… A pracując w słowach, myślę, że rozumiem też chyba intencję posługiwania się niektórymi frazami…
Nie będąc w Krakowie byłem za to na SV z Schubertem i Brahmsem i Panią Esther Yoo i… poddałem się i muzyce tej… pa pa m
Żeby sprawę postawić jaśniej i pozostając wciąż na bliskim mi terytorium 🙂
O „Mistrzu i Małgorzacie” niektórzy mogą wszak powiedzieć np. tyle: „to książka dość schematycznie intencjonalna i mściwa” … Niektórzy może i dodadzą, że i grafomańska… Każdy więc słyszy dokładnie to, co chce i potrafi słyszeć… I tego nie podważę nigdy 🙂 Ale nieraz chętnie zareaguję, nie zaufam… się pospieram, opowiem, co słyszę i ja…