Dzień gniewu w Wielki Piątek
To nie był pierwszy raz, gdy Marc Minkowski zadyrygował Requiem Mozarta w Krakowie – poprzednim razem był ten pamiętny na Rynku, z polskimi muzykami (Chór Polskiego Radia, Sinfonietta Cracovia), w przeddzień pogrzebu Lecha i Marii Kaczyńskich. Ale z własną orkiestrą to jednak zupełnie inna jakość.
Szkoda tylko, że na Misteriach Paschaliach Les Musiciens du Louvre-Grenoble nie wykonali tu całego, pięknie skomponowanego, programu tournée, czyli „testamentu Mozarta”, utworów z końcówki jego życia. Zdaje się, że gospodarzom festiwalu nie pasowało wykonywanie arii ze świeckiej opery w Wielki Piątek. I tak jako jedyni zostaliśmy pozbawieni przyjemności wysłuchania tych kompozycji.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Sieć, śmieć, śmierć
Brytyjski serial „Dojrzewanie” o 13-letnim zabójcy wstrząsnął polskimi rodzicami. Czy to się może zdarzyć u nas? Tak, bo docierają tu te same internetowe zagrożenia.
Requiem jednak było bardzo szczególne. Minkowski z LMDLG, a także z solistami i chórem kameralnym Palau de la Musica Catalana, wykonali jego wersję proponowaną przez słynnego muzykologa brytyjskiego H.C. Robbinsa Landona, czyli powrót od poprawek Franza Xavera Süssmayra do pierwotnej, bardziej przejrzystej instrumentacji dokonanej przez innego przyjaciela Mozarta, Josepha Leopolda Eyblera. Uderzająca już od początku była artykulacja: Introitus był bardzo wyrazisty, a zarazem pełen szlachetnej prostoty. Natomiast Dies irae – to było piekło i szatani, prawdziwy dzień gniewu, szczególnie dzięki piorunującym wejściom chóru i niezwykle dynamicznemu kotliście. Łagodność i burzliwość, refleksja i zgroza przeplatały się wciąż.
Najmniej może satysfakcjonowali soliści – zwykle słyszałam z Minkowskim lepszych; owszem, nie było wstydu, ale też nie było wielkiego olśnienia. Chór też miał pewne mankamenty, pod koniec nawet trochę już zawodził w kwestii intonacji. Ale emocje tego wykonania były bardzo intensywne. Także w kontekście: przed wykonaniem dyrygent powiedział, że całe tournée dedykowali pamięci Nikolausa Harnoncourta, ale teraz dedykują je także ofiarom tragedii brukselskiej, po czym uczczono ich pamięć minutą ciszy. Ciekawe – widać taki jest tamtejszy obyczaj – że na siedząco (Minkowski też usiadł na tę chwilę). A bezpośrednio po Requiem wstrzymał brawa, które już podnosiły się w publiczności, i cicho, kontemplacyjnie poprowadził Ave verum corpus. Taki suplement, postscriptum.
Komentarze
Najwspanialsi byli kontrabasiści. A jeśli chodzi o całość, to jednak Philippe’a Herreweghe Minkowski nie przebił. Choć Ave Verum Corpus na koniec występu zabrzmiało wspaniale
Wielki Piatek. U nas swieto. Ja sie jakos przywiazalem do Marrinera, ktory z kolei uzyl wersji Franza Beyera (“oczyszczona” wersja Sussmayra).
https://www.youtube.com/watch?v=YaH3zI0bYkM
Czy są jakieś przecieki co do dalszych losów Misteriów po zapowiadanym odejściu Filipa Berkowicza? Ciężko byłoby przywyknąć do myśli że to koniec festiwalu jakim go znamy.
Spróbuję się czegoś dowiedzieć.
Podzielam pani opinię z ocenie chóru i solistów. Wg mnie najmniej „pozbierana” z całego towarzystwa była orkiestra. Tak, miejscami lśniła jak brylant, ale miała też chwile tak nieczytelne (szczególnie we fragmentach fugowanych), że aż dziw brał, że to Ci sami muzycy. A puzonista w Tuba…, a intonacja (nie chóru) w Ave verum…?
Przepraszam najmocniej za okropnie zapisane pierwsze zdanie. Nawet nie będę usprawiedliwił się zmęczeniem. Po prostu poprawię: „Podzielam Pani opinię…”