Porównania, ciekawostki

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Zanim o tym, co w tytule, trzeba od razu powiedzieć: oba czwartkowe koncerty były w pełni satysfakcjonujące.

O 17. Mariusz Godlewski i Radosław Kurek. Z tym, że nie był to po prostu recital wokalny, lecz koncert skonstruowany, by pokazać również ciekawego młodego pianistę. I bardzo dobrze, bo po pierwsze jest wciąż mało znany, a po drugie – jak już komuś znany, to raczej jako kameralista. W jego dyskografii nie ma jeszcze żadnej płyty solowej. A warto go poznać także w tej roli.

Rozpoczynał każdą z części. Pierwszą – Gesänge der Frühe, owym późnym cyklem Schumanna, który tak pamiętnie interpretował Piotr Anderszewski. W wykonaniu Radosława Kurka było również bardzo ciekawie, potrafił on przywołać właściwy, wycofany nastrój tej niełatwej, pisanej już w chorobie, w ostatnich miesiącach przed samobójczą próbą muzyki.

Z Mariuszem Godlewskim wykonali potem Dichterliebe – i tu była okazja do świeżego porównania, z interpretacją Bostridge’a i Drake’a sprzed paru dni. Ale właściwie po co porównywać, to dwa zupełnie różne światy. Poczynając od tego, że gatunek głosu inny – Godlewski jest barytonem – a kończąc na tym, że polski śpiewak bardziej jednak wychodzi od tradycji niemieckiej i robi to znakomicie. Subtelne, zniuansowane, bardzo kulturalne śpiewanie – aż przyjemnie posłuchać.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Drugą część zdominowały pieśni Chopina. Najpierw fortepianowe transkrypcje dokonane przez Liszta (z których najczęściej grywa się Życzenie, resztę dużo rzadziej) – tu absolutnie nie było żadnego popisywactwa; może nawet było go trochę brak zważywszy charakter lisztowskiej pianistyki z tego okresu. A później pieśni z Godlewskim – znów znakomite. Zwłaszcza uderzały te o charakterze tragicznym, jak Śpiew z mogiły czy Narzeczony z efektem wzmagającej się wichury w partii fortepianowej. Publiczność wymogła na artystach dwa bisy – również chopinowskie.

Wieczorem – austriacko-francuski Quatuor Mosaïques, pierwszy na tym festiwalu kwartet instrumentów historycznych. To dawni członkowie Concentus Musicus Wien, niektórzy znani też jako soliści (Christophe Coin). Cytuję za programem: „prowadzone są z muzykami rozmowy na temat przyszłej współpracy”. Brzmi to obiecująco. Zagrali najpierw III Kwartet f-moll Johanna Benjamina Grossa, rówieśnika Mendelssohna, Schumanna i Chopina. I właśnie głównie mendelssohnowski z ducha jest ten utwór, bardzo porządnie napisany; słychać w nim również echa Beethovena, zwłaszcza ostatnich kwartetów. Bardzo więc pasował Kwartet Es-dur op. 130 Beethovena w drugiej części. Ale zagrany w pierwotnej, rzadziej grywanej wersji, z Wielką Fugą jako finałem. Piękna to i dziwna muzyka; zawsze mam wrażenie, że gdyby kompozytor nie ogłuchł (i w związku z tym nie korygował swojej inwencji przez to, co słyszałby realnie), nie napisałby jej. Cavatiny nie słyszałam jeszcze tak przejmująco zagranej, jakby z innego świata, a Fuga to, jak wiadomo, kompletny odjazd. Był zachwyt, ale nie było bisów – i chyba lepiej. Zespół w piątek zainauguruje (w gdańskim Kościele św. Trójcy o 19:30) Festiwal Goldbergowski – program pasuje, bo Johann Benjamin Gross urodził się niedaleko stąd, w Elblągu.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj