Porównania, ciekawostki
Zanim o tym, co w tytule, trzeba od razu powiedzieć: oba czwartkowe koncerty były w pełni satysfakcjonujące.
O 17. Mariusz Godlewski i Radosław Kurek. Z tym, że nie był to po prostu recital wokalny, lecz koncert skonstruowany, by pokazać również ciekawego młodego pianistę. I bardzo dobrze, bo po pierwsze jest wciąż mało znany, a po drugie – jak już komuś znany, to raczej jako kameralista. W jego dyskografii nie ma jeszcze żadnej płyty solowej. A warto go poznać także w tej roli.
Rozpoczynał każdą z części. Pierwszą – Gesänge der Frühe, owym późnym cyklem Schumanna, który tak pamiętnie interpretował Piotr Anderszewski. W wykonaniu Radosława Kurka było również bardzo ciekawie, potrafił on przywołać właściwy, wycofany nastrój tej niełatwej, pisanej już w chorobie, w ostatnich miesiącach przed samobójczą próbą muzyki.
Z Mariuszem Godlewskim wykonali potem Dichterliebe – i tu była okazja do świeżego porównania, z interpretacją Bostridge’a i Drake’a sprzed paru dni. Ale właściwie po co porównywać, to dwa zupełnie różne światy. Poczynając od tego, że gatunek głosu inny – Godlewski jest barytonem – a kończąc na tym, że polski śpiewak bardziej jednak wychodzi od tradycji niemieckiej i robi to znakomicie. Subtelne, zniuansowane, bardzo kulturalne śpiewanie – aż przyjemnie posłuchać.
Drugą część zdominowały pieśni Chopina. Najpierw fortepianowe transkrypcje dokonane przez Liszta (z których najczęściej grywa się Życzenie, resztę dużo rzadziej) – tu absolutnie nie było żadnego popisywactwa; może nawet było go trochę brak zważywszy charakter lisztowskiej pianistyki z tego okresu. A później pieśni z Godlewskim – znów znakomite. Zwłaszcza uderzały te o charakterze tragicznym, jak Śpiew z mogiły czy Narzeczony z efektem wzmagającej się wichury w partii fortepianowej. Publiczność wymogła na artystach dwa bisy – również chopinowskie.
Wieczorem – austriacko-francuski Quatuor Mosaïques, pierwszy na tym festiwalu kwartet instrumentów historycznych. To dawni członkowie Concentus Musicus Wien, niektórzy znani też jako soliści (Christophe Coin). Cytuję za programem: „prowadzone są z muzykami rozmowy na temat przyszłej współpracy”. Brzmi to obiecująco. Zagrali najpierw III Kwartet f-moll Johanna Benjamina Grossa, rówieśnika Mendelssohna, Schumanna i Chopina. I właśnie głównie mendelssohnowski z ducha jest ten utwór, bardzo porządnie napisany; słychać w nim również echa Beethovena, zwłaszcza ostatnich kwartetów. Bardzo więc pasował Kwartet Es-dur op. 130 Beethovena w drugiej części. Ale zagrany w pierwotnej, rzadziej grywanej wersji, z Wielką Fugą jako finałem. Piękna to i dziwna muzyka; zawsze mam wrażenie, że gdyby kompozytor nie ogłuchł (i w związku z tym nie korygował swojej inwencji przez to, co słyszałby realnie), nie napisałby jej. Cavatiny nie słyszałam jeszcze tak przejmująco zagranej, jakby z innego świata, a Fuga to, jak wiadomo, kompletny odjazd. Był zachwyt, ale nie było bisów – i chyba lepiej. Zespół w piątek zainauguruje (w gdańskim Kościele św. Trójcy o 19:30) Festiwal Goldbergowski – program pasuje, bo Johann Benjamin Gross urodził się niedaleko stąd, w Elblągu.
Komentarze
Czy ktos moglby mnie oswiecic, kto jest owym Udu.Pem u Wielkiego Wodza? Nie musi byc po nazwisku, moze byc link. Na moim pustkowiu nie jest to oczywiste. Dzieki.
Pobutka 26 VIII W. Sawallisch 93 https://www.youtube.com/watch?v=A6gkQZme2cY
https://www.youtube.com/watch?v=tuZKfpVGgrQ
B. Marsalis 56 https://www.youtube.com/watch?v=DdDb5XClLBI
„To dawni członkowie Concentus Musicus Wien”
Dawni? Tylko Coin. Höbarth, Mitterer i Bischof nadal tam grają, a Höbarth jest koncertmistrzem. Höbarth też występuje jako solista, nie tylko Coin.
Nie uchodzi, by specjaliści strzelali takie byki faktograficzne.
@jrk podpowiedź – o 9 rano co niedzielę głos z tego miejsca jest w eterze, choćby i na falach długich. Resztę można łatwo sprawdzić 😉
Byłem na drugim koncercie i ja. Może trochę napompuję przemowę, ale z racji 4 klas skrzypiec za młodu zawsze chwytała mnie za serdce umiejętność aksamitnego wejścia w dźwięk przy rozpoczęciu ruchu smyczkiem. Niewprawny może to uczynić ze skrzypnięciem i wielu muzyków tak ma, a cały wieczór wsłuchany byłem w brzmienie pierwszego skrzypka i miód na duszę spływał. Każdy niemal ruch smyczka dawał jakby stłumione wejście w dźwięk i dopiero z minimalnym opóźnieniem ów dźwięk się wyłaniał. Nie mam pojęcia na ile Erich Höbarth gra to „z palca”, a na ile pozwalają na to skrzypce (w Wiki stoi, że Guarnieri). Nawet w bardziej dynamicznych momentach, kiedy skrzypce wydawały rodzaj niemal pisku było to nie drażniące, a właśnie przejmujące i dzięki temuż piskowi czy też dojmującemu bzyczeniu udawało się wybić ponad pozostałe instrumenty. Przynajmniej dla mnie. Na pewno nie była to kwestia akustyki sali, gdyż pozostali muzycy zaczynali frazy od skrzypnięć i dało się to wychwycić, nie wiem czy „tak ma być”, czy kalafonii do włosia nie stało.
At last , but no least, wrescie się z PK poznaliśmy na żywo – gadka się nie przylepiła, ktoś przeszkodził, ale nadrobimy, jeśli można, innym razem 🙂
Dzień dobry 🙂
Też się cieszę ze „zdewirtualizowania” z chemou75 i też mam nadzieję, że przy innych okazjach się uda pogadać 🙂
A właśnie koleżanka, która mnie zaczepiła, uczyniła to w imieniu swojej z kolei koleżanki, która odnosiła wrażenie, że Höbarth fałszuje i co ja o tym myślę. Hm, pamiętam, jak niegdyś (początek lat 90.) mój ojciec nie był w stanie przyzwyczaić się do HIP i mawiał, że oni wszyscy fałszują…
@ Aristeros – przyznaję, że faktycznie zasugerowałam się Coinem, o którym wiem, że już tam nie gra.
@ jrk – chodzi o współbohatera tego wpisu.
@Dorota Szwarcman
„która odnosiła wrażenie, że Höbarth fałszuje”
Trzeba było jej odpowiedzieć, że jej uszy fałszują.
Tak wiem, nie wypada. Niech się ludziska ukulturalniają.
@PK 10:01
” @ jrk – chodzi o współbohatera tego wpisu.” Chyba nie trzeba dodawać dla ułatwienia,że nie chodzi o Rossiniego 😉 🙂
Zwłaszcza uderzały te o charakterze tragicznym, jak Śpiew z mogiły…:)
Proszę wybaxzyć, że dostałem ataku śmiechu czytając to zdanie. Poprawię się, więcej nie będę.
@ Aristeros – nawet nie to, że nie wypada, ale agresywnym tonem nie przekona się nikogo do niczego. Agresja jest i tak ciężką chorobą naszych czasów i można mieć tylko nadzieję, że nie doprowadzi nas do zguby…
@ Witold – mogę zrozumieć, jeśli nie zna się tej pieśni Chopina. Sama zresztą kiedyś w spokojniejszych czasach się podśmiewałam trochę z jej tekstu. Teraz ani mi do śmiechu, tak się porobiło.
Nie ma zmiłuj, trzeba było być wczoraj i po południu, i wieczorem.
Mariusz Godlewski mnie zachwycił, nie tylko (acz najbardziej) w Chopinie – głos niezwykłej urody, a do tego wszystkie przymioty wyszczególnione już we wpisie. Budzi skojarzenia z legendarnymi barytonami przeszłości. Krzepiące.
A potem był wielki koncert. Obawiałem się trochę o obecną formę Quatuor Mosaïques, który niestety przez dziesięciolecia intensywnej działalności jakoś nigdy wcześniej tu nie dotarł. Jakże niesłusznie!
Rarytny kwartet Grossa w takim wykonaniu mógł się podobać, chyba nie można zagrać go lepiej; poza już wymienionymi – w Scherzoso dosłuchałem się nawet tropów schubertowskich. A op. 130 i Wielka fuga LvB to był dla mnie ideał, również w kwestii temp. Liczyłem, że na bis zabrzmi jeszcze ten drugi, bardziej „lekkostrawny” finał. Może następnym razem – mam bowiem nadzieję, że obietnica zacieśnienia współpracy przyniesie wymierne owoce…
Ja wiem, ze to romantyzm, taki styl, taka epoka i jest to genialne i ponadczasowe, ale niekiedy takie „zgromadzenie” smutku daje taki efekt. Nasz organizm tak reaguje i koniec.
Czytałem gdzieś, że podczas pogrzebu dziadka jjego wnuczki nagle pareknęły śmiechem, chociaż dziadka za życia bardzo kochały i były strasznie załamane i nie kogły pogodzić się z jego śmiercią
A To było odreagowanie organizmu po tym wielkim stresie.
Ja w każdym razie nic złego nie pomyślałem i na pewno nie chciałem nikogo urazić. Ot , tak mi w „duszy zagrało” i rozum się wyłączył.
Porównania i ciekawostki. Tytuł akurat pasuje do tego, co zabrało mi kawałek wczorajszego późnego wieczoru. Może mało to artystyczne, lecz ciekawe i domagające się porównań, analiz, w ogóle użycia rozumu (lepiej późno niż wcale).
Sprawili to znów diabli (nie tylko do kościoła potrafią zaprowadzić) do spółki z pianistą Osokinsem. Przeglądałem sobie czeluście internetu w poszukiwaniu miejsc, które artysta ubogaci w nieodległej przyszłości, no i trafiłem w końcu do miasta Opole, słynącego z posiadania filharmonii. Próżno szukać koncertu naszego ulubieńca na głównej stronie, nie ma go też na dalszych stronach programu, ale od czegóż niezawodny tow. Gugiel? Przed nim nic się nie ukryje i doprowadził mnie do takiego oto dokumentu:
http://www.filharmonia.opole.pl/dokumenty/inwentaryzacja/og%C5%82oszenie%20dot.%20koncertu%20w%20dn.%2001.10.2016.pdf
Dokument ów znajduje się w skromnej, prawdopodobnie rzadko oglądanej zakładce „projekty”
http://www.filharmonia.opole.pl/projekty/inwentaryzacje-przyrodnicze
No cóż. Nie mam nic przeciwko ochronie bioróżnorodności i edukacji ekologicznej, są to bardzo pożyteczne dziedziny ludzkiej działalności. Szanuję trud anonimowych adeptów muzykologii (?), którzy dopasowali do tematu przewodniego szereg utworów muzycznych, granych na kilku koncertach od ubiegłego roku. Chociaż nie wszystko rozumiem: „Echo w lesie” – jasne, Czajkowski – bo taki ptak jest, ale Rachmaninow?
Nieważne, muzykologia bywa nieodgadniona. Chodzi mi bardziej o te kwity urzędowe. Każdy koncert w tym cyklu był poprzedzony zaproszeniem do składania ofert, gdzie dokładnie rozpisano program koncertu i wymieniono z nazwiska solistów, a czasem i dyrygenta (w przypadku oratorium nawet cały chór). Nigdzie natomiast nie wpisano orkiestry.
Spróbowałem to rozkminić i obojętnie z której strony zaczynałem, wychodziło to samo: w regulaminie musowo jest wpisany zakaz płacenia pracownikom etatowym instytucji, więc orkiestra musi się jakoś przebrać i złożyć ofertę, po czym gra jako nie-orkiestra filharmonii. Ryzyko, że ogłoszenie przeczyta i ofertę złoży orkiestra niekoniecznie z Bostonu, ale choćby z Jeleniej Góry, jest minimalne, bo muszą doliczyć za dojazd, więc im wyjdzie drożej.
Kiedyś, dawno, żartowaliśmy tu sobie, że jakiś tępy urzędnik wymyśli przetargi na wykony artystyczne, z ceną jako jedynym kryterium. No to bardzo proszę już nie żartować. Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem zawsze dadzą radę.
No. To taka ciekawostka. A porównania? Grzebałem w innych instytucjach kultury, a na coś tak durnego nie trafiłem. Może źle szukałem. Znalazłem tylko w tymże Opolu, w tejże zakładce „projekty”, inny projekt – „Ochrona trzmiela”. Też ładne. Gdyby nieboszczyk Nikołaj wiedział, że ludzie będą startować w przetargach, żeby móc zagrać ten kawałek…
Śliczne 😆
Dodam może do końcówki poprzedniego postu, że w tych (a zresztą i innych) owocach bardziej mi oczywiście chodzi o smak, niż o wymiar. 😉
To raczej zapytanie ofertowe, nie pełną gębą przetarg?
Teraz już zawsze będę nazywał te książeczki co to sprzedają albo rozdają przed koncertem „specyfikacjami występu artystycznego”.
Z przyczółka donoszę, że NOSPR wrzucił w końcu pełny kalendarz koncertowy sezonu 2016-17 – do tej pory były podane tylko koncerty abonamentowe orkiestry. Ale i tak chyba jeszcze brakuje w tym wykazie paru koncertów, np. w lutym Bawarskiej Radiówki z Marissem Jansonsem i Waltraud Meier. No i Sokołow w Katowicach to chyba było jednorazowe zdarzenie – w wykazie jego koncertów w przyszłym sezonie (do sierpnia) Katowice nie figurują (chyba, że „wskoczą” w jakąś dziurę terminarzową; oby).
Lektura kalendarium jest, że tak powiem, „lekiem na całe zło”.
Pozdrawiam PK i festiwalowe towarzystwo blogowe.
Mówiliśmy, że brak nam tu Ciebie, Jerzyku 60.
@60jerzy: Sokołow 27 listopada wystąpi w Filharmonii Narodowej. W programie Arabeska C-dur i Fantazja C-dur Schumanna.
@Dorota Szwarcman
Przecież to byłoby zwykłe stwierdzenie oczywistej prawdy.
Oj, Aristerosie, to nie jest prawda. Choćby z tego powodu, że ucho nie fałszuje, ponieważ nie wydaje dźwięków 😉
Prawdą może być co najwyżej, że ucho danej osoby, wychowanej na instrumentach współczesnych i stroju równomiernie temperowanym, nie jest zapewne przyzwyczajone do smyczkowych wykonań historycznych.
I można to powiedzieć uprzejmie.
Dzisiejsze, zanim nie zniknie jest tu https://www.youtube.com/watch?v=h1VAQR9lpIA
Śpieszcie się. 😉
A to nie zostaje potem na YT? 😯
Ja już napisałam o dzisiejszym, zapraszam.
Oprócz agresji oczywistej, coraz częściej występuje jej bardziej wysublimowana forma tzn. ironia – najłagodniejsza forma agresji.
@Dorota Szwarcman
Obawiam się, że to inna sytuacja: osoby, którym się dane wykonanie nie podoba, ale nie potrafią tego sobie sensownie zracjonalizować, utrzymują, że artysta fałszuje, albo wręcz, że nie umie grać czy śpiewać. Jest to typowa wypowiedź zadufanego ignoranta, tak samo zresztą jak wyjaśnianie swojego rozczarowania tym, że artysta ma „zły dzień”, albo (jak niedawno tu przeczytałem o Staierze) był „niedysponowany”.
Oczywiście, może się zdarzyć, że artysta ma gorszy dzień, jest niedysponowany, albo nawet – choć to dość wątpliwe – nagle zapomniał całego swojego kunsztu, i fałszuje. Ale w wypadku artystów tej klasy, co Staier i Höbarth, należy być mocno ostrożnym w formułowaniu takich presupozycji, i raczej zakładać, że rozczarowanie wykonaniem ma inną przyczynę, niż niedysponowanie, a tym bardziej niedostatki kunsztu artysty.