Dlaczego pierwszy stycznia…
…jest początkiem Nowego Roku? Coraz rzadziej się pamięta, że to dokładnie 8 dni od narodzin Jezusa Chrystusa, czyli dzień jego obrzezania.
Zapewne jest parę drażliwych powodów, by o tym nie pamiętać – nie tylko ten, że przypomina on o żydowskości Jezusa, co nie wszystkim katolikom pasuje, ale także ten pruderyjny – że mówi się tu o „nieprzyzwoitościach i nieprzystojnościach”. Średniowiecze miało do tych spraw zupełnie inny stosunek, o czym świadczy fakt, że wiele katedr, w samej Francji kilkanaście, chwaliło się posiadaniem szczególnej relikwii – napletka Chrystusa… Jednym z takich miejsc była przepiękna, ogromna romańska katedra w Le Puy en Velay w Owernii. Co więcej, ośrodek ten tak bardzo się szczycił ową relikwią (ciekawe, co też ów napletek udawało…), że powstała wokół niej liturgia zakrojona na 24 godziny, odbywana 1 stycznia, a zachowana w spisanym tam kodeksie.
Ów kodeks był spisywany w różnych epokach i stąd tak wielkie zróżnicowanie stylistyczne, począwszy od monodii (śpiewu jednogłosowego) poprzez dwugłos z głosem burdonowym po wielogłosowe pieśni przypominające kolędy (np. Magnum nomen Domini). Trzeba specjalnego kunsztu, by połączyć tyle różnych elementów w jedną spójną całość.
Bez wątpienia takim kunsztem wykazuje się Dominique Vellard i jego Ensemble Gilles Binchois, którego występ (w programie znalazło się nabożeństwo nieszporne oraz poranne) odbył się – tradycyjnie, jak w przypadku innych koncertów z muzyką średniowiecza – w gdańskim Kościele św. Jakuba o wspaniałej akustyce. Koncerty w tym miejscu zwykle wyróżniają się też perfekcją – przypomnimy, że śpiewały tam graindelavoix, Hilliard Ensemble, Ensemble Organum, Mala Punica. Dominique Vellard, którego ostatni raz słuchałam na żywo już wiele lat temu na Pieśniach Naszych Korzeni, ale jeszcze tych w Starym Sączu, też jest z natury perfekcjonistą. Jego ówczesny występ robił wielkie wrażenie, a nie mniejsze – spotkanie z nim następnego dnia (chyba mam gdzieś jeszcze notatki – fascynujące to było).
Dziś porusza się o lasce, a dyryguje (i śpiewa) siedząc na wysokim stołku, niemniej i jego głos, i precyzja kierowania zespołem wciąż zadziwiają. I jeśli nawet tej precyzji samemu zespołowi nie starczyło na cały występ, to dało się to wybaczyć.
Sam śpiew był – może nawet zaskakująco – tradycyjny; nawiązując do poprzedników koncertowych w Kościele św. Jakuba, raczej w stronę Hilliardów niż Pérèsa czy graindelavoix. I powiem szczerze, że było to dla mnie na swój sposób odświeżające – nie wszyscy muszą wpadać w tę samą manierę, czy jest ona bardziej, czy mniej uzasadniona historycznie. A ponadto właśnie śpiewając tak po prostu łatwiej było połączyć różne stylistyki, o którym to problemie wspomniałam już wcześniej.
Komentarze
Pobutka 9 XII. J. Bell 49; J. Turina 134; C. Supervia 121; E. Schwarzkopf 101;
https://www.youtube.com/watch?v=c2IYLaO_WXM
https://www.youtube.com/watch?v=Zxvm1Ze8Vps
i cos pod wpis https://www.youtube.com/watch?v=snsXiw6LOKw
Pierwszy stycznia jest początkiem nowego roku, bo tak wyszło Sosygenesowi (albo Cezarowi) przy ustalaniu kalendarza – juliańskiego. Wtenczas zaczęto rok urzędowy… zaczynać w styczniu. I od tego poszło, chrześcijaństwo tylko do istniejącego już stanu rzeczy dostosowało swoje legendy – bo o ile o ostatnich latach życia Jezusa historia ma cokolwiek do powiedzenia, to o narodzinach nie wiadomo nic, a wszystko, co istnieje, to stworzone po latach legendy i mity.
O napletkach można poczytać tutaj: 🙂
http://historia.focus.pl/archeologia/relikwia-ze-az-wstyd-czyli-gdzie-sie-podzial-napletek-jezusa-1415?strona=1
Bardzo mi się podoba koncepcja pierścienia Saturna 😈 😀
@hoko
Rozczarowałeś mnie tą informacją o wniebowstąpieniu napletka Jezusa. Miiałem już nadzieję, że da się zbadać kod genetyczny Boga.
Może wiesz chociaż w takim razie do którego fryzjera Jezus chodził?
A musiał? 😉
Kim byl? 😉 Dlaczego nie chodzil do fryzjera – odpowiedz w punkcie E 🙂
A. THREE PROOFS THAT JESUS WAS MEXICAN:
1. His first name was Jesus
2. He was bilingual
3. He was always being harassed by the authorities.
B. But then there were equally good arguments that JESUS WAS BLACK:
1. He called everybody „brother”
2. He liked Gospel
3. He couldn’t get a fair trial.
C. But then there were equally good arguments that JESUS WAS JEWISH:
1. He went into His Father’s business
2. He lived at home until he was 33
3. He was sure his Mother was a virgin, and his Mother was sure he was God.
D. But then there were equally good arguments that JESUS WAS ITALIAN:
1. He talked with his hands
2. He had wine with every meal
3. He used olive oil.
E. But then there were equally good arguments that JESUS WAS A CALIFORNIAN:
1. He never cut his hair
2. He walked around barefoot
3. He started a new religion.
F. But then there were equally good arguments that JESUS WAS IRISH:
1. He never got married
2. He was always telling stories
3. He loved green pastures.
G. But perhaps the most compelling evidence that JESUS WAS A WOMAN:
1. He had to feed a crowd at a moment’s notice when there was no food.
2. He kept trying to get the message across to a bunch of men who JUST DIDN’T GET IT!
3. Even when He was dead, He had to get up because there was more work for him to do.
Ładne 🙂
Studiował kiedyś u nas na warszawskiej uczelni Meksykanin, który miał na imię Jesus Maria. Ale i tak wszyscy mówili na niego „Ciucia” 🙂
https://mx.linkedin.com/in/jes%C3%BAs-ma-figueroa-santacruz-63544a22
A przez to, że urodził się na Podhalu to był Polakiem. 🙂
Panie, co mam pisac? – pytal Jan Ewangelista Jezusa
Pisz co chcesz, chlopcze! – odpowiedzial mu
__________
A czy Jezus nie jest krolem Polski? INRP
——
Kinky Friedman spiewal o Jezusie
https://www.youtube.com/watch?v=ESNCWrks6vQ
„They Ain´t Making Jews Like Jesus Anymore”
Czyżby Chucho?
@ Amapola – być może, nigdy nie widziałam tego napisanego 🙂
A my tu dziś się przenieśliśmy w stronę protestancką, mentorów Bacha – Dietricha Buxtehudego i Johanna Adama Reinckena. Dokładnie w stronę odbywających się w ich czasach koncertów wieczornych zwanych Abendmusiken. Muzyka więc obliczona na proste mieszczańskie gusta, można powiedzieć pop music tamtych czasów, ale niezmiernie miła, w tym dwie kantaty w formie chaconn Buxtehudego. Sympatyczny zespół La Rêveuse i solistka marokańsko-francuska Hasnaa Bennani, która współpracuje z całą francuską czołówką muzyki dawnej – zdaje się, że była u nas z Le Poème Harmonique. Ładna, ciepła barwa, raczej mezzosopranowa (choć przedstawia się jako sopran); z początku miała usterki – zapewne z nierozśpiewania, później się poprawiło.
Pobutka 10 XII O. Messiaen 108; M. Gould 103; C. Franck 194; Sarah Chang 36; D. Sebesky 79.
https://www.youtube.com/watch?v=MlIxh7v5IFA
https://www.youtube.com/watch?v=gwxzfpo4AEQ
https://www.youtube.com/watch?v=4wMNMR0KR8Q
:Oops: Cos jest nie w porzadku 👿 z dzwiekiem w sonacie Francka (druga linka) 😯
Bardzo prawdopodobne, skoro Chucho to właśnie zdrobnienie od Jesus (a z małej litery „psisko, kundel”). Miałam kiedyś kasetę Placido Domingo z piosenkami latynoskich twórców i jeden z autorów nazywał się Chucho Monje czyli Jezusek Mnich ;).
Pozwolę sobie na przeskok o trzydzieści trzy lata – mnie swego czasu wmawiano, że właśnie dlatego na krucyfiksach On ma przepaskę biodrową – żeby ukryć tę drażliwą kwestię…
Witold,
kod genetyczny Boga badali w Sokółce 🙂
Dobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=bBGRbRq_BQg
NOBEL 2016
___________-
dzisiaj, 10 grudnia, ceremonia wreczenia nagrod Nobla
co bedzie grane?
o godz.16.31 ceremonie rozpocznie Orkiestra Krolewskiej Filharmonii (dyr. Marie Rosenmir), ktora towarzyszyc bedzie zebranym gosciom a jak przystalo na tradycje bedzie to Marsz D-dur Mozarta, KV249.
Dalej:
„Quadrille” / „The wedding on the Eiffel tower” komp. Germaine Tailleferre
„Oxford Ness” / „Suffolk suite”, Doreen Carwithen
„Serenade” / „King Kristian II”, Jean Sibelius
„A Hard Rain´s A-Gonna Fall”, Bob Dylan, arr.Hans Ek, wyk. PATTI SMITH (w zastepstwie Laureata)
Ceremonie zakoncza krolewscy filharmonicy kompozycja Hugo Alfvéna, szwedzkiego kompozytora, „Drottningen av Sabas festmarsch” (Marsz uroczysty krolowej Saby) z „Den förlorade sonen” (Syn marnotrawny).
https://www.youtube.com/watch?v=IN_hRQifM_I
dyr. Nikolaus Harnoncourt, Sachsische Staatskapelle, Drezno
@ Amapola
Ale jest też w średniowieczu cała seria przedstawień ukazujących małego Jezusa z odkrytymi, wręcz eksponowanymi, genitaliami np. taki piękny dyptyk: https://en.wikipedia.org/wiki/Melun_Diptych#/media/File:Fouquet_Madonna.jpg, czy trochę mniej widoczne, ale z bliższego nam regionu:
http://culture.pl/pl/dzielo/piekna-madonna-z-wroclawia
Celem takiego ukazania było podkreślenie człowieczeństwa Chrystusa i jego płci. Wiązało się to z chęcią ugruntowania dogmatu o wcieleniu, współistnieniu dwóch natur Chrystusa boskiej i ludzkiej. Pierwotnie dogmat ten został ogłoszony na soborze chalcedońskim w 451 roku, co wówczas było m.in odpowiedzią na szerzącą się herezję monofizytyzmu, która nie uznawała ludzkiej natury Chrystusa.
Natomiast jedno z teologicznych wyjaśnień przepaski na biodrach (perizonium) ukrzyżowanego Chrystusa, to odwołanie do historii Adama z Księgi Rodzaju. Chrystus reprezentuje Adama, który w czasie niewinności był nagi, ale nosił przepaskę po Upadku. Można to tłumaczyć tak, że Krzyż i przepaska na biodrach są zatem symbolami identyfikacji Chrystusa z grzesznikami.
Dzień dobry 🙂
No to wyjaśniło się imię kolegi. Nawet nie wiedziałam, że Chucho to zdrobnienie od Jesus. Ale dużo jest takich zdrobnień – także po polsku – które trudno skojarzyć z pełną wersją imienia.
@Frajde: dziękuję za ciekawy i pouczający komentarz.
@Dorota Szwarcman: lepszy już Chucho niż Chuy, bo i takie zdrobnienie istnieje :). Chociaż i tak nic nie pobije, moim zdaniem, zdrobnienia od dwóch imion jednocześnie, czyli Chema/Txema od José María…
A Marc-André Hamelin wczoraj w II Koncercie fortepianowym B-dur Brahmsa w FN zachwycił mnie. Naprawdę. Byłam uprzedzona do gry na żywo tego pianisty, po występie na któryś Chopiejach. Teraz jestem pod dużym wrażeniem. Może ktoś był i napisze coś mądrego. Może Ścichapęk, który zarzekał się, że będzie oglądał transmisję:-)
@ Frajde – No to zazdroszczę 🙂
@ Amapola – w zdrobnieniu od dwóch imion naraz specjalistami są Francuzi. Np. Maïté od Marie-Thérèse (choć bywa to też osobne imię).
Parę dni temu wyszło, że jestem staroświecko elegancki, teraz jeszcze, że mam prosty mieszczański gust. 😛
O ile to pierwsze nijak nie chce się do mnie dopasować, to drugie owszem i nigdy tego nie ukrywałem. Bardzo ładnie grali, ładnie pani śpiewała, aj lajk it. Chyba były jakieś kombinacje z ogrzewaniem, bo żeby skrzypce się rozstrajały po trzech minutach, to jeszcze nie słyszałem. Ale to szczegół.
Dzisiaj za to będzie Harmoniemusik, której szczerze nie znoszę, a słuchać będę w ramach programu badawczego „czy na tych instrumentach idzie grać czysto”. 🙂
W kwestiach teologicznych mogę tylko zacytować poetę:
Nieletka,
nieletka
jest dola
napletka
C2 w równym stopniu dowodzi, że Jezus był Włochem.
Nikt nie poinformował, że nie żyje Greg Lake.
Dwóch emersonów w jednym roku. Eh eh.
Idzie napletek borem, lasem
rozmyśla o czasach, kiedy był
etc.
@Dorota Szwarcman
Według Basków Maite jako zdrobnienie od Marie-Thérèse to ściema dla „przeszmuglowania” zakazanego ongiś baskijskiego imienia Maitena ;-).
http://www.euskaltzaindia.eus/index.php?option=com_eoda&Itemid=469&lang=es&testua=MAITE&view=izenak
Faktycznie, są takie dzionki, gdy coś jest kosztem czegoś, gdy trzeba dokonywać wyjątkowo trudnych wyborów, a przy tym dusza boli, bo chce się mieć ciasteczko, zjeść ciasteczko, dostać ciasteczko, upiec ciasteczko etc. Cóż, w piątek wybrałem koncert w NOSPRze z Sandrine Piau, która zachwyciła (nawet jeżeli z maleńkimi zastrzeżeniami to jednak przede wszystkim zachwyciła) w Les Illuminations B. Brittena. Piękny jest ten cykl pieśni Rimbauda – zwłaszcza, że wolę w tym przypadku głos żeński (a już broń Boże Bostridge`a). Poza tym w drugiej części przepięknie partie solowe wiolonczeli zagrał Łukasz Frant w Straussowskim Don Quixote. NOSPR poza tym, że sam w sobie jest wspaniałym organizmem muzycznym, to ma świetnych prymariuszy w poszczególnych sekcjach. I to wyjaśnia, dlaczego w piątek dokonałem takiego a nie innego wyboru. Chociaż warszawskiej transmisji, nie powiem, też mi żal.
@ Amapola – może i tak, ale sama znałam przynajmniej dwie Marie Teresy właśnie tak zdrabniane (w Lyonie i w Paryżu) 🙂
@ 60jerzy – osobiście nie słyszałam jeszcze wykonania Les Illuminations, które by mnie zadowoliło… 🙁
Jedno drugiego nie wyklucza ;-).
? : )
„Maïte” – znam taka osobe ze Szwajcarii/Chambéri a w paszporcie Marie-Thérèse
PATTI SMITH na Noblu 2016, 10.11 w Sztokholmie
https://www.youtube.com/watch?v=DVXQaOhpfJU
(kompozycja Boba Dylana „A Hard Rain´s
A-Gonna Fall”
A mnie Hamelin zachwycił w sobotę. I to tak, że nie chce mi się pisać, wybaczcie – wszystko zostało w muzyce:) Dodam tylko, że słyszałem go w Warszawie kilka razy, i moje oczekiwania nie były wygórowane, a dziś ten Brahms – po prostu wydarzenie. Zjawiskowe bisy. A orkiestra FN pod maestro Kaspszykiem przeszła samą siebie. Świat BYWA piękny!
Musiało być rzeczywiście pięknie. 🙂
PK, ten utwór Brittena jest chyba z rodzaju tych, w których nie sposób doczekać wykonania, gdy poziom zadowolenia zrównałby się z poziomem oczekiwanego spełnienia. Jest w nim piękno trudne do zdefiniowania, aura, tajemnica, wielość i wieloznaczność emocji, a wszystko to na gruncie poezji. Do tego wokalnie spacerek toto nie jest. Orkiestra smyczkowa też nie jest sprowadzona do akompaniamentu (przepraszam za użycie obraźliwego słowa). Dlatego, jeżeli zasłucham się, poddam wykonawcom, to już jestem prawie szczęśliwy. A to więcej, niż tylko zadowolony…
Droga Pani Kierownik,
Dziękuję serdecznie za to stwierdzenie:
„I powiem szczerze, że było to dla mnie na swój sposób odświeżające – nie wszyscy muszą wpadać w tę samą manierę, czy jest ona bardziej, czy mniej uzasadniona historycznie. ”
🙂