Eine kleine Harmoniemusik

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W odróżnieniu od Wielkiego Wodza ja akurat uważam, że Harmoniemusik ma wiele wdzięku. A już zwłaszcza w takim wykonaniu, jak dęciaki z Akademie für Alte Musik.

I tym razem, jak w zeszłym roku, zespół z Berlina przedstawił instrumentalny program bardzo luźno powiązany nawet nie tyle z Bożym Narodzeniem, co ogólnie porą roku: program nosił tytuł Eine Winternachtmusik. O ile rok temu wystąpili w mieszanym składzie, to tym razem pojawił się oktet dęty z dodatkiem kontrabasu (i tym razem jedną z najbardziej widocznym wykonawczyń była pierwsza oboistka Xenia Löffler, i to nie tylko dlatego, ze była jedyną kobietą w zespole).

Harmoniemusik kojarzy się nie tylko z dworskimi sytuacjami, ale też np. z masońskimi. A te kojarzą się z Mozartem. Choć wstąpił on do loży w 1784 r., a Serenada c-moll „Nacht Musique” KV 388 powstała z rok czy dwa wcześniej, kto wie, co mu chodziło po głowie, biorąc pod uwagę tonację i nastrój. Bardziej jednak z muzyką masońską kojarzy się tonacja Es-dur i w niej utrzymany został utwór Antonia Salieriego Armonia per un Tempio della Notte, który rzeczywiście miał takie właśnie przeznaczenie.

To były poważniejsze części tego programu, a pozostałe służyły wesołej zabawie. Leopold Mozart lubił pisać muzykę programową i taką właśnie opowiastką jest Divertimento Es-dur „Eine musikalische Schittenfahrt”. Treść poszczególnych części była odczytywana przez pierwszego klarnecistę; tłumaczenie polskie zostało odczytane przez prowadzącego Dwójkową transmisję Marcina Majchrowskiego. Są tu oczywiście tytułowe sanie symbolizowane przez dzwoniące janczary; w innej części mowa jest o odpoczynku koni, a więc oboiści parskają, waltornista „rży”, a wszyscy tupią itp. Ponoć jest to wszystko wypisane w partyturze. Choć zapewne nie dotyczy to momentu, gdy podczas sceny w karczmie, kiedy mowa jest o jedzeniu, klarneciści, którzy nie grają w tym numerze, chodzili po sali i rozdawali publiczności Mozartkugeln.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Nawet zagrany na koniec Oktet Beethovena był jednym z lżejszych utworów jego późnego okresu – ma on opus 103, więc o numer późniejszy od dwóch ostatnich sonat wiolonczelowych. Jednak, inaczej niż one, jest on stosunkowo prosty, pogodny i beztroski. Cały program wprawiał w miły przedświąteczny nastrój, a świąteczny nadszedł podczas bisu – dowcipnej aranżacji Jingle Bell (z małym cytatem z Stille Nacht na koniec).

Wracając do początku, to poza normalnymi w tej sytuacji kiksami rogów myślę, że nawet Wielki Wódz musiał stwierdzić, że tę muzykę da się zagrać czysto i sprawnie… No, ale muszą to być tacy muzycy jak z berlińskiego zespołu.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj