Siekiera w zamachu
Przepraszam wszystkich oczekujących relacji z dzisiejszych koncertów Misteriów Paschaliów, ale to, czego dowiedziałam się po powrocie, zmusza mnie do podjęcia pilnie innego – śledzonego przez nas wszystkich – tematu. O festiwalu więc rano.
Pracownicy Warszawskiej Opery Kameralnej wciąż walczą o zatrzymanie barbarzyństwa, które planuje p.o. dyrekcji. Ostatnio odbył się protest – tym razem przed Pałacem Prezydenckim. Jak już wiemy, swoje zaniepokojenie wyraził minister Piotr Gliński, list otwarty do marszałka Adama Struzika wystosowała grupa luminarzy polskiego życia muzycznego. I co? I nic. P.o. dyrekcji idzie w zaparte. Dziś w nocy (godz. 21!) pracownicy otrzymali świąteczny prezent: wrzutkę regulaminu zwolnień grupowych, które mają rozpocząć się 18 kwietnia, zakończyć 28 kwietnia, a jeśli ktoś się z jakichś powodów nie da zwolnić od razu, to jak najszybciej. Pismo podpisane jest przez p. Danutę Bodzek – „Zastępcę Dyrektora ds. Finansowych i Rozwoju (!)”.
Pani Bodzek pisze, że konsultacje ze związkami zawodowymi były i „WOK i przedstawiciele Organizacji Związkowych potwierdzili zakończenie konsultacji (…). Stronom nie udało się osiągnąć konsensusu i zawrzeć porozumienia (…)” i w związku z powyższym WOK ustala („WOK to my”) niniejszym zasady postępowania w sprawach dotyczących pracowników objętych zamiarem grupowego zwolnienia, w tym w szczególności kryteria doboru pracowników do zwolnienia, terminy przeprowadzenia zwolnień, a także obowiązki pracodawcy w stosunku do pracowników objętych zamiarem zwolnienia.
Dalej powtórzono in extenso wszystkie kłamstwa z poprzedniego pisma, tj. że „sytuacja finansowa pracodawcy nie pozwala, przy utrzymaniu dotychczasowego poziomu zatrudnienia, na kontynuowanie działalności z zachowaniem niezmienionego jej profilu” – w momencie, kiedy wiemy, że WOK dostał właśnie 3 mln ekstra od Struzika, a i minister obiecuje 4,5 mln, byle nie zwalniać ludzi. Są dalej owe brednie o „zespole akompaniującym”, jeszcze raz jest podkreślone, że ma to być teatr impresaryjny i poświęcony wyłącznie wykonywaniu muzyki baroku i klasycyzmu (!). Trwają prace nad zmianą regulaminu WOK, „nie ma możliwości uniknięcia ani zmniejszenia rozmiaru zwolnienia grupowego, WOK nie widzi również możliwości przekwalifikowania lub przeszkolenia pracowników”. Znów podkreśla się, że w WOK pracuje 255 osób (wymieniając ich funkcje), pomijając fakt, że wielu z nich ma tylko pół etatu. Itd. itp.
Swego czasu pani dr p.o. dyr. wspominała o „wysokich odprawach”, jakie czekają muzyków. Otóż ci, którzy odejdą za porozumieniem stron, otrzymają „dodatkową rekompensatę z tytułu rozwiązania umowy o pracę w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia zasadniczego brutto określonego w umowie o pracę”. Ogólnie odprawy mają wynosić: dla pracujących w WOK od 2 lat – wysokość jednomiesięcznego wynagrodzenia brutto, od 2 do 8 lat – w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia brutto, ponad 8 lat – trzymiesięcznego wynagrodzenia brutto.
A teraz przypomnijmy: zarobki muzyków WOK są takiej wielkości, że członek orkiestry przez rok nie wyrobi tyle, ile Alicja Węgorzewska zażyczyła sobie od marszałka Struzika za jedną chałturę.
Kto zatrzyma ten wandalizm?
Komentarze
Pobutka 13 IV https://www.youtube.com/watch?v=90FoFSnJots – tak, jak sie tylko da, pod wpis?
A tak, od rzeczy – co za Muzyka na inne czasy! https://www.youtube.com/watch?v=9ZX_XCYokQo
Dzień dobry. Ale czy dobry?
Attyla, wódz Hunów, faktycznie tu pasuje…
Pani dr dla marszałka to jak Misiewicz dla Macierewicza. Tyle że niestety Kosiniak-Kamysz nie może w swojej partii tyle, co Kaczyński w swojej 🙁
Chciałam powiedzieć, że powinien sobie zdawać sprawę, jak źle to działa na wizerunek partii. Ale przypomniałam sobie, że to raczej partia disco polo, więc dla elektoratu w sam raz…
@Dorota Szwarcman Wspomniała Pani powyżej o wizerunku PSL. To chyba nie ma żadnego znaczenia dla działaczy ludowych. Gdyby rzeczywiście im zależało na pozytywnym wizerunku, to z pewnością nie wystawialiby na stanowisko wicedyrektora WOK Pani Danuty Bodzek. Dla PSL-owców liczy się tylko kasa i nic więcej.
Tak mniej więcej to wygląda:
http://wiadomosci.tvp.pl/29452945/zagadka-szkolnej-imprezy
Takie jest całe PSL, nie można więc wymagać od nich by dbali o swój wizerunek.
Szkoda, wielka szkoda WOK i Artystów. To na co pozwala sobie Pani Węgorzewska z Panią Bodzek to ogromne barbarzyństwo!!!!! Dzięki tym Paniom PSL będzie mogło sobie śpiewać w WOK „Majteczki w kropeczki, łohohoho…”, bo chyba tylko o to im chodzi.
Też mi źródło, Wiadomości TVP 👿
Są lepsze.
Przez ponad 20 lat współpracowałem z WOK jako skromny chórzysta, czy autor różnych programowych tekstów, toteż współdemonstrowałem z Kolegami pod pałacem (dzierżąc nawet przygotowany przez nich baner, nb. w b. dobrym towarzystwie 🙂 ) Odnoszę wrażenie, że działaniom muzyków WOK trochę brakuje profesjonalnego wsparcia „PR-owego” (nie mówię tu o dziennikarzach, w tym p. Dorocie, którzy robią, co mogą i gdzie mogą – chwała za to!), zwłaszcza w mediach społecznościowych, w których z trudem można było znaleźć informacje choćby o planowanych pikietach i ich programie. Po drugie – pewnie to i owo można by „ugrać” dzięki dobrym prawnikom, bo działania obecnej – pożal się nad nią Boże – dyrekcji są w wielu miejscach grubymi nićmi szyte. Nie jestem pewien, czy muzycy takich mają do pomocy – może ktoś kompetentny w sprawach prawa pracy itp. pomógłby „pro bono”? Po trzecie wreszcie – za mało jest w tej sprawie solidarności. To piękne słowo zostało wyświechtane przez wiadomy związek zawodowy, który – co skrajnie obrzydliwe – zamiast wspierać zwalnianych, np. w Polskim Radiu, czy Teatrze Polskim we Wrocławiu, nierzadko wspiera… zwalniających, bo są mu milsi politycznie. To jakaś aberracja, ale niewiele poradzimy. Mówię o solidarności w zwykłym, ludzkim sensie – muzycy innych instytucji powinni przemyśleć jakieś symboliczne gesty, nie wiem jakie – dedykowanie koncertu? Znaczek z logo WOK, czy baner podczas występu? Sam zespół WOK też jest niestety podzielony (Diva stosuje zasadę typową też dla całej „dobrej zmiany”: divide et impera…) – przestrzegałbym przed „potępianiem” tych, którzy (jeszcze?) nie zwolnieni, może nie dość wspierają zwalnianych, bo są i takie głosy. Po ludzku można ich – paskudnie zastraszanych i szantażowanych – zrozumieć. Tym bardziej powinni zabrać głos muzycy innych instytucji. Choćby dlatego, że takie sytuacje mogą być coraz częstsze, niestety.
Hm… martwi mnie te cała sprawa i szczerze współczuję. Prawda jest taka, że instytucje kultury powinny być w całej Polsce absolutnie wyłączone spod jurysdykcji samorządów, zwłaszcza te w dużych miastach. Problemem jest to, że w tzw terenie rządzi od dziesiątek lat PSL, a polityce tej partii są bardziej zainteresowani tym, żeby było to i owo w małych miejscowościach, robiąc to często kosztem kultury, której nie rozumieją i nie potrzebują. Jak mają podnieść rękę za chodnikiem w Grądziszewie, czy za pieniędzmi na np WOK, wiadomo co wybiorą, licząc na to, że ktoś inny wypełni lukę, a to miasto, a to może ministerstwo, a może się zrzuci na jakąś fundację. Rodzi to wiele patologii i konfliktów, całkowicie bezsensownych. Kultura w całości powinna być wyjęta spod sejmików wojewódzkich.
A, i jeszcze jedno, mam uwagę do Pani autorki. Zaskakuje mnie bowiem fakt, że kiedy dokładnie te same rzeczy działy w Krakowie z Capellą Cracoviensis narracja była zgoła odwrotna… To był precedens, pierwszy w Polsce, wtedy trzeba było protestować, a nie popierać, bo akurat to było na rękę kolegów… Teraz dotknęło to innych kolegów Pani, więc nagle zmiana tonu. Tym bardziej, że akurat w porównaniu z CC w WOK – o czym krążą od dawna legendy – jakiś tam przerost zatrudnienia chyba naprawdę jest. Ja wiem, że to zawsze jest trochę demagogiczny argument, ale od redaktora poważnych gazet i portali wymagałbym konsekwencji i obiektywizmu…
@ rassmussen – witam. Czy w takim razie uważa Pan, że wszystkie instytucje kultury mają być centralnie sterowane? To dość skomplikowany problem. Mnie się wydaje, że wśród zadań samorządów powinno być istotne również dbanie o kulturę, zwłaszcza tę lokalną. Jednak WOK jest instytucją innego typu i to, że znalazła się akurat pod urzędem marszałkowskim, jest jej wielkim pechem…
Co zaś do Capelli Cracoviensis, tłumaczyłam już wielokrotnie, jaka była różnica między tymi dwoma przypadkami, ale powtórzę jeszcze raz. Zespół był dużo mniejszy, odbyło się to inaczej, zaproponowane zostało muzykom przekwalifikowanie się. A przy tym była prawdziwa wizja nowej CC, stworzona przez kogoś, czyją pozytywną działalność znałam z innych miast (Świdnica, Wrocław), a według mnie gwarantował powodzenie tej wizji – co, jak widzimy dziś wszyscy, sprawdziło się. Co więcej, ci, którzy najwięcej „dymili”, strajkowali i protestowali, dziś są w jak najlepszej komitywie z szefem i stanowią trzon zespołu.
O przeroście zatrudnienia w WOK i o tym, jak to można było załatwić, pisywałam również wielokrotnie, także tutaj. Uwagi „prywatne” pozwolę sobie pozostawić z wyłącznie jednym komentarzem: są po prostu niesmaczne.
Szanowna Pani:
Precyzując, ten sam problem co WOK mają opery, filharmonie i inne tego typu instytucje kultury, które podlegają samorządowi wojewódzkiemu, w którym PSL miał, ma i będzie miał zawsze większość. Przeciętny radny – podkreślam – sejmiku wojewódzkiego powiedzmy z Łącka ma zazwyczaj tyle wspólnego z kulturą wysoką co ja ze śliwowicą… zależy mu raczej na tamtejszym domu kultury a jakieś tam instytucje w dużym mieście niech tam się toczą, byleby spokój był. Legendą już obrosła wypowiedź byłego na szczęście marszałka Sowy, który objawił swego czasu, że nowej filharmonii budował nie będzie, bo już jedną wybudował w Lusławicach… A zatem, reasumując kulturę wysoką dużych miast powinno się wyłączyć spod jurysdykcji samorządów wojewódzkich, bo w tych gremiach będzie zawsze na przegranej pozycji. W zamian mniejsze instytucje pod samorząd lokalny, większe pod ministerstwo. Centralne sterowanie zdecydowanie nie, ale centralne finansowanie jak najbardziej tak.
Co do drugiego tematu, to jak uczy historia takich przypadków, nie ma dymu bez ognia, z pewnością jest grupa ludzi, która za rogiem czyha na WOK i jego pokaźną dotację, która i tak będzie. Z tego co pamiętam naczelnym hasłem w Krakowie było „jest kasa do wyrwania z miasta”. No i faktycznie była, bo krakowski przykład jest znacznie droższy niż był poprzednio, zatrudniając połowę poprzedniego stanu. Cud? Zobaczymy, gdzie WOK wyląduje i kto finalnie na całej aferze skorzysta, wtedy można będzie odtworzyć sznurki. Czy w Krakowie można po latach rozszyfrować sznurki? Oczywiście. Ci, którzy najwięcej dymili… Ma Pani informacje jak widać bardziej z dalekich opowiadań chyba, bo pisze Pani o raptem 2 osobach, które moim skromnym zdaniem odegrały wspaniałe role aktorskie, nie wiem tylko czy komiczne, czy tragikomiczne… Faktem jest zaś, że smyczkowcy zostali, wywalono dęciaków i wokalistów, a kto z zespołu sprowadził szefa do Krakowa to w środowisku wiadomo dokładnie, mniejsza o nazwiska. Taka była widocznie umowa. Za cenę jak rozumiem przekwalifikowania, dość fikcyjnego ale co tam, i zaakceptowania faktu, że gramy może te mniej prestiżowe koncerty, a muzycy zewnętrzni, bliżsi koszuli te bardziej prestiżowe. Za to mamy pracę… Ciekawe, czy Ci ludzie mają jakiegokolwiek z tego powodu kaca. Niemniej, Ci, którzy najbardziej dymili wylecieli na bruk, oprócz 2, reszta lojalnych została. I Pani wtedy do tego chętnie przyłożyła rękę, nie chce wymieniać łańcuszka nazwisk po którym zapewne to szło, ale przecież Pani sama wie… To był precedens, po którym w Polsce można rozwalić każdą instytucję i moim zdaniem nie ma od tego odwrotu, z całym szacunkiem daremne są Pani żale i wywody, myślę, że nikt we władzach tego nie będzie słuchał. Jak uczą przykłady za rozwalanie zespołów daje się po cichu nagrody pieniężne, medale, a nawet pozornie niezwiązane ze sprawami honoraria. To kusi, trzeba tylko znaleźć kogoś, kogo rękami to zrobimy, kto się nie boi środowiskowego ostracyzmu, a następnie jak będzie już spokój to ułożymy sobie wszystko na nowo. Tak to działa, podobnie będzie i tu. Do wysokiej kultury od kilkunastu lat zaczyna coraz śmielej wkraczać dziki kapitalizm. Trzeba mieć za sobą tylko władze i odpowiednie media, zawsze gotowe wszystko przyklasnąć. Wtedy można wszystko, nawet mieć nieudane koncerty i nazywać to walorem świeżości… Co do wizji w CC, jednym się podoba, innym nie, mnie osobiście drażni medialny entourage rodem gdzieś od Janusza Palikota… Pozdrawiam.
Nie wiem, co ma z tym wspólnego Janusz Palikot 😈 Ale ostatnio np. CC występowała z własną produkcją już po raz drugi w Theater an der Wien. Za parę miesięcy wystąpi z Deborą Haendla na Festiwalu Haendlowskim w Halle. Płyty wydaje w wytwórniach Alpha i Decca. Miałaby na to wszystko szanse pod dyrekcją Stanisława Gałońskiego (choć jak najbardziej doceniam jego dawne zasługi, które również przez wiele lat śledziłam)?
Dęte w CC zostały zwolnione, bo trudniej byłoby im się przekwalifikować. Zespół wokalny został zbudowany praktycznie od zera (choć parę osób śpiewało tam i wcześniej) ze znakomitym efektem. Instytucja nie została rozwalona, lecz zmieniono jej profil. Państwo p.o. z WOK niby też twierdzą, że zmieniają profil. Różnica jest taka, że o zarządzaniu instytucją muzyczną nie mają zielonego pojęcia i nigdy żadną nie kierowali. Jan Tomasz Adamus wcześniej miał już swoją orkiestrę Harmonologia (skrzykiwaną, ale to stała praktyka wśród „dawniaków”, których jest w kraju mało), prowadził festiwale we Wrocławiu i w Świdnicy, efekty, jeśli ktoś chciał, mógł poznać. Ani mi on swat, ani brat, podobnie jak Filip Berkowicz (dlaczego mamy unikać nazwisk, przecież nie jest żadną tajemnicą, że był to jego pomysł za czasów jego działalności w zarządzie miasta Krakowa), który nie znał wcześniej osobiście Adamusa, ale słyszał o efektach jego działalności. I nie było to związane z „dzikim kapitalizmem”, bo zupełnie nie o to chodziło. Różnica jest jeszcze taka, że Berkowicz jest muzykologiem i umie ocenić plany przedstawiane przez muzyka. W przypadku WOK ani Alicja Węgorzewska, ani Jacek Laszczkowski nie mają żadnej praktyki organizowania pracy artystycznej, co już wielokrotnie w czasie ich niedługich w końcu rządów dało się boleśnie zauważyć. Pogarda dla muzyków – również. Jeżeli nawet Laszczkowski ma jakąś wizję – a nie przedstawił jej do dziś, bo to, o czym mówił na tzw. śniadaniu prasowym, to chyba żarty, a już na pewno chaos – nie ma w Urzędzie Marszałkowskim kogoś, kto potrafiłby powiedzieć: król jest nagi, ten pan w rzeczywistości nie ma żadnej wizji (o Węgorzewskiej w ogóle nie mówię, bo o muzyce klasycznej i barokowej ma ona pojęcie… dość blade). Nie ma fachowca, ani przynajmniej rozsądnie myślącej osoby. Wszyscy boją się Struzika, który idzie w zaparte, i to jest najsmutniejsze.
Owszem, koncepcja przekształcenia WOK w zespół wykonujący tylko barok i klasykę dałaby się obronić i sama byłabym może za nią, gdyby nie przedstawiał jej ktoś, kto jest kompletnie niepoważny.
@rassmussen – W przypadku samorządów wina leży nie tylko po stronie PSL, ale również i PO. Oni razem rządzą i tak właśnie „zarządzają” instytucjami kultury. Tu liczy się tylko kasa, nic więcej, a rozwalanie zasłużonych instytucji kultury typu opery, filharmonie, muzea, teatry trwa i trwać będzie dopóki sitwa PO – PSL nie zostanie oderwana od koryta.
Michał Donajski – to prawda. Ludzie wybierają partie nie wiedząc na co głosują. Bo ma ładny krawat, jest spokojny sympatyczny… A wystarczyło by zajrzeć do słownika albo wikipedii i dowiedzieć się czym jest partia o profilu liberalnym i czym to grozi, trzeba również śledzić np zamierzenia Kongresu Kultury Polskiej, którego zresztą zapewne wyznawcą jest szacowna autorka. Reformy CC czy WOK są realizowane zgodnie z założeniami tegoż, gdzie główną rolę odgrywały takie ekonomiczne osobistości ja Hausner, Balcerowicz itp kreatury, które całą kulturę wysoką by najchętniej zaorały i poddały niewidzialnej ręce rynku. Proszę przeczytać założenia kolejnych KKP, analizy środowisk itp włos się Panu na głowie z pewnością zjeży…
Niemniej w sejmiku małopolskim wszelkie uchwały dotyczące podwyżek w kulturze i pieniędzy na nią blokował głównie PSL.
W sejmiku mazowieckim sytuacja jest szczególnie tragiczna, bowiem sitwa PO-PSL rządzi tu już trzecią kadencję, a Struzik „sprawuje” władzę marszałka województwa od 16 lat!!! Ich poczynania w stosunku do instytucji kultury wołają o pomstę do nieba. Tu nie tylko chodzi o WOK, podobnie dzieje się w muzeach, teatrach, i innych instytucjach, które podlegają Struzikowi. Tragiczna sytuacja WOK została nagłośniona w mediach, a co z innymi instytucjami, które celowo i planowo są niszczone, by zaoszczędzić pieniądze i przerzucić je następnie na inne cele. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jedną z instytucji, która podlega organizacyjnie Struzikowi jest Instytut Jana Pawła II, w którym dyrektorem jest brak marszałka i mazowieckiego księciunia – ks. Zdzisław Struzik. Wystarczy tylko zobaczyć jakie nagrody roczne dostaje księżulek od swojego brata. Krew się w żyłach gotuje. I te ich chamskie, wiejskie, śmiejące się gęby… A to Polska samorządowa właśnie!!!
@rassmussen – Gdy czytam kolejne wpisy na tym blogu to naprawdę coraz mniej wymagam konsekwencji i obiektywizmu. WOK od wielu lat niszczone było celowo przez Struzika i PO z PSL-em, a uparcie prezentowane są tu pretensje do MKiDN i Ministra Glińskiego, który chce współprowadzić
WOK. Czy warto żerować i uprawiać tanią politykę w obliczu tragedii jaka spotkała Artystów WOK?
@ Michał Donajski – to Pan uprawia tanią politykę, podczas gdy wie Pan dobrze, że to kwestia ludzi. W kwestii WOK wina jest wyłącznie Struzika z PSL, a Pan uparcie pcha PO na pierwsze miejsce w tej koalicji. Tymczasem w mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim rządzi praktycznie niepodzielnie Struzik, reszta jest zastraszona.
Hm… czyli tym razem zauważyła Pani, że to kwestia ludzi, no brawo. Ma Pani informacje z opowiadań kolegów i folderów. Mi akurat niezbyt przypada do gustu wykonywanie pieśni na tle symulującej kopulację pary, czy masturbującej się drzewem śpiewaczki, czy całującego się znanego profesora muzyki ze swoim kolegą przez folię spożywczą. Spektakle dla podstarzałych erotomanów, bo w większości takim się one podobają. Co do koncertów: każdy, kto dostałby takie pieniądze zwłaszcza pieniądze przeznaczone na promocję miasta w Europie, może zrobić sobie koncert w dowolnym miejscu, jakim tylko chce, to żadna sztuka. To kwestia pewnych miękkich układów i pieniędzy. Gałoński nie miał na no to szans, nawet gdyby robił rzeczy lepsze, nie miał ani jednego ani drugiego. Muzycy oczywiście oficjalnie muszą grać rolę Jarząbków, bo nie mają wyjścia, następnego dnia już by nie pracowali. Ale wiadomo powszechnie, że koncerty są często skandalicznie niedoćwiczone, szef macha jak cepem czasami słabo orientując się co tam leży na pulpicie, nie mówiąc o tym żeby mieć jakiś warsztat dyrygencki, zespół jest stały, ale pracuje zupełnie tak jak skrzykiwana zbieranina dawniaków jak to Pani zgrabnie ujęła. No, ale nieważne, może to się komuś podoba. Mam za to wielkie pretensje o to, że nie przeprowadzono wtedy uczciwego, obiektywnego konkursu, tylko podjęto autorytarną decyzję. Bo co? Bo niektórzy mieli wielką megalomanię i uważali się za Napoleonów kultury? Muzykologowie ogólnie nie mają żadnego, bladego nawet pojęcia o wykonawstwie i uważam, i nie tylko ja, że od wykonawstwa powinni się trzymać jak najdalej. Może podczas konkursu byliby lepsi, bo byli, może mieliby okazję przedstawić też swoją wizję. Ale nie, trzeba było wsadzić swojego, bo miał układ, a nade wszystko kilka osób z zespołu potajemnie przed resztą sprowadziło personę, za co zostało na lata jak Pani sama zauważyła, za lojalność. Szkoda mi tylko niektórych złamanych karier ludzi, co będzie i pewnie w WOK, bo ludzie kiedy odchodzą w pewnym wieku nie zostaną przyjęci do żadnej orkiestry, choćby byli najlepsi. Również dlatego, że od Was dziennikarzy, szczególnie jednego dwojga imion, dostawali medialne pocałunki śmierci, taka muzyczna śmierć cywilna. Że też wtedy nikomu pióro nie zadrżało… Pogardy dla muzyków, proszę mi wierzyć w Krakowie było całe morze. Że zacytuję „kiedy te prefesory se stąd wreszcie pójdą?”… Proszę mi też nie wmawiać, że tu ktoś kogoś nie znał, nie wiedział, bo jeśli się przez lata obserwuje środowisko muzyczne to gołym okiem widać kto kogo popiera i za kim zawsze stoi. Na marginesie: mówi Pani coś nazwa fundacja „Mleczarnia”…? Żeby dokonywać takich rzeczy jak uczą przykłady, trzeba mieć trzy rzeczy: poparcie władz, poparcie zaprzyjaźnionych mediów i dziennikarzy oraz ludzi, których rękami wykona się brudną robotę. Pani wraz z dziennikarzem dwojga imion też odegrała swoją rolę, dlatego teraz pomyślałem, że skoro Pani bierze się za sprawę WOK, tzn że może być podobnie. Najpierw trochę pogłaszczemy zwalnianych, a potem powiemy, że to jednak może i dobrze, a na końcu powitamy w progach jakiegoś nowego króla barokowego… Ciekawe, czy ten mój scenariusz się sprawdzi, czy też właśnie go spaliłem… Pani Węgorzewska sprząta „stajnię Augiasza”, a król pewnie stoi za rogiem i czeka.
Cóż za stek chorych insynuacji. I to jeszcze napisanych jakimś ezopowym językiem („a nade wszystko kilka osób z zespołu potajemnie przed resztą sprowadziło personę, za co zostało na lata jak Pani sama zauważyła, za lojalność” – co to znaczy i po jakiemu to? I co to za dziennikarz dwojga imion, bo jakoś nie kojarzę?).
Informacje mam nie z opowiadań kolegów, tylko z autopsji. Też nie jestem zachwycona niektórymi pomysłami teatralnymi Cezarego Tomaszewskiego, jeśli o nie Panu chodzi. Choć parę mnie nawet ujęło, jak np. pamiętny Mendelssohn na wolnym powietrzu, kiedy to zespół wokalny CC wykazał prawdziwą wirtuozerię. Ale to już – powiedzmy – rzecz gustu. W każdym razie nie jestem osobą, która pasuje do spiskowego schematu „wiadomo, kto kogo popiera i za kim zawsze stoi”. Nieraz musiałam zmieniać zdanie zarówno o artystach, jak i organizatorach, w tym moich kolegach (podkreślę, że koleżeństwo nigdy dla mnie nie miało nic do oceny). Muzykę i jej wykonania oceniam sama, słuchając i nie sugerując się niczyim zdaniem.
Pana zdanie o muzykologach jest totalnie niesprawiedliwie – co Pan w ogóle o nich wie? Zresztą są muzykolodzy i muzykolodzy. Akurat Berkowicz nie dość, że ukończył studia z wyróżnieniem, to ma ucho („Napoleon muzyki” – czyżbym miała do czynienia z samym sławetnym Andrzejem Kuligiem? 🙂 ), co nieraz już udowodnił.
Konkurs – zgadzam się, mógł być, i owszem. I co, byłby jakiś naprawdę dobry kandydat? Śmiem wątpić. Ci najlepsi nigdy nie zgłaszają się na konkursy, chcą zostać zaproszeni. Mieliśmy już takie przykłady, jeden dość wysoko w Warszawie.
Fundacji „Mleczarnia” nie znam i nie kojarzę – czy ma coś wspólnego z knajpą wrocławską?
Pana scenariusz z ostatnich zdań, żeby było śmieszniej, podobny jest do tego, co przypuszcza mój kierownik: że Węgorzewska została wypuszczona do mokrej roboty, a potem przyjdzie ktoś inny. Nie sądzę, bo Struzik jest wielbicielem Węgorzewskiej. Chyba że zostanie zmuszony (ale jak i przez kogo?!) do zrobienia konkursu. Ale… patrz dwa akapity wyżej.
Prztyczek pod adresem Pana Kuliga, który posprzątał to i owo świadczy o tym, że Pani doskonale wie o czym piszę. Czy niesprawiedliwie? Nie, wiem o nich bardzo dużo, niestety mam do czynienia i mówię wprost, bez ogródek, muzykologowie won od wykonawstwa, to inna dziedzina, mniej więcej jak astronomia i kosmonautyka. Zazwyczaj frustracja wywołana tym, że się nie dostało na AM. Co mają do tego studia muzykologii z wyróżnieniem? Jakie ucho, nigdy nie słyszałem jak gra, śpiewa czy cokolwiek, jakbym usłyszał to mogę ocenić. Czy byli dobrzy kandydaci? Byli i pani nie może o tym wiedzieć, no ale decydowały inne względy. Knajpy wrocławskie? Pani żartuje, przecież tyle Pani podobno wie o Harmonologi… Dziennikarz dwojga imion na przemian z Panią chłostał przeciwników raz po raz, trudno przypuszczać, żeby aż tak stracić pamięć… Los WOK przesądzony, czekamy na nowego władcę.
Nie wiem jak inni, ale ja mam dosyć tego chorego frustrata. Odstawili od cycka w tym Krakowie? Był spokój w szambie, każdy dostawał dwie czy trzy chałtury rocznie i luzik, panie doktorze, panie radco itd. A tu wzięli, pogonili do roboty i się skończyło. No i dobrze, siedź sobie w tym smrodzie, opowiadaj o spiskach, ale tylko tym, którzy chcą słuchać, tu nie przynoś. W środowisku krakowskim znajdziesz dosyć wiernych słuchaczy, magistrze sztuki. To normalnych ludzi nie interesuje, zrozumiał?
Pewnie nie zrozumiał i zaraz da temu wyraz.
O Harmonologii wiem tyle, ile ją słyszałam. W Świdnicy i we Wrocławiu. I to wszystko. Polegam wyłącznie na własnych uszach. Mleczarnia nadal z niczym innym niż z knajpą na Włodkowica mi się nie kojarzy. Nadal nie wiem, kim jest dziennikarz dwojga imion i co pisał. Zapewne ktoś z Krakowa – nie muszę znać, nie mieszkam tam i tamtejszej prasy nie czytuję. Pan Kulig nie sprzątał, tylko dewastował, i to dwa razy. Że powstawało potem coś innego, to znaczy tylko, że nic w przyrodzie nie ginie. A muzykologów, którzy są również wykonawcami, i odwrotnie, znam wielu i to z jak najlepszym efektem.
WW, dziękuję. Też mam dosyć frustrata i skoro mam wsparcie moralne, to spokojnie mówię: frustraci won od blogu, nawiązując (z niechęcią, nie mój styl) do języka pana rassmussena. Żegnam.
Nie ma za co. Ostatnio jakoś jestem małomówny i od razu zaczynają dokazywać tacy rózni. Do przemyślenia. 🙂
O wiele łatwiej niż mitycznego dziennikarza było mi łatwiej (bo po mailu) zidentyfikować autora tych wszystkich insynuacji. Tenor z dawnej Capelli 😉 Cóż, współczuję. Żeby śpiewać w obecnym składzie, trzeba być naprawdę dobrym.
Dziennikarza muzycznego „dwóch imion”, jako krakowianin, nie kojarzę, choć pewnie nie czytam wszystkiego. Pamiętam za to, że na łamach „Dziennika Polskiego” życie za starą Capellę oddawała red. dwóch nazwisk, Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz (akt. Radio Kraków), w intensywnym dialogu z red. Tomaszem Handzlikiem z krakowskiej Wyborczej. Ale to były czasy, kiedy ta ostatnia jeszcze regularnie publikowała o muzyce tzw. poważnej. Zwraca uwagę, że ogólna „Wyborcza” tegoroczne Misteria Paschalia (i Actus Humanus Resurrectio) tylko zapowiedziała (piórem red. Jacka Hawryluka), ale recenzji po festiwalu już nie odnotowałem, gdyż zapewne nie miał jej kto w krakowskiej redakcji napisać (w ogólnopolskiej zresztą też). W „Dzienniku Polskim” wykonał to miłe zadanie Mateusz Borkowski. Tyle że – jak wszędzie – nakład spada, więc niedługo przyjdzie nam liczyć jedynie na tygodniki. To taka smutna refleksja na kanwie.
Natomiast zastanawiam się, czy Pani Redaktor nie przesadza ze zgryźliwością pod adresem p. Andrzeja Kuliga, który z omawianą tu sprawą nie ma przecież nic wspólnego. Sam co prawda byłem pełen obaw, kiedy usłyszałem o tym transferze ze szpitala (skądinąd bardzo dobrego) do kultury, nie wierząc w tak renesansowe uzdolnienia.
Ale zdaje się, że wstępne utyskiwania na jego osobę z czasem jakby ucichły. Kulig nie udaje, że świetnie zna się na muzyce i generalnie sztuce (umiem to docenić), pozwalając działać ludziom, którzy takie kompetencje posiadają. Robi też wrażenie dobrego organizatora, który potrafi zintegrować działania nie tylko instytucji miejskich, ale i wojewódzkich czy państwowych (MNK), co Filipowi Berkowiczowi (przy wszystkich jego zasługach) aż tak dobrze nie wychodziło. Dość przypomnieć jego szorstką znajomość z Pawłem Przytockim, ówczesnym dyr. Filharmonii Krakowskiej.
Co do samego konfliktu Berkowicz – Kulig, to oczywiście nie było mnie przy tym, a prasa nie wdawała się w pikantne szczegóły, poza konstatacją o różnicy koncepcji. Pani zapewne zna relację tego pierwszego. Z mojej perspektywy, ścięło się 2 panów o silnych osobowościach, dzięki czemu mamy w Polsce trochę więcej fajnych festiwali. Gdyby wszystkie konkurencje tak się u nas kończyły, to byłby to szczęśliwy kraj. Pozdrawiam!
Prasa wdawała się w cytaty zarówno jeśli chodzi o historię między Kuligiem a Berkowiczem, jak jeśli chodzi o historię między Kuligiem a Elżbietą Penderecką. Z tych cytatów wynikał pogardliwy stosunek tego pana do obu tych osób – żadnej z nich nie pytałam o kontakty bezpośrednie. Pogarda mi się w ogóle bardzo, bardzo nie podoba. Zwłaszcza jeśli nie idzie w parze z jakimiś zarzutami natury merytorycznej. Różnice koncepcji nie uprawniają do takiego zachowania.
Mam różne zastrzeżenia do różnych aspektów działalności Filipa Berkowicza, ale „szorstkiej znajomości” z Pawłem Przytockim się nie dziwię. W ogóle uważam, że Filharmonia Krakowska ma pecha, jeśli chodzi o szefów…
Z gazetami rzeczywiście jest coraz gorzej, krakowska „GW” obecnie w ogóle nie ma kultury (Tomasz Handzlik już od dawna tam nie pracuje), Jacek Hawryluk był na Misteriach tylko przez dwa pierwsze dni, a Anna Dębowska nie mogła ruszyć się z Festiwalu Beethovenowskiego jako związana ze Stowarzyszeniem. Faktycznie więc nie miał kto napisać… 🙁 Dobrze, że przynajmniej naszemu blogowemu przyjacielowi Mateuszowi się udało coś tam zamieścić.
A tygodniki nie lubią relacji z wydarzeń – wolą artykuły problemowe. Pozostaje więc sieć…
Również pozdrawiam.
@Dorota Szwarcman
Być może jakieś „smaczki” do mnie nie dotarły. Nie wiem, czy chcę nadrabiać tę zaległość.
Jeśli chodzi o Filharmonię Krakowską, to od dawna „szału nie ma”, ale liczę na to, że nowa infrastruktura podciągnie tę instytucję. Obecny dyrektor dobrze się sprawdza w kontaktach z kurią i wiceministrem kultury (o dziwo, bo był w komitecie poparcia Komorowskiego). Wychodzi na to, że przez długi czas w Krakowie mogą być 2 budynki Filharmonii…Skoro umowa opiewa aż na 30 lat, to chyba nie po to, żeby rozwiązywać ją za lat kilka.
http://www.dziennikpolski24.pl/aktualnosci/kultura/a/gmach-przy-zwierzynieckiej-zawsze-bedzie-sluzyc-kulturze,12013854/
To tak na marginesie. Może kogoś zainteresuje.