Inna Partita

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Dużym zaskoczeniem na koncercie zamykającym festiwal Trzy-Czte-Ry była interpretacja Partity Witolda Lutosławskiego przez Dorotę Anderszewską z orkiestrą AUKSO. Zupełnie inna niż te, do których przywykliśmy.

Odkąd pamiętam, zwykle skrzypkowie – czy to Anne-Sophie Mutter, czy to polscy, Konstanty Andrzej Kulka czy Krzysztof Jakowicz, a także młodsi – grając ten utwór mieli na uwadze chyba przede wszystkim jakość dźwięku. Ogólnie było ślicznie i gładko. Anderszewska nie boi się szorstkości i dramatyzmu. Powiedziała mi potem, że nie starała się słuchać innych nagrań. I myślę, że to bardzo dobrze. W tej muzyce rzeczywiście jest – jak się okazuje – dramat, nie służy ona wyłącznie do estetycznych zachwytów. Zresztą były w tej interpretacji również momenty grane miększym dźwiękiem, jak np. owo słynne nawiązanie do Driad i PanaMitów Szymanowskiego – i wtedy powstał fascynujący kontrast, cytat stał się nagłym otwarciem na inny świat (świat marzeń?). Na bis zagrała Recitativo e arioso z 1951 r. z pianistą Piotrem Sałajczykiem, który grał również w Particie – i ten utwór był już zupełnie łagodny.

Artystka gra na znakomitym instrumencie Nicolasa Lupot z przełomu XVIII i XIX w., nazywanego francuskim Stradivariusem. Koledzy przypuszczali nawet, że skrzypce były jakoś nagłaśniane, co oczywiście nie miało miejsca. Szkoda, że solistka nie występuje częściej w Polsce – ja osobiście słyszałam ją ostatni raz chyba kilka lat temu w Łodzi (na tegoroczny recital z bratem w Gdańsku nie mogłam dojechać).

Partita posłużyła za centrum programu i jedyny utwór z większą orkiestrą, z udziałem instrumentów dętych. Pozostałe utwory grał już wyłącznie podstawowy skład smyczkowy AUKSO, a ułożenie programu należało do Macieja Grzybowskiego – jak komentował później, chciał zetknąć dzieła w jakiś sposób spokrewnione, choć między nimi jest pół wieku różnicy. 25-letni Arnold Schönberg napisał smyczkowy sekstet Verklärte Nacht w 1899 r. i było to jego pierwsze poważne dzieło, ale gdyby ktoś wówczas wiedział, w jaką stronę pójdzie później jego twórczość, byłby zapewne w szoku. Richard Strauss stworzył Metamorfozy na 23 smyczki solo pod koniec życia (miał 81 lat!) i na koniec II wojny światowej, w 1945 r., a dzieło Schönberga, jak się uważa, mogło być tu pewną inspiracją. Oba utwory symbolizują jakieś pożegnania: Verklärte Nacht z romantyzmem, Metamorfozy – z dawnymi Niemcami, z kulturą Beethovena i Goethego brutalnie zdeptaną przez nazizm. Dla szefa festiwalu ważne było też, że Metamorfozy były dziełem emblematycznym dla jednego z tegorocznych bohaterów Trzy-Czte-Ry – Glenna Goulda.

Na spotkaniu pokoncertowym Marek Moś opowiadał o różnych stopniach trudności tych utworów, o tym, że w gruncie rzeczy to utwór Schönberga jest trudniejszy, ale choć jest bardziej różnorodny, to wydaje się, że dzieje się w nim mniej niż w Metamorfozach. Dzieło Straussa jest gęste i choć wbrew tytułowi oparte jest na występujących w niezmiennym niemal kształcie, przewijających się wciąż kilku tematach (w tym cytacie z Marsza żałobnegoEroiki), to jest to niekończący się śpiew, który rozwija się nieprzerwanie, jakby na jednym oddechu.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

A na koniec – „najlepszy deser, jaki może być, czyli Mozart” (Maciej Grzybowski). Tyle że nietypowy: Adagio i fuga c-moll KV 546, czyli dzieło w stylu nawiązującym do Bacha (choć fuga ma temat czysto mozartowski). Gostek, w którego towarzystwie miałam przyjemność siedzieć na tym koncercie, stwierdził, że nie zna żadnego HIP-owego wykonania tego utworu. Na tubie jest np. to.

Maciej Grzybowski wyznał nam dziś, że ma już gotowy program dwóch kolejnych festiwali, a już zabiera się za następne. Zapytany, czy mógłby zdradzić, co będzie w przyszłym roku, odparł: „Mógłbym”. I nie zdradził.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj