Pięć koncertów fortepianowych
Bez żadnych dodatków, na dwóch koncertach, każdy inny i wykonany przez kogoś innego. Tak to chyba jeszcze na Chopiejach nie było.
Po południu w Studiu im. Lutosławskiego po raz drugi wystąpiła Orkiestra XVIII Wieku, tym razem z dyrygentem – Kennethem Montgomery, z którym (m.in.) stale współpracuje. Chyba od czasów Brüggena przyzwyczaili się do dyrygenta, który siedzi na krześle. W każdym razie myślałam, że dzięki niemu Alexander Melnikov poczuje się odciążony i zagra precyzyjniej. Niestety, niewiele to dało. Grał zamaszyście i ogniście, co wiązało się ze zbyt szybkimi tempami, a w konsekwencji z kolejnym „festiwalem sąsiadów”. A już rekord pobił w bisie – Preludium op. 28 nr 3 Chopina, zapędzonym poza granice możliwości.
Drugi punkt programu był bardzo dziwny. Z popularnego Koncertu a-moll Schumanna Alexei Zuev (grał już na festiwalu recital w 2009 r. i Koncert a-moll Griega w 2014 r.) zrobił rzecz kompletnie manieryczną. Stosował nieustające rubata, tak że w ogóle nie odczuwało się żadnego pulsu. Wydaje się, że próbował stworzyć interpretację historyczną na historycznym instrumencie (erard 1849, najczęściej na festiwalu używany), nasłuchawszy się starych nagrań i próbując to jeszcze pogłębić. Kto wie, może tak się wtedy rzeczywiście grało; dla dzisiejszego ucha jest to trudne do zniesienia, wręcz nieznośne. Bis był już bez tych wygibasów, ale znów nie wiem, co to było… w każdym razie z zupełnie innej epoki.
W FN przeszliśmy już do współczesności, grała Sinfonia Varsovia pod batutą Grzegorza Nowaka, w dwóch pierwszych utworach grano na steinwayu, w trzecim – na Shigeru Kawai (wiadomo, kto). Na początek Sergei Kasprov, uczeń, a obecnie asystent Lubimova (też był tu w 2009 r.) zagrał I Koncert fortepianowy Milija Bałakiriewa. Kompozytor, gdy go napisał, miał 19 lat i był zakochany w twórczości Chopina, co w tym utworze bardzo słychać. Dobrze, że przypominamy tu o tej postaci, bo kult Chopina wiele mu zawdzięcza, łącznie z pomnikiem w Żelazowej Woli, którego postawienia był inicjatorem. Samo dzieło nie jest wybitne, ale ma swój wdzięk; jest to właściwie jedna część, być może utwór został nieukończony. Pianista zagrał go bardzo porządnie i zszedł z estrady bez bisu, jak zresztą cała trójka wieczornych solistów.
Koncert f-moll Chopina po kompozycji Bałakiriewa brzmi raczej druzgocąco dla tego drugiego; napisany w tym samym wieku, ale już całkowicie dojrzały i genialny. Wystąpiła w nim również solidna firma – Krzysztof Jabłoński, przyjęty przez publiczność ciepło. Ale i tak wszyscy czekaliśmy na wielki finał, czyli II Koncert Rachmaninowa w wykonaniu Pletneva. Trzeba przyznać, że jego sposób gry jest znakomitą odtrutką na kiczowisko. Wszelkie rozlewności tego utworu pianista traktuje chłodno, choć nie zdawkowo. Zamiast emocji jest gra barwami i dynamiką. Dźwięk Shigeru Kawai, momentami bardzo miękki, skojarzył mi się tym razem z futrem noszonym zimą. Polarną, syberyjską zimą. Ta zima mnie tak wciągnęła, że nie byłam w stanie – w przeciwieństwie do większości publiczności – zrobić stojaka i bić z entuzjazmem brawo. Tak to już z tym pianistą mam. Ale bez wątpienia jest wielki.
PS. Dla rozluźnienia atmosfery po tym chłodzie: szukałam na blogu, czy napisałam coś o recitalu Kasprova – i okazuje się, że nie, bo towarzystwo blogownicze się rozhasało. To tak dla pokazania, czym bywało kiedyś to miejsce. Co przypomina, że za parę dni miną dwa lata, jak nie ma z nami nieodżałowanego Bobika…
Komentarze
Bisem Zujewa był utwór Vlastimira Peričića, o ile dobrze zapamiętałem.
Chyba jednak na bis był utwór Georgsa Pelēcisa (*1947). To Łotysz (urodzony 98 lat po wyprodukowaniu Erarda, na którym zagrano jego miniaturę), którego kocha Lubimow, którego uczniem jest Zujew. Jego Concertino bianco było kiedyś popularne i Lubimow nagrał je na płytę, stąd go znam od dawna, choć niezbyt cenię, bo to takie naiwniutkie. No i znam go z utworów wykonywanych przez Kremera, który nagrał też jego Koncert skrzypcowy „Nevertheless” i inne jeszcze rzeczy. A – jak widzę – napisał mnóstwo innych fortepianowych dziełek i cykli, różne suity, które zresztą grywa Lubimow, więc to coś z tego było niechybnie.
A generalnie dzień ujmując było odwrotnie, niż zgodnie z receptą Hitchkoka – trzęsienie ziemi na końcu.
P.S. Z tym futrem, to od razu mi się to kojarzy z „Damą w futrze”, a to już czysta perwersja. Zresztą przy całym bezgranicznym zachwycie – gra Pletniowa jest perwersyjna 🙂
Tak, oczywiście! Google mi źle podpowiedziało. Ten Vlastimir to przecież Serb…
Jeśli mówimy o skojarzeniach mi przychodził na myśl Elton John grający „Candle in the Wind”. Usłyszałam wiele popu w wykonaniu Pletneva i do teraz nie wiem co o tym mam myśleć. Na pewno było to wykonanie inne, zaskakujące, barwne i wciągające. Niestety Sinfonia Varsovia nie brzmiała idealnie, była jakaś ostrość i szorstkość w dźwięku. Do tego każde wejście puzona dodawało jakiegoś dziwnego przesteru. Może źle siedziałam, bo na końcu parteru pod balkonem. I do tego częste kiksy dętych.
@rozhasało:
Geeee-zus…….
Zujew… Nie wiem, jakich on starych nagrań koncertu Szumanienki się nasłuchał, bo jak sobie przywołuję te które znam (a mam w swoich zbiorach sporo), to jakoś tak nic nie kojarzy się z tym skrajnie manierycznym graniem, które brzmiało, jakby wyżywała się uzdolniona pensjonarka w apogeum egzaltacji.
No bo: Myra Hess (2 wykonania) – nie, zupełnie nie, wręcz przeciwnie…
Artur Rubinstein (2) – nie! nie! nie!
Wilhelm Kempf (2) – bynajmniej…
Dinu Lipatti – NIE! NIE! NIE!
Arrau (2) – absolutnie nie…
Haskil (2) – wybitnie nie…
Benedetti-Michelangeli (4) – bynajmniej, wprost przeciwnie…
Samson François (2) – absolutnie!…
Géza Anda – no nie…
Richter (4) – gdzie tam…
Cortot (3) – akurat…
Maria Grinberg – może trochę rozwichrzona, ale nie tak…
Peter Katin – romantyczny, ale ani trochę chaotyczny…
Gieseking – wprost przeciwnie!
Schnabel – nie!
Gilels – nie!!!
Moura Lympany – niekoniecznie…
Ania Fischer (3) – w żadnym wypadku…
I nie grali tak ani Perrahia, ani Cliburn, ani Argerich, ani Lupu, ani Barenboim itd, itd.
Mam też na starym fortepianie nagrania Staiera i Mielnikowa – i żadnych zujewopodobnych wygłupów tam nie znajdziemy.
A tu nagranie starego i zapijaczonego Józefa Hofmanna, dużo poniżej dawnej formy, ale i tak na wyżynach. Jak się jest Hofmannem, to sobie można ewentualnie pokombinować:
https://www.youtube.com/watch?v=oCXR4hqNS_c
A jak już słuchać młodych Rosjan w tym koncercie to – któżby inny – TRIFONOW!!!:
https://www.youtube.com/watch?v=YQMIcGNzCaA
Gostku, ale fajnie było, co? Tyle że zupełnie inaczej niż teraz 🙂
Ja miałam na myśli manieryczność w typie raczej Paderewskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=y2GciiPIPw4
Ale tam też jest jednak jakiś puls. Nie wiem, skąd się takie ochy i achy wyśniły Zuevowi.
Konserwatorium – bo muzyka konserwuje. Czasem. To tak w nawiązaniu 😉
Bloga podczytuję od dawna i kiedy dotarło do mnie, że [B]Bobik[/B] odszedł, to było mi bardzo smutno.
No bo on wziął od każdego to, co mu się spodobało 🙂 . A potem na jakąś „Kropelkę” czy inny „Super Glue” posklejał te śliczne kawałeczki… Czyli po prostu doktor Frankiensztajnow 🙂 .
Aha, i tak się strasznie cieszę na „prawie koncert fortepianowy” mojego ukochanego Miecia!!! Jak pójdzie tak dobrze, jak na płycie ECM, to już mogę zaczynać bić brawo 😉 Pamiętam, że jak ponad 20 lat temu Weinberga „wyhaczyłem”, to były upiorne trudności z dotarciem do nagrań jego muzyki. Zdobywane z wielkim trudem i niemałym kosztem płyty CD Olympii z niektórymi symfoniami i sonatami. Przegrywki z LP Miełodii, m. in. właśnie ten Kwintet z samym kompozytorem. Koncert wiolonczelowy z Rostropowiczem. Ale większości dzieł – oper, kameralistyki, wielu symfonii, symfoniett – po prostu nie było. Jakieś „zgrywki” z koncertów od kolegów, np. z jednym z koncertów fletowych.
A potem – poszłooooooooo! I dziś na legalnych płytach mam 103 opusowane dzieła, niektóre w kilku wykonaniach! I najpewniej za rok będę miał o kilkanaście dzieł Weinberga więcej – bo teraz się go grywa i nagrywa wszędzie, jest w mainstreamie! No ale to był geniusz. Jak się posłucha napisanej przez 23-latka 1 Symfonii, która przecież nie była pisana pod skrzydłami Szostakowicza, a jest z dojrzałymi symfoniami tego ostatniego absolutnie kongenialna, to podziw i szacun:
https://www.youtube.com/watch?v=OPo385wOWwA
Tak, piękna ta symfonia. A Kwintet, który ma dziś być w przeróbce wykonany, jest bodaj o rok późniejszy.
w ramach jak to drzewiej bywało można też posłuchać jak koncert grała uczennica Clary Schumann Fanny Davies: https://www.youtube.com/watch?v=CB9zQVjh8CQ
Bardzo ciekawe, dzięki.
@pianofil – wymienił Pan wielu zacnych interpretatorów a-molla, w rzeczy samej. Tylko ten Trifonov jakoś tam nie pasuje, w otoczeniu wszystkich tych Richterów, Lipattich i Cortotów. Przynajmniej nie w tym nagraniu. BTW, nie wiem, czy specjalnie (czy też nie) zapomniał Pan Zimermana z Karajanem 🙂 A tak w ogóle to przeżyć nie mogę, że Schumannowego koncertu nie zarejestrował nigdy W. Kapell…
@Trazom – jeszcze się wpasuje :-). Oczywiście, że KZ pominąłem specjalnie, bo bardzo tego nagrania nie lubię. Nie wymieniłem też chyba Polliniego, Aszkenazego, Ogdona, Janisa, Zachariasa, Frantza, Lortiego, Stephena Hough i wielu, wielu innych. Mam na CD ponad 80 wykonań, i jeszcze trochę na winylach, przecież nie słucham tego w kółko. A np. Richtera z Monte Carlo też nie za bardzo lubię, niekoniecznie też np. Grimaud. A lubię za to w tym koncercie Pires, Perrahię, Kovacevicha, Kuertiego, bardzo mi Geza Anda w tym odpowiada, podobnie jak Freire, niedawno ładnie to „zrobił” Piemontesi i jego rodaczka Pacini też całkiem, całkiem. Ale to wszystko zależy od nastroju – ostatnio absolutnie uwiodła mnie w tym koncercie Ingrid Fliter na płycie Linn Records, gorąco polecam!
Fliter w takim razie do przesłuchania. Ja mam ostatnio nastrój do Larsa Vogta, całkiem pięknie go IMO nagrał z Rattlem w czasach swojego muzycznego dojrzewania. Argerich w 2015 r. w FN, mimo niedokładności czy pozarytmicznych niespodzianek, też mnie ujęła (uwaga – subtelnością!). Choć najgłębiej w sercu są u mnie starzy mistrzowie. Trifiego w tym nagraniu nie trawię za pewną mechaniczność i w moim odczuciu nazbyt powolną narrację, znam go ze znacznie lepszej formy. A KZ wielbię, w pewne dni, za kadencję 🙂
Ciekawe, że wśród tylu wykonań – nikt nie przypomniał wznowionego niedawno Istomina z Walterem.