Wielka kameralistyka

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Ten koncert był skrojony pod Marthę, jej miłość do muzyki kameralnej i przyjemność grania z przyjaciółmi. Martha nie przyjechała, ale i tak było świetnie.

Przede wszystkim na estradzie znalazło się tylu wspaniałych muzyków, że świetnie być musiało. To był taki wieczór na wzór festiwalu w Lugano, którego niestety już nie ma (w zeszłym roku odbył się po raz ostatni), a na którym po prostu pokazywały się wszelkie kombinacje kameralistyczne. Dla mnie, jak już wielokrotnie powtarzałam, kameralistyka to wyższy stopień muzyki i nie rozumiem, dlaczego akurat na nią zabrakło sponsorów w niebiednej przecież Szwajcarii.

Tego wieczoru wystąpiły najpierw dwa z – nie waham się tego powiedzieć – najlepszych europejskich kwartetów smyczkowych. Za każdym razem z dodatkiem. Belcea Quartet zaprosił do wspólnego wykonania Kwintetu C-dur Schuberta znakomitego wiolonczelistę Roberta Cohena (ciekawostka: on jeden grał z normalnych nut, cały kwartet posługuje się już tabletami i zamiast zwykłych pulpitów ma do nich specjalne uchwyty). Dzieło to niesamowite, jedno z ostatnich i jakby zaglądające już gdzieś na drugą stronę. Wolna część wykorzystywana bywała nieraz w filmach (np. w ostatnim fragmencie wspaniałego filmu Carrington). Nawet finałowe wiedeńskie spacerki sąsiadują z nagłymi skrętami harmonicznymi wprowadzającym niepokój i lęk – aż do ostatnich akordów.

Z Apollon Musagète Quartett Kwintet Es-dur Schumanna zagrała Gabriela Montero i udowodniła, że jest znakomitą kameralistką (i ona zresztą gościła nieraz w Lugano). Ani nie uprawiała akompaniatorstwa, ani nie przytłaczała – kiedy trzeba było, trzymała się na drugim planie, ale też nie miała kompleksów, by na pierwszy plan też czasem wyjść. A kwartet – wiadomo. Muzyka Schumanna jest pogodniejsza, choć i w tym utworze druga część wprowadza nastrój niepokoju (też bywała wykorzystywana w filmach, coś mi majaczy jakaś „Kobra”).

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Później do czterech fortepianów (steinwayów, żeby nie było wątpliwości) zasiedli Angela Hewitt (prymariuszka w tym zestawie), Montero, Szymon Nehring i Alexei Zuev, a wszyscy smyczkowcy udali się w głąb sceny robić za orkiestrę. Trochę się bałam o właściwe proporcje w Koncercie poczwórnym Bacha/Vivaldiego, ale jak się okazało niesłusznie – pianiści nie byli nachalni, wszyscy się nawzajem słuchali, więc i słuchać ich wszystkich to była sama przyjemność.

PS. O popołudniowym koncercie siłą rzeczy nie napiszę, bo nań nie dojechałam – a miałam szczere chęci, jednak jakiś nieszczęsny gapowicz, który nawiał przed kanarami do tunelu metra, skutecznie uniemożliwił mi dotarcie do FN na godzinę 17. Trudno.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj