Dalszy ciąg Sceny Młodych WOK

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Działania, które wpuściły swego czasu do Warszawskiej Opery Kameralnej młodzież studencką i tworzone przez nią przedsięwzięcia, były inicjatywą ówczesnego dyrektora Jerzego Lacha. Teraz się usamodzielniły.

W programie pokazanego dziś w Teatrze Studio spektaklu pt. Psalm jego reżyser i librecista, właśnie Jerzy Lach, pisze, że jest to inauguracyjna premiera założonego przezeń Teatru Opera Modern. „Zdecydowałem się na stworzenie własnego teatru, ponieważ uznałem, że moje doświadczenie w zarządzaniu instytucjami publicznymi i zdobyta wiedza dają mi ogromne możliwości w stworzeniu własnego teatru, w którym mogę wyrazić swoje credo artystyczne i realizować współczesne przedstawienia, odnoszące się do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej”. Właściwie jest to nie tyle teatr, co trupa teatralna, zapewne o zmiennym składzie – zależnie od potrzeb danego projektu. Próby do Psalmu odbywały się na ASP, a Teatr Studio zgodził się ugościć dwa spektakle: dzisiejszy i jutrzejszy.

Libretto oparte jest głównie na powieści My, marzyciele Mbue Imbolo, wydanej niedawno i u nas, która niewiele wcześniej stała się głośna w Stanach Zjednoczonych – autorka, emigrantka z Kamerunu, otrzymała za nią już parę nagród. Jak można przeczytać pod linkiem, jest to opowieść o małżeństwie z Kamerunu, które próbuje zapuścić korzenie w Ameryce; mąż zostaje szoferem u jednego z głównych szefów Lehman Brothers, więc można powiedzieć, że złapał Pana Boga za nogi. Niestety następuje – jak wiadomo – upadek Lehman Brothers i co się dzieje dalej, można się domyślić.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

W warszawskiej wersji fabuła została uproszczona i spłaszczona. Główni bohaterowie zostali dobrani specjalnie, by zilustrować problem emigrancko-uchodźczy: co prawda bas Jasin Rammal-Rykała jest na wpół Polakiem i urodził się w Warszawie, ale jego bliskowschodnie korzenie są zauważalne; grająca jego żonę Hasmik Sahakyan urodziła się w Erewanie, ale od 16 lat mieszka w Polsce. Oboje są na pierwszym roku studiów magisterskich. W książce ci bohaterowie mają imiona; tu są nazwani po prostu On i Ona. Pracodawca to Prezes (niezawodny również aktorsko Artur Janda), a jego żonę, nieszczęśliwą, acz urodziwą alkoholiczkę i narkomankę gra Monika Łopuszyńska, absolwentka klasy Anny Radziejewskiej, podobnie jak Janda oraz kontratenor Grzegorz Hardej, który w WOK był koordynatorem Sceny Młodych, a tu w finale występuje jako Artysta-Śmierć. Głosy były niestety wzmacniane mikroportami, co je skutecznie zniekształcało, ale zrobiono to, ponieważ wzmocnione były też instrumenty. Szkoda, bo nie można było podziwiać ich w całej okazałości.

Historia jest tu o wiele bardziej banalna niż w powieści: małżeństwo uchodźców (na początku przypływają łódką, na końcu odpływają) znajduje pracę, ale konflikt między nimi a pracodawcami następuje raczej na tle prywatnym. Kiedy w końcu Prezes zwalnia swojego szofera, nie wiadomo, dlaczego właściwie to zrobił – czy z zemsty za spiskowanie z prezesową (choć ostatecznie okazał się lojalny), czy z jakiegoś innego enigmatycznego powodu; o bankructwie nie słychać. Widoczne są szlachetne intencje ukazania problemów emigrantów uzależnienionych od pracy i od zezwolenia na nią, jednak całość wydaje się dość naiwna, podobnie zresztą jak muzyka Krzysztofa Kozłowskiego (wykonawcy: Hashtag Ensemble i kwartet smyczkowy Thetonacja). Ciekawa jest scenografia Sławomira Szondelmajera, złożona z prostych elementów i inteligentnie przestawiana. W sumie pozytywne jest danie głosu młodym, należy więc im życzyć dalszych interesujących przedsięwzięć artystycznych.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj