I po Chopiejach
W ostatni dzień tegorocznego festiwalu bohaterami było dwóch bardzo lubianych przez warszawską publiczność pianistów.
Obaj wystąpili wcześniej na tej edycji po parę razy, ale różnie to było. Nelson Goerner w zeszły wtorek grał na erardzie – wiemy, że potrafi i że robi to dobrze, w końcu jego płyty dla NIFC otrzymały Diapason d’Or. Ale pełną gamę umiejętności jest w stanie pokazać dopiero na współczesnym instrumencie. Jego recital uświetnił przy okazji obchody 95-lecia ustanowienia stosunków dyplomatycznych między Argentyną a Polską; z tej okazji przemawiała pani ambasador Argentyny i na szczęście było to jedyne przemówienie na tym festiwalu – tak chcieli organizatorzy.
Sonata A-dur D 664 Schuberta to była po prostu koronkowa robota. Delikatna i subtelna. To Schubert młody, jeszcze nie mroczny, pogodny i szczery w tej pogodzie. Później zabrzmiało coś całkowicie przeciwnego: wielkie popisywactwo, w którym przesadna wirtuozeria obniża jakość estetyczną. Leopold Godowski stworzył wiele takich wariacji; ta, którą usłyszeliśmy, na temat walca Życie artysty, była częścią cyklu Metamorfozy symfoniczne na tematy z Johanna Straussa. Początkowo wydawało się, że Goerner podchodzi do tego typu muzyki dokładnie tak, jak trzeba: z lekkością i swobodą; niestety przyszedł moment, kiedy trzeba było walić w klawiaturę bez opamiętania co do tempa i dynamiki (tak to jest niestety napisane) – i tu urok prysł. No, ale pianista udowodnił, że można to wszystko zagrać. Tylko po co?
O wiele bardziej zainteresowały mnie dwa krótkie utwory rodaka Goernera, Carlosa Guastavino. No i jednocześnie słychać było, że pianista czuje się w niej swobodnie, naturalnie. Ale znakomicie czuje się również w muzyce Chopina – jego Sonata h-moll była świetna. Udowodnił w ten sposób, że jest prawdziwym muzycznym ambasadorem Argentyny na Polskę i Polski na Argentynę. Po tym wyczerpującym programie bis był tylko jeden: Nokturn fis-moll Chopina.
Wieczorem powróciła do FN Orkiestra Akademii Beethovenowskiej, która inaugurowała festiwal – tym razem wystąpiła pod batutą Grzegorza Nowaka. Pierwszy utwór był trochę perwersyjny: kawałki z suit orkiestrowych Bacha przerobione przez Mahlera na wielką orkiestrę (niespecjalnie mnie to ruszyło, ale szerszą publiczność tak). Potem już królował Garrick Ohlsson. I on wreszcie na steinwayu, po dwóch wieczorach z erardem, poczuł się jak u siebie w domu. Przed przerwą jeszcze zagrał z wdziękiem Rondo a la Krakowiak Chopina; drugą część koncertu wypełniła IV Symfonia „Koncertująca” Szymanowskiego. Podobała mi się jego interpretacja, o wiele bardziej przekonująca niż III Sonaty na piątkowym recitalu. To był bardzo dobry pomysł na zakończenie: Ba…Chopin i Szymanowski. Jeszcze trzy razy Chopin na bis: Nokturn cis-moll, Walc Des-dur („minutowy”) i Walc cis-moll, oba walczyki zagrane z dystansem i żartobliwie. I tak tegoroczny festiwal Chopin i Jego Europa przeszedł do historii. Będzie nam czegoś brak wieczorami?
Komentarze
Było, minęło. Nie ma co narzekać. W sumie naprawdę to był bardzo dobry festiwal, chyba tego co dobre, bardzo dobre lub znakomite, było więcej, niż tego co mniej dobre, mniej ciekawe lub słabe. Dla każdego coś się znalazło, a kilka razy szybowaliśmy nawet w okolicach estetycznej stratosfery. Ci, co mogli chodzić na prawie wszystko są naprawdę szczęściarzami i wybrańcami losu. W końcu jeszcze 30 lat temu w Warszawie z takich atrakcji utkano by ze 2 sezony, jak nie więcej, a są też stolice okoliczne teraz (np. Mińsk, Wilno), gdzie sobie o czymś takim mogą pomarzyć… Nie zapominając o innych miastach w Polsce, gdzie też jednak aż takich orgii nie ma, albo w ogóle niewiele jest… Brawo dla Organizatorów, którym – jeśli coś tam było nie tak – to wytknęliśmy to bezlitośnie na żółtych karteczkach-ankietach, o co sami się usilnie dopraszali 🙂
Co do finisaży:
Goerner jest wielkim pianistą i od 22 lat nam o tym coraz dobitniej przypomina. Zgadzam się co do obu Sonat, wzorcowe, a nokturn na bis zjawiskowy. A on właśnie nagrał płytę z nokturnami Chopina, już się nie mogę doczekać! Co do Godowskiego, no cóż… To był wielki aranżer, potrafiący dokonywać cudów w zakresie harmonizacji. I oczywiście byłoby lepiej, gdybyśmy zgodnie z owym BA… CH usłyszeli jedną ze smyczkowych Sonat lub Partit Bacha w jego opracowaniu. Bo zrobił piękne aranżacje wszystkich cyklicznych dzieł na skrzypce i wiolonczelę Bacha na fortepian. Szczerbakow i Carlo Grante grają je (i nagrali) obłędnie, nieźle też Alessio Bax.
https://www.youtube.com/watch?v=o-JOECXZqbY
Albo byłoby lepiej, by pokazał Chopina w wersji „godowskiej”, choć zapewne nie wszystkim by się to spodobało:
https://www.youtube.com/watch?v=zkIVJVwAA4o
Ale pianista to nie pralka, byśmi sami go wedle woli programowali. Zagrał, co zagrał 🙂
Oczywiście byli tacy, co udowadniali, że można ten konkretny utwór Straussa-Godowskiego zagrać, nawet bardzo liczni, np. Siomin, Saperton, Rian de Waal, rzeczeni Szczerbakow, Grante i oczywiscie ten „prawdziwy” Hamelin. Wielu robiło to lepiej od Goernera, ale nie wszyscy muszą robić wszystko najlepiej. Niemnie linkuje dla porównania Wilda:
https://www.youtube.com/watch?v=EIWHoYFVaIY
… zapomnianego nieco dziś Siomina:
https://www.youtube.com/watch?v=p7PAZZZHwgM
i niesamowitego Sapertona:
https://www.youtube.com/watch?v=RMU0oGA5HdI
Co do Bacha-Mahlera. Pomijając nierówności etc., to po co oni grali transkrypcję z początku XX w. usiłując brzmieć jak współczesny zespół grający na instrumentach z epoki? Dlaczego tak cienko rejestrowane były organy? Jeśli klawesyn, a nie fortepian, to nie brzdąkający Neupert, ale współczesny klawesyn koncertowy. I więcej wibrata w smyczkach. I wolniej! Więcej masy. To miało brzmieć tak, jak w NY pod Mahlerem: masywnie i z myszką. Np. tak:
https://www.youtube.com/watch?v=E2XC2tZGLmQ&list=RDE2XC2tZGLmQ&t=15
Poza tym było fajnie, były darmowe cukierki, darmowe płyty, za to nie było rzeczywiście pompy i przemówień „natury ogólnej”. Krakowiak i Koncertująca, jak na pierwsze wykonania w karierze Ohlssona, zgrane ze swobodą i nonszalancją godną wielkiego pianisty, który nawet, jak coś się odrobinę sypie, to wychodzi z tego z klasą, a ponadto wie, że to w istocie nie ma znaczenia. A walcowe bisy ubawiły nas niemal do łez, można było się domyślać wręcz, które historyczne wykonania parodiuje, i z jaką klasą!
Będzie mi brakowało relacji i komentarzy, na koncerty z małym wyjątkiem w tym roku nie chadzaliśmy, a transmisji było niewiele.
Dziś przez radio pięknie zabrzmiały te chopinowskie bisy Ohlssona, dla mnie raczej nostalgicznie, niż żartobliwie (łącznie z ostatnim walczykiem). Zawsze fascynowała mnie jakaś niebywała delikatność, miękkość, zjawiskowość pian, jaką często słyszałam w grze tego pianisty w zestawieniu z jego posturą 😉
Zwłaszcza – w zestawieniu, bo samo w sobie to jest fascynujące (i nadal on to ma).
Będzie brakować.
To taki szczególny czas pod koniec wakacji, kiedy można się beztrosko zanurzyć w muzykę, spotkać z jej wirtuozami, pooddychać wolną, czystą, piękną przestrzenią, poczuć jedność ze światem (tym przeszłym i tym odległym i tym bliskim), przeżyć wzruszające chwile, czasem się wkurzyć, czasem posprzeczać. Zawsze z korzyścią estetyczną, emocjonalną i intelektualną.
Na tyle, na ile czas pozwala…
Ale zawsze jest to piękny koniec wakacji. Lubię ten czas.
A więc – do przyszłego roku!
Dziękuję.
Ohlsson był tez nadawany przez Youtube.
Skończył się Chopin i Jego Europa, zaczyna się Beethoven i Jego Europa 😉
http://muzeum.glogowek.pl/slaski-festiwal-beethovena/
Nigdy tam nie dotarłam, bo jakoś nie było jak, ale kibicuję. Zamek, w którym Beethoven napisał IV Symfonię, jest co prawda malowniczą ruiną, ale może coś się ruszy…
http://www.opolskie.pl/2017/06/zamek-w-glogowku-odzyska-dawny-blask/
Oj będzie brakowało. Choć zawsze lepiej, gdy zostaje niedosyt. Wspaniała była ta możliwość spotkania w filharmonii w zaprzyjaźnionym gronie i wymiany poglądów tutaj.
A w ramach podsumowań, zgadzam się z pianofilem, że tego, co bardzo dobre było zdecydowanie więcej. A wybitne, dla mnie: Pletnev (recital), Herreweghe i Monteverdi, Belcea i Schubert. Żałuję recitalu Kholodenki, na którym nie byłam, który z kolei Ł. ocenił bardzo wysoko, podobnie, jak Hewitt. Na szczęście przed nami kolejne festiwale. Pewnie będzie tu o czym czytać:-)
No, będzie.
Dziś idę do Teatru Studio na spektakl Psalm w reżyserii Jerzego Lacha 🙂 A pojutrze – do Teatru Stanisławowskiego na premierę Farnace Vivaldiego w reżyserii Natalii Kozłowskiej, na inaugurację Festiwalu Oper Barokowych. Z którego zresztą dużo więcej nie dam rady zobaczyć, część to zresztą powtórzenia, a część – koncerty.
http://drammapermusica.pl/?p=1194
A od 7 września – Wratislavia.
Ah! to idziemy odwrotnie z PK. Dzisiaj wybieram się na próbę generalną Farnace, a jutro do Teatru Studio. Co do wczorajszego koncertu, byłam zachwycona Szymanowskim, była moc w tym wykonaniu, OAB pokazała swoje możliwości, i dobrze, bo po pierwszej, nieco nudnawej części potrzebna była energia. Wspaniałe zakończenie festiwalu!
Rondo w wykonaniu Ohlssona przywołało wspomnienia z młodości: nagrał je pięknie z Maksymiukiem 42 lata temu, a kasety z tym m.in. nagraniem towarzyszyły mi długo (dziś nagrania dostępne w reedycji EMI na CD). Wczoraj było zupełnie inaczej, niż wtedy: lżej, subtelniej, dowcipnie. Symfonia też bardzo interesująco wykonana, choć mam wrażenie, że nie dość spoista.
Przykrym dysonansem była dla mnie nieobecność Marthy Argerich. Ponad dwa tygodnie temu NIFC powiadomił mailowo internetowych nabywców biletów, że z powodu niedyspozycji artystka odwołała najbliższe występy. No cóż, bywa, tylko że tydzień temu w całkiem dobrej formie grała w Salzburgu…
Dla mnie absolutny TOP: Pletniow, Belecea z Schubertem, Monteverdi, zaraz potem koncerty klawesynowe Bacha, Lux, Awdiejewa z Weinbergiem Demidenko Aleksiejew. Czyli dokładnie podium identyczne, jak u Frejde 🙂
Nie może być:-) A dalej też podobnie. Może dodałabym jeszcze Staiera z Coppolą.
Do Frajdowego zestawu chopiejowej wybitności stanowczo dołączyłbym wszystkie występy zespołów Vaclava Luksa, a z recitali pianistycznych – zwłaszcza obu Nelsonów. U Freirego wyjąwszy może finał sonaty Chopka (ale za to jakaż Schumannowska Fantazja! I ten Villa Lobos! I bis!). U Goernera bez wyjmowania czegokolwiek 😀 Jak nie cierpię niektórych opracowań Godowskiego, tak wczorajszego słuchało mi się akurat znakomicie. Idealne również na poprawę nastroju, zwłaszcza że mieliśmy do czynienia z wykonaniem nie tylko upojnym, ale i nieskazitelnym (a o sąsiady w tym przecież nietrudno). Guastavina w ogóle rzadko można tutaj usłyszeć, nie tylko w TAKIEJ kreacji. A i często grywana sonata Schuberta to pod palcami Argentyńczyka czyste piękno! Sonata h-moll i nokturn na bis – tu już brak słów, tylko ciarki chodziły… Wspanialszego recitalu na finał być po prostu nie mogło.
Zapomniałem o Nelsonach!!! No, za dużo tego dobrego było…
Pletniow jak najbardziej. Doceniam powściągliwość i pełną kontrolę pozwalające skupić się na tak tutaj szeroko opisywanych subtelnościach.
Od siebie do listy „the best of” dodałbym ballady Chopina w wykonaniu Cho. Co traktuję jako przejaw daleko posuniętego obiektywizmu 🙂
Podpisuję się pod powyższym i dodam, może nie do koncertów tych absolutnie wyjątkowych, ale do tych bardzo dobrych – recital Angelicha, którego nie wszyscy wysłuchali do końca, a było tylko lepiej!
Olśnieniem, najprawdziwszą perłą był mazurek Freire zagrany na bis, osadzony w koronie całego świetnego recitalu. U Luksa takim najjaśniejszym przebłyskiem była jowiszowa dla mnie.
I czekam na Pletniowa z recitalem chopinowskim… On sam niczego nie wykluczył.
A propos – nie wykluczył, ale strasznie był w tym roku namawiany i postanowił jednak obstawać przy Rachmaninowie (z czego ja osobiście się cieszę). Jedynym wynikiem tych namawiań był bis, który – jak z tego wynika – nie był jednak tak po prostu „obsikiwaniem terenu” po Goernerze 😉 W co gotowam uwierzyć, bo na tubie można zauważyć, że jest to jeden z nierzadko przez niego wykonywanych bisów.
U mnie, na bardzo szerokim podium, obok wszystkich wyżej wymienionych najwyżej chyba jednak Hołodenko. Objawienie tego Festiwalu!
Ja też się cieszę. Czym mniej Chopina w Chopiejach, tym lepiej :-). Ja byłbym nawet za tym, by łaskawie nam panująca władza wydała zakaz pod najsurowszymi sankcjami słuchania i grania Chopina. Wówczas słuchalibyśmy w konspirze i nawet najbardziej drętwa płyta z dawnego „wydania narodowego” Muzy przyprawiałaby nas o orgazmy wzruszeń i przeżyć estetycznych. A tak, jak trzeba słuchać po dziesięć razy „emola”, to człowiek zaczyna to traktować jak opisy przyrody w powieściach Orzeszkowej w podstawówce i by mózg nie sfiksował do końca w tych koleinach wyrytych mozolnie w mazowiecko-kujawskim błocie przez Erardy 1849 et consortes, trzeba się złośliwie koncentrować na sąsiadach i liczyć ile razy szpetnie zabrzęczała ta nieszczęsna struna.
cd. poprzedniego wpisu, bo machinalnie kliknąłem. No więc jeszcze się koncentruje człowiek ze złośliwą satysfakcją na tym, jak kolejny fagocista nie radzi sobie z synchronizacją w tej trudnej solówce, a potem liczy kiksy w waltorniach. A co do wymarzonego zakazu, to po zniesieniu zakazu, kiedy muzyka Frycka wyszłaby z katakumb, to dopiero by się człowiek zaczął delektować pełną gębą, Poloneza-Fantazję graliby Anderszewski grałby w Opolu pomiędzy Zenkiem Martyniukiem i Marylą Rodowicz, a publiczność nie wypuszczałaby go ze sceny i nawet z wdzięcznością wysłuchała na bis całych Masek Szymanowskiego, którego też pewno by zakazano, ale to z innych powodów :-).
@zos
Może objawienie NA tym festiwalu, bo to jednak złoty medalista Cliburn 2013.
BTW, najnowsza pozycja na kanale YT mojego faworyta. Jest i „Pietruszka” Strawińskiego z wywiadu dla „GW”. Właśnie w wykonaniu Hołodenki. Dobry gust 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=gB7ccsJlw4k&t=284s
O postulacie: „mniej Chopina”, o chopiejach i Dywanie tak pisał Bobik: http://www.blog-bobika.eu/?page_id=2813
A z tym Chopinem to nie tak łatwo. Walców na przykład, albo polonezów (nie licząc poloneza fantazji) nie wykonuje się prawie wcale. Nie przypominam sobie recitalu w ostatnich latach, gdy ktoś miałby w programie występu te tańce. Nie wspomnę o innych drobiazgach.
A za rok, w setną rocznicę odzyskania niepodległości aż się prosi o Allegro de concert op. 46. Wszak sam Fryc pisał „Otóż będzie to sztuka, którą po powrocie do kraju w wolnej Warszawie, na mym pierwszym zagram koncercie”. Może przy okazji ktoś to porządnie zorkiestruje? I zamiast grać po 10 razy emola, posłuchamy różnych wersji, a nuż któraś się spodoba i przyjmie?
Ta ponad miarę rozmnożona emola z postów pianofila i Jakóba (do tego grana na ramolach, zwanych też pieszczotliwie – za pierwszym z wymienionych – kłapciakami) wygląda groźnie niczym ebola 😀
‚obsikiwaniem terenu’? 😆
Drogi Jakóbie, o Allegro de Concert tu kilka dni temu pisałem chyba. Jest 5 znanych mi orkiestracji, wszystkie zostały też w jakiś sposób nagrane.
1. Jean Louis Nicodé (b. ładna):
https://www.youtube.com/watch?v=Mzf4Ka5s6GA
2. Wiłkomirski (chyba najlepsza, tzn. najbliższa stylowi orkiestracji koncertów Chopina):
https://www.youtube.com/watch?v=GFUCRF129Ss
3. Ingolfa Wundera (kiczowata), najnowsza, grana niedawno w FN i nagrana na płytę DG:
https://www.youtube.com/watch?v=phGE4t7TNeM
4. Swoją zrobiła też znana nam doskonale Leonora Armellini, niestety nie podoba mi się zbytnio:
https://www.youtube.com/watch?v=vAPb6mP35GU
6. Jest wreszcie piąta, która nie ukazała się na płycie, ale mam jej nagranie: Alana Kosogowskiego. To jest ciekawostka, bo Kosogowski „zrobił” cały 3 Koncert fortepianowy i do Allegro di concert dolepił zorkiestrowany Nokturn op. posth. i – w finale – Bolero. A wykonał to z nie byle kim, bo z Detroit Symphony Orchestra i Neeme Järvi.
Niestety na Youtube jest tylko kawałek, a ja nie dogrzebię się teraz do tamtej płyty z całością, niemniej poglądowo:
https://www.youtube.com/watch?v=_kSbrYQ_iRo&list=RD_kSbrYQ_iRo&t=23
@ mt7
To było nawiązanie do tego postu pianofila:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2017/08/23/rachmaninow-na-zimno/#comment-262079
Kupowanie biletów na te Szalone dni to jakiś dramat.
Siedzę od dziewiątej i udało mi się kupić dwa bilety.
Poddaję się. niektóre koncerty są niedostępne na Eventim, a w TWON nie daje się kupić.
Straciłam tam godzinę czasu. Trochę wstyd, przecież to Narodowa opera.
Domyślałam się, że to nawiązanie do jakieś wpisu frędzelka.
@Pianofilu,
To jest co grać! Te opracowania Wundera słyszałem, ale niesty chyba mam jakieś reakcje alergiczne na te jego wynalazki. Teraz tylko pytanie zasadnicze, na jakich instrumentach grać te opracowania żeby było HiP? 😉 Może repliki XIX wiecznych instrumentów wykonane w czasach tworzenia danej orkiestracji to będzie jakieś wyjście? 😉
mt7: a ja pośpiesznie ruszyłem swoje 4 litery i udałem się z samego Pruszkowa do Teatru Wielkiego, na którego stronie niby można było kupić, ale zarazem niemożna. A tam koleja, niektórzy byli od 7 rano. Na Eventomie dostali jakieś bozcne sektory i to można było w teatrze kupować od ręki, bez stania. W dodatku w puli TW najlepsze miejsca wsadzili do durnowatych karnetów, typu transakcja wiązana, by zapełnić w ten sposób nieciekawe koncerty. No ale jakoś się udało kupić w miarę znośne miejsca, Apollon Musagète, Goerner, Bajewa i Iddo Bar Shai – to mnie kręci 🙂
mt7@. Aha, te karnety są do kupienia właśnie na Eventimie. Proszę sprawdzić, może jednak coś się opłaci, tym bardziej, że tam trafiły dobre miejsca na koncerty, na które nie ma już nawet biletów w puli TWON… Po prostu trzeba to potraktować jako podatek od luksusu, albo kupienie biletu u takiego „oficjalnego konika” 🙁
http://www.prestoclassical.co.uk/awards/1829/Gramophone-Awards-2017-The-Winners
Dzień dobry!
Tymczasem ogłoszono zwycięzców Gramophone Awards 2017.
🙂
W Dwójce już wczoraj zrobili wywiad ze Ślązakami. Myślę, że artyści jednak dostali wcześniej cynk, że: The winner is… 😀
Poanofil, na koncert finałowy na Eventimie nie było w ogóle biletów. Kupiłam na Goernera i Apollon.
Na stronie TWON były na finał pojedyncze boczne na 2 i 3 balkonie – niech sobie sami zjedzą te ochłapy.
Kupiłam jeszcze na sobotę Gershwina, bo lubię i obok był East Side Story – biletów brak.
Chodziło mi o to, że strony zakupu biletów nie otwierały się na stronie TWON, zawieszały się, informowały, że nie mogą mnie zidentyfikować (?), wreszcie, że nie ma biletów.
Spieszyłam się na zabiegi rehabilitacyjne, a tu ktoś kpiny z ludzi zrobił.
A do tego w tym roku są najdroższe bilety w całej polskiej historii tej imprezy! 👿 Czyżbyśmy mieli taką inflację?
Hm, dopiero co wróciłem od kasy w TWON. Z marnymi już ochłapami z pańskiego stołu (te lepsze pożarto zapewne z rana).
Mam w związku z tym, jeśli wolno, ogłoszenie parafialne: jakby komu zbywał przypadkiem bilet na sobotni recital Pereza (nr koncertu 22, g. 16.00) oraz na niedzielny recital Goernera (nr 46, g. 15.00), to Z RADOŚCIOM ŁOTKUPIE 🙂
Na koncert finałowy (nr 70) też bym zresztą reflektował, bo wymiotło dokumentnie (a to przecież największa sala). Wrrrrrr!!!
Czyli widocznie karnety sprzedawali tylko w stacjonarnym stanowisku Eventimu w TWON. Bo jak ja kupowałem, to było tam pełno miejsc do wyboru do koloru, parter głównie przed sceną widziałem to na ich ekraniku, a chętnych nie było. Ludziska stali ponoć od 7 rano, kasę otworzyli już o 9-tej, ja byłem po 11 i już było nieciekawie (jeszcze koleja stała), ale coś się jeszcze dało wyskrobać. A wygodniccy myśleli, że będzie fair i będzie można kupić bilety przez Internet na stronie TWON. Ale figa z makiem. Eventim zaś dostał ochłapy do puli biletów pojedynczych i znakomite miejsca w karnetach, których nikt nie chciał, bo drogie, a dopchane jakimiś orkiestrami uczniowskimi. Inna sprawa, że trzeba mieć cokolwiek by wejść, to prędzej zostanę chanem Buchary, niż na tych symfonicznych koncertach w wielkiej sali będą komplety – raczej będą puchy i będzie można się przeflancować.
Co do cen biletów, to… mogę tylko gdybać, ale rzecz w tym, że SDM w tym roku mają naprawdę mało pieniędzy. Ministerstwo ich całkowicie olało („muzyka łagodzi obyczaje”…), dostali tylko od miasta, ze sponsorami też nie jest wesoło.
Co zaś do cynku w sprawie Ślązaków, też miałam, że są szanse 🙂
W ramach dolewania dziegciu: płyta z Bacewiczówną jest znakomita, ale gdyby to nie był Chandos… Brytole tak po prostu mają. Woman composer, to też teraz nie bez znaczenia, choć akurat to bardzo dobrze. Zresztą to trzeci komplet po Kwartecie Amar Corde na Acte Prealable i – bardzo dobrym – Lutosławski Quartet na Naxosie…
Toteż były (wyrzucony przez pisiarstwo) dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza wiedział, z kim współpracować 🙂
Zwróćcie uwagę na nazwisko producenta 😉
https://www.gramophone.co.uk/awards/2017/chamber
Pani reżyser dźwięku jest związana z NOSPR.
Pianofilu, trzeba po prostu wiedzieć, dla kogo nagrywać, coby zwiększyć szanse na dostanie GA. W dodatku Chandos robi to przecież technicznie bardzo dobrze, więc tym bardziej problemu nie widzę 🙂 Inna sprawa, że bez takiej nagrody rzecz pewnie by się już słabiej sprzedawała, skoro Naxos (ze swą tak szeroką dystrybucją, nieporównywalną z AP) ubiegł tutaj Anglików.
Ścichapęku, no nie jestem przecież pierwszą naiwną, a już pierwszą naiwna płytową, to absolutnie nie 🙂 Oczywiscie dobrze też, poza nagrywanie dla odpowiedniej firmy, być z kraju w opresji etc. To tak jak z Noblem dla Miłosza – niezależnie od tego, ze wielkim był, to dostał w odpowiednim momencie, jakby Gombrowicz dożył, to może by dostał on. A mój starszy przyjaciel w 1981 r. miesiąc podróżując po Hiszpanii wydał 30 dolarów, bo prawie wszystko mu dawali za darmo, wstępy do muzeów, noclegi, obiady, bo wiadomo: JP II, Walesa etc. Jedyna „nadzieja”, że jak obecny kurs się utrzyma, to mamy poważne szanse na repetę. Ale kogo wtedy będzie stać an płyty Chandosu?
Według potwierdzonych źródeł Gombrowicz miał dostać Nobla jeszcze w 1969 roku, a nie dostał jedynie dlatego, że pod koniec lipca zmarł. Czy wtedy daliby go potem Miłoszowi, to już inna sprawa; piszę o tym również z dodatkowego powodu – w tych dniach wychodzi u nas pierwsza prawdziwa biografia W.G. (ponad tysiąc stron!), w której na pewno i o tym będzie…
Na wszelki wypadek dodam, że nie jestem znajomym autorki 😉
A może płyty Chandosu w takiej sytuacji na przykład stanieją? OK, pianofilu, kończę ten wątek, bo jednak i ja nie zamierzam wygrywać konkursu na pierwszą naiwną (płytową) 😀
Myślałam, że ministerstwo olało SZDM dopiero w przyszłym roku. Ależ mnie złościcie z tymi biletami:-) Zaraz po Chopiejach wyjechałam na chwilę odwiedzić moją rodzicielkę. Zagapiłam się całkiem. I teraz tylko czytam z zazdrością i ruchu nie mam żadnego. A Ł. na całodziennej szychcie w robocie. Jakieś ochłapy nam się dostaną, jeżeli w ogóle. Szkoda, że nikt tu nie przypomniał, że zaczną sprzedawać. Bo tu zaglądam codziennie, a na stronę TWON niekoniecznie. Ale pójdę i tak i będę udawała, że to tak bardzo hipstersko, chodzić na te mniej popularne koncerty. Nie powiem na jakie, bo na nie bilety jeszcze są. A nie na jakieś tam Nelsony:-)
@Frajde: jeśli kwestie finansowe nie są absolutnie kluczowe, to proszę jednak spróbować karnetów na Eventimie. Kupuje się bez problemu online, miejsca dobre lub znośne (choć przydział przez maszynkę, jednak z najlepszej puli), a kupując np. dwa (dla konesera i festiwal w pigułce) ma się oba (!!!) Nelsony, Apollonów i kilka innych bardzo dobrych koncertów – w sumie 13 biletów za ok. 150 złotych. Więc może warto?
Dziękuję Pianofilu za radę. Trochę za późno przeczytałam, a wczoraj nie przyglądałam się karnetom. Ł. pognał dziś rano do kasy i kupił to, co tam się udało. Może nie za dobre miejsca, ale są.
I dobra wiadomość dla Ścichapęka. Pani w kasie powiedziała, że bardzo dużo biletów jest zarezerwowanych. Z czasem będą prawdopodobnie udostępniane. Chodzi o to, żeby nie było tak, że bezpośrednio przed samym wydarzeniem nie będzie już żadnych biletów. Może więc Perez i Goerner recital pojawią się jeszcze.
Frajdo, Goerner – dzięki pianofilskiej zaradności – wzięty 😀 Jak się Pereza dobrze przypilnuje, też pewnie się uda. Czyli ogłoszenie parafialne mogę już ograniczyć do numerów 22 i 57 (a nie 70, jak wcześniej napisałem, bo aż tylu koncertów jednak nie ma 😉 ).
A mnie i tak najbardziej intryguje pianista o imieniu Vikingur. Tylko nie pisałam dopóki nie miałam biletów w łapce, bo a nuż wszyscy chcieliby dorwać tego Wikinga:-) Płyta z Glassem dla DG podoba mi się.
Hm, wczoraj (trochę w ciemno) kupiłem na Islandczyka – jak mnie poinformowano – ostatni bilet. Czyli jednak nie całkiem ostatni 🙂
Ścichapęku co za godzina. myślałam, że to ja już piszę w nocy:-) Hm, no to może zwiększyli pulę dostępnych w międzyczasie. Pewnie, że trochę w ciemno, zwłaszcza, że ma grać też repertuar nie współczesny, ale podoba mi się imię, podoba mi się image. Jednym słowem jestem zaintrygowana:-)
Będzie śmierdziało zdechłym rekinem 🙂 Na tym Islandczyku.
O Pianofilu cóż za zjadliwy komentarz. Czytam między wierszami, że nie lubisz młodych, wystylizowanych chłopców:-) Przyznaję też wolę tych bardziej nonszalanckich, nie przejmujących się nadto swoim wyglądam. O muzykach oczywiście to piszę, którzy mają grać pięknie, a nie wyglądać. Sprawdzam czasem, czy na ich stronach istnieje zakładka „galeria” i jak jest to trochę to narcystyczne mi się wydaje, bo można zawsze chyba zdjęcia wziąć od agenta, albo zatytułować „materiały prasowe”, a nie robić z siebie galerię.
Ale może się okazać, że Vikingur, w niebywały sposób, łączy w sobie piękną grę i atrakcyjny wygląd.
No chyba, że nie podoba Ci się płyta z Glassem. Płyta studyjna jednak prawdy nie powie. Posłuchamy, zobaczymy.
A on jest młody i wystylizowany? A to co innego! Będzie śmierdziało rekinem na podłożu Le 3’Homme de Caron 🙂
Drodzy, dostałam od kierowniczki Działu Marketingu Sinfonii Varsovii p. Natalii Daca komentarz na temat Waszych komentarzy 🙂 Wklejam go tu więc:
1. Jest nam niezwykle przykro, że system Teatru Wielkiego – Opery Narodowej po raz kolejny „nie wytrzymał” tak dużego zainteresowania festiwalem i pierwszego dnia sprzedaży klika razy zawiesił się skutecznie uniemożliwiając zakup biletów. Ekipa Teatru Wielkiego – Opery Narodowej zapewnia nas, że zrobiła wszystko, by zapewnić prawidłowe działanie systemu – co niestety się nie udało. Nauczeni doświadczeniem, w celu uniknięcia całkowitego zablokowania sprzedaży, przekazaliśmy część biletów na wszystkie koncerty do sprzedaży przez Eventim.
2. Na wszystkie koncerty można było kupić bilety przez system Eventim (również na koncert finałowy).
3. Cena pojedynczych biletów faktycznie nieznacznie wzrosła w stosunku do ubiegłego roku. Najdroższy bilet na koncert kosztuje teraz 17 zł (zamiast 15 zł).
4. W tym roku przygotowaliśmy nową propozycję: karnety tematyczne. Chcieliśmy pomóc publiczności w wyborze koncertów, gdyż z badania publiczności ubiegłorocznego festiwalu wyniknęło, że jednym z wyzwań uczestnictwa w festiwalu jest podjęcie decyzji o wyborze koncertów. Dostępne są karnety: „Festiwal w pigułce”, „Dla konesera”, Weekendowy”, „Alternatywny”, „Przez czas i przestrzeń” i „Rodzinny”. Dodatkowo bilety w karnetach są o ok. 25% tańsze niż kupowane pojedynczo (np. karnet „Dla konesera” z 6 koncertami kosztuje 72 zł co daje 12 zł za koncert). Szczegółowe informacje o karnetach dostępne są tutaj: http://www.szalonednimuzyki.pl/informacje-praktyczne/informacje-o-karnetach/
5. Karnety można kupić tylko przez system Eventim.pl – online, w salonach Empik i kasie ZASP. Nie ma możliwości sprzedawania ich przez system Teatru Wielkiego. Z myślą o słuchaczach, którzy przyjdą do kas Teatru Wielkiego w pierwszych dniach sprzedaży biletów (1-3 września), poprosiliśmy Eventim o zorganizowanie specjalnego, stacjonarnego stoiska w gmachu TW-ON.
6. Karnety, również z przyczyn technicznych, musiały zostać z góry „zaprogramowane” – nie mogliśmy dać publiczności możliwości indywidualnego doboru koncertów w ramach karnetu.
7. Z powodu dywersyfikacji kanałów sprzedaży, bilety na każdy koncert zostały podzielone na 3 pule – TW-ON, Eventim.pl sprzedaż pojedyncza i Eventim.pl karnety.
8. Nie jest prawdą, że najlepsze miejsca zostały przekazane do puli karnetów. Staraliśmy się sprawiedliwie podzielić sektory na 3 powyższe pule (TWON, Eventim.pl sprzedaż pojedyncza i Eventim.pl karnety).
9. Na 28 koncertów, które znajdują się w 6 różnych karnetach, tylko 2 to koncerty Młodych Wykonawców. Nie zgadzamy się z argumentem, że „dopychamy [karnety] jakimiś orkiestrami uczniowskimi”.
10. Przygotowaliśmy 6 karnetów z myślą o różnych grupach odbiorców, w tym karnet „dla konesera”, w którym znajdują się koncerty: 12, 23, 30, 36, 46 i 52 – czyli jest i recital Goernera, koncert z Perezem i Olafssonem (wraz z Sinfonią Varsovią), koncert Apollon Musagete Quartet, Baeva z Czajkowskim i Sinfonią Varsovią, Sinfonietta Cracovia i Ricercar Consort. To, czy koncert jest dla kogoś ciekawy, czy nie jest rzeczą indywidualną, ale stwierdzenie, że karnety wprowadzaliśmy po to, aby „zapełnić w ten sposób nieciekawe koncerty” jest nietrafioną interpretacją naszych zamiarów.
11. Nie wiemy jak publiczność przyjmie naszą karnetową propozycję (choć sprzedaż wygląda obiecująco – tylko 1 września zostało kupionych 99 karnetów „Festiwal w pigułce”, 55 karnetów „Weekendowych” i niemal wszystkie, bo 123 karnety „Rodzinne”). Te karnety, które nie będą cieszyły się dużym powodzeniem, będziemy „uwalniać” na pojedyncze koncerty. Z Państwa komentarzy wnioskujemy, że nasza propozycja nie przypadła Państwu do gustu, co na pewno weźmiemy pod uwagę szykując kolejny festiwal 🙂 Z drugiej strony otrzymujemy wiele pozytywnych opinii np. na Facebooku.
12. Przypominamy, że na każdy koncert trzeba mieć kupiony bilet. Prosimy nie „przeflancowywać się” bez ważnego biletu na dany koncert. 🙂
13. Na koniec – wyniki z pierwszego dnia od uruchomienia sprzedaży (1 września): sprzedaliśmy 11 221 biletów (w tym 1680 biletów w ramach karnetów). Wciąż na większość koncertów są jeszcze dostępne bilety.
1. Faktem niepodważalnym jest, że był chaos i dezinformacja. Łatwo recenzować post quem nasze wpisy pisane ad hoc w ramach „samopomocy”, która wywiązała się na gruncie złej polityki informacyjnej i inercji systemu w momencie rozpoczęcia sprzedaży. Zamierzałem kupić bilety z domu, bo zapewniano mnie, że taka możliwość będzie i wydawało mi się, iż żyjemy pod koniec 2. dekady XXI wieku. Po straconych dwóch kwadransach przed komputerem popędziłem jednak do Teatru (a mieszkam pod Warszawą). System TWON nie działał wcale, Eventimu – jak to wielokrotnie tu opisywano, nie wyrabiał, zawieszał się i pokazywał najczęściej skrajnie nieatrakcyjne miejsca. W TWON była bardzo dobra organizacja kolejki i informacja o sprzedaży biletów w kasach, ale np. nikt nie informował o stoisku Eventimu w recepcji i dowiadywano się o tym pocztą pantoflową. W kasach TWON wyświetlały się jedynie fragmenty z pojedynczymi sektorami – panie nie były w stanie powiedzieć gdzie jest scena, gdzie stoi fortepian, czy jest to sektor po lewej, czy po prawej stronie etc. To jest z gruntu nieprofesjonalne. A poza tym to co poniżej:
2. najlepsze miejsca… Nie nejst prawdą, ze rozdzielono je równomiernie. Widziałem ekran z ofertą Eventima na wiele koncertów. Boczne sektory w tej przestrzeni, to nie są dobre miejsca. Nie mieli parteru w sali wielkiej, a w karnetach – był to głównie parter, skąd po prostu cokolwiek słychać. Nie mieli sektora A na niektórych koncertach kameralnych, albo miejsca bardzo daleko. Nie jest przypadkiem, że do kas TWON była kolejka, a do kasy Eventiomu (nawet, jak się kolejna grupa dowiadywała od kogoś – nie z obsługi – , że tak kasa funkcjonuje) kolejki nie było w ogóle. To jest obiektywny i niepodważalny dowód. Gdyby miejsca były równorzędne, ludzie nie wystawaliby w długim ogonie tylko dla jakiegoś widzimisię.
Proszę więc łaskawie „nie ściemniać”, tym bardziej, że dyskutowały tu osoby, które chadzają na koncerty od wielu lat i doskonale wiedzą jakie miejsca obiektywnie są dobre, a jakie złe, a do tego mają swoje subiektywne preferencje. W karnetach są bilety obiektywnie bardzo atrakcyjne i niezbyt atrakcyjne – obiektywnie, albo z partykularnego punktu widzenia. Karnety są po prostu próbą wyciągnięcia nieco większej ilości pieniędzy od klientów, którzy chcieliby bez problemów kupić bilety na najlepsze koncerty i mieć najlepsze miejsca, a nie stali od 7 rano przez TWON. Nazywa się to „transakcja wiązana”, pamiętamy to doskonale z doby gospodarki planowanych niedoborów, nie wykluczam zresztą, ze dla niektórych, mniej wyrobionych osób, które miałyby problem z samodzielnym wyborem, taka sugerowana oferta jest atrakcyjna. Tylko dlaczego wylądowały tam najlepsze miejsca? Rozumiem jednak, że organizacja takiej imprezy kosztuje, że dotacje nie są wysokie i nie widzę w tym nic złego, że ktoś próbował główkować. Swoją drogą kółeczka różnokolorowymi cienkopisami na drukowanych programach to kupa roboty, ktoś się napracował, doceniam, choć o ile łatwiej byłoby ten program dobrze zaprojektować i wydrukować…
W sumie jednak bardzo dobrze że karnety są, bo w ten sposób nadpłacając kilkadziesiąt złotych (cóż, póki co stać mnie) będę na kilku najważniejszych koncertach siedział tam, gdzie lubię, zaś na kilku innych, na które nie pójdę, bo się nie rozdwoję (lub mnie nie interesują) – na moje dobre miejsce „przeflancuje” się ktoś, kto kupił jakieś wyskrobki z tyłu bocznego sektora. Jednak nazywanie arbitralnie zestawionego zestawu „Dla konesera” jest głupie – bo istotą koneserstwa jest świadomy i niekonwencjonalny, indywidualny wybór, a nie godzenie się na z góry narzuconą koncepcję.
3. proszę czytać ze zrozumieniem i nie wysuwać bezpodstawnych insynuacji. Pisząc o „przeflancowywaniu się” miałem na myśli przechodzenie z miejsc relatywnie złych lub bardzo złych na te bardzo dobre, które najpewniej będą wolne – w ramach tego samego koncertu i w tej samej sali, bo wiem z wieloletniego doświadczenia, że rozdawane szerokim gestem przez organizatorów różnych imprez muzycznych darmowe bilety, np. dla sponsorów, są słabo wykorzystywane, o ile nie gra Zimerman lub Anderszewski etc.
Koneser to modne słowo, francuskie w dodatku. Choć z reputacją może nieco nadszarpniętą przez wiadomą wódzię… 😉 Mimo wszystko chyba ostatnie pozycje repertuarowe, których bym się spodziewał w muzycznym karnecie konesera, to zgrane do bólu zębów koncercisko Piotra Iljicza, a już zwłaszcza Libertango z szablami Astora P. (najwyraźniej do spółki z Aramem Ch.). Jak łatwo dziś zostać koneserem :O
Skoro moi czcigodni przedmówcy powiedzieli tak wiele, to ja tylko ad 11 tego komentarza do komentarzy – Z drugiej strony otrzymujemy wiele pozytywnych opinii np. na Facebooku.
Bardzo mnie to zainteresowało, bowiem jestem zafascynowany alternatywną rzeczywistością istniejącą tylko i wyłącznie w mediach społecznościowych. Zajrzałem, przeczytałem.
https://www.facebook.com/Szalone-Dni-Muzyki-219525671508838/?ref=hl
Mam pewnie coś z oczami, bo nie zobaczyłem ani jednej opinii, którą można uznać za pozytywną, jeśli trzymać się słownikowego znaczenia tego pojęcia. Zobaczyłem za to kilkadziesiąt skarg i zażaleń na działanie owego postępowego systemu sprzedaży, a prócz tego dość nerwowe, choć utrzymane w stylu korporacyjnym odpowiedzi (już działa, proszę jeszcze raz spróbować itp.). Może ktoś sprawniejszy zada sobie trud i poszuka, o co mogło chodzić z tą wielością pozytywnych opinii, ja nie umiem i mam wrażenie, że pasuje tu cytat z arcydzieła kinematografii polskiej: „burdel tu macie, siostry”. 😎
Na Facebooku
zróbcie sobie
pokazowe sepuku!
Oj, przestańcie, dla nich to naprawdę jest przykre. SV nie jest tu winna.
Szanowni Państwo,
Dziękujemy za szereg cennych uwag i rad dotyczących organizacji festiwalu Szalone Dni Muzyki.
Tak jak wspomniałam we wcześniejszym wpisie, ubolewamy nad niedoskonałością systemu sprzedaży Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Niestety jesteśmy zależni od systemu, którym dysponuje Teatr Wielki-Opera Narodowa. Przygotowując kolejny festiwal na pewno będzie to jeden z większych problemów do rozwiązania.
Z naszej wiedzy wynika, że system Eventim nie zawieszał się. Jeśli jednak tak było – wyjaśnimy sytuację.
W piątek 1 września w godz.8:15 do 12:00, na miejscu, w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej były 4 osoby z Orkiestry Sinfonia Varsovia, które informowały o możliwości zakupu biletów i karnetów w stoisku Eventim. Jeśli w tym czasie nie zauważyliście Państwo ich starań w celu informowania o sposobach zakupu biletów, to znaczy, że w przyszłości musimy zwiększyć liczbę zaangażowanych osób, albo wydłużyć ich pobyt przy kasach pierwszego dnia sprzedaży.
Odnosząc się do miejsc w karnetach – parter faktycznie jest, ale pierwsze 2 rzędy pod sceną (proszę pamiętać, że na czas Szalonych Dni Muzyki rzędy nr I-IV są wyłączone ze sprzedaży na potrzeby sceny dla orkiestry). Ja również jestem stałym słuchaczem i bywalcem sal koncertowych, a w dodatku muzykiem. Moim skromnym zdaniem („nie ściemniając”) nie są to najlepsze miejsca.
Doskonale rozumiem natomiast przywiązanie do konkretnych miejsc i przykro mi, ze nie udało się Pianofilowi kupić tych, na których mu zależało.
Biletów w sprzedaży przez system TW-ON było (i wciąż jest) dużo więcej i stąd ta różnica w możliwości wyboru miejsc między TW-ON a Eventim i większe zainteresowanie zakupem biletów przez system Teatru. Mam nadzieję, że temat będzie nieaktualny w przyszłym roku, po rozwiązaniu problemu „zawieszającego się” systemu sprzedaży Teatru Wielkiego.
Co do przyczyny wprowadzenia karnetów – czy jeśli przedstawimy Państwu dane dotyczące ubiegłorocznej sprzedaży na poziome 97%, jednak wezmą Państwo pod uwagę prawdziwe pobudki do wprowadzenia karnetów? Naprawdę nie chodzi o „wciskanie” komukolwiek czegokolwiek. Nie mamy takiej potrzeby.
Dziękuję za pozytywne przyjęcie oznaczeń koncertów znajdujących się w programach – przekażę grafikowi, że udało mu się uzyskać bardzo naturalny efekt.
Moja uwaga dotycząca ważnych biletów wynika z doświadczenia – w ubiegłych latach wielokrotnie spotykaliśmy się z sytuacją, kiedy ktoś próbował wejść na koncert bez ważnego biletu. Sformułowanie dotyczące „przeflancowywania się” bardzo mi się spodobało, więc je zapożyczyłam.
Co do nazwy i zawartości karnetu „Dla konesera” – weźmiemy pod uwagę Państwa opinie. Programując ten karnet kierowaliśmy się największymi nazwiskami i najlepszymi (naszym zdaniem) zespołami (choć ze względu na koncert Goernera nie mogliśmy włączyć do karnetu koncertu orkiestry Filharmonii Narodowej – są w tym samym czasie).
Program całego festiwalu z zasady jest dość przystępny. Ścichapęku – jeśli nie trafiliśmy tylko w 2 koncertach z 6 w gusta tak wytrawnych koneserów jak Państwo, to jestem zadowolona. Jednakże czytając uważnie Państwa wpisy na blogu zauważyłam, że powodzeniem cieszy się koncert finałowy, na którym można wysłuchać nie mniejsze przeboje od koncertu Czajkowskiego (polecam sprawdzić).
Wielki Wodzu, ad.11 dotyczyło opinii na temat wprowadzonych karnetów. Dziękuję za udostępnienie linka do naszego FB! Polecam w wolnej chwili przestudiować komentarze fanów, w tym te dotyczące karnetów:
„Karnety tematyczne!! Ekstra. Kiedy więcej informacji?”
„Nie zawiodłam się!”
„Fantastycznie przygotowane, jesteście wspaniali ”
A fakt, że ludzie byli, podobnie jak Państwo, bardzo niezadowoleni z niedziałającego systemu sprzedaży – wcale mnie nie dziwi. Też byłam. Dlatego robimy wszystko, żeby pomóc w takiej sytuacji, reagujemy na bieżąco i obiecujemy, że w przyszłym roku będzie lepiej. A tymczasem – do zobaczenia na festiwalu!
Z wyrazami szacunku,
Natalia Daca
Kierownik Działu Marketingu Orkiestry Sinfonia Varsovia
No jest przykre i SV nic nie jest winna. To znaczy pion artystyczny nie jest. Jednak koncepcja takiego, a nie innego podziału biletów, karnetów i w ogóle sposobu sprzedaży sama się nie zrobiła, tylko ją opracowano. My tylko chcemy pomóc na przyszłość, żeby przy wdrożeniu procedur naprawczych (bo istnieją i będą wdrożone, prawda?) instytucja dysponowała bardziej wyczerpującymi informacjami o popełnionych błędach i ich skutkach. Normalna rzecz w normalnej firmie. Proszę nie dziękować na fejsbukach.
Ależ wichura się rozpętała, zupełnie jesienna:-). Uważam natomiast, że to bardzo elegancko ze strony pani Natalii i Działu Marketingu SV, że czyta nasze komentarze i czuje potrzebę, żeby się do nich ustosunkować. Nie wątpię , że chętnych do uczestnictwa w SZDM nie brakuje. Zwolenniczką karnetów chyba nie jestem. Podoba mi się jednak, że miejsca w tym roku są numerowane, bo nie lubię gnać wcześniej.
Pani Natalii udało się jednak uderzyć w czuły punkt Pianofila:-) – miejsca do siedzenia. Otóż pan Pianofil lubi blisko, o czym niejednokrotnie pisał tu komentarzach. Wyłączenie rzędów I-IV to bardzo duża niedogodność:-) Wszyscy tu zresztą tak mamy, że mamy swoje miejsca. Proszę zatem o wyrozumiałość, również, gdy będziemy się „przeflancowywać”, oczywiście w ramach koncertu, na który mamy bilet.
Wylewamy tu żale takie czy inne, ale głównie jednak z tego powodu, że już pierwszego dnia sprzedaży nie można było dostać żadnego biletu na niektóre koncerty. Choć przy okazji nie sposób jednak nie pochwalić tegorocznego programu, dla mnie najciekawszego od 2013 roku. Wypada to docenić tym bardziej, że budżet SDM znowu był przecież mocno ograniczony, nad czym ubolewam. Więcej, żałowanie grosza na tak świetną (i w końcu dobrze sprawdzoną) kulturalną enterpryzę – i to przez ministerstwo mające w nazwie kulturę – uważam za kolejny skandaliczny dowód urzędniczej niekompetencji. Interesująco ułożony program radowałby jednak – przyznam – znacznie bardziej, gdyby można było zeń skorzystać w wymiarze limitowanym jedynie własnymi upodobaniami, a nie – nazwijmy to najogólniej – czynnikami zewnętrznymi, w tym niestety organizacyjnym bałaganem.
Pani Natalio, jeśli pijanie wyłącznie wytrawnych win czyni człeka wytrawnym, to w istocie nim jestem 😉 Nie ukrywam też, że w pakiecie koneserskim prędzej bym widział np. Granadosa z Luisem Fernandem Perezem (tak, wiem, że trafił do innego), niż rzeczone Libertango z szablami; ale jestem tylko prostym ścichapękiem i mam prawo się nie znać… Pozdrawiam, życząc na przyszłość budżetu adekwatnego do wybitnej artystycznej rangi festiwalu.