Czy wszystko jest ważne?

Na piątkowych koncertach Sacrum Profanum grano twórczość Eastmana, ale też kolejnych głównych postaci festiwalu.

Zespół Apartment House z Wielkiej Brytanii występuje na festiwalu dwukrotnie: w sobotę również będzie grać utwory Juliusa Eastmana. Zapowiada się ciekawie, bo po piątkowej produkcji wygląda na to, że to dobry zespół. Znów zestawiono Eastmana wcześniejszego, w utworze Stay On It (1973), z późnym modlitewnym – Hail Mary (1984); kolejność była odwrotna. Najpierw śpiewaczka odmówiła trochę zdrowasiek, mówiąc, a potem śpiewając i przebierając paciorki różańca, a towarzyszyła jej jedna linia melodyczna akompaniująca w fortepianie. Ten drugi utwór był raczej pogodny, bliższy Moondogowi (choć jak się tak zastanawiałam, to panowie zapewne by się nawzajem nie lubili) – muzyka repetycyjna.

Jednak ważniejszy tego wieczoru był drugi koncert – kwartetu Arditti. Nawiasem mówiąc, zastanawiałam się, ileż to Irvine Arditti ma lat, bo przecież pamiętam go od zawsze, odkąd chodzę na Warszawskie Jesienie. No cóż, okazuje się, że po prostu wcześnie zaczął – założył kwartet mając zaledwie 21 lat, w 1974 r. W formie nadal jest znakomitej, a reszta muzycznych partnerów również prezentuje wysoki poziom.

I oni wzięli na warsztat Eastmana, ale by mogli to zrobić, potrzebna była aranżacja. Dokonał jej Tomasz Jakub Opałka i miał naprawdę ogrom roboty. Utwór o prowokacyjnym tytule Evil Nigger z 1979 r. zapisany jest szeregami kropek na pięciolinii, bez kresek taktowych, wartości rytmicznych i określenia, jakie instrumenty mają grać. Wykonywano go zresztą najczęściej na fortepianach, od dwóch do czterech, więc to, co powstało na kwartet, a nawet trzy kwartety (dwa nagrane), było właściwie nowym, efektownym utworem. (Zastanawiałam się, skąd znam temat przewijający się w tym utworze, nie mówię o początkowym krótkim motywie, lecz dalszym, powolnym – i wyszło mi coś śmiesznego: fragment chorału z cyklu Francka Preludium, chorał i fuga.)

Również trzy kwartety zabrzmiały – mimo iż na estradzie był jeden – w IV Kwartecie smyczkowym Horatiu Radulescu, przedstawiciela kolejnego przedstawianego na festiwalu nurtu – spektralizmu rumuńskiego (w sobotę kolejny koncert, ale z dziełami innych spektralistów: Iancu Dumitrescu i Any Marii Avram). Gęsty, intensywny utwór trwający prawie 50 minut; spektralizm to był nierównomiernie temperowany, a czasem brzmiały jakby prymitywne folkowe motywy „fujarkowe” (najpewniej były to flażolety). Nie wszyscy wytrzymali, ale mnie to wciągnęło.

Irlandka Jennifer Walshe to kolejna bohaterka festiwalu, a tytuł jej utworu stał się jego hasłem. Everything Is Important na kwartet, głos (w tej niezwykle wszechstronnej roli sama kompozytorka) i obraz jest utworem zaliczanym do sztuki postinternetowej, czyli czerpiącej z internetowego śmietniska i odzwierciedlającej wpływ, jaki sieć ma na nas. Tutaj ciekawy wywiad z kompozytorką – co do samego zaś utworu miałam mieszane odczucia (nazwałam to sobie junk art), było to męczące, z powodu nieustającego kontaktu ze śmieciowiskiem, w którym rzeczywiście wszystko jest ważne (choć przecież wiemy, że niekoniecznie tak jest), ale także ze względu na emocje, jakimi buchała kompozytorka-śpiewaczka (całkowicie zaplanowane, ale intensywne), budziło jednak podziw z powodu sprawności. Postinternet jest coraz modniejszy, przykłady spotykaliśmy choćby na ostatniej Warszawskiej Jesieni, będzie też hasłem przyszłorocznego wrocławskiego festiwalu Musica Polonica Nova. Może i on się doczeka w końcu jakiejś wybitnej formy.

I to tyle, jeśli chodzi o moją obecność na Sacrum Profanum. Rano ruszam do domu.