Umiar i elegancja

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Czekaliśmy na ten recital. Leif Ove Andsnes pokazał prawdziwą klasę. Bez fajerwerków, bez popisów, tylko muzyka. Można.

Bardzo ciekawie skonstruowany był program. Dość podobny pianista zagrał w grudniu w Berlinie, ale zamiast dwóch Scherz D 593 Schuberta wykonał Nokturn H-dur op. 61 nr 1 i Balladę f-moll Chopina. Ciekawe, że u nas Chopina nie umieścił – może, jak wielu pianistów, obawiał się grać go w Polsce, ale prawdę mówiąc kompozycji programu wyszło to na dobre. Choć chciałoby się i tamto usłyszeć.

Skandynawska część koncertu wypadła szczególnie ciekawie. Chaconne op. 32 Carla Nielsena, kompozytora stanowczo poza rodzinną Danią niedocenianego, a interesującego, to utwór nawiązujący do barokowych i klasycznych gestów, ale mający trochę jakby nieobliczalny charakter – często trudno przewidzieć, co będzie za chwilę. Ta muzyka wywołuje bardzo różne reakcje – dla mnie była raczej pogodna, za to dla koleżanki, z którą rozmawiałam w przerwie – trochę histeryczna, czego prawdę mówiąc nie rozumiem, ale każdy odbiera po swojemu. Po czym kilka utworów Sibeliusa – Andsnes poświęcił niedawno jego muzyce fortepianowej całą płytę. One też trochę zaskakują, choć mniej, i więcej mają w sobie melancholii.

Pierwszą część zamknął darzony przez Andsnesa specjalną estymą Beethoven: Sonata d-moll op. 31 nr 2. Pospolicie nazywa się ją „Burza”, ale to ostatnie określenie, jakie może się kojarzyć z interpretacją tego pianisty – stateczną, pełną umiaru, zagraną pięknym dźwiękiem i bez wielkich achów i ochów. Szczególne wrażenie robiły owe patetyczne recytatywy w repryzie I części, które mają jednak być grane pianissimo, jako jakby echo – i tak właśnie zostały zgrane. Wbrew tekstowi w programie, ani w II części nie słyszało się „tajemniczej imitacji marszowego werbla”, ani w III części „uporczywego perpetuum mobile, napędzanego siłą mechaniczną, fatalną, nieludzką”. To było bardzo ludzkie i w ogóle nie mechanicznie, a przede wszystkim nie za szybkie. W sam raz.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Ja się żegnam

Już nie ma Polski. Przynajmniej takiej, o jakiej myśli PiS. Nie robimy wszystkiego dla ojczyzny – mówi Jan Englert, aktor i reżyser, wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Narodowego.

Janusz Wróblewski

Druga część była, można powiedzieć, w pełni schubertowska, bo przecież wciśnięte pomiędzy wspomniane ScherzaDrei Klavierstücke D 946 Idyll and Abyss: Six Schubert Reminiscences Jörga Widmanna – to Schubert zdekonstruowany, trochę dowcipnie, trochę zjadliwie, a trochę nostalgicznie. Co zaś do samego Schuberta, podobnie jak w poprzednich utworach uderzała szlachetność brzmienia i wyrazu. Bisy były dwa: jeszcze jedna miniatura Sibeliusa oraz Jardins sous la pluie Debussy’ego, które rozbudziło apetyt na więcej muzyki tego kompozytora w tym wykonaniu. Tak właśnie należy to grać, ten deszcz nie jest jakąś nawałnicą, jaką słyszymy w różnych, zwłaszcza młodzieńczych wykonaniach, to po prostu lekki opad wiosenny, który za chwilę minie. Tak jak ten, który nas spotkał po wyjściu z koncertu w katowicką noc. Popadał i przestał.

Z Andsnesem spotykamy się również w niedzielę.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj