L’Arpeggiata poważniej

Być może niektórzy wielbiciele zespołu Christiny Pluhar byli nieco rozczarowani, bo owe cyrkowe zabawy, z jakimi zespół się kojarzy, pojawiły się dopiero na bis. Za to odbył się porządny koncert na dobrym poziomie.

Koncert był poważniejszy, bo też taki jest projekt La lyra d’Orfeo, z którym L’Arpeggiata jeździ ostatnio po świecie z dwiema solistkami sopranami: Belgijką Céline Scheen i Włoszką Giuseppiną Bridelli. W Gdańsku tę drugą zastąpiła jej krajanka Benedetta Mazzucato, co koncertowi bynajmniej nie wyszło na złe. Koncert poświęcony był przede wszystkim twórczości niesłusznie zapomnianego neapolitańczyka Luigiego Rossiego, którego opera Orfeo była pierwszym dziełem tego gatunku wykonanym w Paryżu, w 1647 r. Nuty tego dzieła, podobnie jak jego drugiej opery, Il Palazzo incantato, znajdują się w paryskiej Bibliotece Narodowej.

Jako gest w stronę tematyki festiwalu zespół włączył na początek znaną, piękną kołysankę Ninna nanna al bambino Gesù, śpiewaną w duecie. Później już był starannie skomponowany program złożony z fragmentów obu oper Rossiego oraz pojedynczych arii, a właściwie scenek dramatycznych, z których szczególnie dało się zapamiętać obie zaśpiewane przez bardzo ekspresyjną Benedettę Mazzucato: lamentujące, ale później bojowe i zawzięte Dove me spingi, Amor (z Il Palazzo) oraz morską opowieść: Al soave spirar. (Tekst tej drugiej jest rozbrajający: żeglarza Ariona napadają na statku jego towarzysze, więc najpierw długo lamentuje, a później nagle następuje happy end: Arion skacze do morza, a przepływający tam akurat czuły delfin wzruszony jego śpiewem bierze go na grzbiet i zanosi na ląd.) Druga solistka o jasnym głosie miała role raczej spokojniejsze.

Owe wokalne popisy od czasu do czasu były przeplatane – jakżeby inaczej – chaconnami i passacagliami, także innych autorów – Pluhar bez tego nie może. Tak też zresztą i część arii była zbudowana. Na pierwszy bis był Monteverdi: duet Pur te miro z L’Incoronazione di Poppea, zaśpiewany przez obie panie z prawdziwą czułością. Po czym nastąpiła niespodzianka: na scenę weszła działająca w Braniewie artystka jubilerka Bogumiła Adamska z córką, wielbicielka sztuki Christiny Pluhar, i wręczyła jej wykonaną przez siebie bursztynową lutnię. Oczywiście w podzięce musiał być drugi bis, znany przebój z różnych koncertów L’Arpeggiaty – Ciaccona del Paradiso e del Inferno, w którym „wtrącał się” ze swoim parodystycznym śpiewem kornecista Doron Sherwin. Skończyło się więc na wesoło.

A wcześniej – przyjemność słuchania Bacha. Martyna Pastuszka i Marcin Świątkiewicz zamknęli cykl sonat, rozpoczęty rok temu, podobnie jak pierwszego dnia Grzegorz Lalek i Lilianna Stawarz skończyli swój cykl Corellego (niestety nie byłam na tym koncercie, ale byłam w zeszłym roku, więc domyślam się, że i w tym roku było dobrze). Co tu dużo gadać, Bach to zawsze Bach. W kwietniu będzie go więcej: zacznie się Pasją Janową z Les Arts Florissants pod Christiem, a skończy Koncertami brandenburskimi z Akamusem; Marcin Świątkiewicz zaś wróci z Die Kunst der Fuge. Cóż, trzeba będzie przyjechać.