Fugi i wariacje
Znakomicie skomponowany był program recitalu Piotra Anderszewskiego, którego wreszcie doczekaliśmy się w Filharmonii Narodowej. W stosunku do pierwszej wersji zamiast Wariacji op. 27 Antona Weberna pojawiło się mało znane dzieło Roberta Schumanna.
Sieben Stücke in Fughettenform op.126 to nowość w repertuarze Anderszewskiego. Napisane zostały przez Schumanna na trzy lata przed śmiercią, gdy już pogrążał się w depresji dręczony przez halucynacje. W tym samym roku z utworów fortepianowych powstały również Gesänge der Frühe, a w następnym – Geistervariationen (oba cykle już przez PA wykonywane), po czym w kilka miesięcy później przyszła próba samobójcza i w konsekwencji ostatnie dwa lata w zakładzie w Endenich, kiedy Schumann już nie mógł pisać nic. Fugetty te, zupełnie stylistycznie nie przypominające Schumanna, traktowane są jako wprawki dla młodzieży, grywa się zwłaszcza czwartą, ale Anderszewski zrobił z nimi coś niezwykłego: obnażył ówczesny stan mentalny kompozytora, który próbował się dyscyplinować ścisłymi regułami polifonii, jednak słyszalna jest tu niepewność, bezradność, depresja, bolesność. Podkreślone to zostało dźwiękiem szczególnym, miękkim, jakby stłumionym, choć także czasem z nagłymi akcentami, jak we wspomnianej czwartej fugetcie. Nastrój podkreślało jeszcze wygaszone światło, tym razem całkowicie, jedynie z oświetleniem pianisty (tak jak to było z Richterem w ostatnich latach jego życia, z tym, że Richter czytał z nut).
Intymność tego dzieła znalazła dalszy ciąg w czterech preludiach i fugach z II tomu Das Wohltemperiertes Klavier. Aż przypomniały mi się czasy, kiedy siedziałam nad tymi nutami i przegrywałam sobie wszystko. Tomy I i II dzieli dwadzieścia lat i są zupełnie inne. I tom to zbiór hitów, chwytliwe, błyskotliwe tematy, kunsztowna polifonia. Tom II jest bardziej skromny, skupiony, tematy nie są tak efektowne, często zdarzają się nuty powtarzane, coraz mniej też jest polifonii w preludiach. W dawnych czasach tom II lubiłam mniej i wydawało mi się, że przechodząc na homofonię Bach robił coś mniej ambitnego. Z czasem zdałam sobie sprawę, że patrzę na to z dzisiejszego punktu widzenia, a w tamtych czasach właśnie homofonia była czymś nowatorskim i w tę stronę przecież poszli synowie Bacha. A i fugi z tego tomu trochę wychodzą w przyszłość. Fuga gis-moll na początku kojarzy mi się z fugą z Sonaty As-dur op. 110 Beethovena, tyle, że w tamtej wzrasta napięcie, a tu mamy cały czas ten sam, melancholijny nastrój, fuga rozwija się swoim tempem z wchodzącymi kolejno trzema tematami. Nie dziwię się, że Anderszewski woli grać II tom, słyszę też, że chciałby go nagrać. Zobaczymy. (Na koncercie stały mikrofony, ale nagranie prawdopodobnie zostało dokonane dla celów dokumentacyjnych).
Drugą część koncertu wypełniły Wariacje na temat walca Diabellego Beethovena, czyli dwie dekady temu dzieło sztandarowe dla tego pianisty. Ja po raz pierwszy miałam możność posłuchania go na żywo, choć oczywiście dobrze znam i płytę, i wideo Brunona Monsaingeona. Były i podobieństwa, i różnice. Te ostatnie przejawiały się zwłaszcza w wariacjach powolnych – w tym momencie miałam refleksję, że to Beethoven przefiltrowany przez późnego Schumanna. Wariacja 24 (Fughetta) była powrotem do nastroju pierwszego utworu w programie; podobnie trzy minorowe: 29, 30, 31 i 32 – fuga (znów). I ostatni menuet, z powrotem w C-dur. Wiele szczegółów tego wykonania było innych, ale ostatni akord był ten sam – ani za głośny, ani za cichy, jakby spokojne postawienie kropki. Zawsze się zachwycałam tym, zwykłe forte, jakie jest tam napisane, wydawałoby mi się banalne.
A na bis znów powrót do początkowego Schumanna, konkretnie do numerów 5 i 7. Zagranych inaczej niż wcześniej, i lepiej, choć nie zgadzam się z pianistą, który powiedział, że „strasznie to wyszło”. Tak więc klamra się zamknęła.
PS. Nie mogę sobie przypomnieć, skąd znam ten utwór – z całą pewnością go słyszałam, zwłaszcza właśnie część piątą – pamiętam tym lepiej, że przewrotnie skojarzyła mi się z tym (ale wątpię, żeby Preisner to znał). Może trafiłam na to na tubie kiedyś, gdy szukałam innych późnych utworów Schumanna.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=nUretn3n0qo
Tych kotów to nie idzie zrozumieć 😯 😀
Patrzę na ręce tego faceta z zazdrością. Gdybym takie miała, pewnie zostałabym pianistką 😉
Pani Doroto, czy udało się Pani porozmawiać z Mistrzem po koncercie? Czy był zadowolony ze swojego występu? Oczywiście Rodzice Piotrusia uczestniczyli w tym wspaniałym koncercie.
Tak, tak, i Tato nawet dopytywał się o pianofila 😉 bo czytuje ten blog.
Z Piotrem zamieniłam dosłownie parę słów, których treść powyżej przekazałam: że nagrywanie było bez specjalnego celu i że chciałby nagrać Bacha WK II.
Znalazłam całość tego Schumanna!
https://www.youtube.com/watch?v=_-f4jwr0WOM
A to zaległe zdjęcia z poprzedniego tygodnia:
https://photos.app.goo.gl/gYHKoWLoqb5vjuTEA
Było super, koncert tego pianisty to zawsze święto. Dało się poznać po tych dwóch wypowiedzianych ze sceny samokrytycznych uwagach, jak wiele od siebie wymaga, co mnie trochę zasmuciło. Bo uświadamiam sobie wtedy, jaką cenę płaci wykonawca za nasze muzyczne przeżycia. A słuchało się wspaniale, program świetny, cieszę się już na nagranie.
Zawsze był taki wymagający wobec siebie.
Pięknie było! Późny Schumann (oby i on trafił kiedyś na płytę) jak najstosowniej zestawiony; no i te najpóźniejsze i najokazalsze z Beethovenowskich wariacji… Nie słyszałem dotąd (ani na żywo, ani z płyt) muzyka, który w tym cyklu porywałby mnie bardziej od PA. Byłem o tym przeświadczony już po jego pierwszym w FN występie – niedługo po Leeds. Wprawdzie wtedy bardzo słyszalnie (zwłaszcza w granych przed przerwą Bagatelach op. 126) niedomagał instrument, ale nawet mimo to interpretacja owych diabellicznych wariacyj 😉 wydała mi się niezwykła. Wówczas (już prawie 30 lat temu) wprost nie wyobrażałem sobie, że można to zagrać JESZCZE lepiej; w czwartek pianista pokazał jednak, że owszem, można 🙂