Weinbergowskie szaleństwo
Tak, to jest szaleństwo, zaryzykowaliśmy – mówił nam dziś John Gilhooly, dyrektor Wigmore Hall. Co jest takiego w tym Wajnbergu, że jak tylko ktoś się nim zaczyna zajmować, to się po prostu nim zaraża?
W Polsce też już mamy coraz więcej takich muzyków – zaczął jeszcze kiedyś Gabriel Chmura, potem z dyrygentów Jacek Kaspszyk i Anna Duczmal-Mróz, z zespołów Kwartet Śląski i Wajnberg Trio, z solistów Maria Sławek i Janusz Wawrowski… Ale więcej jeszcze dzieje się na świecie. Instytut Adama Mickiewicza zaangażował się w Rok Wajnberga, co było naturalną konsekwencją jego działań od czasu, gdy w Bregencji odbył się wielki wajnbergowski nalot – prapremiera sceniczna Pasażerki, premiera Portretu, koncerty i sympozjum.
IAM również był współinicjatorem serii, która rozpoczęła się w Wigmore Hall. Pierwszy koncert się właśnie odbył – w ramach tej serii Quatour Danel będzie wykonywać kolejno wszystkie kwartety Wajnberga, którym będą towarzyszyć kwartety jego przyjaciela – Szostakowicza. W przeciwieństwie do Paryża, gdzie zespół dał po prostu kilka koncertów pod rząd, tu rozrzucone są one na resztę sezonu i na następny. To znakomity kwartet, pełen energii i ducha, a Wajnbergiem zajmuje się – bagatela – już od 25 lat (wydał swego czasu komplet Wajnberga na sześciu płytach, zostały one właśnie wznowione w boksie, który ściągnęłam dzięki nieocenionej firmie CMD). Ale, jak mówi Marc Danel, prymariusz, z początku nie było specjalnego zainteresowania tym repertuarem, dopiero po Bregencji wszystko się zmieniło. Sensacja zwłaszcza wokół Pasażerki spopularyzowała muzykę Wajnberga i teraz w wielu krajach ma ona swoich orędowników.
Mniej ich jest jeszcze wśród publiczności – Wigmore Hall była zapełniona mniej więcej do połowy. Jeszcze po prostu tu nie wiedzą, jaka to wspaniała muzyka. Ci, co przyszli, byli zachwyceni, zwłaszcza bardzo emocjonalnym wykonaniem. W programie znalazły się pierwsze dwa kwartety Wajnberga i pierwszy Szostakowicza.
Z dwóch dzieł Wajnberga nie ma chyba bardziej różnych od siebie. I Kwartet powstał w 1937 r., jeszcze podczas studiów w Warszawie, i idzie za ówczesnymi nowinkami: trochę z Berga, trochę z Bartóka, trochę entartete Musik. Słychać już świetny warsztat, ale też jeszcze jakieś niewypierzenie, choć rytmiczny finał jest zgrabny i wpada w ucho. Natomiast II Kwartet, już z czasów studiów w Mińsku (1939-40), to zupełnie inny świat: neoklasycyzm, tonalność, choć i chromatyka się pojawia, ale zupełnie przy tym mozartowska lekkość i wdzięk. To pierwsza część; druga jest już posępna, trzecia to melancholijny, hipnotyczny powolny taniec (dopisana po latach) i na koniec żywiołowy finał. Utwór ten robi ostatnio furorę w wersji na orkiestrę smyczkową jako Symfonia kameralna nr 1 (pierwsze trzy Symfonie kameralne zostały w latach 80. przerobione z wczesnych kwartetów, czwarta była jednym z ostatnich utworów, jakie Wajnberg napisał). Pomiędzy nimi Szostakowicz, który już jest tu sobą, ale jeszcze nie do końca – to utwór z 1938 r. Na bis niespodzianka: dwa krótkie utwory Wajnberga niedawno odnalezione, skomponowane w 1950 r., a więc podczas przerwy, jaką zrobił sobie w tej dziedzinie kompozytor po tym, jak jego VII Kwartet został przez sowieckie władze potępiony za formalizm. Utworki są bardzo łagodne i tonalne, tematy mają w sobie coś rosyjskiego – no, próbował napisać prawomyślnie. Ale i tak pozostał sobą.
W sobotę będzie tu cały Weinberg Focus Day – trzy koncerty plus promocja nowej książki.
Komentarze
Sluchajac CBC, zawsze mozna uslyszec i poznac nowe rzeczy.
Jak mowa o kwartetach:
1. Nigdy nie slyszalem: Steve Reich, https://www.youtube.com/watch?v=1E4Bjt_zVJc
2. Poza tym wspominali Lepparda. Nie tylko jako “odkrywce” L’Orimondo i L’incoronazione di Poppea, ale jako odkrywce W. Marsalisa dla muzyki klasycznej https://www.youtube.com/watch?v=j-aPZPvn6Mo
Ponoc, znuzony ciaglym nagabywaniem w Europie wylacznie o muzyke barokowa, przeniosl sie do Indianapolis, gdzie zostal szefem tamtejszej orkiestry. Wywindowal ja na wysoki poziom, grajac praktycznie wszystko.
His custom of speaking to the audience to introduce the music, his English accent “aristocratic but not snobbish”, as the Indianapolis News reported, caused one blue-rinsed subscriber to remark: “I love to hear him. I don’t care what he says.” 😉
@schwarzpeter pod poprzednim wpisem, wspominajac Lepparda.
Tak sie zupelnie przypadkiem zlozylo, ze bylem swiadkiem rozmowy bardzo dobrze poinformowanych Osob, ktore zgodnie twierdzily, ze Leppard przeniosl sie do USA z powodow osobistych. W latach 1970-tych Wielka Brytania dla otwartego geja nie byla miejscem szczegolnie przyjaznym; pod tym wzgledem USA byly bardziej do zniesienia.
@jrk Zwazywszy, ze A. Touring doczekal sie rehabilitacji dopiero w 2013 roku, moze i tak, ale ostoja tolerancji to chyba jednak nie the US Midwest! Juz bardziej Provincetown, albo San Francisco. 😉
Sprawy juz sie zmienialy i w UK w latach 70-tych. Pamietam, ze gdy umarl Britten, Krolowa zlozyla kondolencje jego partnerowi, Peterowi Pearsowi. A Leppard chyba wiedzial, co robi przenoszac sie do Indianapolis. Pod nekrologiem byl podpisany jego maz.