Cały dzień z Wajnbergiem

Trzy koncerty i spotkanie promocyjne w związku z nową książką – a frekwencja rosła. Wieczorem sala była już prawie pełna i coraz bardziej entuzjastyczna.

Dziś główną postacią na scenie był Linus Roth, już zapisany w historii fonografii jako pierwszy, który nagrał komplet utworów skrzypcowych Wajnberga, choć wciąż powstają kolejne nagrania. Nikt chyba zresztą, poza Quatuor Danel, nie zrobił tyle dla promocji jego muzyki kameralnej (choć dołącza też Kwartet Śląski, który poświęcił mu cały cykl w zeszłym sezonie NOSPR, a teraz nagrywa kolejno kwartety, tyle że skompletowanie całości jeszcze potrwa). I jeszcze oczywiście Gidon Kremer ze swoim splendorem postaci z najwyższej półki – właśnie kolejną jego płytę, tym razem kameralną, wydaje Deutsche Grammophon (dwa z tych utworów słyszeliśmy w tym wykonaniu na pamiętnym zeszłorocznym koncercie na festiwalu Chopin i Jego Europa).

Dzisiejsza jednak seria koncertów mogłaby mieć podtytuł „Linus Roth i…” – skrzypek uczestniczył w każdym utworze. Z sonat na skrzypce i fortepian, oczywiście z Jose Gallardo, były, jak ostatnio w Warszawie i Szczecinie, Pierwsza i Czwarta, z solowych powtórzył Pierwszą, ale zagrał również Drugą, z 1967 r., zupełnie inną – to właściwie raczej suita złożona z siedmiu miniatur, z których każda ma inny charakter. Była Sonata na dwoje skrzypiec – znów, jak w styczniu w NOSPR, z Januszem Wawrowskim, bardzo ambitnie napisana, wymagająca dla muzyków. Były też dwa cykle, Wajnberga (Pieśni żydowskie op. 17 i Siedem romansów do wierszy Aleksandra Błoka Szostakowicza) z udziałem sopranistki Ilony Domnich, skrzypka, pianisty, a dołączył też wiolonczelista Danjulo Ishizaka (ten sam, który kilkanaście lat temu wygrał Konkurs im. Lutosławskiego). Z tego zestawu śpiewaczka wydała mi się najsłabszym ogniwem – ma co prawda ładną barwę głosu, ale emisję mało wyrazistą, a wymowy jidysz chyba z nikim nie konsultowała, tyle było błędów. A na koniec jeszcze Trio fortepianowe op. 24, to samo, z którego powodu Szymon Krzeszowiec zainicjował Wajnberg Trio.

Dużo ludzi przybyło na popołudniowe spotkanie wokół wydanej właśnie nakładem Cambridge University Press książki Daniela Elphicka Music behind the Iron Curtain. Weinberg and his Polish Contemporaries; napisanej na zamówienie Instytutu Adama Mickiewicza, co tłumaczy takie, a nie inne sformatowanie tematu – pod kolejny polski cykl, jaki jest (po tym Wajnbergowskim) planowany w Wigmore Hall. Daniel Elphick, który zajmuje się także Szostakowiczem, wie o obu kompozytorach naprawdę wiele, zgłębiał twórczość i literaturę przedmiotu (uczył się w tym celu rosyjskiego, po polsku też trochę czyta), doktorat pisał o kwartetach Wajnberga. Zapowiadał też dziś koncerty i napisał noty do programów, w których wskazuje m.in. na recykling stosowany przez kompozytora, np. temat owego Larga na skrzypce i fortepian (wykonanego w Warszawie i w Londynie) ma pochodzić z wolnej części II Koncertu fletowego (mam w Warszawie płytę, więc sprawdzę po powrocie), która z kolei ma być aranżacją ostatniej z pieśni z op. 110.

W jego interesującym wykładzie jedno mi trochę nie pasowało: że określa Wajnberga jako kompozytora polskiego, żydowskiego i sowieckiego zarazem. Choć polskość i żydowskość w jego twórczości się pojawia, nie będąc jednak wszechobecną, to sowieckiego moim zdaniem nie ma tam nic. Chyba żeby uznać za takowe jego pewne wspólności z Szostakowiczem, ale doprawdy tylko tyle. Zresztą, jak dodał Elphick, Sowieci i tak uważali go przede wszystkim za Żyda – i przytoczył znaną anegdotę o tym, jak NKWD aresztowało go za „żydowski nacjonalizm”, a on korygował aresztujących, że przecież ma tysiąc polskich książek, więc jeśli jakiś nacjonalizm, to polski. Od siebie dodam, że Polacy z kolei przez lata uważali go za Żyda i Sowieta.

Padło z sali kilka pytań, w tym takie, czy Wajnberg miewał depresję, bo jego muzyka bywa ogromnie melancholijna (choć nie ma w niej jednak nastroju beznadziei). Odpowiedzią była kolejna anegdota – też ją kiedyś słyszałam – że w środowisku mawiało się: „Słyszałeś, podobno Wajnberg ma kryzys twórczy, bo nie napisał nic w tym tygodniu”. Fakt – pisał właściwie bez przerwy. A wszystko wybitnej jakości. Dużo więc jeszcze mamy jego muzyki do poznania.