Nieznana (trochę znana) Bacewicz

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Pięćdziesiąt lat po śmierci naszej wybitnej kompozytorki odbyło się prawykonanie jej utworu. Wydawałoby się to dziwne, ale ona sama wycofała VI Koncert skrzypcowy.

Powstał on w 1957 r., czyli w roku przerwy między I a II Warszawską Jesienią (początkowo miało to być biennale). To był czas, gdy kompozytorzy i miłośnicy muzyki współczesnej szybko nadrabiali zaległości w poznawaniu nowej światowej literatury muzycznej. Kiedy wielu kompozytorów, wcześniej piszących w stylu neoklasycznym, nagle (albo stopniowo) zmieniało front. Grażyna Bacewicz należała do tych, co robili to stopniowo, jednak zmiana z czasem się dokonała – takie Pensieri notturni brzmią już zupełnie inaczej niż nawet rzeczony VI Koncert skrzypcowy, w którym jednak i tak był pewien „postęp” (o ile można mówić o postępie w sztuce). Można powiedzieć, że stylistycznie jest „wpół drogi”.

Kompozytorka wycofała ten utwór, ponieważ dużą część materiału z ostatniej części wykorzystała w napisanym niedługo później Koncercie altówkowym. Cóż, zawsze byli kompozytorzy, którzy to robili i się tym nie przejmowali, od Vivaldiego (który czerpał również z innych) do Pendereckiego. Ona należała do tych perfekcjonistów, którzy takich zbieżności nie chcieli. Dziś patrzymy na to inaczej, i zapewne rodzina kompozytorki także (musiała chyba udzielić pozwolenia), więc cieszymy się, że mamy nowy-stary koncert skrzypcowy. Oczywiście ten Koncert altówkowy też kiedyś słyszałam, ale w ogóle mi to nie przeszkadza.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Ja się żegnam

Już nie ma Polski. Przynajmniej takiej, o jakiej myśli PiS. Nie robimy wszystkiego dla ojczyzny – mówi Jan Englert, aktor i reżyser, wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Narodowego.

Janusz Wróblewski

Bardzo się cieszę, że prawykonania dokonał Bartłomiej Nizioł, którego niezbyt często słyszymy w Polsce. To naprawdę znakomity skrzypek, a przy tym ma wspaniale brzmiący instrument – guarneriusa, więc brzmienie było miodem na nasze uszy. Muzyka Bacewicz jest absolutnie w typie Nizioła. Potrzebna tu jest i wirtuozeria, i śpiewność, a u niego jedno i drugie jest w równowadze. Jeszcze więcej wirtuozerii potrzeba w zagranym na bis II Kaprysie, który pewnie właśnie dlatego nie jest grywany, a szkoda – Kaprys polski już się przejadł, choć ładny (i dużo łatwiejszy).

Dyrygował koncertem niemiecki dyrygent Christoph König, który wygląda bardzo młodo, ale ma 51 lat. Na początek poprowadził Symfonię A-dur Hob. 1/59 Haydna – bardzo sprawnie (nie używał w tym utworze batuty), orkiestra nieźle sobie poradziła, zwłaszcza duet waltorni w finale – prawie nie było kiksów. Zdarzały się one jednak w Życiu bohatera Straussa, które jest jednak bardzo trudne. Zwłaszcza część Przeciwnicy bohatera, w której złośliwie przegadują się dęte – potrzebna jest tu niebywała precyzja, a tej zabrakło i zrobiło się trochę bałaganu. LSO z Pappano to to nie była. Ale też nie było źle. Ciekawą ekspresją grał swoje solówki koncertmistrz Krzysztof Bąkowski – nie nazbyt romantycznie, nie ociekało to słodyczą, jak czasem się zdarza, i to dobrze. W sumie wrażenia raczej pozytywne.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj