Suplement do Halki
Prosto z demonstracji wpadłam do Opery Narodowej na jedno z ostatnich wydarzeń Roku Moniuszkowskiego. Nie podejrzewałam, że demonstracja mnie dogoni…
Byłam mianowicie na finałach konkursu kompozytorskiego, który ogłosił Związek Kompozytorów Polskich wspólnie z Operą Narodową pod hasłem „12 minut dla Moniuszki”. Przedmiotem konkursu była więc mikroopera. Warunki: czas trwania 12 minut z ewentualną różnicą jednej minuty, kameralny skład orkiestry oraz libretto w języku polskim. Ten ostatni warunek nie przeszkodził zgłosić się kompozytorom zagranicznym – w finałowej szóstce znalazło się ich dwoje.
Nie było natomiast warunku, by włączyć cytaty czy nawiązania do Moniuszki. Jednak zdecydowały się na to aż trzy osoby – co znamienne, wszyscy z Polski. I co jeszcze bardziej znamienne, były to nawiązania do Halki. W Poczekalni Ignacego Zalewskiego (laureata nagrody publiczności) występuje troje pacjentów – Ona, On i Janusz oraz Lekarka i jest drobne wahnięcie w środku, gdy Lekarka śpiewa nagle do niego „Mój Jaśko!”, a on w malignie i przerażeniu: „Co? Wielki Boże, ona tu? Jej łez się boję…”. W Klonie Estery Wityńskiej sportretowana jest obsesyjna miłość głównej bohaterki (ale więcej tu nawiązań do znanej piosenki o Rebece), natomiast szumią, 36 Pawła Sieka to absurdalna miniopera o smogu i pożarze, oczywiście to „płoną jodły”.
Może to i było zabawne, ale stanowiło też pewną łatwiznę. W sumie ciekawsze były utwory, które takich akcentów nie potrzebowały. Zwyciężyła opera Tomasza Szczepanika imigrant – nic tu nie trzeba tłumaczyć, to tekst o wysiedleniu i tęsknocie, szlachetny – i muzyka też szlachetna. Mnie spodobała się też Maska pochodzącego z Czech, a mieszkającego w Wiedniu Ottona Wankego, nawiązująca do Lema. I jeszcze na koniec utwór kompozytorki argentyńskiej Patricii Elizabeth Martínez 2001, nawiązujący do ówczesnych protestów społecznych w Argentynie, które doprowadziły ówczesnego prezydenta do rezygnacji. Niesamowity zbieg okoliczności, że obejrzeliśmy to akurat dziś…
Reżyserował całość Janusz Wiśniewski i wpadł na pomysł, jak wszystkie te minisztuki połączyć. Otóż wszyscy siedzieliśmy na scenie Sali im. Młynarskiego, a w środku zbudowano salę szpitalną z dziewięcioma łóżkami. Coś takiego samo się narzucało, bo dwa spektakle obracały się wokół spraw medycznych, a resztę można było podciągnąć do szalonych wizji chorych psychicznie. Finałowa rewolucja też polegała na tym, że przewrócono łóżka i zbudowano z nich barykadę. To oczywiście jest jeden z najpospolitszych wytrychów – albo dom wariatów, albo burdel, albo sen – i każdy nonsens może już być usprawiedliwiony. Ale tu akurat nie raziło. Świetni byli wykonawcy – w większości młodzi śpiewacy (z bardziej znanych Anna Bernacka, Katarzyna Trylnik i Wojciech Parchem, ale reszta też znakomita) i zespół kameralny Opery Narodowej pod batutą Jerzego Wołosiuka ze szczecińskiej Opery na Zamku.
Zwycięzca otrzymuje 40 tys. zł, pozostała piątka laureatów – po 20 tys., a dodatkowo laureat nahrody publiczności – 10 tys.
Komentarze
Czy te mikroopery można gdzieś obejrzeć?
No niestety nie 🙁 Może gdzieś jeszcze zostaną wykonane, nie wiadomo mi nic na ten temat.