Ahat ili jeszcze raz

Na koncertowym wykonaniu zeszłorocznej opery Aleksandra Nowaka w Tychach miała być autorka libretta, czyli Olga Tokarczuk. Jednak z powodów zdrowotnych nie dotarła. Ale nie żałuję, że przyjechałam.

Można było co prawda spędzić wieczór przed radiem, słuchając transmisji w Dwójce. Jednak na sali odbiera się inaczej, intensywniej. Nawet bez inscenizacji, a właściwie tym bardziej, że nie było inscenizacji. Bo, całkiem jak w przypadku Dracha, ta muzyka i ten tekst oprawy wizualnej właściwie nie potrzebują, tak są mocne.

Zajrzałam właśnie do moich tutejszych zapisków zeszłorocznych i z lekka się zdziwiłam przypominając sobie to, co kompozytor powiedział na spotkaniu przed spektaklem: że był zaskoczony chłodem i surowością opowiadania Anna In w grobowcach świata. Bo jednak na kanwie tej opowieści, częściowo ją wraz z pisarką zmieniając, stworzył dzieło tak głęboko emocjonalne, że po zakończeniu trzeba było długo ochłonąć. Przedtem odbywszy 10 minut owacji na stojąco, zakończonej tylko dlatego, że artyści zeszli w końcu ze sceny.

W wykonaniu wzięli udział ci sami soliści, co w Krakowie, oraz oczywiście AUKSO pod batutą Marka Mosia, tylko chór był inny – zamiast Chóru Polskiego Radia Camerata Silesia. Śpiewacy mówią, że zupełnie inny był między nimi rodzaj interaktywności, może nawet większy niż w przedstawieniu. Wszyscy byli znakomici, nadzwyczajnie zaangażowani, zwłaszcza Jan Jakub Monowid swoją uwodzącą sceną z Ereszkigal po prostu wzruszał (powiedział potem, że to muzyka idealnie w jego typie), ale i Urszula Kryger w roli pełnej poświęcenia Ninszubur, i obie siostry – Inanna (Joanna Freszel) i Ereszkigal (Ewa Biegas). W wersji koncertowej można było lepiej docenić niezwykle smaczną instrumentację – a to kontrabas w wysokim rejestrze przed wejściem kontratenora, a to niskie brzmienie marimby, a to janczary na świąteczną atmosferę, nie mówiąc o zestawieniach instrumentów. Uderzające też były momenty zbliżania się do słodkiej tonalności, niemal już na granicy kiczu – i nagłego cofnięcia. O falowaniu emocji pisałam już wcześniej – ta opera ma kilka kulminacji. Rozplanowanie tych napięć jest zupełnie niezwykłe.

No i jeszcze lepiej dochodził do słuchającego (przynajmniej do mnie) tekst – tłumaczenia były wyświetlane. Przy okazji, może ze względu na ten koszmar, który dziś się wydarzył w sejmie, wyraźniej odczułam pewien ważny aspekt tej historii. Otóż Inanna wstając z martwych łamie prawo – efektem jest wydostanie się na ziemię piekielnych demonów powtarzających, że prawo zostało złamane, więc już nie istnieje, a świat należy do nich i pędzi ku zagładzie. Ninszubur schodząc do podziemi ratuje ponoć świat, ale co dalej z demonami?