Ciekawy eksperyment w FN

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Z przyjemnością słuchało się naszych muzyków grających na co dzień inne rzeczy w innym stylu, a tym razem próbujących wczuć się w historycznego Bacha.

Stefano Montanari to wybitny muzyk. Przez lata znany przede wszystkim jako znakomity skrzypek, zarówno solista, jak też koncertmistrz Accademia Bizantina – tu był najdłużej. Jednak to mu, jak wielu innym jego kolegom, nie wystarczało, więc zabrał się od pewnego czasu za dyrygowanie, i to bardzo różnymi formami, także operami. Minusem tego jest, że mniej gra, ale też, jak się przekonaliśmy, i z jego dyrygowania wiele interesujących rzeczy wynika.

Wydawałoby się, że dla rasowego „barokowca” wykonanie Mszy h-moll Bacha na współczesnych instrumentach winno być – no, może nie aż zbrodnią, ale wykroczeniem przeciwko prawdzie historycznej. Ale gdy się ma taką dezynwolturę jak Montanari, to wszystko można. Przyznam, że gdy spojrzałam na chór w pełnym wymiarze, z lekka się przeraziłam – w końcu przywykło się do niewielkich składów, o solowych nie mówiąc. Jednak odpowiednio przygotowany (zapewne swoje też zrobił szef chóru Bartosz Michałowski) śpiewał leciutko i precyzyjnie, z barokowym frazowaniem, którym mnie absolutnie zaskoczył. Przy tym jeśli chodzi o tempa, Montanari nie brał jeńców, było to jedno z najszybszych wykonań części chóralnych takich jak Cum Sancto Spiritu czy Et ressurexit, a są one potwornie trudne, coś o tym wiem (ale wiem też, ile satysfakcji przynoszą).

Orkiestra była zmniejszona do 23 smyczków plus dęte – dwa flety, trzy oboje, dwa fagoty, trzy trąbki, jedna waltornia oraz kotły. Wszystko ma się rozumieć współczesne, Ale smyczki grały fachowo, bez wibracji, jasnym dźwiękiem, nawet – kto pamiętał – z odpowiednio trzymanym smyczkiem. Z dętymi trochę inna sprawa, bo współczesny flet jest jednak w brzmieniu zupełnie inny od traverso, obój także różni się od barokowego, tylko trąbkom i waltorni zdarzyło się parę kiksików zupełnie jakby były naturalne – ale ogólnie też nie ma co narzekać. Z zewnątrz dołączyła klawesynistka Danuta Kojro-Pawulska, która przez wiele lat grała barok w podobnej konfiguracji z instrumentami współczesnymi – w zespole Concerto Avenna, a także na pozytywie Piotr Wilczyński.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Soliści byli w większości z tych wszechstronnych, co to imają się różnych repertuarów, ale barok też im nieobcy. Olga Pasiecznik jak zwykle z klasą, jako drugi sopran obiecująca Karolina Makuła (obecnie w Akademii Operowej we Frankfurcie), altowe części śpiewała Agata Schmidt, zadomowiona w Paryżu – bardzo piękna barwa głosu. Tenor Hugo Hymas to typowy wychowanek brytyjskich chórów, a Czech Jaromir Nosek, znany nam już z występów z Collegium 1704, pokazał swoją wszechstronność zarówno w prawdziwie basowym Quoniam tu solus, jak i w bardziej barytonowym w skali Et in Spiritum Sanctum.

Publiczność została porwana na tyle, że stojak był natychmiastowy. Niektórzy znajomi przyszli drugi raz, zachęceni koncertem piątkowym – podobno zresztą sobotni był lepszy. Tak czy owak, to wielka lekcja dla filharmonicznych muzyków.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj