Jeszcze więcej oper w kinie

Tym razem na pokazywanie oper na dużym ekranie zdecydowała się sieć Cinema City. Ciekawe, czy się uda dłużej serię utrzymać.

Projekt Aria on Screen dziś został zainaugurowany wewnętrznym pokazem Rigoletta z Bregencji. Wyświetlenia tego spektaklu dla szerszej publiczności odbędą się 21 i 28 stycznia w wybranych kinach sieci Cinema City: w Warszawie (Arkadia, Promenada, Białołęka i Sadyba), Poznaniu (Plaza), Krakowie (Bonarka, Zakopianka), Łodzi (Manufaktura), Katowicach (Punkt 44) oraz Wrocławiu (Wroclavia).

W najbliższych miesiącach planowane są jeszcze: w lutym Aida z festiwalu w Salzburgu z Anną Netrebko w roli tytułowej, w marcu Czarodziejski flet także z Salzburga, a w kwietniu Łucja z Lammermoor z Olgą Peretyatko, bodaj z Wiednia (piszę „bodaj”, bo organizatorzy na stronie nie byli uprzejmi napisać; na trailerze też tej informacji nie ma). Zawsze w dwa ostatnie wtorki miesiąca.

Tymczasem obejrzałam tego Rigoletta i mogę go z czystym sumieniem polecić. Spektakle z Bregencji, te grane na scenie na jeziorze, są specyficzne, maksymalnie widowiskowe, trochę nawet cyrkowe – muszą być atrakcyjne wizualnie dla siedzącej w plenerze publiczności, jeśli nawet dźwiękowo nie wszystko brzmi najlepiej – wiadomo, że z nagłośnieniem różnie się zdarza. (Mnie zdarzyło się na żywo widzieć część Aidy, przerwanej przez deszcz, oraz Czarodziejski flet.) Tak więc dekoracje kolorowe i przerysowane; często pojawiają się jakieś części ciała, np. w Aidzie były to stopy i ręce, same wielkie ręce z kartami – w Carmen (nawiasem mówiąc to był świetny spektakl, widziałam go kiedyś w wersji kinowej), no i pamiętne oko z Toski, które zagrało swoją rolę w jednym z „Bondów” – Quantum of Solace.

W Rigoletcie (z zeszłego roku; będzie pokazywany tam też w tegoroczne lato; reżyser Philipp Stölzl jest również autorem scenografii) jest głowa i ręce z drewna, zarazem portret tytułowego bohatera-błazna. Buzia oczywiście się otwiera i zamyka, jest dużo przeróżnych efektów – jak zwykle udział bierze cała grupa akrobatów-kaskaderów, a i główni bohaterowie muszą czasem przelecieć przez kawałek sceny, umocowani na linach. Jest dość dużo klipów na tubie, można więc sobie wyobrazić, jakie to przedstawienie, zwłaszcza patrząc na kostiumy – rozkoszny kamp w czystej formie. Ale najważniejsze, że jest bardzo dobrze i z dużym zaangażowaniem zaśpiewane. Świetny nie tylko główny tercet (Melissa Petit – Gilda, Vladimir Stoyanov – Rigoletto, Stephen Costello – Książę), ale też postacie poboczne. Wszystko dopracowane pod ręką Enrique Mazzoli. W sumie – można się ubawić (wizualnie), ale zarazem wzruszyć (muzycznie).