Wanda wreszcie u siebie
Pomstowałam, że aby zobaczyć Vandę Antonina Dvořáka, muszę jechać aż do Teatru Łaźnia Nowa w Nowej Hucie. Ale to przecież tam jest osiedle Wandy, centrum handlowe Wanda, klub sportowy Wanda, no i oczywiście… Kopiec Wandy, więc gdzieżby było lepiej?
Dobrze, że w końcu to dzieło jeszcze stosunkowo młodego kompozytora – napisał je, gdy miał 34 lata – pokazano w Krakowie. Bo aż trudno uwierzyć, że opery przedstawiającej polską legendę, napisanej przez naprawdę dobrego, znanego kompozytora, nigdy dotąd w Polsce nie wystawiono. To prawda, że i w rodzinnych Czechach nie miała ona zbyt wielkiego powodzenia, choć wystawiono ją w Pradze i Pilźnie, a w czasach współczesnych także w paru miejscach Niemiec. Ale dla Krakowa zwłaszcza to po prostu promocja. Jurek Dybał usłyszał ją wystawioną w Wiedniu siłami studenckimi i uparł się, że musi ją u nas pokazać – mówi, że chodził za tym z dziesięć lat. W końcu się udało.
Jak to z tą Wandą było? Wymyślił ją ponoć Wincenty Kadłubek, ale u niego to wódz niemiecki na wojnie z nią, dowódczynią, poddaje się i popełnia samobójstwo, a ona żyje potem i rządzi długo i szczęśliwie jako dziewica. W innej wersji było w ogóle jeszcze inaczej, niemiecki książę był narzeczonym Wandy i zginął ku jej rozpaczy. Najczęściej jednak powtarzana wersja głosiła, że ów Niemiec urażony najechał polskie ziemie, a Wanda przyrzekła, że jeśli zwycięży w tej walce, to poświęci siebie – i w efekcie zwyciężyła, ale potem rzuciła się do Wisły. I taka właśnie jest wersja Dvořáka.
Jest tu oczywiście więcej postaci, została wprowadzona siostra Wandy, Bożena, Arcykapłan oraz piewca Lumir, ale przede wszystkim polski ukochany Wandy – Sławoj. Nie jest on dobrze przy niej widziany, bo niżej urodzony, za to jest waleczny i kocha ją z wzajemnością. Parokrotnie w tej operze walczy z niemieckim księciem Roderykiem, szaleńczo zakochanym w Wandzie, ale to ona na koniec Roderyka w walce zabija. Tym samym zwycięża, ale – jak przyrzekła wcześniej – musi złożyć ofiarę z siebie, wynosząc Sławoja na tron.
Vanda Dvořáka to pierwsza jego operowa próba nie będąca komedią. Kompozytor napisał kilkanaście oper, ale właściwie grywa się w świecie tylko Rusałkę, która jest prawdziwym scenicznym przebojem. Jednak ona jest o ćwierć wieku późniejsza od Vandy. Dvořák nabrał przez ten czas doświadczenia, ale przecież i Vandzie nie sposób odmówić – mimo niezbyt wybitnego libretta – dużego uroku i bardzo dvořákowskiego kolorytu. Niestety, w obecnej realizacji została skrócona i nie usłyszymy tu np. mazurka, który znajduje się ponoć w III akcie – duże rozczarowanie, bo byłam go ciekawa. Ogólnie jednak bardzo to było interesujące. Dvořákowi zarzucano w tej operze oratoryjność, zapewne przez dużą rolę chóru. Jednak chór jest tu o tyle istotny, że uosabia lud, a Wanda działa z ludem i dla ludu.
Inscenizacja jest dość prosta, opowiadać tego specjalnie chyba nie muszę; nadmienię tylko, że dobra była obsada wokalna. Główną rolę śpiewała Adriana Kučerova, co prawda Słowaczka, ale dla niej czeski jest bardziej naturalny niż dla polskich śpiewaków (choć i oni sobie nieźle radzili). Wzięła się stąd, że w zeszłym roku wystąpiła na Opera Rara z recitalem. Bardzo ładnie i z przejęciem zaśpiewana partia. Jako Sławoj partnerował jej tenor Piotr Buszewski (VI nagroda na Konkursie Moniuszkowskim), który ma niezłą prezencję i energię sceniczną. Nieszczęsnym Niemcem był Sebastian Szumski z Capelli Cracoviensis; jego postać miała w sobie mimo wszystko coś szlachetnego. Do tego jeszcze ładny mezzosopranowy głos Bożeny – Magdaleny Wachowskiej (III nagroda na zeszłorocznym Konkursie im. Antoniny Campi w Lublinie) oraz basowy Arcykapłana – Michała Dembińskiego. Także znakomity Chór Polskiego Radia, mający też liczne zadania sceniczne, oraz Sinfonietta Cracovia pod batutą Jurka Dybała. Siedziała dość oryginalnie, po prawej stronie sceny, na powierzchni jakby wydłużonego trójkąta – reżyserka Karolina Sofulak mówi, że wyobrażała sobie w tym miejscu Wawel. Dlatego obok na podłodze widniała błękitna wstęga, czyli Wisła.
Vandę można jeszcze zobaczyć w niedzielę, środę i piątek. A poza tym posłuchać na tubie.
Komentarze
Wersja Dvořáka pokrywa się w takim razie z wersją Bartosza Paprockiego, polsko-czeskiego (tworzył w obu językach) heraldyka, historyka, poety i tłumacza. Postać w kulturze naszych sąsiadów wybitna i to może tłumaczy, dlaczego czescy libreciści wybrali ten wariant. Paprocki w Herbach rycerstwa polskiego z 1584 roku zamieścił treść wierszowanego epitafium Wandy na Kopcu. Według legend przewodnickich zostało ono zniszczone przez Austriaków dopiero w 1890 roku, ale… No właśnie, jeśli kto ciekaw, to tu jest z trudem odszukana (bo zrazu szukałem pod zapamiętanym dawno temu i już nieaktualnym adresem) strona Forum Latinum z dyskusją na temat owego naprawdę lub tylko rzekomo istniejącego epitafium.
Rozmowa z reżyserką spektaklu:
https://www.vogue.pl/a/vanda-na-zelaznym-tronie