Muzyka współczesna pod namiotem
Tydzień temu niestety nie dotarłam do Sinfonii Varsovii na pierwszy „eksperymentalny wtorek” z Ensemble Garage – pogoda nie sprzyjała. Tym razem się udało.
Ciekawa byłam, jak z frekwencją na tych koncertach. Okazuje się, że jest bardzo dobra, niezła była też podobno tydzień temu. Tyle że to zupełnie inna publiczność niż na pozostałych koncertach SV. Publiczność w większości młoda, częściowo znajoma – warszawskojesienna. Hashtag Ensemble ostatnio słuchałam (na WarszeMuzik), ale w zupełnie innej muzyce. Jednak to współczesność jest jego główną specjalnością.
Było nawet jedno prawykonanie: Sea of Prism (Cod’s Lullaby) Rafała Ryterskiego na zespół i elektronikę. Utwór długi (pół godziny), opowieść złożona, w formie stylistycznego patchworku, w którym ostre brzmienia stykają się z tonalnymi fragmentami (to ta kołysanka?). Trochę to filmowo brzmiało.
Pozostałe trzy dzieła były autorstwem kompozytorek. Odcienie lodu Agaty Zubel na wiolonczelę, klarnet i elektronikę to utwór sprzed 9 lat, napisany dla muzyków London Sinfonietta. Można go posłuchać tutaj, od 13:30, i przekonać się, że jest bardzo ilustracyjny – niemal widzimy ten pękający lodowiec. Bardzo na czasie rzecz, niestety. Z kolei powstałe pięć lat temu Figury na piasku… wędrówki odwiecznego skarabeusza… Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil na flet i kwartet smyczkowy (przy czym każdy z muzyków obsługuje jeszcze drobne instrumenty perkusyjne) oddają gorąco pustyni, a ten piasek sypie się dosłownie w grzechoczącym maracasie. Później pojawiają się jeszcze melodie bliskowschodnie.
Trzy kobiety Agnieszki Stulgińskiej to utwór poniekąd teatralny, ponieważ tytułowe kobiety wykonują na scenie gesty, podczas gdy muzycy grają schowani za kulisami. Co konkretnie te gesty oznaczają – można się tylko domyślać; z przeczytanej później rozmowy z kompozytorką dowiedziałam się, że mają one ilustrować rozmaite życiowe działania kobiece. Największe jednak wrażenie robią odtwarzane nagrania pieśni ukraińskich. Ale one są właściwie czymś skończonym, mocnym, niezależnym od całej tej otoczki.
Trochę nas artyści wystawili na próbę – koncert trwał prawie dwie godziny bez przerwy. Publiczność w maseczkach oczywiście. Muzycy zapowiadali jeszcze po koncercie spotkanie z nimi – ciekawe, czy się odbyło. Ja zrezygnowałam – byłam już zbyt zmęczona, a czekała mnie jeszcze droga na drugi koniec miasta.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=y-o2Qw1JhqE
No proszę, ciekawostka. Zapewne mało kto w Polsce słyszał o takim kompozytorze, choć za bliską granicą. Słychać w tej muzyce echo jego profesora, Josefa Suka – właśnie przeczytałam, że to był utwór dyplomowy, na zakończenie studiów.
Jeżeli Bach jest dowodem na istnienie Boga, to Volodos jest wystarczającym powodem do trwania w życiu człowieka, dla którego sztuka pianistyczna (i muzyka w ogóle) jest czymś istotnym, wręcz niezbędnym. Co piszę po wysłuchaniu wczoraj recitalu tego pianisty w Dusznikach.
Spacerując po parku dusznickim przed koncertem, usłyszałem jakiegoś młodego człowieka, który mówił koledze, że będzie dzisiaj Volodos „wymiatał”. Czyli u części osób znających (czy aby na pewno) tego pianistę dalej funkcjonuje stereotyp Volodosa – wymiatacza klawiatury, dysponującego wręcz cyrkową techniką pianistyczną. Fakt, artysta sam w początkach kariery zapracował na takie postrzeganie siebie, ale ten okres ma już dawno za sobą (chociaż jest w tej chwili artystą dopiero średniego pokolenia). Z możliwości technicznych (własnych oraz instrumentu przez siebie używanego) korzysta tyleż świadomie, co mimochodem. Bo celem tylko i wyłącznie dzieło. Utwór i jego odczytanie, interpretacja, a nade wszystko zrozumienie. Pod tym stwierdzeniem, rzecz jasna, każdy pianista może się podpisać, ale raczej tylko nieliczni dadzą tego dowód.
Zimerman mówił po nagraniu koncertu Brahmsa z Rattlem i berlińczykami, że wysłuchał kilkadziesiąt nagrań, by poznać tropy interpretacyjne etc. Część pianistów swoją grą toczy swoisty dialog z pianistyką z bliższej lub dalszej przeszłości lub teraźniejszości. Jeżeli to jest dialog, to jest jeszcze nie najgorzej, gorzej gdy jest to głównie cytowanie, czy powtarzanie. Przypadek Volodosa jest zgoła inny. On nie toczy żadnego dialogu – nawet z samym sobą. Traktuje utwór jak coś, co w matematyce określa się pojęciem wartości bezwzględnej. Jedyne czym kieruje się, to wyobraźnia – nieskrępowana i nieogarnięta – oraz logika. Na tych dwóch fundamentach (plus wspomnianej technice) Volodos buduje swoje katedry.
Na część lisztowską recitalu złożyły się Sonetto del Petrarca, La lugubre gondola II, Saint Francois cassis: le predication aux oiseaux oraz ballada h-moll. Który to wybór stał się wręcz programowym manifestem czy raczej traktatem o sacrum i profanum. O niewinności (ptaszęta, do których Franciszek przemawiał), ale też faustowskiej naturze człowieka (diaboliczne części ballady zderzone z lirycznymi). Ballada może wydawać się utworem z jednej strony typowo lisztowskim, trochę pokręconym, służącym głównie do popisu technicznego. I lwia część pianistów tak do niego podchodzi. Zgadzam się z siedzącą obok mnie prof. Poniatowską, że to jest muzyka o wielkiej głębi, tylko to trzeba dostrzec. Volodos otworzył mi wczoraj oczy na ten utwór. Podobnie, jak w przypadku części schumannowskiej – marsza i muzyki wieczornej z „Bunte Blätter” oraz Humoreski. Stworzone przez niego muzyczne teatrum oby znalazło się kiedyś na płycie. Jeżeli komuś wydawało się, że zna dobrze cały cykl Humoreski, to po wczorajszym recitalu może powiedzieć – poznałem nowe światy opisane przez Schumanna.
Barwa, faktura, rodzaj brzmienia, ekspresja, ale i intymność, tkliwość (grany na bis menuet Schuberta) – Volodos w tych kategoriach ma do powiedzenia nieskończenie wiele. Przy tym jest w tym cudowna i wspaniała prawda o człowieku, kompozytorze, pianiście.
Szkoda, że tak mało osób mogło bezpośrednio słuchać gry Volodosa (z racji wielkości miejsca oraz tegorocznych dodatkowych ograniczeń). Najbardziej wszakże szkoda, że nie mogli tego wysłuchać Schumann, a zwłaszcza Liszt.
O, zazdroszczę, 60jerzyku. Ja na razie się nie ruszam…
Co do Volodosa, on już od lat nie jest wymiataczem, obudził się w nim poeta i tak już na szczęście zostało. Ale może ten młody człowiek używał słowa „wymiatać” w sensie po prostu bardzo dobrego grania? 🙂
Może tak, ewoluuje język, ludzie, idee…
Tak, Volodos jest poetycki, ale jest to poezja jedyna w swoim rodzaju.
Jeśli ktoś ma okazję, to jeszcze parę razy ten program będzie grał – m.in. 22 sierpnia w Santander, 12 października w Schaffhausen i 18 października w Amsterdamie. Potem już zmiana programu.
Ten kolejny program, to:
Clementi – Piano Sonata in F sharp minor, Op.25 no.5
Brahms – Seven Fantasies for Piano, Op.116
Schubert – Piano Sonata no. 17 in D major „Gasteiner”, D.850
I jak ćwierkają wróble, może będzie z tym w przyszłym roku w Katowicach. Oby.
No i też pięknie. Może się wtedy wybiorę…
Na razie mała namiastka:
https://www.youtube.com/watch?v=F3D8HzMqJ1w
https://www.youtube.com/watch?v=IPCEkRHZX-g
https://www.youtube.com/watch?v=k2OuM_9LZDg
Sliczna literowka (moze auto-correct?):
„Saint Francois cassis: le predication aux oiseaux ”
Ja cassis lubie z bialym winem (jako Kir) lub szampanem (Kir Royal):
https://www.totalwine.com/shop/best-creme-de-cassis
A poza tym dziekuje za reportaz z Volodosa.
Hihi, rzeczywiście 🙂 Ostatnio właśnie kupiłam sirop de cassis, bo pokazał się w Auchanie, a ja byłam ciekawa, jak smakuje ulubiony trunek Herculesa Poirota 😉 Słabiutki pod względem procentów, ale do kiru w sam raz.
Julian Bream, RIP.
„A self-taught musician, Bream learned playing to radio dance bands with the lute his father bought from a sailor on London’s Charing Cross Road in 1947.”
O, smutno. Wielki muzyk.
Humoreska z zeszlorocznego recitalu Volodosa
Crème de cassis miewa 15-25% , bardzo dobry takze jako likier bez dodatkow.
Mój ma 15% 🙂 Właśnie sobie nalałam – niezły, ale strasznie słodki i gęsty. Jednak chyba wolę go użyć do kiru, który uwielbiam. Dotąd używałam do niego po prostu zwykłego syropu z czarnej porzeczki, też było pijalne 😉
Pozdrawiam miłośników syropów z owoców. Właśnie wypiłam podwójną truskawkówkę, specjalność 3Sióstr w Sopocie. Wersja na lodzie. Pycha.
Również dziękuję za relację z Volodosa. Do tej pory
po prostu wiedziałam, że taki pianista istnieje. Teraz wzbudził moje zainteresowanie.