O Szymańskim niełatwo pisać

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Druga z małych monografii PWM, autorstwa Krzysztofa Kwiatkowskiego, a dotycząca twórczości Pawła Szymańskiego, jest skrajnie inna od omawianej przeze mnie wcześniej książeczki z tej serii poświęconej Lutosławskiemu.

W dalszym ciągu mam wątpliwości, dla kogo jest ta seria. Oczywiście każdy autor biorąc na warsztat danego kompozytora pisze o nim inaczej i mówi to równie wiele o jednym i drugim. Ale zdecydowanie trudniej pisze się o kimś, kto jest tak prywatnym i skromnym człowiekiem, stroniącym od autopromocji (spróbujcie szukać nagrań Szymańskiego – TEGO Szymańskiego – w sieci, to zobaczycie, do jakiego stopnia), a przy tym działającym i idącym swoją drogą, niż o klasyku takim jak Lutosławski, którego twórczość jest już zamknięta, a on sam nie obrazi się za ujawnienie smakowitych anegdot na jego temat, jakie zaserwowała w swojej książeczce Danuta Gwizdalanka. Jeżeli jej dziełko może spokojnie czytać zaawansowany meloman, to już to o Szymańskim jest raczej przeznaczone dla o wiele bardziej zaawansowanego, bardziej obeznanego w fachowych terminach czytelnika. (Co zresztą jest szczególnie ciekawe zważywszy, że właśnie Krzysztof Kwiatkowski takim kimś jest – to absolwent socjologii na UJ, dziś znakomity specjalista od muzyki współczesnej, autor monografii Luigiego Nono wydanej przez Krytykę Polityczną. Można? Można).

O ile więc książeczka o Lutosławskim na biografii się opiera (choć i o muzyce tam jest), to ta o Szymańskim zajmuje się przede wszystkim analizą jego dzieł, spojrzeniem na tę twórczość z różnych stron, próbą pogrupowania inspiracji, stylizacji, gatunków. Pewnie się przydadzą studentom Akademii Muzycznych, może nie tylko. Trochę mi jednak brak pewnych szczegółów, które też są istotne. Nie mówiąc o tym, że muzykologicznych monografii twórczości Szymańskiego powstało już parę (Violetty KostkiNatalii Szwab), ale o samym Szymańskim jako postaci – praktycznie nic. Inna sprawa, że pewnie on sam by niekoniecznie to lubił.

Ja jestem w dość szczególnej sytuacji znając trochę więcej kontekstów – znam kompozytora od czasów licealnych i jego ówczesne kontakty i zainteresowania: gdy Krzysztof Kwiatkowski pisze o atencji Szymańskiego do baroku, nie wspomina, że sięga ona jeszcze właśnie do tamtych, licealnych czasów, a zainteresowanie klawesynem wzięło się nie tyle z inspiracji postacią Elżbiety Chojnackiej (dla której zresztą później napisał Partitę III), co z przyjaźni z Władysławem Kłosiewiczem. Na flecie prostym grał sam (choć oficjalnie w liceum był na fagocie), traktował to na tyle poważnie, że nawet pojechał na Letnią Akademię Muzyki Dawnej w Innsbrucku i był to bliski mu instrument aż do lat 80., kiedy to na nim właśnie grał w pamiętnym kompozytorsko-improwizatorskim zespole Niezależne Studio Muzyki Elektroakustycznej.

O wspólnych wyprawach w poszukiwaniu muzyki źródeł (w których uczestniczył też Kłosiewicz) opowiada na końcu książeczki Edward Sielicki – i właśnie to, o czym piszą w wypowiedziach finalnych on, Krzysztof Knittel i Stanisław Krupowicz, jest może najciekawsze dla kogoś, kto pragnie wreszcie jakiejś monografii tego kompozytora. Urocze jest też wspomnienie, o którym zresztą Edward mi opowiadał, o gołębiach (moim zdaniem to były raczej synogarlice), które trafiły do utworu Eals (Oomsu)tutaj 4:26 – prosto z okna na ulicy Wilczej. Nawiasem mówiąc, tytuł tego utworu mnie rozczula, bo przypomina mi moje własne dziecięce zainteresowanie oznaczeniami literowymi na wagonach (a każda literka coś znaczy!), z którego rodzina trochę się podśmiewała, ale też się zaraziła sprawdzaniem, który wagon jak się „nazywa”.

Przy omawianiu poszczególnych utworów brak mi też ważnych kontekstów. Np. przy Sonacie na smyczki i perkusję z 1982 r. dziwi brak informacji o tym, że utwór powstał na zamówienie Andrzeja Chłopeckiego na szczególny koncert PTMW z okazji stulecia urodzin Karola Szymanowskiego; tych zamówień było kilka u różnych kompozytorów, a znaleźć się w tych utworach miało jakieś nawiązanie do Mazurka op. 62 nr 2. W Sonacie znajdują się dwa cytaty z tego mazurka – o jednym wspomina Natalia Szwab tutaj na str. 42, ale jest jeszcze drugi, też dokładny: sam koniec utworu jest nawiązaniem do początku mazurka. Szkoda, że nie znalazłam nagrania – też bym pokazała.

Istotną też informacją jest według mnie fakt, że Compartment 2, Car 7 jest nie tylko utworem baletowym, zamówionym przez amerykańskiego choreografa Alonzo Kinga, ale też swoistym hołdem oddanym Edwardowi Hopperowi. Owo znieruchomienie i samotność aż krzyczy z tego utworu, który zarazem jest po części przekształconą SarabandąUne Suite De Pièces De Clavecin Par Mr. Szymański (tutaj 14:15) – ten ostatni szczegół akurat w książeczce jest.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Mogłabym tak jeszcze długo, bo temat bardzo mnie obchodzi i zdarzało mi się o Szymańskim pisywać (nawet jestem w tej książeczce cytowana, miło mi), ale zamiast tego napiszę coś jutro o paru nowszych jego utworach, które do mnie trafiły. A książeczka – dobrze, że jest.

PS. Kiedyś, gdy powstanie prawdziwa monografia Szymańskiego, może będzie tam też o kontekstach politycznych, w tym kontrowersjach, jakie wzbudza w ostatnich latach w co poniektórych, ubierając się na oficjalne okazje tak jak na tejtej fotce… 🙂

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj