Collegium Vocale 1704 +

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Aż trudno powiedzieć, czy bardziej pandemiczny był koncert Collegium 1704 na zeszłorocznej Praskiej Wiośnie, czy też sopocki, z podobnym repertuarem, lecz w o wiele mniejszym składzie.

Tamten zeszłoroczny, z utworami Bacha i Zelenki (ale także Haendla; w sumie program nieco inny niż dzisiejszy), można wciąż obejrzeć tutaj, jeśli ktoś jeszcze nie widział. I przekonać się, że można śpiewać w maseczkach, aczkolwiek na pewno nie było to łatwe. Ponadto wówczas zespół wystąpił w większym składzie i z orkiestrą. Dzisiejszy zaś skład ograniczył się do ośmiorga śpiewaków i trojga instrumentalistów (wiolonczela, teorba, pozytyw)m a więc zespół instrumentalny ograniczony do minimum.

Koncert – tradycyjnie, jak inne barokowe na NDI Sopot Classic – odbył się w neogotyckim kościele św. Jerzego (który podobno, jak samo miasto, ma w tym roku 120. urodziny). Miał się odbyć już rok temu, ale z wiadomych powodów nie wyszło. Nie wiem nawet, czy było wówczas planowane powtórzenie koncertu praskiego, czy też już zeszłoroczne wydarzenie było planowane na 11 osób (plus dyrygent). W każdym razie zdezaktualizowały się moje rozważania z tekstu, który się ukazał w festiwalowym programie: pisałam tam o różnych koncepcjach co do składu ilościowego potrzebnego do wykonywania motetów Bacha. Przypomniałam koncepcję Joshuy Rifkina o pojedynczej obsadzie wokalnej i o tym, że w tym kontekście Vaclav Luks przypominał o liście Bacha, w którym kompozytor żalił się, że ma za mało muzyków do dyspozycji i że najlepiej byłoby mieć po trzy osoby na głos, czyli tak, jak jest w czeskim zespole.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Tym razem jednak Czesi zastosowali się właśnie do koncepcji Rifkina. Brzmiało to zresztą dobrze, bo to wspaniali fachowcy. Jednak wyszedł z tego pewien paradoks: motety Bacha wydawały się odrobinę za ciężkie, bo choć instrumentów było mało, to i śpiewaków było mało, co zmieniało proporcje. Natomiast Zelence trochę więcej wsparcia instrumentalnego by się przydało. Myślę, że ta różnica bierze się z zupełnie innej faktury: u Bacha jest w chórze – a właściwie dwóch, bo wszystkie trzy wybrane motety były dwuchórowe – wiele drobnych nut i polifonii, u Zelenki spokojniejsze wartości rytmiczne i emocje podkreślane przez harmonię.

Ale co tu się czepiać, było naprawdę pięknie. Już się cieszę na kolejny koncert braci Czechów: mają na Chopiejach (24 sierpnia) zestawić Zelenkę z Mielczewskim i Pękielem. Ciekawy komplet – i ciekawe, w jakim składzie to zrobią,

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj