„Borys” odwołany? Nie całkiem

Nie wiem sama, co o tym myśleć. Czy Opera Narodowa wraz z tokijską operą uważają, że do listopada wojna się skończy, i to zwycięstwem Rosjan?

Premiera Borysa Godunowa w nowej inscenizacji Mariusza Trelińskiego miała się odbyć 8 kwietnia, a po niej jeszcze trzy spektakle: 10, 12 i 14 kwietnia. Została z hukiem odwołana. Przyczynę tłumaczą zarówno na stronie teatru, jak i na Facebooku obaj dyrektorzy, Waldemar Dąbrowski i Mariusz Treliński. Padają słuszne słowa o solidarności z narodem ukraińskim, o wstrząśnięciu tą katastrofą, o złu w najczystszej postaci, jakim jest wielkomocarstwowa mitomania i arogancja rządzących Rosją. Zgodzimy się z tym chyba wszyscy.

Zupełnie inaczej rzecz się miewa w Tokio, z którym ten Borys miał powstać w koprodukcji. Program na przyszły sezon tamtejszej opery, czyli New National Theatre (prowadzonej przez wybitnego dyrygenta Kazushiego Ono), został ogłoszony 1 marca, czyli wówczas, gdy wojna trwała już w najlepsze. Wśród zapowiedzianych premier jako jedną ze specjalnych, związanych z 25-leciem teatru, ogłoszono Borysa Godunowa w koprodukcji z Warszawą. Spektakle mają się odbyć 15, 17, 20, 23 i 26 listopada.

Już nawet nie chodzi o tego nieszczęsnego Borysa, bo cóż Musorgski winien. Ale przyjrzyjmy się zapowiadanej obsadzie (u dołu strony). Układ jest analogiczny do tego, który zapowiadany był na Warszawę: większość pobocznych ról w wykonaniu Japończyków (u nas – Polaków), te ważne w wykonaniu rosyjskich śpiewaków. Przede wszystkim rola tytułowa: w tej Jewgienij Nikitin, ten sam, który został wyrzucony z Bayreuth za tatuaż ze swastyką (choć strasznie się potem tłumaczył z „błędu młodości”). W roli mnicha Pimena – Aleksiej Tichomirow, ten sam, który śpiewał rolę Stolnika w Halce w Theater an der Wien. Ten z kolei pisze na swoim Facebooku straszne rzeczy o wojnie – jest przeciwko „ukraińskim nacjonalistom”, przeciwko NATO zagrażającemu Rosji (biedna Rosja) i apeluje, by nie drażnić „rosyjskiego wielkiego niedźwiedzia”, a wszystkiemu oczywiście jest winne USA. Podobne groźne brednie ponoć wypisuje wykonawca roli Szujskiego, Maksym Paster, który co prawda jest z pochodzenia Ukraińcem, ale też putinowskim wyrzutkiem. Ta rozkoszna trójka będzie królować w listopadowych spektaklach.

Domyślam się, że są jakieś zobowiązania kontraktowe, które trzeba wypełnić. Ale zdecydowanie coś tu nie gra, zwłaszcza w świetle mocnych wypowiedzi na stronie warszawskiego teatru. Pytanie, czy rzeczywiście, za wszelką cenę trzeba współpracować z marionetkami Putina?