Campi dla młodych
Kiedy trzy lata temu wspominałam tu o II Konkursie im. Antoniny Campi z Miklaszewiczów w Lublinie, nie rozpisywałam się o tym, skąd on się w ogóle wziął i nie wspomniałam, że działań pod tym patronatem jest w tym mieście więcej.
Kim była Antonina Campi? Mezzosopranistką o wszechstronnym głosie, nadworną śpiewaczką Stanisława Augusta Poniatowskiego, primadonną opery wiedeńskiej, która śpiewała także na otwarciu Theater an der Wien, uznawaną za jedną z najlepszych śpiewaczek swojej epoki. A przy tym wszystkim była żoną włoskiego śpiewaka i urodziła 17 (!) dzieci, co jakoś nie przeszkodziło jej w karierze. Mozart ponoć zachwycał się nią w Pradze, a Ferdinando Paer napisał z myślą o niej operę Sardzino. Była więc jeszcze jedną polską artystką uznaną na świecie, o której jednak w kraju zapomniano. Urodziła się właśnie w Lublinie i tu debiutowała, więc pochodząca również stąd Ewa Vesin postanowiła przypomnieć tę wspaniałą postać przy okazji wydarzenia, które pomogłoby tutejszemu światu muzycznemu. 5 lat odbył się tu więc I Międzynarodowy Konkurs Wokalny pod wspomnianym patronatem, w rok później – druga edycja, a trzecia miała odbyć się w zeszłym roku, ale wiadomo – pandemia, więc przeniesiono ją na ten rok, od 30 sierpnia do 4 września. Ale to nie wszystko. W 2018 r. miała też miejsce konferencja na temat Antonina Campi i mało znane tematy kultury polskiej przełomu XVIII i XIX wieku. I również wtedy – pierwsza Opera Masterclass, a odtąd odbywają się one co roku. Jednym z wykładowców jest zawsze Ewa Vesin, obok niej wielu znakomitych śpiewaków (Izabella Kłosińska, Małgorzata Walewska, Katarzyna Trylnik, Mikołaj Zalasiński i Marcel Boone), a w tym roku – po raz drugi Mariusz Kwiecień i po raz pierwszy Rafał Bartmiński, który również pochodzi z Lublina, choć uczęszczał do innej szkoły muzycznej niż Ewa Vesin.
Kursy są prowadzone w siedzibie Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Tadeusza Szeligowskiego (zarazem ogólnokształcącej), zasłużonej, założonej przez ojca Krzesimira Dębskiego. Tu właśnie stawiała swoje pierwsze kroki inicjatorka konkursów i kursów. Na poziomie licealnym prowadzona jest tu klasa śpiewu i kilka osób z niej jest zwykle przyjmowanych na kurs; ponadto młodzi ludzie zgłaszają się z prezentacjami i są wybierani. Niektórzy uczestniczą kolejny raz, niektórzy po ukończeniu tutejszej średniej szkoły idą na wydział wokalny którejś z uczelni i czasem stawiają już pierwsze kroki na scenie. O ile, w przeciwieństwie do konkursu, kurs nie ma wymiaru międzynarodowego, to i tak pojawiło się parę Chińczyków (sopranistka i baryton), którzy studiują w Warszawie.
Z ciekawością zajrzałam na parę lekcji i rzeczywiście jest to bardzo interesujące, a z pewnością wiele daje młodym. Oczywiście każdy z wykładowców prowadzi swoje zajęcia inaczej, ale w sposób bardzo zaangażowany. Na zajęcia Ewy Vesin trafiłam, gdy przerabiała ze studentką arię Io son l’umile ancella z Adriany Lecouvreur Francesca Cilei. Dziewczyna miała naprawdę obiecujący głos o odpowiednio ciepłej barwie, ale jeszcze zbyt mało doświadczenia; śpiewaczka towarzyszyła jej swoimi istotnymi uwagami, a gdy adeptka nie była w stanie zaśpiewać portamento w zakończeniu arii, pokazała je przepięknie.
Rafała Bartmińskiego podglądałam przy pracy z młodszymi uczennicami. Jedna z nich przygotowywała pieśń Chopina Smutna rzeka. Dawał jej uwagi głównie z dziedziny retoryki, odpowiedniej akcentacji, wydobycia sensu. Innej adeptce dziś bez fortepianu (pianista musiał pojechać do Warszawy) pokazywał ćwiczenia oddechowe – może mało efektowne dla osoby z zewnątrz, ale dla kogoś, kto ma jakieś tam pojęcie o śpiewie i sam próbował wydawać głos, niezwykle inspirujące.
Mariusz Kwiecień jest w swoim przekazie bardzo emocjonalny. Jednemu z tenorów dawał mnóstwo wskazówek czysto technicznych na poprawienie barwy czy otwarcie głosu. Szczególnie ciekawe było, gdy z chińskim barytonem przerabiał Hai già vinta la causa Mozarta, czyli recytatyw i arię Almavivy z III aktu Wesela Figara, którą sam przecież swego czasu wspaniale wykonywał. Jemu pokazywał właściwą akcentację i kształt fraz, tłumaczył sens łącznie z takimi szczegółami, że np. krótkie pauzy są dyszeniem ze złości. To było wręcz fascynujące, bo przy okazji pokazywał, jak bardzo sam miał tę partię przemyślaną.
W uwagi pedagogów włączali się również pianiści, z których wszyscy są doświadczeni w pracy ze śpiewakami: Olga Tsymbalyuk, Tomasz Pawłowski i Mischa Kozłowski. Ich uwagi były także ogromnie ciekawe. Muszę powiedzieć, że sama się też tu czegoś nauczyłam.
Komentarze
Ciekawe, co by Kwiecień poradził temu Hrabiemu. Dwa tygodnie temu śpiewał w FN, w innym repertuarze ale w zacnym towarzystwie.
https://www.youtube.com/watch?v=tbMCqIaZ0sM
No, ciekawa wersja. Z wariacjami 🙂 Niektóre z nich on też robi. Ale jak na mój gust już ich trochę za dużo, zwłaszcza, że podkreślenie wyższego rejestru nadaje temu Hrabiemu ton trochę żałościwy. I chytrusek wykręcił się od triolek 😆
Byłam też w Lublinie na wystawie Tamary Łempickiej (a na ulicy spotkałam… pianofila, który specjalnie w tym celu przyjechał 🙂 ). Na pewno bardzo warto ją obejrzeć, bo jest całkiem niemało jej dzieł, i to bardzo różnych. Od kubizmu po abstrakcję. Ale uprzedzam, organizacja ekspozycji zupełnie idiotyczna: chodzi się po ciemku wąskim krętym korytarzem, nieoświetlone są podpisy, co chwila ruch się zatyka przez jakąś grupę z przewodnikiem (-czką). Trzeba mieć cierpliwość.
A teraz wróciłam z wykonania Canto ostinato Simeona ten Holta w namiocie Sinfonii Varsovii. Nie będę się rozpisywać, bo pisałam o muzyce tego kompozytora tutaj:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2019/05/25/trans-simeona-ten-holta/
tylko odnotuję, że tym razem wykonywało go dwoje pianistów (chyba najlepszych obecnie w dziedzinie muzyki współczesnej: Martyna Zakrzewska i Adam Kośmieja), dwoje perkusistów, saksofon i harfa. Grali przez dwie godziny. Ciekawe, że wytrzymała to większość publiczności (na leżakach i pufach), niewiele osób wyszło. I były duże brawa na koniec, chyba nie tylko za wytrwałość 😉
Widziałem, że PK ostatnie 30 minut spędziła już na stojąco, więc i taki tryb udziału publiczności warto uwzględnić 😉
Chyba mniej. Leżaki były wszystkie zajęte, więc spróbowałam najpierw na pufie, ale czy był jeszcze nowy i za mało wysiedziany, czy w ogóle niewygodny, fakt, że nie wytrzymałam długo i poszłam do tyłu usiąść na normalnym krześle. Tam przesiedziałam większość, ale pod koniec już mnie wszystkie cztery litery rozbolały, bo krzesełko twarde 😉
Dziś rozpoczyna się Kwartesencja – koncerty są w Studiu im. Lutosławskiego, wstęp wolny. Informacje tutaj. Ja idę dziś i jutro, na premierze nowego kwartetu Mykietyna nie będę, bo jadę do Wrocławia na Pires.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=BJV3rBc4svs