Orfeusz i Zaratustra

Przede wszystkim jednak Orfeusz był bohaterem dzisiejszego koncertu w FN – z powodu utworu Marty Ptaszyńskiej w wykonaniu Evelyn Glennie.

Wykonanie to odbyło się w związku ze zbliżającą się 80. rocznicę urodzin kompozytorki (aż trudno uwierzyć w to, myśląc o tak czynnej osobie), która co prawda nastąpi dopiero 29 lipca, ale wtedy będzie już po sezonie. Zapewne też termin został wybrany w dostosowaniu do solistki, która również jest osobą bardzo zajętą.

Drum of Orfeo został napisany na zamówienie Glennie, ukończony w 2002 r., a jego prawykonanie odbyło się w 2009 r. w Filharmonii Łódzkiej. Na spotkaniu przedkoncertowym kompozytorka złośliwie stwierdziła, że następnym razem zostanie zagrane zapewne koło 2040 r. Fakt, nie jest łatwo doprowadzać do wykonań współczesnej muzyki. Przy okazji uświadomiłam sobie, że estrada Filharmonii Łódzkiej jest większa od tej w Filharmonii Narodowej: tu nie można było zastosować przewidzianego w partyturze rozstawienia instrumentów wokół orkiestry, można było tylko ustawić je z przodu, jednego boku i tyłu. Solistka krążyła między nimi jak Orfeusz po Hadesie, choć muzyka była zbyt kolorowa jak na Hades – jak to u tej kompozytorki. Mnogość instrumentów perkusyjnych, w tym egzotycznych, w zestawieniu z orkiestrą grającą harmonie modalne, dawała niezwykły krajobraz brzmieniowy. W partyturze jeszcze przewidziane są różnobarwne światła zapalane podczas utworu, ale okazało się to tutaj niemożliwe. Może szkoda, ale muzyka, myślę, nic na tym nie straciła.

Evelyn Glennie ostatni raz widziałam 10 lat temu w Łodzi, gdy wystąpiła w utworze Olgi Hans napisanym specjalnie dla niej i dla Dominika Połońskiego. W tamtej kompozycji również było niemało teatru. Solistka wyglądała wówczas trochę inaczej – miała długie kasztanowe włosy, teraz też ma długie, ale białe, i nosi okulary. Ale wciąż porusza się po scenie zwinnie, na bosaka (tak lepiej czuje dźwięk – jest niesłysząca), z ekspresją. Długo oklaskiwano zarówno ją, jak też kompozytorkę – nie obeszło się bez stojaka, który obu się należał.

Marta Ptaszyńska nieraz powracała do mitu Orfeusza. Napisała Sonety do Orfeusza na głos i orkiestrę kameralną do słów Rilkego, Sen Eurydyki na dwie harfy, a i stworzony podczas pandemii koncert akordeonowy Magic Voyage miał za inspirację ostatni z sonetów z cyklu Rilkego. Zaczyna się on od słów: „Cichy przyjacielu wielu dali”, które przywiodły kompozytorce na myśl przyjaciół, którzy odeszli w tych ciężkich czasach.

Kontekst orficki stanowiła wykonana przed tym utworem suita baletowa Orfeusz opracowana przez Michaela Taubego na podstawie Orfeusza i Eurydyki Glucka, zgrabnie łącząca większość popularnych momentów tej opery. W drugiej części całkowicie zmienił się ton (a przy okazji – strój dyrygenta Bassema Akiki). Z Tako rzecze Zaratustra Richarda Straussa pamięta się zwykle przede wszystkim efektowny początek, totalnie zbanalizowany przez 2001: Odyseję kosmiczną i wiele innych wykorzystań. Fakt, że to dzieło 32-letniego kompozytora zaczyna się tak, jakby się kończyło – ale potem dopiero jest cały ciąg różnych opowieści, chwilami ciekawych i zaskakujących, chwilami trywialnych – jak to w życiu. Ciekawe, że Akiki pisał pracę magisterską na temat m.in. tego dzieła (dokładniej – o związkach między Wagnerem, Nietzschem i Straussem), a dopiero teraz pierwszy raz nim zadyrygował. Można powiedzieć, że z powodzeniem.