Nowy Sącz w Krakowie
Jubileuszowa, 20. edycja Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari była pierwszą, której finał gościł w Operze Krakowskiej.
Sama Opera jest w tej chwili w dziwnym stanie przepoczwarzania się – jest nowy dyrektor (choć znany już muzykom), a jednocześnie odchodzi stary personel. Wyglądało to trochę tak, jakby to międzynarodowe wydarzenie poza dyrektorem Piotrem Sułkowskim i orkiestrą, którą na owych finałach prowadził, nikogo tu nie obchodziło. Miejmy nadzieję, że już za dwa lata na kolejnym konkursie sprawy na tyle się rozwiną, że organizacja będzie sensowniejsza. Dziwny bowiem jest też pomysł, by jury, skoro już przyjechało do Krakowa, jechało na finałowe obrady z powrotem do Nowego Sącza (wyniki mamy poznać w środku nocy).
Oczywiście miasto Nowy Sącz jest do konkursu przywiązane, bo tu odbywa się on od samego początku z inicjatywy prof. Heleny Łazarskiej, która wymyśliła, by w ten sposób uczcić wielką polską śpiewaczkę urodzoną nieopodal, bo w Starym Sączu. Jest nawet obyczaj w dzień wolny między II etapem a finałem, że jury odwiedza w tym czasie miejsce urodzenia Ady Sari i wraca zwykle pod wrażeniem. Małgorzata Walewska, która od 2015 r. przejęła z rąk prof. Łazarskiej prowadzenie konkursu, mówiła dziś na konferencji prasowej, że jest to jeden z niewielu konkursów wokalnych, który nie narodził się w operze (w rzeczywistości mamy jeszcze trochę takich, choć pomniejszych). Ale myślę, że rozgłosowi tego konkursu dobrze zrobi współpraca z krakowską sceną operową.
Małgorzata Walewska powiedziała też, że poziom w tym roku jest bardzo wysoki. Po wysłuchaniu finałów trzeba powiedzieć, że na pewno jest ciekawie, choć większość z tych młodych śpiewaków przeżywa jeszcze czas kształtowania. Nie zawsze też działa zgodnie ze swoim emploi, więc być może jeszcze przed nimi odkrycie swojej właściwej specjalności – tak też bywa.
Już na samym początku mieliśmy taką niezgodność: Koreanka Hyejin Lee jest sopranem, a śpiewała arię Rozyny Una voce poco fa, robiąc ze swojej bohaterki subretkę. Zalotna poza (choć chwilami pokazująca zołzowatość), leciutki głosik, ale z pretensjonalnymi podjazdami, koloratury wzorujące się na Callas – i niezbyt ładna jednak barwa. Gdy w drugiej części wróciła z Caro nome Gildy, miała już intensywniejszą barwę, ale wciąż ostrą. Odpowiedniejszy do charakteru Gildy głos miała krajanka Lee, Celine Mun, ale było w niej coś nieśmiałego, niepewnego (choć barwę ma ładną). Wracając zaś do Rozyny, o wiele odpowiedniejszy głos, o pięknej, ciemnej barwie miała Weronika Rabek, ale jej aktorstwo było trochę sztuczne. Ciemne dramatyczne mezzosoprany pojawiły się jeszcze dwa: Ukrainka Iryna Haich (choć ma coś z tej charakterystycznej ostrej emisji ukraińskich śpiewaczek, złagodzonej właśnie dzięki ciemnej barwie) oraz Justyna Khil, która wystąpiła dziś w dwóch rolach nieszczęśliwych kobiet: Hrabiny z Wesela Figara oraz Micaeli z Carmen. I też w tym drugim wypadku nie bardzo wiadomo, dlaczego będąc mezzosopranem wybrała rolę sopranową, dusząc się w górze i będąc pod dźwiękiem. W obu ariach nie bardzo też dało się zrozumieć tekst.
Przejdę do panów. Niemiecki bas Lucas Enoch Lemcke jest trochę jeszcze nieopierzony i sztywny, choć ma ładną barwę (ma 24 lata i jest najmłodszym finalistą). Bardzo przyzwoicie zaprezentowali się dwaj śpiewacy z Chin. Chao Liu ma ładną barytonową barwę i dużą kulturę wokalną, co dało świetny efekt w arii Wolframa O du mein holder Abendstern, natomiast jako Belcore z Napoju miłosnego był trochę za mało bufonowaty. Z kolei Liang Wei zaskakuje: przy swojej powierzchowności niedużego misia okazuje się amantem w rolach Cavaradossiego i Don Joségo ( głos mu Bozia dała ładny i mocny). Reprezentant Polski baryton Adrian Janus wypadł również nieźle, zarówno jako zawiedziony amant – Riccardo z Purytan Belliniego, jak jako zimny drań – Hrabia z Wesela Figara (Hai già vinta la causa), choć w tym drugim utworze oczywiście zamarkował owe słynne triole pod koniec, których większość śpiewaków nie umie wykonać. Jego aktorstwo jest jeszcze trochę zbyt sztywne, ale można docenić wysiłek.
Orkiestry na konkursach zwykle grają okropnie – zespół Opery Krakowskiej przynajmniej nie przeszkadzał, w końcu Piotr Sułkowski jest doświadczonym dyrygentem operowym i wie, jak współpracować ze śpiewakami. Choć nie obyło się bez waltorniowych kiksów…
Po tym wieczorze trudno mi przewidzieć wyniki. Ale niedługo się o nich dowiemy. A ja jutro wracam do Katowic.
Komentarze
Justyna Khil śpiewa sopranowe arie, bo jest sopranem lirycznym, nie żadnym ciemnym mezzosopranem, ile można tłumaczyć… Pisałam już o tym pod postem o koncercie Akademii Operowej, ale reakcji żadnej się nie doczekałam – miło by było się dowiedzieć, na jakich przesłanach opiera Pani swoją tezę, skoro tak bardzo Pani przy niej obstaje, raczej na przekór rzeczywistości.
A śpiewanie Rozyny przez soprany jest starą tradycją wykonawczą (Roberta Perters, Lily Pons, Erna Berger, Erika Köth, Maria Callas, Renata Scotto, Victoria de los Ángeles, Bidu Sayão, Gianna D’Angelo, Reri Grist, Rita Streich, Renée Doria, Mady Mesplé, Mado Robin, Ingeborg Hallstein, Gianna Rolandi, Lucia Popp, Luciana Serra, Beverly Sills, Montserrat Caballé!, Kathleen Battle, Edita Gruberova, Sumi Jo, Jessica Pratt, Ruth Ann Swenson, Aleksandra Kurzak, Diana Damrau, Lisette Oropesa… długo by jeszcze można wymieniać), co więcej, już sam Rossini zaakceptował sopranową wersję Rozyny (transpozycja arii pod możliwości wykonawcy była wtedy powszechną praktyką, dzisiaj ustandaryzowaną tonacją arii „Una voce poco fa” dla sopranów jest F-dur, a dla mezzosopranów oryginalne E-dur), a nawet napisał dodatkową arię („Ma forse, ahimè, Lindoro…Ah se è ver”) dla wykonującej tę rolę sopranistki Joséphine Fodor-Mainvielle; zupełnie nie rozumiem więc zaskoczenia. Ale jeżeli Khil byłaby mezzosopranem, jak Pani twierdzi, to raczej nie tylko Micaëla byłaby dziwnym wyborem, ale Contessa także, nie uważa Pani? To jest rola na wskroś sopranowa, nie ma tu tradycji analogicznej do przypadku Rozyny.
Co do reszty uwag, w wielu przypadkach mam wrażenie, że słuchałyśmy zupełnie innych występów…
Ech… w nocy po ogłoszeniu wyników napisałam duży komentarz i zapomniałam kliknąć „opublikuj”. Muszę więc go teraz streścić, zanim odpowiem.
Otóż o ile wyniki w głosach męskich są raczej oczywiste – dwie pierwsze nagrody dla Chińczyków, w tym pierwsza dla tego lepszego, druga dla drugiego, bez trzeciej i wyróżnienie dla Adriana Janusa – to w głosach żeńskich jest ciekawie. Bez pierwszej, dwie II nagrody dla Hyejin Lee i Weroniki Rabek, III dla Celine Mun, wyróżnienie dla Iryny Haich. Czyli żadnej z regulaminowych nagród nie otrzymała Justyna Khil, za to mnóstwo pozaregulaminowych, w tym tę dla najlepszej Polki w finale, czym Fundacja Orfeo spostponowala Weronike Rabek… wytłumaczenie jest byc może takie, że p.
Khil miala zapewne wybitne występy w poprzednich etapach, w co chętnie wierzę (nie miałam kiedy wysłuchać), a finałem swoją pozycję zepsuła…
Co zaś do gatunku głosu tej młodej obiecującej śpiewaczki: tak, przedstawia się jako sopran liryczny, ale czy będąc sopranem można dusić się na b dwukreślnym, jak zdarzyło się w arii Micaeli? No chyba nie. Potwierdza to moją tezę, że jest ona w gruncie rzeczy przestawionym mezzosopranem. Cóż, przyszłość pokaże, jak ten głos się rozwinie.
Co zaś do Rozyny, oczywiście śpiewają tę partię soprany, ale ja mówiłam powyżej o gatunku głosu. Rozyna to nie subretka, nie Zuzanna czy Zerlina, lecz osobka z innych sfer, z której kiedyś będzie nieszczęśliwa Hrabina, ale teraz to figlarna młoda kobieta, która jeszcze myśli, że zawojuje świat, stąd tak do niej pasują efektowne koloratury, ale nie powinno się tej roli śpiewac zbyt lekko.
Gdzież niby w Micaëli zdarzyło się duszenie na b2? Radzę też posłuchać poprzednich etapów, tam i h2 było luźno nie raz nie dwa (podobnie zresztą w arii Micaëli, tam też h2 jest), może nawet i c3. A żeby barwowo tu słyszeć mezzosopran to nie wiem… Może lepiej nie wypowiadać się ex cathedra na tematy, o których ma się słabe pojęcie? Niech Pani zostanie np. przy pianistyce, wokalistyka to zdecydowanie nie jest Pani konik. I to nie jest kwestia tylko tego przypadku. Pomijając już to, że takie uwagi, jak przy okazji Konkursu Moniuszkowskiego w 2019, że ktoś „dostał pewnie nagrodę za sukienkę” jest po prostu chamskie i degradujące.
Co do Rozyny, polecam przesłuchać choćby połowę sopranistek, które podałam (choćby Robertę Peters czy Mady Mesplé) zanim się będzie wyrokować, jak gatunek głosu może śpiewać tę rolę. To, z jakich sfer pochodzi bohaterka mało ma wspólnego z typem głosu, opera to nie jest kino, u Straussa 16-letnia Salome może mieć głos niczym Wagnerowska heroina. Nawet wymieniona Zuzanna, jeśli chodzi o typ aktorski owszem, jest subretką, ale wokalnie już nie, mimo że często śpiewają tę rolę takie właśnie głosy – ale Nancy Storace bliżej już było do mezzosopranu, co zresztą słychać w arii z IV aktu.
Nieco w temacie opery, byłam wczoraj w świetnym miejscu – w kinie na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie. Nic bym o tym kinie nie wiedziała, gdyby nie newsletter z Instytutu Goethego. Bardzo klimatyczna sala z rewelacyjnym nagłośnieniem i serdeczna publiczność, która spotyka się chyba cyklicznie ( filmy o tematyce muzycznej w roku szkolnym wyświetlane są co miesiąc, jak się okazuje). A opera, bo byl to „Fitzcarraldo” Herzoga, który pierwszy raz widizałam w kinie i to po wielu latach. Oglądało się wyśmienicie, bo dla mnie ma to znaczenie, kto wokół mnie siedzi w kinie. Dodatkowo atmosfera w całym budynku była bardzo wdzięczna, bo trwają właśnie Juwenalia i, mimo późnej pory, w korytarzach przewijały się tłumy młodzieży, która szykowała się do koncertu. Z przyjemnością i pewną zazdrością (chciałabymbyć taka jak oni, nie tyle tak młoda, co tak zdolna:-) przechadzałam się przed seansem wśród nich, podsłuchiwałem, jak się przygotowują. Jeśli ktoś o tym kinie nie słyszał to polecam. Następne seanse od października.
O rany! Czytam komentarze i oczom nie wierzę. Do tej pory uczestnicy tego blogu jeśli różnili się w swoich ocenach, to parafrazując klasyka klasyka różnili się pięknie. Wszak, cytując kolejnego klasyka muzyka łagodzi obyczaje. Okazuje się, że nie wszystkim. Szkoda.
Wokaliści to specyficzna grupa. Człowiek poradzi sobie bez trudu z pianistą, z dętym, a nawet z perkusistą. Na wokalistów trzeba uważać, obojętnie, ma taki doktorat czy dopiero robi. 😛 😎
Ano szkoda. Ale z tą górą Micaëli tak właśnie było – była pod dźwiękiem (tak, na h2 też). Mogła być w gorszej formie w finale, takie zresztą można było odnieść wrażenie – że głos się przebijał przez jakąś przeszkodę. Każdemu, nawet największym artystom, zdarza się gorszy dzień. Nie tylko zresztą, jak widać, ja byłam tego zdania – dowodem jest fakt, że p. Khil nie otrzymała żadnej z nagród regulaminowych. Wśród pozaregulaminowych, których dostała kilka (w tym za Mozarta, ale nie za Hrabinę, tylko za Elwirę z I etapu, raz za Laksa z II etapu), na ogłoszeniu wyników odczytano jedną więcej – za osobowość muzyczną. Tymczasem dostały ją Weronika Rabek i Liang Wei.
Wszystko jest do odsłuchania na YT. Poprzednie etapy zresztą też, więc jeśli znajdę chwilę, to posłucham i się przekonam, jak wtedy było.
A czym się będę zajmować, to raczej nie Pani będzie decydować.
Justynie Khil, jak i wszystkim śpiewakom, życzę samych sukcesów.
Oczywiście, każdy może się zajmować tym, na co ma ochotę, nawet jeżeli gada od rzeczy 🙂
„Wokaliści to specyficzna grupa” – cóż, ja przynajmniej nie udaję eksperta od wszystkiego (na przykład, analogicznie, pianistyki), mimo nikłej wiedzy w jakimś temacie. Kończę tę dyskusję, bo nie jest ona merytoryczna, żadnych kontrargumentów nie dostaję, jedynie zdarta płyta. Życzę więcej pokory, naprawdę nie trzeba udawać, że jest się nieomylnym w każdym temacie – nikt nie może znać się na wszystkim. Nawet pomimo tytułu naukowego w dość pokrewnej dziedzinie.
Ja sie tylko podlacze do watku, ze Rozyna tylko dla mezzo. No jakby troche lyse takie stwierdzenie w polaczeniu opinii o konkrusie ADY SARI. Ktora zadnym mezzo nie byla, a Rozyna owszem.
Kontrargumentów by Pani nie zauważyła, nawet gdyby je przed Panią położyć. Niczego nie udaję, po prostu mam uszy i słyszę. Pokora nie ma tu nic do rzeczy. Ale też jestem za zakończeniem tej rozmowy – to jest blog kulturalny, więc bądźmy kulturalni.
Brunnecie 🙂 pewnie, że Rozynę śpiewają i soprany, nikt nie mówi, że nie. Jeśli to robią pięknie, to super.
@Wielki Wódz
Oj święta racja 😀
Nie mogę się zgodzić z PK w kwestii orkiestry. Może nie przeszkadzała ona uczestnikom, ale przeszkadzała widzom. Miałam wrażenie, że orkiestra jest w rozsypce. Brzydkie brzmienie i permanentna nieumiejętność wejścia na raz plus kiksy i to nie tylko w waltorniach. Piotr Sułkowski dwoił się i troił, aby zatrzeć to złe wrażenie.