Powrót wielkiej Joyce
Już po trzech tygodniach Joyce DiDonato wróciła do Polski, żeby wystąpić w wielkim finale 13. NDI Sopot Classic. I nawet nagłośnienie w Operze Leśnej nie przeszkodziło w wielkim przeżyciu.
Solistce towarzyszyła, co jest tradycją na finałowej gali, powiększona Polska Filharmonia Kameralna Sopot, ale tym razem pod batutą Michała Klauzy (i świetnie, bo to dyrygent, który naprawdę czuje operę), a jej szef Wojciech Rajski ograniczył się tym razem do poprowadzenia hejnału miasta, po czym zasiadł na widowni, by oddać się przyjemności bycia słuchaczem, co było częścią świętowania jego (półokrągłych) urodzin.
Po raz kolejny przekonaliśmy się, że nawet eklektycznie ułożone programy w wykonaniu tej artystki mają swój sens. No bo jak tak spojrzeć, to zestawienie Habanery z Carmen Bizeta, arii Sesto z La clemenza di Tito Mozarta i dwóch skrajnie różnych arii Xerxesa Haendla (liryczna Ombra mai fù i burzliwa Cruda furie) może wydawać się dziwne. Z kolei w drugiej części trzy z pięciu Rückert-Lieder Mahlera, Los pajaros perdidos Piazzolli, wreszcie Somewhere over the Rainbow – też wydawałoby się od Sasa do Lasa. Ale właśnie ta różnorodność była niesamowita: po prostu Joyce DiDonato potrafi wszystko. A jednocześnie jej głos jak dzwon potrafił pokonać minusy nagłośnienia – właściwie ona go nie potrzebowała. Jednak nawet ono nie przeszkadzało w prawdziwym wzruszeniu przy pieśniach Mahlera czy też Morgen Richarda Straussa zaśpiewanym na bis (drugi; pierwszym była aria Cherubina Voi que sapete). A błahostkę z Czarnoksiężnika z Oz skomentowała, że pochodzi ze stanu Kansas, podobnie jak bohaterka tej bajki, i przywozi nam kawałek swojego dzieciństwa. Wspomniała przy okazji koncert w Katowicach, zachwycając się salą i reakcją publiczności. Później, po koncercie, mówiła, że i Opera Leśna ma swój urok, zwłaszcza dzięki położeniu wśród drzew (o ekologicznych skłonnościach artystki już wiemy), a o nagłośnieniu starała się nie myśleć.
Zobaczywszy ją tym razem naprawdę z bliska nie mogłam się nie zdumieć, widząc, jaka jest szczuplutka – gdzie się mieści tak potężny głos? Jak ona to robi? A przy tym zawsze słychać i widać, że jest absolutnie świadoma, o czym śpiewa. Fascynująca śpiewaczka, i nie dziwię się fanom, którzy jeżdżą za nią, kiedy tylko mogą (jeden ze znajomych właśnie mi powiedział, że już zabukował bilety na siedem jej koncertów). Ale też mam nadzieję, i pewnie nie tylko ja, że skoro już znalazła drogę do Polski, będzie tu wracać.
Komentarze
Nie chciałam psuć humoru od razu w nocy, ale muszę to napisać: ten koncert miał jeden wielki minus, a był nim koszmarny wręcz konferansjer. Dowcipasy z kilometrową brodą, jakaś dziwna intonacja, banał na banale, co może by uszło na dawnym komuszym festiwalu piosenki w Sopocie (czy, jak powiedział znajomy, w Kołobrzegu), ale nie na występie kogoś tak wyjątkowego jak Joyce DiDonato. Zwykle zapowiedzi na gali finałowej miały jednak trochę klasy. Poza tym powtarzanie po kilka razy, kto jest sponsorem, patronem czy partnerem, to straszna wiocha (nie mylić z wsią), ale to już problem wszystkich polskich festiwali.
Ech….a do Warszawy wspaniała diva nie zajrzy? Już nie jeżdżę za moimi idolami jako emerytka, choć z chęcią bym znów posłuchała na żywo Franka Fagioli:)))
Niewykluczone, że są pewne plany. Zobaczymy.
Wczoraj wieczorem – nie pisałam, bo musiałam się zabrać za inne robótki – byłam na sympatycznym koncercie w Studiu im. Lutosławskiego w ramach Ogrodów Muzycznych. Wystąpiły same dziewczyny: trzy tancerki i cztery instrumentalistki, w programie La Reine danse (utwory Couperina, Lully’ego, Leclaira i Moureta). Szefowe obu zespołów, tancerka Zuzanna Grzegorowska i klawesynistka Weronika Paine (z domu Kłosiewicz), dawały już wspólnie koncerty we dwójkę. W skład zespołu instrumentalnego weszły jeszcze skrzypaczka Weronika Zimnoch, grająca na oboju i flecie prostym Bar Zimmermann (pochodząca z Izraela, koleżanka Weroniki Paine ze Scholi Cantorum Basiliensis) i Krystyna Wiśniewska, na co dzień wiolonczelistka Sinfonii Varsovii i znakomita kameralistka, której jedną z pasji jest też wiolonczela barokowa.
Na Ogrody Muzyczne będę czasem zaglądać, a dziś jeszcze idę na toast urodzinowy dla Tomasza Stańki.