Wojenny Brahms, wojenny Górecki
A może po prostu taki czas, że wszystko się kojarzy (zwłaszcza 1 września). Choć jeśli chodzi o III Symfonię Góreckiego, to słusznie.
Młodzieńczy, ale dojrzały, napisany przez 24-letniego Brahmsa, I Koncert fortepianowy d-moll op. 15, w istocie ukazuje wzburzenie i wstrząs, najprawdopodobniej związany ze śmiercią starszego przyjaciela-kompozytora Roberta Schumanna. Jednak hałas, jaki usłyszeliśmy od samego początku w wykonaniu kotłów i orkiestry (FN pod batutą Andrzeja Boreyki), bardziej przypominał walki pod Bachmutem. Yulianna Avdeeva miała niewiele szans, by się przebić, choć trzeba przyznać, że robiła, co mogła, a musiała się wysilać, by być w miarę słyszalna, i niestety miało to wpływ na całość interpretacji. Co gorsza, orkiestra też się czasem rozjeżdżała z solistką, choć ta próbowała być w kontakcie. Tylko w drugiej, wolnej części pojawiło się trochę poezji i głębi, a orkiestra wreszcie nie przygłuszała solistki, czasem nawet zagrała prawdziwe piano. Z ulgą wysłuchaliśmy też bisu – pięknie, delikatnie wykonanego Mazurka Władysława Szpilmana (tego wyciętego ze słynnych wariacji śpiewanych przez Wierę Gran), dzieła nierozerwalnie związanego z II wojną światową i gettem warszawskim. Ten utwór rozpoczyna nową (premiera była w maju) płytę artystki, na której znajdują się jeszcze: suita Szpilmana Życie maszyn, I Sonata Szostakowicza, IV Sonata Wajnberga i VIII Sonata Prokofiewa. Miałam cichą nadzieję, że płyta pojawi się w filharmonii, ale tak się nie stało. Dystrybutorem firmy Pentatone na Polskę jest Music Island i widzę, że płyta jest w ofercie na zamówienie. Chyba trzeba będzie.
Symfonia pieśni żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego – cóż można nowego powiedzieć o tym utworze, który swego czasu zrobił furorę na brytyjskich i amerykańskich listach przebojów, a gdy go wcześniej wykonano na Warszawskiej Jesieni, krytycy uznali go za nieporozumienie? Właściwie w pewnym sensie mieli rację, bo utwór zupełnie nie pasował do „Jesiennego” kontekstu, co zresztą nie jest w ogóle stwierdzeniem na temat jego wartości. W tym przerażająco spokojnym, kontemplacyjnym dziele mamy okropności wojny à rebours: w pierwszej części matkę żegnającą zmarłego syna (choć oczywiście pierwsze znaczenie i skojarzenie to pożegnanie Marii z Chrystusem), w drugiej – córkę kierującą z więzienia pożegnalne słowa do matki (w istocie to zniekształcony cytat ze lwowskiej piosenki o Orlątku Jurku Bitschanie), w trzeciej – skargę matki wędrującej w poszukiwaniu syna, którego „pewnie (…) w powstaniu złe wrogi zabiły” (w oryginale tej ludowej piosenki z opolskiego jest „grenszuce”, tekst pochodzi z czasów powstań śląskich, ale został zmieniony dla większej uniwersalności). Minęły lata – i znów z nawiązką, choć nie u nas, lecz na wschód od nas, matki szukają swoich synów, żegnają się z nimi. Pięknie zaśpiewała Izabela Matuła – jedno z lepszych wykonań tej symfonii; orkiestra tym razem nie przeszkadzała.
No i koniec tego festiwalu – odchudzonego, ale mimo to naprawdę dobrego. Teraz zaczyna się nam rozkręcać sezon – nie wiadomo, co wybierać, bo tyle się dzieje.
Komentarze
To i tak łagodnie ujęte. Dyplomatycznie, można powiedzieć.
A pomyśleć, że specjalnie wcześniej ruszyłem się po wejściówki, nie chciałem potem żałować, myślałem: ulubiony kompozytor i jeszcze Avdeeva, trzeba iść, a żeby iść wcześniej wystać swoje, no trudno.
Ale to od początku było nieporozumienie. Mam dokładnie te same odczucia, co Pani, tylko że może bardziej. Ale aż nie chciało mi się wierzyć, że mogę mieć rację.
Kotły mnie po prostu na wejściu ogłuszyły, to naprawdę rzadka rzecz, jeszcze w FN? Ale pomyślałem, no dobrze, może to złe miejsce. Człowiek oburzony zaczyna winić ściany. Bluzę, którą ma na sobie. To co zjadł na śniadanie. Byle nie wykonawców.
Tylko że chwilę później zaczęło być jeszcze gorzej: orkiestra okazała się być kompletnie niezsynchronizowana z Avdeevą. Nie że trochę. Dla mnie to było nie do słuchania po prostu, szczególnie w części pierwszej, i tylko o tyle się cieszę, czytając ten wpis, że w takim razie to nie że mi coś się z wyczuciem stało. Bo ten koncert jeszcze tego zgrania naprawdę wymaga. Jak tu się coś takiego dzieje, to ja dostaję piany.
I dokładnie tak samo odnosiłem wrażenie, że to pianistka musi się starać dopasować do reszty, nasłuchiwać, odwracać do poszczególnych muzyków z orkiestry.
A druga część była najładniejsza, bo mogła grać dużo sama.
A już bis, naprawdę szalenie wzruszający, pokazał, jak kapitalnie mógłby wyglądać cały wieczór, gdyby to był recital solowy. Avdeeva jest super i tylko szkoda, że nie dała się namówić na drugi bis. Ale może już tym Szpilmanem należało rzeczywiście zakończyć tę część.
A co do Góreckiego, to nie czuję takiej muzyki nic a nic. Kiedy przyjaciółkę kompozycja na przykład wzruszyła. Głos rzeczywiście wspaniały, to fakt, to akurat i ja usłyszałem, ale generalnie przeszedłem raczej obojętnie, jedyne co, to ożywiłem się na część trzecią, bo dla mnie jej początek brzmiał jak początek op. 17 no. 4, myślałem, że to jakiś będzie cytat. I tylko czekałem na trzeci akord, a on się nie pojawiał, czekałem, a się nie pojawiał, i tak w kółko. To ożywiające. Czego się wyobraźnia w znudzeniu nie chwyta.
Ale widziałem, że najmocniej śpiących i to nie ruszyło. Ich biedne, zgięte szyje miały uratować dopiero oklaski.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=048UiGtWo-A
Ładnie gra ten Edgar.
@ Zympans – no, te dwa akordy to miało być właśnie nie do końca oczywiste nawiązanie do op. 17 nr 4. A jednocześnie do jednego akordu z Eroiki Beethovena. Kompozytor sam o tym kiedyś powiedział.
Rzeczywiście ładnie gra. Zresztą dzięki temu zacząłem w ogóle próbować Dutilleux, który też jest na tej płycie: super.
Co do nawiązania do Mazurka: tym bardziej się cieszę. To w ogóle taka śmieszna przypadłość. Nawet bez, (i całe szczęście), słuchu absolutnego od wielokrotnego słuchania danego utworu szereg akordów powchodzi tak, że chociaż się samemu nie umie tak na zawołanie ich odtworzyć, to jak się usłyszy, to się rozpoznaje.
A skoro nie ma nowego tematu, to dodam coś do wpisu, który popełniłem kiedyś przy okazji Black History Month. Kolejna ciekawa rzecz w planach wydawniczych DG:
„The Philadelphia Orchestra and its Music and Artistic Director Yannick Nézet-Séguin continue their pioneering project to revive neglected music by Black American composers. Their latest recording, set for digital release on 15 September, presents Florence Price’s Symphony No. 4 and William Dawson’s Negro Folk Symphony, a work premiered by The Philadelphia Orchestra back in 1934.”
Negro Folk Symphony, jak sobie teraz riserczowałem, była ostatnio nagrana przez orkiestrę z Seattle razem z rzeczami George’a Walkera, którego, w przeciwieństwie do Dawsona, znam. I super lubię. I pewnie chciałoby się, żeby i jego Yannick ponagrywał, no ale jednak w przeciwieństwie do pozostałej dwójki, no właśnie, jest jakoś tam jednak grywany.
Krótki Lyric for Strings z płyty z Seattle to rzekomo najczęściej wykonywana jego rzecz, napisana, (przynajmniej w początkowej wersji), w 1946 r.:
„Lyric for Strings began as the second movement, marked Molto adagio, of a string quartet. Walker had just started to compose this music when he learned that his grandmother had died, and it became a memorial for her. A string orchestra version was premiered on the radio under the title Lament.”
https://youtu.be/W6LwCO1SmKc?si=8kpUJ5kwRzn0IS2A
To ładne, ale tu jeszcze podlinkuję w ramach ciekawostki, trochę bardziej ekscytujący dla mnie, Koncert na Fortepian, którego, i to dla mnie była niespodzianka, jedyne nagranie, jakie znalazłem, jest z… Sinfonią Varsovią. Czyżby oni to grali tutaj kiedyś? Dla mnie: odlot. Oby ktoś się podjął. Atmosferę to ma tak gęstą, że można kroić nożem:
https://youtu.be/_eqXvh5dDwQ?si=hIG2vwfKDUB5XWtO
No fajny ten Walker. Zabawne, że na tym zdjęciu na okładce przypomina czarnoskórą wersję Strawińskiego 🙂
Sinfonia Varsovia nagrała pięć płyt z muzyką Walkera. Czasem nagrywa różne kompletnie nieznane rzeczy, które zresztą na polskim rynku się nie pokazują. Ten deal jest po starej przyjaźni z Ianem Hobsonem, znanym i w Polsce dyrygentem i pianistą (specjalizował się kiedyś m.in. w Paderewskim). Wciąż nagrywają razem różne ciekawostki, np. muzykę orkiestrową Moritza (Maurycego) Moszkowskiego czy niejakiego Richarda Stöhra, o którym nie mam zielonego pojęcia. Dużo ciekawych rzeczy można znaleźć w dyskografii tej orkiestry.
https://www.sinfoniavarsovia.org/dyskografia/
No i muzykę pisał też bezkompromisową.
Właśnie też trafiłem na tę, trochę wyjętą z lat dwutysięcznych, stronę z ich nagraniami. Tzn. akurat mnie po prostu najbardziej interesuje ta zapomniana czarna muzyka, ale faktycznie mnóstwo ciekawych rzeczy i z innych stron.
Pytanie, wymagające zapewne znów dyplomacji, od osoby niezorientowanej w orkiestrach kompletnie, zatem może zróbmy z tego, które chciałem zadać, pytanie wyłącznie o pozytywy:
czy my mamy w PL jakiś wyróżniający się skład?
Tak się zastanowiłem patrząc na różnorodność w tej dyskografii SV. Nie jest to muzyka na płyty, które się sprzedaje przed Świętami w Empiku, a raczej rzeczywiście pod zagranicę.
SV miewa momenty lepsze i gorsze, ale na pewno jest to jedna z lepszych polskich orkiestr. Poziom trzyma też NOSPR. Orkiestra NFM jest nienajgorsza, z orkiestrą FN bywa – jak ostatnio zauważyliśmy – różnie.